Jestem fanem PlayStation i nie zamierzam udawać, że jest inaczej. Dlaczego więc w przypadku obecnej generacji zdecydowałem się na zakup PC i konkurencyjnego Xbox Series S? Czy tego typu zakup był w ogóle opłacalny? Jak to jest przesiąść się po kilkunastu latach ze sprzętu Sony na propozycję ze stajni Microsoftu? Usiądź wygodnie, a ja wszystko Ci opowiem…
Moja przygoda z PlayStation…
…rozpoczęła się jeszcze w czasach szkoły podstawowej. Mój przyjaciel z ówczesnych lat miał konsolę Sony PlayStation 2 w wersji FAT, na której zagrywaliśmy się w Star Wars III: Revenge of the Sith. Rzecz jasna miał też inne gry, jednak to Zemsta Sithów skradła nam najwięcej czasu. Nie ma się zresztą czemu dziwić – ta gra, choć nie wygląda już pięknie, wciąż potrafi zaoferować sporo frajdy!
Nie pamiętam, w jakich okolicznościach, ale po dłuższej chwili i ja mogłem pochwalić się własną konsolą. Moje pierwsze PlayStation 2 w wersji Super Slim zostało mi sprezentowane przez drogą mamusię wraz z God of War oraz God of War II. To dopiero zestaw produkcji przeznaczonych dla dzieci! Do tej pory pamiętam, że bundle ten kosztował zawrotne 749 złotych – ileż ja bym dał, żeby w tym momencie nowe sprzęty o świetnej specyfikacji tyle kosztowały…
Wracając jednak do myśli przewodniej, lata mijały, moja kolekcja gier na PS2 się powiększała (po pewnym czasie udało mi się nawet zdobyć nową, firmową kartę pamięci, o zawrotnej pojemności 8 MB!), a ja stawałem się coraz bardziej chętny na poznawanie nowych przygód i postaci. Chwilę później kupiłem swojego pierwszego laptopa (albo raczej – kupiono mi za te mistyczne pieniądze z komunii) i poznałem smak gier na PC.
Oczywiście nie był to sprzęt do gier, tylko mocniejszy laptop biznesowy, ale młodemu (i nieświadomemu) Wojtusiowi fakt ten nie robił różnicy. Dało się grać w gry i to było najważniejsze! Głównym źródłem programów rozrywkowych było rzecz jasna CD-Action i (czasami) inne magazyny traktujące o grach, które dodawały płytki z pełnymi wersjami. Szkoda, że jesteśmy świadkami ery upadku czasopism dla graczy…
Lata jednak mijały, sprzęt powoli przestawał wyrabiać, a ja na powrót zakochałem się w PlayStation. Teraz dostrzegam, że historia lubi się powtarzać. Oto bowiem w gimnazjum będąc, bywałem czasem u mojego kolegi, który posiadał (nie zgadniecie) PS3 w wersji FAT. To on pokazał mi uroki trybu zombie w pierwszym Call of Duty: Black Ops i podejrzewam, że gdyby nie ten fakt, nie wkręciłbym się tak bardzo w gry traktujące o żywych trupach. Zresztą, moją miłość do ponownego wysyłania martwych pod ziemię widać chociażby po wrażeniach z Dead Island 2.
Tym razem jednak portfel mamusi nie przyszedł mi z pomocą i musiałem na konsolę uzbierać samemu. Po dłuższym czasie (bo na parę miesięcy po premierze PlayStation 4) jednak mi się udało i pojechałem z ojcem do pewnego sklepu, w którym ostatnio przeglądałem oferty na PlayStation 5, celem nabycia PS3. Była to oczywiście wersja Super Slim, jednak w najuboższej, bo 12 GB wersji z pamięcią flash.
Dość szybko zorientowałem się, że taka ilość pamięci nie wystarczy. Musiałem więc uzbierać na dysk wewnętrzny i po kilku kolejnych miesiącach rozszerzyłem pamięć konsoli o 500 GB. Niedługo potem (bo w okolicach końca gimnazjum i początku liceum) z kolei stwierdziłem, że czas najwyższy na zmianę laptopa. Mój leciwy HP nie wyrabiał bowiem już nawet z podstawowymi programami, o grach nie wspominając.
