Przez mój nadgarstek przewinęły się przeróżne modele inteligentnych zegarków, zarówno tych drogich, jak i skrajnie tanich, ale nigdy nie przyszło mi do głowy, żeby wymienić smartwatcha na tradycyjny zegarek. Nawet pomimo tego, że niektóre z tych urządzeń potrafiły mi mocno zajść za skórę. Na szczęście Amazfit GTS 4 nie zalicza się do tego grona – wręcz przeciwnie.
Firma Amazfit jest dość rozpoznawalna w Polsce, między innymi (a może wręcz przede wszystkim) przez to, że jest to marka ściśle powiązana z Xiaomi. A my jako naród Xiaomi lubimy, pomimo tego, że w ostatnich latach producent ten wytracił nieco impetu i coraz częściej wypuszcza na rynek nie tak opłacalne smartfony jak kiedyś. Amazfit jednak nie zwalnia tempa i nie traci na jakości czy opłacalności swoich urządzeń – czego dowodem jest GTS 4, a także GTR 4.
Recenzję GTS 4 właśnie czytacie, a parę dni temu na Tabletowo pojawił się również obszerny test GTR 4, do którego przeczytania gorąco Was zachęcam. Nie tylko dlatego, że tekst i zdjęcia zrobione przez Piotra jak zawsze stoją na najwyższym poziomie, ale również przez fakt, że GTS 4 i GTR 4 mają bardzo wiele cech wspólnych, w tym również i cenę, co nie jest codziennością w sytuacji, kiedy tego samego dnia wydawane są dwa podobne urządzenia tego samego producenta.
Pudełko i specyfikacja
W tradycyjnym pod względem zawartości zestawie sprzedażowym, znajdziemy smartwatch (z jednym kompletem pasków), magnetyczny przewód USB do ładowania urządzenia i papierologię. Jeśli liczyliście na dodatkowe paski, to niestety takowych nie znajdziemy w zestawie, jednak dokupienie ich nie powinno być problematyczne – Amazfit GTS 4 korzysta ze standardowych 20 mm pasków z zaczepem teleskopowym.
Specyfikacja Amazfit GTS 4:
- wyświetlacz: 1,75 cala, rozdzielczość 390 x 450 pikseli, AMOLED,
- czujniki: akcelerometr, pulsoksymetr, pulsometr, barometr, magnetometr, żyroskop,
- bateria: 300 mAh, litowo-jonowa,
- wodoodporność: 5 ATM,
- połączenie: Bluetooth, Wi-Fi, Dual Band GPS,
- obsługiwane systemy: Android 7.0 lub nowszy, iOS 12.0 lub nowszy,
- waga: około 29 gramów.
Amazfit GTS 4 w oficjalnej polskiej dystrybucji kosztuje 1199 złotych. W niektórych sklepach do smartwatcha dodawana jest… inteligentna waga gratis!
Design i jakość wykonania
W świecie smartwatchy od dawna nie było żadnej rewolucji wizualnej. Urządzenia te od samego początku – co oczywiste – korzystały z designu tradycyjnych zegarków, jak najbardziej się do nich upodabniając, zarówno przy pomocy swojej bryły czy dzięki swoich cyfrowych tarcz. Amazfit GTS 4 również idzie tą drogą, stosując jednak – w przeciwieństwie do GTR 4 – kwadratowy, a nie okrągły, kształt koperty.
W przeciwieństwie do urządzenia Apple, nie znajdziemy tu żadnego dodatkowego przycisku na boku, a tylko samą koronkę, która oczywiście oprócz funkcji obrotu ma również klikalny mechanizm, służący głównie do wybudzania urządzenia i powrotu do głównej tarczy zegara w systemie. Na prawym boku, obok centralnie położonej koronki, znajdziemy również jedną z dwóch dziurek mikrofonowych.
