Postęp, jaki obejmuje rynek, to nie zawsze lukier i słodkie nadzienie. W ramach lekko nostalgicznej podróży w przeszłość przypomnimy sobie, za co mogliśmy lubić stare urządzenia mobilne.
Nowsze znaczy lepsze?
Zanim jednak wsiądziemy do naszego wirtualnego DeLoreana i pochylimy się nad sprzętami sprzed dekady (a nawet dwóch) warto, abyśmy sobie parę spraw wyjaśnili. Przede wszystkim nie traktujcie go jako wpisu pochodzącego od technologicznego tetryka. Za bardzo doceniam możliwość sięgnięcia do kieszeni po „aparat fotograficzny” o każdej chwili i czasie czy słuchanie muzyki bez szukania empetrójki i budowania co kilka tygodni offlinowej playlisty, aby ten tekst można było podsumować słowami „kurła kiedyś to były czasy, dzisiaj już nie ma czasów”.
W trakcie jednej z moich sesji „błądzenia po internecie” jej tematyką w pewnym momencie stało się oglądanie starych smartfonów i telefonów. Porównując pojedyncze modele czy przeczesując popularny portal aukcyjny w poszukiwaniu któregoś z posiadanych przeze mnie kiedyś urządzeń w wersji „kompletny w pudełku” (nie pytajcie się, po co) koniec końców w mojej głowie wyklarowała się lista tego, czego mi brakuje w ofercie producentów, będących obecnie na topie.
W pewnym momencie zacząłem nawet odnosić wrażenie, że do jednej czy dwóch rzeczy dałoby się wrócić nawet dziś – oczywiście tylko w teorii. Praktyka i korporacyjne zasady skutecznie ubiłyby pomysł chwilę po tym, jak ktoś zacząłby wygłaszać podobne „herezje” na spotkaniach zarządu.
Gdzie się podziały fikuśne nazwy?
Najprawdopodobniej na sam początek wystawiam się z trudnym do wybronienia argumentem, ale niech stracę. Do pewnego momentu bowiem, żeby zrozumieć, który smartfon był lepszy od poprzedniego, trzeba było zaczytywać się w specyfikację konkretnego modelu – producenci nie ułatwiali zadania, oferując urządzenia o poplątanej logice nazywania.
Zerknijcie sobie na lata 2010-2012 u Samsunga i bez patrzenia na specyfikację powiedzcie, które urządzenie było lepsze: Corby, Monte, Omnia czy Champ? LG, choć w ofercie smartfonów starał się używać nazwy Optimus do oznaczania urządzeń z Androidem, z usług zielonego robota firma skorzystała także przy takich modelach, jak Viper czy Esteem. Wśród nie-androidowych urządzeń mogliśmy za to wybrać LG Cookie czy Samba. Sony Xperia SP, L czy miro?
Oczywiście można uznać, że próba połapania się, która Nokia akurat jest najnowsza/najlepsza w 2007 roku wymagało więcej wysiłku niż zrozumienie, że Galaxy A54 jest nowszy niż A53 i mocniejszy od A34, ale – cóż poradzić – preferuję delikatne szaleństwo nad chłodną kalkulacją. Status obecnej sytuacji na rynku najdobitniej pokazuje natomiast wschodząca siła napędowa rynku – składane urządzenia.
Przygotowałem nawet dla Was mały quiz na tę okazję:
- Jak nazywa się składane urządzenie w formie klapki Samsunga z serii Galaxy Z?
- a. Flip
- b. Clam
- c. Pearl
- d. Daehab
- Jak OPPO nazwało swojego „składaka” z serii Find N2 w formie klapki oferowanego w Europie?
- a. Hinge
- b. Flex
- c. Flip
- d. Bend
- Jakie nazwy wybrało vivo dla swoich składanych urządzeń z 2023 roku?
- a. Compact i Tome
- b. DS i Chocolate
- c. Flip i Fold
- d. Flip i Flap
Myślę, że uzyskanie wyniku 3/3 nie powinno sprawić problemu nikomu, kto chociaż raz wszedł do salonu operatora lub przeglądał oferty smartfonów powyżej 4000 złotych. Doceniam fakt, że Motorola postanowiła wykorzystać swoją spuściznę, aby składane smartfony nazywać Razr, a flagowy Honor Magic w formie książki to nie „Fold” a „V”.
Wydaje mi się jednak, że każdy obecny na rynku producent i każda następna marka wykreowana przez BBK Electronics pójdzie po linii najmniejszego oporu. Szkoda – miło byłoby zobaczyć, jak taki Samsung postanawia, że nazwa Galaxy będzie oznaczać flagowe urządzenia, średnia półka to od następnej serii „Solar”, a pełną nazwą następcy Galaxy M23 będzie Star M24 (bo wiecie, galaktyka > układ słoneczny > gwiazda).