Tak więc tym razem bardziej świadomy tego, co chcę zakupić, wybrałem się do pewnego sklepu, co ma siedzibę w Częstochowie i nabyłem laptopa gamingowego. Mój wybór padł na model firmy Asus z serii ROG. Ten demon prędkości oferował zawrotne 8 GB pamięci RAM, procesor i5-6300HQ oraz kartę graficzną Nvidia GeForce GTX 960M. Wierzcie lub nie, ale mam go do tej pory i wciąż działa znakomicie (choć nie korzystam z niego do gier, a do tego wymagał lekkich modyfikacji wewnętrznych).
Na nowo poznałem smak gier na PC, tym razem jednak poznałem również wartość wysokich detali oraz uroki 60 klatek na sekundę. Nie sprawiło to jednak, że z miejsca zostałem wyznawcą PC Master Race. Po kilku latach bowiem mój wzrok ponownie przyciągnęło PlayStation, jednak tym razem historia potoczyła się zgoła inaczej. Nikt z moich znajomych nie miał konsoli PS4…
Nabycie PlayStation 4 było w pełni umotywowane chęcią zagrania w Beat Saber. Jak wiadomo, jest to produkcja przeznaczona na VR, do którego zestawy wówczas nie dość, że swoje kosztowały, to jeszcze wymagały odpowiednio mocnych podzespołów. Niestety mocniejszych, niż mógł zaoferować mój ówczesny/obecny laptop. Po szybkiej kalkulacji kosztów, związanych z nabyciem nowego sprzętu (VR + podstawowa platforma do jego obsługi), wyszło na to, że zakup PS4 Pro z pierwszym PlayStation VR jest najbardziej opłacalny.
Jednak tego typu inwestycja była dla mnie wówczas niesamowicie kosztowna. Nie ma się zresztą czemu dziwić, dopiero co ukończyłem 18 lat, napisałem maturę i nie miałem jeszcze żadnego faktycznego doświadczenia w pracy. Znaczy, teoretycznie miałem i to poniekąd aktorskie, ale tym nie chwalę się nawet w CV (pozdrowienia dla Szefowej, która dopiero teraz się o tym dowiaduje ;)). Zbieranie na to urządzenie nie wchodziło w rachubę, gdyż musiałbym zwlekać z zakupem zdecydowanie zbyt długo. Co więc zrobiłem? Napadłem na bank i za skradzione pieniądze wykupiłem cały nakład limitowanej edycji konsoli.
Oczywiście, że do tego nie doszło! A nawet, gdyby było inaczej, to publicznie nie przyznałbym się do tego typu aktywności… Zacząłem szukać pierwszej faktycznej pracy i znalazłem ją w ciągu 3 dni. Mój pierwszy pracodawca płacił (jak na tamte czasy) naprawdę świetnie. Do tego dochodziła wyższa stawka weekendowa za godzinę, toteż po 1,5 miesiąca od rozpoczęcia procesu zarabiania pieniędzy, mogłem się cieszyć nowiutką PlayStation 4 Pro z dwoma kontrolerami, roczną subskrypcją PlayStation+ oraz headsetem PS VR. Ba, było mnie nawet stać na zasilenie portfela PlayStation Store za 200 złotych.
…skończyła się w ubiegłym roku
Rok 2022 przyniósł sporo zmian, zarówno tych na lepsze, jak i tych na gorsze. Dla każdego pewnie skojarzony jest bardziej lub mniej negatywnie i nie ma się zresztą czemu dziwić. Istotna w kontekście tego artykułu jest jednak zmiana mojego sprzętu. Oto po raz pierwszy w moim stosunkowo krótkim życiu, zwolennik konsol, a w szczególności PlayStation, zdecydował się zainwestować w gamingowy PC.
