Moduł aparatu fotograficznego implementowany na pokładzie urządzeń mobilnych wprowadził wiele zamieszania na rynku fotograficznym. I mimo że dużo czasu jeszcze upłynie, zanim mobilne układy dorównają tym stricte fotograficznym, to bez wątpienia amatorów mobilnego „pstrykania” nie brakuje.
Optyka montowana w smartfonie czy tablecie ma jedną podstawową zaletę nad osobnym urządzeniem do robienia zdjęć, czy kręcenia filmów. Użytkownik nie potrzebuje nosić przy sobie kilku gadżetów, by mógł wykonać czynności, na które ma ochotę. Era sprzętu mobilnego rozleniwiła nieco klientów, którzy wolą „wszystkomające” maszyny zamiast pełnoprawnego urządzenia, które trzeba dodatkowo dźwigać. Nawet fakt, że to co dostajemy w komplecie wraz ze smartfonem czy tabletem jest jedynie namiastką prawdziwego modułu fotograficznego, nie odstrasza potencjalnych nabywców. Mało tego, fanów mobilnej fotografii jest tak dużo, że koncerny produkujące swoje gadżety postanowiły tworzyć tzw. foto-smartfony czy też hybrydy (Galaxy K Zoom). Moda na tego typu urządzenia znajduje coraz więcej amatorów. A jak jest w przypadku większych braci? Czy tablety również są tak mocno rozpatrywane przez klienta pod kątem aparatu? No właśnie.
Smartfon vs. Tablet
Pewnie każdy z Was wie, jakie są różnice pomiędzy smartfonem a tabletem. Dla przypomnienia „inteligentne słuchawki” to urządzenia do 5 cali, natomiast mianem dachówki określa się ten sprzęt, którego matryca przekracza 7 cali. Pomiędzy nimi są fablety, które często charakteryzuje obecność rysika, a w przypadku części firm są to modele oferowane klientom biznesowym. Dlaczego? Mnie nie pytajcie. Obecność stylusa to nie powód, by robić z urządzenia biznesowe urządzenie. Wróćmy jednak do myśli przewodniej. Mówiąc o rozmiarze, od razu możemy porównać gabaryty aparatów kompaktowych, lustrzanek czy kamer. Nie licząc sprzętu dla profesjonalistów, zdecydowana większość kompaktów jest wymiarów bardziej zbliżonych do smartfonów, niż do 7-calowców. I to w zasadzie ten segment jest głównym targetem inteligentnych urządzeń. A gdzie w tym wszystkim miejsce dla tabletów? Jeśli ktoś myśli, że w przypadku większych braci rozmiar ma znaczenie, to rozczaruję Was. Większa powierzchnia użytkowa nie oznacza lepszej optyki. Ba! W wielu przypadkach jest ona żenująco słaba.
Urządzenie mobilne vs. Kompakt
Dlaczego wiele osób woli mieć wszystko w jednym miejscu, mimo znacznej straty na jakości i okrojonych możliwości względem pełnoprawnego sprzętu fotograficznego? Odpowiedź znajdziecie już w pierwszym akapicie tuż za wstępem. Jest to argument niepodważalny i w zasadzie to z powodu urządzeń mobilnych sprzedaż cyfrówek, kompaktów znacznie spadła. Smartfon to urządzenie multimedialne o szerokim zastosowaniu, a jednym z wynalazków, jakie posiada jest aparat, który zajmuje bardzo mało miejsca. Kiedy istnieje potrzeba wykonania niespodziewanego zdjęcia, po prostu wyjmujemy nasz ulubiony gadżet z kieszeni i pstrykamy, uwieczniając tym samym interesujące nas zjawisko, chwilę, sytuację. Mało tego, większość producentów oferuje tryb „auto”, który pozwala na automatyczne dostosowanie ustawień do warunków otoczenia. Jedyne co musimy zrobić to aktywować moduł i pstryknąć dedykowanym spustem migawki, bądź dotknąć przycisk na ekranie. W przypadku kompaktów tak łatwo już nie jest. Oczywiście większość z nich posiada tryb auto, ale mnogość funkcji potrafi zdezorientować niejednego debiutującego amatora fotografii. I to właśnie stopień trudności obsługi takiego urządzenia jest kolejnym argumentem, jaki przemawia na korzyść sprzętu mobilnego. Wiadomo, że w zamian otrzymujemy gorsze możliwości optyki (względem droższych cyfrówek), ale aspekt ten jest kluczowy tylko dla osób ściśle związanych z fotografią, bądź też entuzjastów „malowania światłem”.