Czas na aktualizację
Dobrze jest żyć według zasady „wymieniam sprzęt, kiedy ten przestaje działać, a naprawa jest nieopłacalna”. W przypadku względnie prostych urządzeń, jak pralka czy toster, stosowanie się do tego nie jest zbyt problematyczne i sporo osób tak robi. W przypadku smartfona jest to o wiele większy problem. Co jeżeli z miesiąca na miesiąc widzimy, że urządzenie działa coraz wolniej? Co jeśli aplikacja bankowa przestanie być wspierana na danej wersji systemu? Wtedy do dewizy należałoby dopisać „lub korzystanie ze sprzętu tak, jak w dniu premiery, staje się niemożliwe”.
Tymczasem mogę kupić lub wygrzebać gdzieś głęboko z szafy sprawną Nokię 6310 czy Sony Ericssona K750 i ich możliwości po (kolejno) 22 i 18 latach po premierze nadal są te same. Fiński telefon dzwoni i pozwala na wysyłanie SMS-ów, a z „soniacza” wciąż można słuchać muzyki czy przesłać śmieszny obrazek przez Bluetooth.
Oczywiście, podobny problem dotyczy starych komputerów z kartami sieciowymi, które nie udźwigną współczesnych stron WWW, ale okres „wypadnięcia z obiegu” w smartfonach jest o wiele szybszy. Niech za przykład posłuży jedna ze znajomych mi osób. Jej 8-letni komputer z nie najgorszymi jak na tamte czasy parametrami wciąż może służyć do przeglądania internetu, obrabiania grafiki czy grania w większość wychodzących obecnie gier (choć z tym jest coraz trudniej). Tymczasem weźcie do ręki Xiaomi Redmi 3S z 2016 roku i nawet nie skorzystacie z rabatów w Lidl Plus, gdyż wsparcie skończyło się oficjalnie na Androidzie w wersji 6.0.1.
Sprawy na szczęście zmieniają się na lepsze i Samsung czy OnePlus planują wspierać swoje topowe urządzenia dłużej. Chciałbym jednak dożyć czasów, w których prędzej smartfon rozpadnie mi się po dziesięciu latach w dłoniach niż będzie on zbyt stary na to, żeby oferować jakąś usługę – nieważne czy zapłaciłem w dniu premiery 7000, czy 700 złotych za telefon.
Wygląd to wszystko
Cofnijmy się do 2006 roku. Steve Jobs jeszcze nie pokazał światu pierwszego iPhone’a, udział Nokii w globalnym rynku, według różnych źródeł, waha się od 40 do 50%, a HTC kojarzy się z wysokiej klasy PDA (dziś nazwalibyśmy to po prostu smartfonem z fizyczną klawiaturą).
Wtedy też mogę wybrać losowe urządzenie z tego okresu, usunąć jego logo, a i tak istnieje spora szansa, że rozróżnilibyście produkty jednego producenta od drugiego. Dlaczego? Bo wtedy dało się jeszcze cokolwiek wymyślić w kwestii designu.
Smartfony nie mogą wyglądać inaczej. Tak, jak lodówka czy pralka, będą pionowymi prostokątami, a telewizory – poziomymi, tak samo smartfon musi oferować taki, a nie inny kształt. To jeszcze przez wiele lat będzie płaski placek z ekranem w proporcjach od 19:9-21:9 (pomijając składane urządzenia), z ilością zaokrągleń na ramce i pleckach dobranych wedle uznania działu projektowego. Taki wygląd w przybliżeniu jest najbardziej opłacalny dla projektantów i najbardziej wygodny dla typowego użytkownika.
Nie będę udawał, że fronty dzisiejszych urządzeń są w jakikolwiek sposób rozróżnialne, dlatego porównuję po 3 urządzenia z dwóch różnych epok tam, gdzie najbardziej widać różnice.
W galerii poniżej pierwsze trzy urządzenia u góry to fronty popularnych modeli telefonów, które zadebiutowały w 2006 roku, poniżej losowo wybrane najpopularniejsze smartfony pierwszego kwartału 2023 roku. Wszystkie z zamazanym logo. Aby nie psuć Wam ewentualnej zabawy, nazwy modeli zakryłem, choć widać je w podpisach – spróbujcie jednak najpierw bez zaglądania w to miejsce
Choć zdrowy rozsądek rozumie, dlaczego jest tak, a nie inaczej, to serce jednak z chęcią zobaczyłoby, jak firmy – zamiast zabierać kolejne fizyczne przyciski (gamingowe smartfony wyjmijmy z tego równania) – mogłyby dodać jakiś dżojstik, kulkę czy inny guziczek, który mógłby spełniać jakąś praktyczną funkcję. Na przykład muzyczną.
