Wojna w Ukrainie to nie tylko walka na froncie, ale również w mediach społecznościowych. Państwowy Instytut Badawczy NASK podsumował rok swoich działań, polegających na walce z dezinformacją w polskiej cyberprzestrzeni. Od początku wojny w naszym kraju wykryto niemal 1600 kont w social mediach, które publikowały nieprawdziwe, propagandowe treści.
NASK podsumowuje rok walki z dezinformacja
Od początku wojny na Ukrainie, w polskim internecie pojawiały się liczne przykłady dezinformacji. Wiele z nich pochodziło od propagandystów z Rosji, którzy próbowali wpłynąć na opinię publiczną w Polsce i na całym świecie poprzez szerzenie fałszywych plotek. W sieci pojawiło się również wiele kont, które powielały te narracje i promowały rosyjską propagandę dotyczącą wojny.
Tego typu działania są szczególnie niebezpieczne dla społeczeństwa, ponieważ mogą wpłynąć na podejście Polaków do wojny, a także generować niepotrzebne napięcia między obywatelami Polski a Ukrainy. Na polskich portalach społecznościowych od wybuchu wojny na Ukrainie, NASK zidentyfikował dokładnie 1592 konta o wysokim stopniu szkodliwości. Co istotne, nie stwierdzono, aby którekolwiek z nich było botem. Konta te są aktywne głównie na Twitterze oraz Facebooku, rzadziej na Instagramie.
Szczególnie na początku działań wojennych obserwowaliśmy różne instytucje, które próbowały wskoczyć na falę walki z dezinformacją i pokazywały jakieś niestworzone ogromne liczby tych kont i treści, które pojawiają się w polskiej infosferze. Tych kont nie jest wcale aż tak wiele, jakby się wydawało. Mateusz Mrozek, kierownik działu przeciwdziałania dezinformacji w NASK
Dlaczego temat wojny na Ukrainie jest szczególnie ważny w kontekście walki z dezinformacją? Z raportu przedstawionego przez Państwowy Instytut Badawczy NASK wynika, że aż 88% z niemal 1600 kont rozpowszechniających dezinformację podejmuje tematy związane z Rosją i Ukrainą, a 81% publikuje posty krytykujące pomoc dla uchodźców.
Niektóre materiały zostały zgłoszone do służb
NASK poinformował, że od 24 lutego 2022 roku zgłosił organom administracji publicznej do pilnej reakcji 521 szkodliwych materiałów, które znajdowały się w polskiej cyberprzestrzeni. Czego najczęściej dotyczyły publikowane fałszywe informacje?
Dane, które zaprezentował instytut, mówią, że w polskich mediach społecznościowych dezinformacja skupia się wokół czterech głównych linii narracyjnych:
- Polaryzowanie społeczeństwa przy okazji różnych bieżących wydarzeń;
- Wywołanie konfiliktu. Wrogie nastawianie do Ukraińców;
- Wywoływanie poczucia zagrożenia, np. ryzyka wybuchu III wojny światowej lub konfliktu nuklearnego;
- Informowanie o „wciąganiu” Polski do wojny, w których pojawiają się różne oskarżenia wobec działań rządzących.
Wśród szczególnie niebezpiecznych przykładów dezinformacji eksperci NASK wymienili antagonizowanie uchodźców z Ukrainy np. poprzez przedstawienie ich jako niebezpiecznych przestępców lub osoby, które chcą nas naciągnąć albo oszukać, a także proces ukrainizacji – autorzy tego fake newsa przekonują, że uchodźcy z Ukrainy mają mieć więcej przywilejów niż obywatele Polski, a także nie odpowiadać prawnie za popełnione przestępstwa.
Boty nie takie groźne?
Mateusz Mrozek podczas konferencji prasowej przekonywał, że wykorzystanie botów nie jest już kluczowe w rozpowszechnianiu się dezinformacji w mediach społecznościowych. Według niego boty są w tym aspekcie przeceniane, a na większą uwagę zasługują tzw. liderzy opinii, czyli na przykład dziennikarze lub inne znane osoby aktywnie komentujące w sieci bieżące wydarzenia.
Staramy się antycypować te narracje, które mogą się w internecie pojawić, natomiast tak naprawdę jesteśmy mądrzejsi już po tej wstępnej analizie wątków znajdujących się w ramach słów kluczowych. Następnie te konta, które wychwycimy, staramy się też zmapować, znaleźć jakieś prawidłowości, staramy się przeanalizować same konta. Niestety bardzo często podamy ofiarom ułudy, jakoby tylko boty i trolle odpowiadały za wszystko, co złe w polskiej infosferze. To nie jest prawda. Mateusz Mrozek