Drugi mikrofon znajduje się na przeciwległym boku urządzenia, zaraz obok wbudowanego (całkiem donośnego!) głośnika. Taki duet sugeruje nam możliwość prowadzenia rozmów poprzez GTS 4, ale tylko pod warunkiem, że połączymy zegarek ze smartfonem – samodzielne wykonywanie połączeń nie jest możliwe z powodu braku modułu telekomunikacyjnego. Na rynku nie ma specjalnej wersji „Czwórki” z LTE (z eSIM czy nanoSIM), nad czym szczególnie nie ubolewam, poprzez przeciętną jakość połączeń i kiepską wygodę takiego rozwiązania.
Na górnym i dolnym boku zegarka znajdują się mocowania paska. Tylną część urządzenia zdobią – tradycyjne już – oczka czujników, a także magnetyczne mocowanie na ładowarkę. Cała koperta wykonana jest z bardzo dobrej jakości aluminium, które jest nie tylko przyjemne w dotyku, ale i wytrzymałe.
Co ważne, cała konstrukcja jest bardzo smukła i lekka. Najlepsze wrażenie zrobiła na mnie jednak wspomniana już powyżej koronka, która nie tylko jest solidnie zamocowana, ale która daje również bardzo przyjemną informację zwrotną w formie wibracji podczas używania.
O dołączonym do zestawu pasku nie ma sensu długo się rozpisywać. Wykonany jest on z przyjemnego silikonu, który dobrze leży na ręce, a jego największą wadą jest stosunkowo skromna długość (musiałem zapiąć klamrę na ostatniej dziurce). W razie czego można go jednak w bardzo prosty sposób wymienić na dowolny pasek z zaczepem teleskopowym o szerokości 20 milimetrów.
Ekran
Wyświetlacz w smartwatchu to moim zdaniem najważniejsza część jego specyfikacji. No bo co nam po wielu funkcjach, gdy nie będziemy z nich mogli skorzystać w słoneczny dzień, bo np. jasność ekranu nie będzie stała na wystarczająco wysokim poziomie. Niezwykle ważne – przynajmniej dla mnie – jest również wsparcie dla technologii Always on Display, bez którego nie wyobrażam sobie swojego inteligentnego zegarka.
Na szczęście posiadacz Amazfit GTS 4 nie musi się martwić o żadną z wyżej wymienionych rzeczy, bo wyświetlacz w „Czwórce” to najjaśniejszy element tego urządzenia. Dosłownie i w przenośni.
Dosłownie, ponieważ ani razu nie miałem potrzeby używać maksymalnej jasności GTS 4. Mało tego, nawet na zewnątrz w słoneczne dni (których nie było niestety ostatnio zbyt wiele) nie musiałem zwiększać jasności powyżej ok. 70%, co wskazuje, że nawet najjaśniejsze letnie dni nie powinny być dla Amazfita problemem.
Jest to też zasługa ochronnego szkła wyświetlacza, która chroni zegarek nie tylko przed zarysowaniem czy pęknięciami, ale również przed nieprzyjemnymi odbiciami światła na ekranie. Nie zauważyłem też żadnych problemów z dotykiem, każda akcja mojego palca na wyświetlaczu była odczytywana prawidłowo, bez żadnych opóźnień czy błędów.
Najgorzej wypadają chyba kąty widzenia, bo przy bardzo mocnym odchyleniu zegarka ten traci na widoczności, ale nawet i w tym aspekcie na tle konkurencji, Amazfit GTS 4 wypada całkiem nieźle.
W teorii, ktoś mógłby zwrócić jeszcze uwagę na dość szerokie ramki wokół ekranu, ale Amazfit mądrze wybrnął z tego problemu. Ramki, pomimo tego, że są dość grube (72,8% screen to body), są również symetryczne, przez co nie wyglądają źle… o ile w ogóle je zobaczymy. Zastosowany tu system operacyjny (nazwany Zepp 2.0) przez większość czasu stosuje całkowicie czarne tła, co w połączeniu z wyświetlaczem AMOLED praktycznie całkowicie uniemożliwia nam zauważenie, gdzie kończy, a gdzie zaczyna się ekran.