Telefon dla melomana
Nokie XpressMusic, Sony Ericsson z serii W – każdy, kto pamięta te urządzenia, domyśla się, o czym będą kolejne akapity. Być może nawet przyzna mi rację, że brakuje w głównym nurcie takich właśnie telefonów – sprzętów bardziej skierowanych do ludzi uwielbiających słuchać muzyki.
Wystarczy spojrzeć na premiery z ostatniego półrocza, aby zobaczyć, czym flagowe urządzenia kuszą potencjalnych kupujących. 1-calowe matryce, 5-krotny zoom optyczny, 200 megapikseli w głównym sensorze – takie właśnie hasła sprzedają zarówno smartfon za 4000, jak i za 7000 złotych. Innymi słowy – smartfony do robienia zdjęć.
I ja doskonale rozumiem zmieniające się czasy – wiele osób chce uchwycić wspomnienia z wakacji w jakości zbliżonej do rzeczywistości, a młode osoby z pomocą dobrego telefonu chcą łatwo rozpocząć przygodę z nagrywaniem filmów na YouTube, Twitcha czy innego TikToka. Nie trzeba uczyć się obsługi lustrzanki i zagracać pokoju mikrofonami, pop filtrami i innymi akcesoriami – to przyjdzie z czasem. Wystarczy tylko smartfon z aspiracjami do małego aparatu cyfrowego.
Chciałbym jednak zobaczyć na tyle odważnego producenta, który stworzyłby flagowy smartfon dla tych, dla których najważniejsza jest muzyka. Telefon, który otrzyma tylko jedną kamerę z tyłu i będzie trochę grubszy od konkurencji, ale za to będzie oferować wyjątkowe głośniki, odpowiednie gniazdo mini-jack, dobry przetwornik DAC czy fizyczne przyciski z boku obudowy do sterowania utworami. W zestawie na premierę oferowanoby audiofilskie, przewodowe słuchawki (z przekory lub sprawiania wrażenia naprawdę wyjątkowego sprzętu) oraz głośnik Bluetooth ze stacją dokującą przypominającą zminiaturyzowaną, starą wieżę Hi-Fi z dedykowanym złączem na iPhone’a/iPoda.
Możecie wskazać, że przecież Nokia planuje wkrótce wypuścić telefon, który ma w sobie coś z dawnych urządzeń dla często słuchających muzyki – model 5710 XpressLive z wbudowanym etui na słuchawki w obudowie. Albo niedawno wydany odtwarzacz Sony Walkman NW-A306, który pracuje na Androidzie 12, ergo jest niczym mały smartfon ale bez funkcji GSM.
W obu przypadkach zastrzegłem trzy akapity wyżej, że chodzi mi o sprzęt od dużego gracza z mocną kampanią marketingową, a nie o feature phone’a z małym bajerem lub o wybrakowany smartfon, który ma wiele wad. Ale, skoro już jesteśmy przy odważnych pomysłach, możemy przejść do ostatniego punktu.
Nie ma sensu eksperymentować
Wydaje mi się, że moje zainteresowanie telefonami (które częściowo doprowadziło mnie tu, gdzie jestem) wzięło się z tego, że w pierwszych 15 latach XXI wieku rynek urządzeń mobilnych był pełen różnych pomysłów, dzięki czemu produkty częściej zapadały w pamięć. Z czasem jednak producenci stali się bardziej przewidywalni, a ci legendarni „księgowi patrzący na słupki” ubili, ubijają i będą ubijać szalone pomysły z działów R&D.
Kiedy myślę o tych „bananowych” Nokiach 8110 z Matrixa i 3310, który chyba jako jedyny stał się telefonem-memem, rozpoznawalnym niemal na całym świecie, to aż odpala się we mnie wewnętrzny mobilny boomer.
Pamiętam, jakie wrażenie robił na mnie Sony Ericsson P1 i kiedy podczas przesiadki na Xperię SP nie mogłem oderwać wzroku od diody powiadomień, znajdującej się przy przezroczystym pasku na dole urządzenia. Wiem, że gdybym mógł częściej żonglować prywatnymi smartfonami w przeszłości, to na pewno w kieszeni pojawiłby się LG Flex 2, Xiaomi Mi Mix 3 czy coś autorstwa BlackBerry.