Dla producenta to dodatek
Wiele firm produkujących tablety raczej nie stara się pakować mocnej optyki do swoich produktów. Tak naprawdę to czuję, że dla nich jest to bardziej element umieszczany na doczepkę, niż celowa zagrywka, która dawałaby przewagę nad konkurencją. W dodatku oprogramowanie do obsługi modułu fotograficznego jest czasem uproszczone do granic możliwości, wręcz żenująco ubogie w funkcje. Testując ostatnio Toshibę Encore, przekonałem się o tym na własnej skórze. Jeśli trafimy na zmianę poziomu światła, rozdzielczości i możliwości robienia panoramy powinniśmy być zadowoleni. Na więcej bym nie liczył, gdyż większość koncernów traktuje ten aspekt po macoszemu. I choć moduł sam w sobie był porządnej jakości, aplikacja aparatu psuła cały efekt z użytkowania. Dlatego, jeśli jesteśmy nastawieni na ten element, to warto zwrócić uwagę na urządzenia z serii Galaxy Tab S. Samsung jako jedyny wyłamał się z ogółu i postawił na solidny moduł, implementując nawet diodę doświetlającą LED oraz szerokie możliwości oprogramowania. Jeśli jednak to nas nie satysfakcjonuje, a planujemy kupić tylko jedno urządzenie, radziłbym skierować swoje oczy w stronę mniejszych braci – fabletów. Tutaj urodzaj foto-sprzętu jest zdecydowanie większy.
Wrażenia z użytkowania
Osobny akapit warto poświecić jakości użytkowania takiego sprzętu jako aparatu. Z ergonomią tabletu jest jak z dziurą w zębie – im większa tym problemy rosną. Tutaj niewiele można dodać. O ile 7-calowe dachówki pozwolą nam względnie operować sprzętem, o tyle urządzenie powyżej 10 cali odbierze nam chęć z cykania fotek. Przede wszystkim gabaryty, ale nierzadko też ciężar, przebijają swoimi wartościami wymiary sprzętu fotograficznego. Zależy również jak na to patrzymy. Sprzęt profesjonalny swoje waży, ale i tak jest mniejszy od dachówki. Natomiast moduł w tablecie to raczej namiastka kompaktowych cyfrówek, które są bardziej poręczne od chociażby 8-calowca.
Druga kwestia to aspekt dość kuriozalny. Pomimo tego, że nie ulegam presji otoczenia, nie wyskoczyłbym na sesję zdjęciową z 10 calowym tabletem. Dla przeciętnego użytkownika wyglądałbym jak świr. Oczywiście dla zapalonego entuzjasty nowych technologii robienie zdjęć dachówką nie będzie abstrakcją, jednak patrząc na siebie z boku, miałbym niezły ubaw. Prywatnie cenię ergonomię, dlatego tworzenie zdjęć urządzeniem większym niż 20 cm zabija wygodę użytkowania. Poręczny sprzęt to efektywność i lekkość bez dwóch zdań.
Komu to w ogóle potrzebne?
Doszliśmy do momentu, w którym warto podsumować te rozważania. Obecnie nie wyobrażam sobie robienia zdjęć czymś większym niż 6 cali. Może jednak są entuzjaści takich zabiegów. Popatrzmy jednak na to z perspektywy produktywności. Skoro w zdecydowanej większości sami producenci umieszczają taki moduł tylko jako ciekawostkę, to po co w ogóle to robią. Mam nieodparte wrażenie, że urządzenia mobilne jawią się w umysłach ludzkich jak te „smart”, czyli niejako sprzęt do wszystkiego. Niestety w tym przypadku stwierdzenie, że „jeśli coś jest do wszystkiego, to jest do niczego” sprawdza się w 100%. Dodatkowo umieszczony moduł fotograficzny zwiększa koszty samego tabletu, a jeśli ktoś jeszcze nie wie, jest to jedna z najdroższych części, jakie spotkamy w sprzęcie mobilnym. Dla producenta to kolejny pretekst, aby policzyć dodatkowe pieniądze klientowi, więc nie zaszkodzi zaimplementować. Przecież biznes to biznes. Szkoda tylko, że dla użytkownika końcowego obecność aparatu niewiele zmienia. Większość powtórzy utarte powiedzenie, że „lepiej jest coś mieć, niż nie mieć” i „od przybytku głowa nie boli”. Natomiast moim zdaniem, nie zawsze dużo oznacza dobrze, a przeładowanie sprzętu zbędnymi gadżetami psuje końcowe wrażenia.