Ja wyświetlaczem GTS 4 jestem po prostu zachwycony i po powrocie do swojego prywatnego smartwatcha zacząłem dostrzegać różnice pomiędzy testowaną „Czwórką” a swoim Fossilem – na korzyść Amazfita oczywiście.
Co ważne, do tej pory ekranowi Fossila Sport nie miałem zbyt wiele do zarzucenia, ale po ostatnich dwóch tygodniach z GTS 4, coraz częściej myślę o wymianie swojego codziennego zegarka. Dla zwolenników okrągłych smartwatchy Amazfit przygotował bliźniaczy model GTR 4, który różni się przede wszystkim właśnie kształtem ekranu.
Funkcje
Lista dostępnych funkcji w dzisiejszych smartwatchach potrafi być naprawdę obszerna. Na tyle duża, że większość użytkowników (w tym ja) korzysta jedynie z części możliwości tych urządzeń.
W Amazfit GTS 4 nie znajdziemy żadnego popularnego systemu operacyjnego, takiego jak chociażby Wear OS od Google, co ma swoje wady i zalety. Z wad wymienić możemy na pewno brak dostępu do ogromnej biblioteki aplikacji i tarcz zegarów Sklepu Play, a także – teoretycznie – gorszego wsparcia dla niektórych smartfonowych aplikacji Androida. Zalet wydaje się być za to znacznie więcej.
Własny system producenta to większa władza nad jego urządzeniem. Twórcy systemu operacyjnego w teorii mogą kontrolować więcej aspektów technicznych, co powoduje, chociażby, lepszą wydajność zegarka czy dłuższą pracę na baterii. I w GTS 4 to widać, urządzenie działa bardzo płynnie i przez ponad dwutygodniowe testy nie odnotowałem żadnych znaczących problemów z płynnością systemu ani błędów.
Pod względem funkcjonalnym system “Czwórki” również nie zawodzi. Na zegarku znajdziemy wszystkie najważniejsze aplikacje, takie jak budzik, stoper czy kalendarz, kończąc na pomiarze stresu, tętna i saturacji krwi. Co ważne, jeśli nie znajdziemy tu interesującej nas apki, to jest spora szansa, że będziemy mogli ją doinstalować ze specjalnego sklepu, do którego mamy dostęp z aplikacji na smartfonie.
Aplikacji w sklepie nie ma może i tak dużo, jak w Sklepie Play (a i jakość niektórych z nich pozostawia wiele do życzenia…), ale znajdziemy tu, chociażby, oprogramowanie wspierające Google Maps czy proste (i raczej zbędne) gry.
Po systemie możemy poruszać się wspomnianą wcześniej koronką i ekranem dotykowym. Oprogramowanie zegarka jest dobrze przemyślane, choć nikt tu oczywiście nie wynajduje koła na nowo. Po lewej i prawej stronie głównego zegara znaleźć możemy podstawowe „pulpity”, na których podejrzeć możemy dzisiejszą aktywność, szybko zmierzyć swoje tętno albo odtworzyć muzykę (zarówno na samym zegarku przez wbudowany głośnik lub Bluetooth, albo bezpośrednio w telefonie). Kolejność i liczbę pulpitów możemy w pełni spersonalizować.
Z ekranu głównego gestem przeciągania w górę lub w dół, możemy przenieść się albo do centrum powiadomień, albo do szybkich skrótów ustawień, takich jak włączenie trybu cichego, zmiana jasności ekranu (jest również tryb automatyczny, całkiem nieźle działający) czy skrót do latarki. Po wciśnięciu koronki wysunie się z prawej strony lista wszystkich dostępnych aplikacji. To tam znajdziemy bardziej skomplikowane funkcje GTS 4.
