„Perfekcyjny” OnePlus One – opowieść o ideale, który nigdy nie powstał

OnePlus logo

Od wielu lat producenci prześcigają się w pompowaniu do terminali cyferek, feature’ów i nikomu niepotrzebnych gadżetów. Na tym przecież kwitnie marketing. A ten z kolei napędza sprzedaż. Ile razy już słyszałem buńczuczne zapowiedzi, że nadchodzący flagowy model danego producenta po prostu rozniesie konkurencję na strzępy. Tylko dlaczego ja wciąż takiego wypatruję? Pewnie dlatego, że urządzenie idealne jak dotąd nie powstało. I zapewne nigdy się takiego nie doczekam…

Premiera OnePlus One, o której pisał mój kolega z redakcji Patryk, wywołała w świecie mobilnym spory medialny szum. Historię OnePlus One znam od samego początku, kiedy to wiceprezes rozpoznawalnej chińskiej firmy Oppo odszedł, aby… udowodnić światu, że można stworzyć mocny multimedialny kombajn za niewielkie pieniądze. Nie wnikam jakie naprawdę były kulisy odejścia Pete Lau, jednak światu wyszło ono na dobre. Domniemam, że koncern Oppo w ostatnim czasie stał się zbyt zuchwały w swojej branży. Może i na rynku chińskim jest to rozpoznawalna marka, ale w Polsce wiedza na temat tego producenta jest znikoma. Tymczasem terminale Oppo, wraz z kolejnymi flagowcami, są coraz droższe. Założyciel OnePlus widząc to postanowił stworzyć „perfekcyjny” terminal. Nie ukrywam, wizja Pete Lau jest bardzo ciekawa, jednak czy można stworzyć urządzenie idealne? Oczywiście moja opinia jest czysto subiektywna. Równie dobrze CEO nowego gracza na rynku mobilnym mógł chcieć najzwyczajniej w świecie zaistnieć. Każda teoria na ten temat jest mało istotna. A wracając do ideału, swój debiut miała pierwsza maszyna młodego koncernu, OnePlus One. Czy jednak zapowiadany na długo przed premierą perfekcjonizm zaistniał w nowym flagowcu? Zapraszam do lektury.

Recepta na sukces

Samsung_Galaxy_S5 Od lat marketingowcy wielkich graczy na rynku mobilnym łamią sobie głowę próbując „wymyślić” patent idealny. Ale nie! Nie chodzi mi tu o terminal, a o to jak w w idealny sposób zwabić klienta. Nie trzeba być dobrym obserwatorem, by zauważyć, że reklama jest podstawą handlu. Patrząc przez pryzmat tych kilku lat odkąd istnieje sektor mobilny, miano lidera w dziedzinie marketingu zdobył Samsung. Co by złego nie powiedzieć o tej firmie, nie można im odmówić samozaparcia we wciskaniu ludziom przysłowiowego „kitu”. Ogromne nakłady na reklamę, jakie ta firma stosuje tylko potwierdzają tę tezę. Nie chce wyjść na zwykłego hejtera, jednak nie widziałem jeszcze w pełni satysfakcjonującego mnie modelu tej korporacji. Bliski temu był Galaxy Note 3, jednak autorska nakładka Koreańczyków – TouchWiz jest dla mnie nie do przetrawienia. Czary mary nad ekranem, obracanie gałkami ocznymi i głową… Kto dziś z tego korzysta? Przerost formy nad treścią jest doskonale widoczny w rozmiarze nowego oprogramowania Samsunga. Zajmuje ono niekiedy dwa razy większą ilość pamięci wewnętrznej, niż software konkurencji. Tymczasem taki niuans, jak dialer, potrafi uruchamiać się kilka sekund. Ale co bym tutaj Wam nie napisał, Galaxy S5 „życie do piątej potęgi” sprzeda się w rekordowym nakładzie. Na tym przykładzie doskonale widać, że nie technologia a udany marketing wygrywa. Gdyby było inaczej, to pewnie HTC One (pomimo wielu wad) byłby teraz hitem sprzedaży. Każdy recenzujący go bloger może powiedzieć, że terminal obsługuje się bezproblemowo. Posiada wszystko, co jest potrzebne do płynnej pracy. Nie jest tak przekombinowanym, jak urządzenia z serii Galaxy S i prezentuje wystarczającą wydajność, by umożliwić odpalenie każdej aplikacji i gry. Na dodatek prezentuje osobliwie uroczy styl. Choć to tylko moja własna opinia, musicie się zgodzić, że ma w sobie coś z klasy premium… Pete LauWróćmy jednak do tytułowego bohatera. Pete Lau widząc, jakie prawa rządzą rynkiem, użył fenomenalnego fortelu. Nie wiem od kogo się uczył, ale solidnie pracował na to, by podgrzać atmosferę na długo przed debiutem jego flagowego phabletu. A co na ludzi tak mocno działa? Od zawsze czytając przeróżne komentarze użytkowników zainteresowanych tematem widzę, że zdania o poszczególnych modelach są podzielone. Mimo pozytywnych opinii testerów nie powstał jeszcze produkt, który zadowoliłby zdecydowaną większość klientów. Tymczasem, co zrobił CEO korporacji OnePlus? Zaanonsował swoje najnowsze dziecko, jako „perfekcyjny smartfon”. Jak się domyślacie duża część ludzi łyknęła przynętę. I choć dla wielu wyda się to dziecinną zagrywką, to rynek stanowią w większości technologiczni malkontenci, którzy nie rozróżniają smartfona od phabletu. Nie chcę tu nikogo obrażać, ale gdy widzę jak w salonie u operatora ekspedienci z powodzeniem wciskają tandetę zalegającą w magazynie, ręce opadają. Jeszcze jedna ważna rzecz. W sektorze mobilnym bardzo brakuje zdecydowanie przodującego, niemal idealnego, terminala. Czy chodzi tu o tablet czy o mniejszych braci zdania są jak zawsze podzielone. Może gdyby takie urządzenie powstało raz na zawsze zakończyłyby się skrojone na wysoką miarę zamieszki w komentarzach pod wpisami.

