Im bliżej prezentacji Apple’a, tym więcej spekulacji i przecieków na temat nadchodzących modeli firmy z Cupertino. Pomimo, iż amerykański producent uchodził zawsze za tego, który starannie dochowuje tajemnicy, w internecie aż huczy od żywiołowych dyskusji na temat kolejnych doniesień i zdjęć urządzeń z nadgryzionym jabłkiem. Tym razem na pierwszym planie znalazła się rozdzielczość nadchodzących iPhone’ów. Czy w takim wypadku definicja słynnej Retiny znów odżyje w oczach klientów? Zobaczmy.
Według jednego z zagranicznych portali rozdzielczość spodziewanych modeli Apple’a ulegnie powiększeniu. Z analiz specjalistów wynika, że będzie to rozdzielczość 1704 x 960 pikseli. Skąd wzięła się ta niespotykana liczba? Jest to nic innego, jak ewolucja słynnej Retiny, która wpojona i wymyślona przez Steve’a Jobsa, zakorzeniła się w świadomości użytkowników, jako ekran o wysokiej rozdzielczości obfitujący w niespotykane dotąd walory wyświetlanego obrazu. Sam schemat wyliczania bazuje na wartości podstawy rozdzielczości poprzednich generacji ekranu. I tak iPhone 4, 4S pod tym względem był zwielokrotnieniem podstawy (320×480) pierwszych iPhone’ów. Natomiast nadchodzące modele będą zwielokrotnieniem bazowej wartości modeli 5, 5S, 5C – wynoszącej 320 x 568 pikseli. W ten sposób ekrany nowych terminali osiągną trzykrotną długość i szerokość podstawy poprzedniej generacji. Jeśli według przecieków faktycznie ujrzymy iPhone’y o przekątnej 4,7 i 5,5 cala, będzie to oznaczać zagęszczenie pikseli na poziomie odpowiednio 426 i 356 ppi.
Gigant z Cupertino zawsze chciał uchodzić za innowacyjnego, stąd też rozdzielczości oferowane na urządzeniach z logiem nadgryzionego jabłka różniły się zdecydowanie od propozycji konkurencji. Myślę, że zabieg zwiększenia rozdzielczości ekranu, jest rozsądną tolerancją między możliwością dostrzeżenia przez ludzkie oko pojedynczego piksela (abstrahuje od teorii Jobsa) a zużyciem energii przez panel wyświetlający obraz. I tutaj muszę przyznać, że gigant z Cupertino postępuje bardzo rozsądnie, korzystnie wpływając na przebiegi swoich urządzeń na pojedynczym ładowaniu. Nie rozumiem, natomiast, czy w dalszym ciągu ekrany użyte do produkcji urządzeń Apple’a możemy nazywać – Retiną. Według teorii Jobsa i tego co napisałem wyżej, jest to ekran o wysokiej rozdzielczości prezentujący ostry jak brzytwa obraz. Ok, może matryce iPhone’a i są świetne, ale patrząc na konkurencję trudno upatrywać w gigancie z Cupertino lidera rynku w tym aspekcie. Nie koniecznie chodzi mi o to, aby Amerykanie bili kolejne rekordy i toczyli bezsensowne wojny na astronomiczne rozdzielczości upychane w swoich urządzeniach. Bardziej chodzi o mylne rozumowanie pojęcia Retina. Znana nam niegdyś marka ekranów, to już nie ta sama liga, co kiedyś. Stąd teoria tłumaczenia tego rozwiązania zmieniła diametralnie swoje oblicze. Niestety, większość ślepo zapatrzonych entuzjastów rozwiązań Apple’a nadal będzie tworzyć mit o najostrzejszym wyświetlaczu zrobionym w najlepszej na rynku technologii, jaką jest Retina. Pytanie tylko czy to ma sens…
Źródło: 9to5mac.com
Fot. by Darren Harvey