Z tych najczęściej używanych przeze mnie wymienić mogę mierzenie tętna, snu i saturacji krwi. Wszystkie z tych parametrów dostarczały na tyle wiarygodnych informacji, że rzeczywiście mogą one służyć jako jedno z podstawowych codziennych diagnostyk naszego organizmu. Nie ma tu mowy o szpitalnej dokładności, ale jak na urządzenie niemedyczne, Amazfit GTS 4 dostarcza całkiem wiarygodnych informacji. Najbardziej zaskoczyło mnie jednak śledzeniu snu, które dostarczało danych z dokładnością do dosłownie kilku minut, łącznie z chwilowymi wybudzeniami w środku nocy.
Przez pogodę za oknem i niedawną kontuzję, nie miałem co prawda zbyt wielu okazji do śledzenia swojej aktywności fizycznej, ale podczas paru spacerów włączyłem tryb sportowy, który również zrobił na mnie pozytywne wrażenie. Dokładność modułu GPS i jednoczesne mierzenie naszego tętna dostarcza wielu przydatnych informacji o aktualnym treningu, a głębiej w zegarku znajdziemy również historię naszych aktywności. Tak więc do amatorskich lub półprofesjonalnych sportów nieekstremalnych GTS 4 powinien w zupełności się nadać – tym bardziej, że ma on również podstawową wodoszczelność, która powinna sprawdzić się na basenie.
Niestety, nie zawsze w kwestii systemu wszystko działało, że tak zażartuję, jak w zegarku. Na początku miałem małe, ale niezwykle irytujące problemy z alarmem, którego nie mogłem wyłączyć przy pierwszym budziku, a dopiero po drzemce. Zostało to jednak szybko naprawione w jednej z kilku aktualizacji, które przytrafiły się przez dwa tygodnie testów. Nie mogłem również połączyć się z aplikacją migawki aparatu, ale to może być równie dobrze kwestia mojego smartfona.
Aplikacja
Bardzo nie przepadam za tym, że w przypadku smartwatchów i innych „urządzeń” towarzyszących smartfonowi, w większości przypadków musimy instalować dodatkowe oprogramowanie na swoje telefony. Głównie jest to spowodowane tym, że czynność ta bardzo często wiąże się nie tylko z samą instalacją, ale i uciążliwą konfiguracją, a także – co najgorsze – rejestracją lub logowaniem się w specjalnych serwisach danego producenta.
Co gorsza, jakość tychże aplikacji często jest mocno dyskusyjna, pod względem UI, tłumaczeń czy samej stabilności. Niekiedy zawodzi również funkcjonalność takiego oprogramowania, które nierzadko pozwala nam na zaskakująco mało opcji personalizacji. I oprogramowanie Amazfita jest tu gdzieś pośrodku – aplikacja Zepp napsuła mi nieco krwi swoim działaniem, parę razy zirytowała uciążliwymi błędami, ale w kwestii swojej funkcjonalności trudno mi jej coś sensownego zarzucić.
Zacznijmy oczywiście od tematu konfiguracji aplikacji i połączenia z zegarkiem. Całość przebiegła dość gładko i szybko: po zalogowaniu się do aplikacji poprzez jedną z kilku opcji autoryzacji (w moim przypadku konto Xiaomi), w paru krokach połączyłem zegarek ze swoim smartfonem. Nie napotkałem tu żadnych problemów, nie licząc aktualizacji smartwatcha, która trwała nieco dłużej, niż bym się tego spodziewał.
Aplikacja podzielona jest na trzy główne zakładki. Pierwsza to „Start”, w której znajdziemy podstawowe informacje zbierane przez zegarek, takie jak liczba pokonanych dziś kroków, jakość naszego ostatniego snu, liczba spalonych kalorii czy tętno, zarówno to ostatnio zmierzone, jak i prosty wykres, pokazujący nasze średnie tętno przez cały dzień. Co ważne, kolejność i ilość tych wszystkich informacji możemy dość dowolnie edytować.
Druga jest zakładka „Zdrowie”, która zbiera takie rzeczy, jak ulubione aktywności (pozwalające nam np. szybko włączyć śledzenie biegania czy jazdy na rowerze), możliwość zmiany naszego dziennego celu kroków czy pozwala podejrzeć nasze wyniki na tle znajomych. Tu również możemy edytować wygląd tej zakładki.