Kompleks „chińczyka”

Mieszkamy w Europie, gdzie populacja ludzka jest na ogół światła i wykształcona. Pomimo tego po ostatnim „odejściu” Nokii, w świecie urządzeń mobilnych nie ma już żadnej liczącej się firmy europejskiej. Jednak jakoś z tym sobie radzimy, wybierając propozycje korporacji z dalekiego wschodu albo zza oceanu. Patrząc na oferty operatorów i popularnych „sieciówek” odnoszę wrażenie, że często jesteśmy wykastrowani z naprawdę sensownych propozycji mniejszych, lokalnych producentów. Na rynku rządzą giganci, którzy pompują duże pieniądze w marketing i udaną reklamę. A szkoda. Dlaczego? Ponieważ nierzadko okazuje się, że terminal z Chin jest o niebo lepszy, a jednocześnie sporo tańszy, niż produkt Samsunga, Sony, bądź LG. Niestety przekonanie i wszechobecna marketingowa „papka” wytworzyła w głowie potencjalnych klientów opinię, że dobry sprzęt musi być markowy i drogi. Wiem, że znajdą się głosy, iż można kupić dobre urządzenie za niskie pieniądze od nieznanej firmy. Jednak jest to niszowy odsetek tego kawałka tortu. Dlaczego o tym wspomniałem? Dlatego, że firma, która stworzyła „perfekcyjny” terminal jest rodem z Chin. W dodatku to nowy gracz na rynku, a przez to mało rozpoznawalny. Myślę jednak, że Pete Lau wiedział, co robi i zrobił to z premedytacją, aby zdobyć rozgłos. Inaczej jego phablet spotkałby ten sam los, co znaczną część chińskiej generacji urządzeń. Gdy terminal został zaprezentowany i emocje już opadły, czas na ocenę dzieła OnePlus. Ja na razie swojej opinii nie wyrażę. Rynek sam zdecyduje czy „One” Pete’a Lau jest w stanie zdobyć serca nie tylko Azjatów, ale i pozostałej części globu.  

 