Jak do tego doszło? Cóż, miało to niewątpliwie związek ze zniżkami na sprzęt, oferowanymi przez moją poprzednią pracę w dużym sklepie z elektroniką oraz utrudnioną dostępnością PlayStation 5. Kupiłem więc mocną jednostkę (która, jak mam nadzieję, posłuży mi przez kilka najbliższych lat) oraz zestaw peryferiów Razera. Może to i lepiej, że nie było wtedy dostępnej szklanej podkładki, bo pewnie wylądowałaby na moim biurku, nawet pomimo nieco zaporowej ceny.
Och, gry chodzące na Ultra w ponad 100 klatkach to dopiero coś! Zakupu nie żałuję, choć wciąż do wyznawcy PC Master Race się nie zaliczam (nie mówcie Michele). Problem polegał jednak na tym, że moja biblioteka gier na komputer wymagała lekkiego odświeżenia. Na konsole nabyłem (i przeszedłem) wiele różnego rodzaju nowych produkcji, podczas gdy biblioteki Steam, Origin, Uplay, Epic Games oraz GOG, tkwiły w swoistym limbo.
Co prawda dostałem wówczas dopiero co wydane Dying Light 2 do procesora, ale od produkcji odbiłem się dość szybko. Grafika była śliczna, jednak poza tym gra oferowała bardzo niewiele. Przez wzgląd na szacunek do pierwszej części (oraz brak innych gier), zdecydowałem się ją mimo wszystko ukończyć… Jednak od razu po przejściu została przeze mnie odinstalowana i (słusznie) zapomniana.
Jest sprzęt, ale nie ma sprzętu…
Problem zbyt małej liczby gier jednak dość szybko przestał mnie nie dotyczyć. Pomimo tego, wciąż mi coś doskwierało. Jakiś wewnętrzny głos zarzekał się, że coś jest nie tak. Nie byłem w stanie sobie uświadomić co, dopóki nie wziąłem się za artykuł dotyczący ofert na PlayStation 5.
Z racji tego, że zdarza mi się podróżować na dalsze dystanse, czasami na dłużej, czasami na krócej, myślałem nad nabyciem jakiegoś urządzenia do grania na wyjazdach. Początkowo miał to być Steam Deck (który doczekał się promocji), potem myślałem nad Nintendo Switch, jednak w ostatecznym rozrachunku nie zdecydowałem się na żadną z tych konsolek.
Przeważnie bowiem podczas tego typu wyjazdów występuję w charakterze kierowcy, a że na korzystanie z telefonu za kółkiem jestem bardzo cięty, to opcja jednoczesnej jazdy samochodem i gokartem w Mario Kart tym bardziej nie wchodziła w grę. Poza tym ja i Mario się nie lubimy, a mini-PC mogę znaleźć taniej. Branie ze sobą wielkiego PC też odpada, natomiast fanem gier mobilnych nie jestem (niemniej Turtle Beach Atom wciąż wspominam cieplutko).
Oto więc (dość przekornie), przeglądając oferty na PS5, zacząłem się zastanawiać nad tym, ile kosztuje Xbox Series X. Spojrzałem na oferty sklepu i… eureka! Odnalazłem konsolę, o której istnieniu zdążyłem zapomnieć, niczym o Mini Capsule w realme C55. Mowa rzecz jasna o Xbox Series S – słabszym, tańszym oraz (co najważniejsze) mniejszym wariancie konsoli nowej (wróć, obecnej) generacji!
Los się do mnie dodatkowo uśmiechnął, gdyż okazało się, że konsolka w wersji z 512 GB pamięci jest w promocji i do tego w zestawie z dwoma kontrolerami. Nie zastanawiałem się zbyt długo i upewniwszy się, że zakup Xklocka nie odbije się negatywnie na moim budżecie, zamówiłem go. Jak zniosłem przesiadkę po wielu latach lojalnego buszowania w systemie PlayStation? Nie tak źle, jak sądziłem…
PlayStation vs Xbox, czyli wojna konsol z perspektywy fana PlayStation i użytkownika-juniora Xbox
Nie będę rozpisywać się zbytnio na temat samej konsoli z dwóch powodów. Po pierwsze, Konrad zdążył już Wam zrecenzować tego mistrza kompromisu i nie ma sensu tego powtarzać. Po drugie, umówmy się, to nie jest nowy sprzęt. Kto był nim zainteresowany, ten zdążył już sprawdzić jego parametry i albo go kupić, albo nim wzgardzić. Zwyczajnie nie ma to sensu.