Ostatni jest nasz „Profil”, który tak naprawdę skrywa znacznie więcej niż sama nazwa na to wskazuje. Znaleźć tu możemy połączone urządzenia, rekordy personalne, ogólne ustawienia, a także – jakby inaczej – swój profil.
To tutaj zaktualizujemy i szczegółowo skonfigurujemy swój zegarek. Możliwości personalizacji jest sporo, możemy tu, chociażby, pobrać nową tarczę z dość szerokiej biblioteki, doinstalować kolejne aplikacje (tych nie jest zbyt dużo, ale znaleźć tu można kilka perełek, takich jak, chociażby aplikacja współpracująca z mapami Google) czy zarządzać powiadomieniami.
Część z dostępnych w aplikacji funkcji, skonfigurować możemy również w samym smartwatchu, ale dużo wygodniej jest to zrobić poprzez oprogramowanie na smartfonie – o ile to akurat zechce działać. A z tym jest różnie, chociażby sklep z tarczami nie zawsze działał i niekiedy był kompletnie pusty (kilka razy musiałem przez to ręcznie zresetować całą aplikację). Zdarzały się również pojedyncze spadki płynności animacji podczas przewijania menu dostępnych aplikacji czy bardzo okazjonalne crashe.
Całość jest za to całkiem nieźle przemyślana i po wszystkim zakładkach oprogramowania Zepp, użytkownik (nawet ten mniej doświadczony) porusza się dość intuicyjnie, co jest zasługą między innymi polskiego języka.
Wykorzystana przez Amazfita aplikacja dodatkowo miejscami bardzo przypomina wyglądem oprogramowanie dla Xiaomi Mi Band, co nie powinno być dziwne – jak wskazuje nazwa, aplikacja Zepp Life jest niedalekim kuzynem oprogramowania Zepp. Nie rozumiem więc nieco potrzeby rozdzielania ich na dwie osobne aplikacje, tym bardziej, że w Zepp również połączyć możemy się z Mi Bandami i innymi inteligentnymi urządzeniami Xiaomi.
Bateria
Bateria to od zawsze zmora smartwatchy, jak i całej elektroniki w ogóle. Inteligentne zegarki mają jednak o tyle źle, że wymaga się od nich rzeczy, które z zasady przeczą długiemu czasowi pracy na akumulatorze. Chcemy bowiem, żeby nasz zegarek był możliwie jak najmniejszy i najlżejszy, co od razu narzuca producentom tego sprzętu mniejsze ogniwa.
Jednocześnie chcemy, by urządzenia te były na tyle wydajne, by ich użytkowanie było bezproblemowe i szybkie, tak więc i same podzespoły, muszą spełniać odpowiednio wysokie parametry, co niestety często wpływa na prądożerność całego smartwatcha (lub jego cenę). No i na koniec pozostaje kwestia ekranu – ten oczywiście powinien być jak największy, a także bardzo jasny, a najlepiej, żeby wspierał Always on Display.
Producenci smartwatchów dwoją się więc i troją, żeby zaspokoić te wszystkie wymagania, dodatkowo próbując zagwarantować jak najdłuższą pracę z dala od ładowarki. I jest na to kilka sposobów, między innymi wspomniane własne, dostosowane do ich własnych potrzeb systemy operacyjne, czy wykorzystanie zaawansowanych algorytmów sztucznej inteligencji, które – dzięki uczeniu się zachowań użytkownika – pomagają w lepszy sposób zarządzać energią.
Jeśli czytaliście tę recenzję uważnie, pewnie zauważyliście już, że praktycznie wszystkie wymienione wyżej rzeczy, Amazfit GTS 4 ma, co oznaczać może jedno – bateria to atut tego urządzenia. I tak właśnie jest – producent deklaruje tu do 8 dni pracy na w pełni naładowanym ogniwie, co w oszczędnym trybie jest raczej bez problemu do osiągnięcia. Nikt raczej jednak nie kupuje smartwatcha po to, żeby robić z niego zwykły zegarek – zależy nam raczej na jego inteligentnych funkcjach.