Taktyka Nexusów 01

Pamiętacie moje artykuły (tu i tu) o „królewskiej” rodzinie terminali opartych na Androidzie? W tych wpisach celowo podkreślałem cenę poszczególnych urządzeń Nexus. Amerykański gigant – Google – wymyślił, że poprzez niską cenę terminali zwabi klientów, aby ci korzystali z jego usług. Z jakim to wyszło skutkiem doskonale wszyscy wiemy. Po pierwsze dystrybucja Google Play nie jest dostępna na całym świecie, po drugie niespecjalnie każde urządzenie budziło takie zainteresowanie, jakie oczekiwałby producent. Najważniejsze w tym wszystkim jest to, że nawet tak osławiona seria urządzeń nie zmusiła konkurencji do obniżenia cen swoich produktów. Mało tego, o połowę tańszy na starcie Nexus 5 nie miał nawet startu do Samsunga Galaxy S4. W związku z tym nie wiem czy jest się czym podniecać w kontekście ceny nowego dziecka OnePlus. Fakty oczywiście są niezaprzeczalne. Niesamowity stosunek jakości do ceny robi swoje. Chyba każdy opiniujący bloger to zauważył, a w raz z nim cała rzesza użytkowników. Co ważne, głosy „specjalistów”, a nawet ludzi komentujących, nigdy nie miały odbicia w samej sprzedaży (patrz przykład z HTC One). Jak naprawdę będzie przekonamy się dopiero, gdy przyjdzie wynik za pierwszy kwartał. Nie wiem jakie są stany magazynowe oraz możliwości tak małej firmy, jednak po wprowadzeniu przez producenta „specjalnych zaproszeń”, aby nabyć chińskiego One’a doskonale widać, że możliwości nie są tak duże, jak można by oczekiwać. Być może też jestem w wielkim błędzie. I Pete Lau dysponuje sporymi nakładami finansowymi, a cała ta zagrywka to jedynie kolejny chwyt marketingowy. Nie mnie jest oceniać. Zrobi to jak zawsze klient masowy. Ciekaw jestem tylko jak owy model będzie się sprzedawać poza granicami swojego kraju. To, że w Chinach OnePlus One wzbudził ogromne zainteresowanie, nie podlega dyskusji. Jednak to sprzedaż międzynarodowa będzie prawdziwym sprawdzianem dla tego terminala. Wtedy będzie można ocenić czy toporny na chińskie „nowości” europejski klient jest w stanie przełamać swoje dotychczasowe przyzwyczajenia i zaryzykować kupno nieznanego modelu. Niewątpliwie argumentów za tym, aby zaryzykować jest zdecydowanie więcej, niż obiekcji przeciw zakupieniu urządzenia.

„Perfekcyjny” terminal nie taki idealny jak Pete Lau go maluje…

oneplus-pete-lau

Gdybyśmy się zagłębili w specyfikację techniczną bez wątpienia nie możemy odmówić OnePlus One szczypty indywidualizmu oraz wszechobecnej „topowości”. W zasadzie najlepsza możliwa konfiguracja, która dostępna jest obecnie na rynku nie wymaga komentarza. Ja jednak nie będę takim hurra-optymistą. Po dokładnych oględzinach jasno można stwierdzić, że chiński One nie jest wcale taki idealny. Pierwszym, co rzuca się w oczy jest brak slotu na kartę microSD. Całkowicie nie rozumiem, dlaczego producenci kastrują swoje urządzenia z tak ważnego elementu. Jest to karygodne. Zamiast tego oczywiście możemy przechowywać swoje dane w chmurze. Nie każdy jednak posiada duże pakiety transmisji danych, czy ma nielimitowany internet. Trzeba brać na to poprawkę. Może w krajach najbardziej rozwiniętych technologicznie ten aspekt nie stanowi problemu, ja jednak pozostanę przy opinii, że nic nie zastąpi mi karty pamięci. Dla mnie ten aspekt jest w zasadzie kluczowy przy wyborze terminala. Producenci skąpią nam pamięci wewnętrznej. Całkowicie nie rozumiem, dlaczego od lat podstawową ilością miejsca na dane jest 16 GB. Co prawda istnieje wersja OnePlus One z 64GB, jednak nie oszukujmy się, niekiedy i ta wartość jest niewielka w kontekście multimedialnych plików. Może lekko przesadzam, bo nie wszyscy traktują urządzenia mobilne, jako dysk przenośny. Lecz nie można ulec wrażeniu, że przy opcji nagrywania w rozdzielczości 4K ilość dostępnego miejsca wydaje się śmieszna.