Kiedy skończyła się kreatywność w smartfonach? Całkiem niedawno, bo w lipcu 2021 roku. Wtedy to właśnie LG oficjalnie zakończyło swoją obecność na tym rynku jako producent urządzeń mobilnych. Choć z czasem popularność firmy malała na rzecz chińskiej konkurencji, to do samego końca potrafili zaoferować „coś”. Wspomniany wyżej LG Flex, LG G5 z wymiennymi modułami, LG Wing 5G z dwoma ekranami, które po rozłożeniu układały się w literę „T” czy Optimus 3D P920 – pierwszy wprowadzony globalnie smartfon robiący zdjęcia w 3D.
Taki lipiec 2021 to oczywiście tylko arbitralnie wskazana data, która dla niektórych może okazać się nieprawdziwa. W końcu mamy przecież Nothing Phone’a, który otrzyma swojego następcę czy Balmuda Phone, urządzenie pokazane już po „końcu” kreatywności. Nie są one jednak nawet w połowie tak szalone, jak Microsoft w 2010 roku, wprowadzający telefony z serii Kin. Albo kiedy przed premierą PlayStation Vita Sony wprowadziło na rynek Xperię Play. No właśnie…
Czy mógłby powstać dziś „szalony” smartfon podobny do Xperii Play? Prawdziwie gamingowy telefon z emulowaniem biblioteki z PlayStation Vita czy PSX-a, z opcją streamowania bardziej wymagających tytułów poprzez PS Plusa i funkcją pada, który mógłby połączyć się z PS5 i nadawać się do mniej wymagających gier?
Z pewnością obecna technologia pozwoliłaby na takie przedsięwzięcie. Tylko że Sony musiałoby już w pierwszej generacji sprzętu zapewnić klientów o długoletnim wsparciu i nie popełnić po drodze ŻADNEGO błędu, a i tak ostateczny wynik sprzedażowy niezadowalający księgowych mógłby sprawić, że Sony wróciłoby do oferowania tego, co zawsze. Tak jest w końcu bezpieczniej.
Wszyscy jesteśmy winni
Myślę jednak, że w tym przypadku częściowo szukam winnego nie tam, gdzie trzeba. Owszem, firmy nie chcą wtapiać milionów dolarów w nierentowne projekty – o wiele łatwiej wydać bezpieczną ewolucję obecnego sprzętu, a szalone pomysły, pokroju składanych smartfonów, traktować z pewną dozą ostrożności. To zrozumiałe, że producenci elektroniki chcą zarabiać na swoich urządzeniach – tak działa rynek dóbr i usług.
Częściowo winę ponosimy zatem my, klienci i fani rynku technologicznego. Nawet, jeżeli kochacie unikatowe telefony, domyślacie się, że łatwiej jest pod recenzją nowego telefonu napisać, że „nuda”, „z generacji na generację coraz gorzej”, „poprzednik był lepszy”. O wiele trudniej jest pomyśleć przez chwilę i pogdybać sobie:
- Co by było, gdyby więcej osób (w tym ja, fan ciekawych technologii) skusiło się na Nokię N9?
- Co by było, gdyby więcej osób (w tym ja) dało szansę Windows Phone 8?
- Czy SailfishOS i BadaOS mogły stać się przeciwwagą dla Androida i zapobiec duopolowi, gdyby ludzie (w tym ja) kupiliby jakikolwiek smartfon z jednym z tych systemów?
Nie ma ciekawych smartfonów, bo takich nie kupujemy. Nie szukamy rewolucji i odmiany sytuacji. Nasz następny smartfon powinien być jak najbardziej podobny do tego, co mamy, tylko szybszy i robiący lepsze zdjęcia. Nie kupimy telefonu, który zaoferuje nowy system czy inne spojrzenie na to, czym może być współczesne urządzenie mobilne – marketing i doświadczenie Google oraz Apple nie dopuści do tego, aby „trzecia siła” w kontrolowany sposób zmieniła zasady gry.
Tak jak płynnie przechodziliśmy z klasycznych telefonów na smartfony, tak obecnie tylko zastąpienie smartfonów czymś zupełnie innym może zatrząść rynkiem. Być może wtedy przyjdzie czas na ponowne eksperymentowanie formą, przetasowania na wykresach kołowych pt. „procentowy udział producenta smartfonów na globalnym rynku w roku xxxx”. Może wtedy, nauczeni „erą smartfonów” sprawimy, że urządzenia mobilne znów będą ciekawe i unikalne.
A wy za czym tęsknicie najbardziej? Wymienialną baterią, grami napisanymi w Javie czy kompozytorem dzwonków w Nokiach? Powspominajmy stare czasy w komentarzach nie zapominając, że możliwość czytania Tabletowo na urządzeniu mobilnym to też niezły bajer ;).