Napiszę więc, jak to jest zdradzić PlayStation dla zielonej konkurencji. Dobrze? Moim zdaniem to nie ma tak, że dobrze albo że nie dobrze… To bowiem zależy pod jakim kątem. Jest kilka rzeczy w Xbox, które niezmiernie mnie denerwują i w których PlayStation zdecydowanie przoduje oraz kilka takich, którym niebiescy nie podołali…
Zacznijmy może od tego, co Xbox, w moim osobistym mniemaniu, robi źle. Przede wszystkim jego menu główne (czy tam ekran główny, jak kto woli), w porównaniu do tego oferowanego przez PlayStation, jest… dziwne. Mało intuicyjne, ciężkie do rozczytania i już teraz mam świadomość, iż w najbliższym czasie się z nim nie polubię. Wybacz Konrad, ale czytelność systemu w Xbox ssie. Menu w wykonaniu Sony jest o niebo lepsze i Microsoft mógłby się paru rzeczy od Japończyków nauczyć.
Druga rzecz to niezrozumiała dla mnie decyzja zielonych związana z kontrolerami. Dlaczego do jasnej anielki pady te nie mają wbudowanych akumulatorków, które można ładować, tylko działają na paluszkach AA?! Kto to zaprojektował, kto to zatwierdził i dlaczego dotychczasowi użytkownicy Xboxa się wciąż nie zbuntowali?! Czas pracy takiego kontrolera z podłączonymi słuchawkami jest żałośnie wręcz krótki…
Można zakupić co prawda akumulatorki zewnętrzne (już się w takowe nawet zaopatrzyłem), ale jestem zdania, że powinny być one standardem. Microsoft, błagam, przy okazji projektowania kolejnych kontrolerów, wbudujcie w nie jakieś rozsądne akumulatory… Tylko żebyśmy się zrozumieli, chodzi mi o podstawowe wersje padów, a nie te kosztujące od 1000 złotych wzwyż…
Koniec złych rzeczy, jeśli chodzi o przesiadkę na Xbox. Zaskoczeni, że tylko dwa punkty są na minus? Ja też byłem, ale z drugiej strony jestem użytkownikiem konsoli z zielonym X od niedawna. Być może za kilka miesięcy nie będę miał problemu z ekranem głównym (w co szczerze wątpię), ale za to pojawią się z innymi jej właściwościami. Chociaż patrząc na tekst Konrada, który napisał cały felieton na temat wad i zalet tego sprzętu po roku użytkowania – szczerze wątpię…
Jakie są z kolei plusy? Również dwa? Może jeden? Ano tu jest problem, bo plusów jest zdecydowanie więcej. Zacznijmy od tego cuda, co to się Xbox Game Pass Ultimate zowie i w moim odczuciu bardzo się opłaca. Miesięczny koszt subskrypcji, która daje nam dostęp do groma zarówno starych, jak i nowych gier, wynosi 54,99 złotych. Koszt ten jest zredukowany do 4 złotych za pierwszy miesiąc dla nowych kont.