Pozostałe „wady” wydają się już czysto dyskusyjne. Jeśli jednak miałbym kontynuować, to do słabości „perfekcyjnego” phabletu mógłbym zaliczyć ekran wykonany w technologii LCD IPS, pojemność baterii, obudowę ze stopu magnezu oraz przerośnięty ekran. Już tłumaczę dlaczego akurat te aspekty wymieniłem. Jeśli chodzi o ekran IPS, z całym uznaniem dla jego możliwości, przyszłość należy do wyświetlaczy AMOLED. Doskonale mówią o tym testy. Zarówno zeszłoroczny. jak i obecny flagowiec oraz trzecia generacja „notatnika” od Samsunga, według specjalistów niejednokrotnie uważane są za terminale z najlepszym wyświetlaczem. I choć jestem fanem technologii LCD nie mogę takim faktom odmówić racji. Z kolei akumulator o pojemności 3100 mAh, w dodatku niewymienialny, przy ekranie 5,5 cala wcale nie wydaje się być taki 09imponujący. Kto czytał mój wpis o technologii dzisiejszych baterii doskonale wie o czym piszę. Co prawda phablet może posiadać tryby zarządzania energią, ale krótko mówiąc nie rekompensują one wszystkiego. Nie będę się tu dalej nad tym rozwodził. Powstał po prostu kolejny więzień gniazdka elektrycznego. Trzecim uchybieniem producenta było zastosowanie stopu magnezu zamiast aluminium. Chociaż w zapowiedziach wspominano o dotychczas stosowanych materiałach, ostatecznie zdecydowano się na inną technologię. Nie wiem jak wypada w tym polu OnePlus One, nie trzymałem go przecież w dłoni. Lecz tworzywo, jakie zastosowano do produkcji obudowy, niestety, nie kojarzy się z marką premium. Ja oczywiście widzę korzyści tego zabiegu. Urządzenie jest o wiele lżejsze, jednak to trendy rynku są wyznacznikiem sprzedaży, a te są jednoznaczne. Szkło albo aluminium. Czytając komentarze na przeróżnych portalach mam wrażenie, że użytkownicy mają dość powiększania przekątnej wyświetlacza. Taki zabieg nie ominął chińskiego One’a. Ekran w rozmiarach 5,5 cala mimo starań inżynierów często bywa nieporęczny dla osób, które chcą korzystać z tego typu urządzenia. Nie zapominajmy, że OnePlus One to nadal terminal wyposażony w funkcję dzwonienia, więc jest to większy brat smartfona. Nie wszyscy będą w stanie zaakceptować taką przekątną. Osobiście mi by nie przeszkadzała. Sam posiadam Xperię Z1, która jest niemal tak wielka, jak OnePlus One (mimo mniejszego ekranu). Nie stanowię jednak większości. Jeśli nie wierzycie, zapraszam do przeglądnięcia komentarzy pod artykułami o „perfekcyjnym” phablecie. Do wad, na siłę mógłbym zaliczyć mało znany na tle Androida CyanogenMod 11s. Jest to zmodyfikowana wersja systemu Google’a oparta o najnowszego Kit Kata 4.4.2. Jako zwolennik modyfikacji mogę z czystym sumieniem potwierdzić opinię, że system, który zaimplementowano na pokładzie OnePlus One jest nierzadko bardziej stabilny, niż oficjalna edycja od wyszukiwarkowego giganta. Aby nie wyjść na czepialskiego ignoranta zakończę punktowanie „perfekcyjnego” terminala. Oczywiście są to aspekty, które jednej osobie mogą przeszkadzać, dla innej stanowią zalety. Chciałem jednak pozostawić choć odrobinę obiektywizmu w tym subiektywnym świecie. Chociaż patrząc na całokształt mam wrażenie, że to, co prezentuje dzieło Pete’a Lau, nie wystarczy na zdecydowanie lepiej znaną konkurencję. Pisząc całkiem poważnie, „perfekcyjny” phablet nie jest ani trochę idealny. Jest świetny, ale daleko mu do perfekcji…