Ja starałem się więc GTS 4 nie oszczędzać i jak najwięcej go użytkować podczas dnia. Tak więc średnio przez 18 godzin miałem włączony Always on Display, korzystałem z wyświetlania wszystkich powiadomień ze smartfona, większość pomiarów również była automatycznie włączona w tle, tak samo, jak śledzenie snu. I pomimo tego wszystkiego, smartwatch Amazfita wytrzymywał 4 dni na jednym ładowaniu.
I moim zdaniem to bardzo dobry wynik, zestawiając go, chociażby z Apple Watchami czy zegarkami Samsunga, które w najlepszym przypadku wytrzymują dwa dni na jednym ładowaniu. Wiadomo, zarówno zegarki Apple, jak i „Galaktyki” Samsunga mogą się pochwalić większą funkcjonalnością niż Amazfit, ale nie uważam, by był to jakiś duży problem – możliwości GTS 4 wydają mi się całkowicie akceptowalne.
Ładowanie odbywa się poprzez magnetyczną ładowarkę USB, która kompatybilna jest również z GTR 4. Mechanizm magnetyczny działa bardzo sprawnie, błyskawicznie przyciągając się do spodu zegarka. Jedyne, do czego mogę się tu przyczepić, to to, że ładowarka działa tylko w jednej pozycji, pomimo tego, że na pierwszy rzut oka powinniśmy móc ją wpiąć również po obróceniu zegarka o 180 stopni – nie jest to jednak jakaś ogromna wada. Ładowanie urządzenia do pełna trwa około 70 minut.
Podsumowanie
Od smartwatcha oczekuję głównie trzech rzeczy. Po pierwsze – by inteligentny zegarek był dla mnie czymś w rodzaju przedłużenia smartfona. Od kiedy używam tego rodzaju sprzętu, zauważalnie rzadziej spoglądam na ekran telefonu, przeglądając większość powiadomień na nadgarstku.
Drugą, dość prozaiczną rzeczą, jest sam wygląd urządzenia. Zegarki to jednak dość znaczący w tych czasach element mody i oczekuję od tego sprzętu stylowego wyglądu. W parze z tym idzie oczywiście ogólna jakość wykonania smartwatcha, a także odpowiednio wysoka specyfikacja wyświetlacza i – najlepiej – ustandaryzowane, wymienne paski.
A ostatnim elementem jest… możliwe jak najszybsze zapomnienie o smartwatchu. Mam tu na myśli to, że od inteligentnego zegarka oczekuję na tyle bezproblemowej pracy, że w codziennym użytkowaniu kompletnie zapominam, że mam go w ogóle na nadgarstku.
Tego typu urządzenie nie może irytować mnie zacinającym się systemem, słabą baterią czy nagłym zrywaniem połączenia z telefonem. Smartwatch powinien już od samego początku idealnie wpasować się w mój technologiczny ekosystem, być wspomnianym przedłużeniem smartfona, a nie oddzielnym bytem, który stara się ukraść dla siebie całe show.
I o Amazfit GTS 4 bardzo szybko zapomniałem. To smartwatch w większości przypadków bezproblemowy, świetnie wykonany, z długim czasem pracy na baterii i bardzo dobrym wyświetlaczem.
Z największych wad mógłbym wymienić nieidealną aplikcję na smartfony czy brak NFC, ale są to rzeczy, na które mogę przymknąć oko. W skrócie – Amazfit GTS 4 to urządzenie kompletne, które z czystym sumieniem mogę polecić, nawet pomimo stosunkowo wysokiej ceny. Nie da się bowiem ukryć, że 1200 złotych to już cena bliska konkurencyjnemu Apple Watch SE czy tańszym Samsungom Galaxy Watch.
W mojej opinii Amazfit GTS 4 broni się jednak w tej konfrontacji, co jest sporym komplementem, patrząc na ugruntowane już pozycję jego rywali.