Prosta matematyka mówi nam, że dostęp do dziesiątek gier (nie licząc miesięcznej zniżki dla nowych kont), będzie nas kosztować niecałe 660 złotych rocznie. To równowartość od 2 do 3 dużych tytułów na premierę. W porównaniu do PlayStation Plus Premium (które miesięcznie wychodzi drożej, jednak w płatności rocznej – taniej), jest to dla mnie o wiele bardziej atrakcyjne. Nie wspominając o dodatkowych benefitach w grach od Riotu…
W ramach Game Pass Ultimate mamy również dostęp do abonamentu EA Play. W przypadku Sony, jeśli dobrze pamiętam, EA Play dostępne jest do nabycia osobno. Inna sprawa, że w standardzie jest tam Ubisoft+ Classics, choć mnie specjalnie oferta Francuzów nie przekonuje… Szczególnie biorąc pod uwagę fakt, iż spora część dobrych gier Ubi i tak się w ofercie Game Pass znajduje.
Dla osób, które wcześniej z Xbox miały styczność, Game Pass Ultimate może być mało atrakcyjną opcją. Głównie przez wzgląd na fakt, że większość tytułów zdążyły już ograć, czy to na premierę, czy to na konsolach poprzedniej generacji. Dla nowych osób jednak jest to inwestycja naprawdę bardzo opłacalna. Jako fan(atyk) przygód komandora Sheparda (vel komandor Shepard), nie mogłem nie dać szansy opowieści o legendarnym Master Chief.
Halo: The Master Chief Collection wylądowało więc jako pierwsze na dysku mojej nowej stacjonarnej konsoli mobilnej. Podczas oczekiwania na pobranie (kolekcja waży około 115 GB), zacząłem przeszukiwać inne produkcje dostępne w ramach abonamentu i okazało się, że mam naprawdę horrendalną ilość gier do nadrobienia. Znalazłem również kilka produkcji, które chciałem sprawdzić, jednak nie byłem skłonny za nie zapłacić. Game Pass Ultimate dał mi taką możliwość.
Zacząłem więc dodawać kolejne tytuły na listę gier do późniejszego sprawdzenia. Czy w nie zagram, to inna kwestia, jednak zakładając, że tak się stanie, to mam w co grać przez najbliższych kilka miesięcy. A w tak zwanym międzyczasie wyjść mają, chociażby Star Wars Jedi: Survivor, Dead Island 2, Diablo IV czy nowa gra w uniwersum Obcego…
Zresztą nie tylko te produkcje staną w szranki o uwagę gracza, ale zakładam, że każdy ma swoje tytuły, na które najbardziej czeka. Niekoniecznie te, które pojawiły się na The Game Awards 2022. Sezon horroru dla portfeli graczy uważam więc za otwarty!
Kolejną rzeczą jest… jakość odpalanych przez Series S gier. Konsolę podłączyłem do monitora o rozdzielczości 1920×1080 i każda z gier wygląda naprawdę dobrze! Wliczając w to leciwą już Forzę Horizon 4, w której Kuba swego czasu dostał bęcki podczas międzyredakcyjnego turnieju wyścigowego. Ciekawe czy ma obecnie więcej niż 1100 godzin w 4. części Forzy…?
Wydajności też nie mam zupełnie nic do zarzucenia – wszystkie produkcje śmigają aż miło i nie zauważyłem żadnych spadków w klatkarzu. Być może miałbym inne odczucia, gdybym podpiął najmniejszego Xboxa, jaki kiedykolwiek powstał, do telewizora 4K pokroju Sony Bravia XR A80K. Jednak nie podłączyłem, więc się nie wypowiem – odsyłam tutaj do wspomnianego już tekstu Konrada, bo z tego, co się orientuję, to on swoją konsolę do telewizora 4K podpiął.
Dodatkowy plus Series S, jaki zauważam po przesiadce z PS4 Pro z wiatrakami, które mogłyby umarłego obudzić, to niesamowita wręcz cisza. Konsola się grzeje, tak, jak najbardziej, do tego stopnia, że toster w kształcie Xbox Series S wydaje się niepotrzebnym wydatkiem. Wystarczyłoby bowiem kupić samo urządzenie (tylko jak je potem umyć…?). Niemniej jest przy tym niewiarygodnie wręcz ciche, a przez wzgląd na brak spadków wydajności wnioskuję, że tego typu temperatury mimo wszystko nie stanowią dla konsoli problemu.
Czyli co, Xbox Series lepsze?