Zmowa milczenia wielkich graczyhtc one

W tym momencie być może wyjdę na skandalistę. Chciałbym jednak, aby poruszono ten temat. Śledzę rynek mobilny niemal od początku jego istnienia. Widziałem jak świat zaszokowało wejście w rynek iPhone’a i iPada. Pamiętam czasy jak wytykano nieudolność Symbiana. Miałem w rękach jedne z pierwszych urządzeń na Androidzie. Operowałem niezliczoną ilością terminali mobilnych (z czystej sympatii oraz zawodu, jaki preferuje). Jedno mogę stwierdzić. Rynek czeka na idealny terminal. Do tej pory widziałem szumne zapowiedzi niejednego giganta o tym, że jego nowe dziecko zmiecie konkurencję z powierzchni ziemi. Ciekawe, dlaczego nadal to nie nastąpiło? Rok roczne podgrzewanie atmosfery przez kolejne generacje urządzeń kończy się w zasadzie tak samo. Pomimo wyścigu zbrojeń i ulepszania dzisiejszych smartfonów, phabletów, tabletów wciąż nie doczekałem się urządzenia, które byłoby bliskie ideału. Dlaczego? Odpowiedź jest bardziej oczywista, niż komukolwiek się wydaje. Producenci po prostu tego nie chcą. Rynek napędza sprzedaż. To dzięki niej kwitnie marketing, a wraz z nim firmy, które w najlepsze lasują mózgi nieświadomych ludzi. Często cieszę się, że mam jakąś tam wiedzę w tej dziedzinie. Aż strach pomyśleć ile pieniędzy zmarnowałbym na bezsensowne zabawki. Powtórzę jeszcze raz. Dostępna obecnie technologia umożliwia stworzenie perfekcyjnego terminala, a raczej bardzo bliskiego ideałowi. Gdybyśmy poskładali flagowce wszystkich liczących się graczy, takie urządzenie mogłoby nosić piętno perfekcji. Ale z punktu widzenia marketingu, taki zabieg jest nieopłacalny. Póki jest co ulepszać, ludzie kupują nowsze gadżety. Gdyby powstawały zbliżone ideałom terminale, sprzedaż gwałtownie by zmalała. Co prawda nikt tego nie chce głośno przyznać, ale każdy, kto liczy na zyski będzie po prostu siedział cicho. Zwykle, żeby nie było za pięknie, producenci psują jeden z kluczowych elementów urządzenia. Oto cała moja teoria. Myślę, że dalej nie ma co pisać w tym temacie. Sprawa jest jasna, jak słońce. Może to tylko moje przewrażliwienie, ale pozostanę przy swojej opinii. Umówmy się jednak. Tak naprawdę, perfekcyjny terminal nigdy do końca nie powstanie. Nie da się dogodzić wszystkim. Każdy z nas ma inny gust.

Jednoznaczne wnioski

OnePlus One to phablet niesamowicie atrakcyjny. Swoją specyfikacją może dorównać każdemu. W zasadzie jest to urządzenie, do którego ciężko się przyczepić. Mi najbardziej brakuje slotu na kartę pamięci. I chociaż są inne niedociągnięcia, to nie psują ogólnego, dobrego wrażenia. 02Pete Lau tworząc swojego One’a chciał zmierzyć się z rzeczą niemożliwą. Nazywając swoje dziecko „perfekcyjnym” sprowokował rynek i wzbudził zainteresowanie opinii publicznej. Jakie w tym miał intencje, wie on sam. Możemy spekulować tutaj bez końca, a i tak nie poznamy prawdy. Ja jednak pozostanę nieugięty, dla mnie to zwykły chwyt marketingowy. Nie oszukujmy się, OnePlus nie zdobyłby takiej popularności, gdyby nie ta zagrywka. Były CEO Oppo uczył się od najlepszych. Cała ta historia jest dość kuriozalna. Najpierw wiceprezes liczącej się chińskiej marki odchodzi, mając własną wizję zakłada firmę, której zadaniem jest tworzenie świetnych urządzeń. Po czym podkręca ciśnienie i oznajmia publicznie w mediach, że jego terminal będzie „perfekcyjny”. Jak można było się domyślać, buńczuczne zapowiedzi okazały się jedynie pięknym marzeniem. Pomimo rewelacyjnego stosunku jakości do ceny i znakomitej specyfikacji, phablet jest daleki od ideału. Może to zbyt krzywdzące stwierdzenie, jest po prostu świetny, ale od perfekcji oczekuje się czegoś więcej. Nie mniej jednak zamysł Pete Lau nie jest taki beznadziejny. Przy odrobinie szczęścia i dobrze wcelowanemu marketingowi, chiński One ma szansę odnieść sukces. Co by tu nie napisać, w tym szaleństwie jest metoda. Choć tak naprawdę z oceną wstrzymam się do wyników sprzedaży.

Ta opowieść ma jeszcze jedno, nieco ciemniejsze dno. Najzwyczajniej w świecie giganci rynku mobilnego z premedytacją „sabotują” swoje flagowe modele. Odkąd pamiętam zawsze jakiś element całej układanki rzucał się w oczy i psuł ogólne, dobre wrażenie. A to bateria, a to ekran, a to folia, a to zbyt ciężki terminal itd. Ludzie oczywiście nakręcani kolejnymi zapowiedziami „wielkich”, czekają na ideał. Ideał, który nigdy nie powstanie…

Fot. by oneplus.net/press, wikipedia.org-Samsung Galaxy S5 (CC), plus.google.com/PeteLaudigitaltrends.com, John Karakatsanis-HTC One (CC).