Hola, hola, bez przesady – przesiadłem się na Xbox Series S, ale to jeszcze nie znaczy, że pluję na PlayStation 5! Chociaż, może odrobinę znaczy… Problemem PS5, w porównaniu do Series S (oj nie, tego skrótu tutaj nie zastosuję), jest fakt, iż konsola ta ma słuszne rozmiary.
Mój drogi przyjaciel ją kupił i fakt, wygląda niczym odświeżacz powietrza przyzwoicie, działa dobrze i oferuje mnóstwo świetnych gier ekskluzywnych. Tyle tylko, że przy okazji jest wielka – nawet w porównaniu do słusznych rozmiarów PS4 Pro.
Swoją drogą, ekskluzywnych produkcji trochę w bibliotece Xboxa brakuje, ale nie powinno to odstraszyć nowych nabywców. Szczególnie, że Microsoft nie spał i jakiś czas temu nabył wielu rozpoznawalnych producentów gier – może się więc niebawem okazać, że PlayStation przestanie być jedynym słusznym wyborem dla miłośników produkcji ze świetną fabułą. Inna kwestia, że Xbox Series S nie przyciągnął mnie swoją biblioteką…
Zrobiła to (poza gabarytami) cena – za konsolkę z dwoma padami zapłaciłem bowiem niecałe 1400 złotych. Gdyby PlayStation 5 Digital Edition wciąż kosztowało tyle, ile miało na premierę (przypominam, że Sony podało cenę sugerowaną 1849 złotych), to prawdopodobnie sięgnąłbym głębiej do portfela po brakujące 450 złotych. Trudno, najwyżej bym dokupił specjalną walizkę ochronną na PS5… za drugie tyle.
Szczęście w nieszczęściu (dla mojego budżetu) jest jednak takie, że dostanie nowej PS5 Digital Edition w tej cenie jest zwyczajnie niemożliwe. Mało tego, Sony zdecydowało się na podwyższenie podstawowych cen swojego sprzętu do gier oraz samych produkcji w sierpniu ubiegłego roku. Microsoft z kolei cen konsol nie ruszył, ale podniósł ceny gier o niecałe 10 dolarów.
Cóż, przynajmniej dzięki temu mogę sprawdzić produkcje, które wcześniej nie były dla mnie dostępne i to na sprzęcie, który kosztuje znacznie mniej niż mój smartfon! O rozmiarach już nie wspominam, bo zdążyłem to zrobić wielokrotnie. Mimo wszystko szkoda, że PlayStation nie postawiło na tańszą alternatywę dla głównej jednostki. Może przy okazji przyszłej generacji pójdą w tę stronę? Ostatecznie wiele nowych gier jeszcze dostaje wersje na PS4 (choć trzeba uczciwie przyznać, że jest ich coraz mniej).
Czy posiadanie zarówno konsoli, jak i gamingowego PC, ma sens?
Odpowiedź jest Wam znana – to zależy. Od użytkownika, konsoli, podzespołów komputera, finansów… Innymi słowy, od wielu czynników. Jeśli chodzi o mnie, to zdecydowanie tak. Wydajny PC służy mi bowiem nie tylko do grania w najnowsze produkcje, ale również do pracy czy obróbki filmów. Biorąc jednak poprawkę na wyjazdy oraz gabaryty komputera, chciałem mieć coś mniejszego.
Tu cały na biało (no, prawie cały…) wszedł Series S. Kupno Xboxa potencjalnie rozszerzyło mi również grono gier, które w przyszłości (być może) będę miał okazję dla Was testować. Jedyną opcją, która w tym momencie mogłaby mnie przekonać do zakupu PlayStation 5 (poza drastycznym spadkiem ceny), jest PlayStation VR 2.
Tyle tylko, że inwestycja w tego typu sprzęt w moim przypadku mija się z celem – posiadam już bowiem świetnie działające gogle Meta Quest 2 oraz wciąż sprawne PlayStation VR. Kolejne gogle są zwyczajnie zbędne…