Muszę przyznać, że dawno już nie było tak mocnego otwarcia roku dla PlayStation. Po zaskakująco ciepło przyjętym Uncharted: Legacy of Thieves Collection, przyszedł czas na danie główne. Czy Horizon Forbidden West rzeczywiście prezentuje jakość na miarę nowej generacji konsol?
Dziedzictwo, które trzeba spełnić
NOWY ŚWIT to pradawny system terraformujący, który może przywrócić pełnię życia na Ziemi. Jest to możliwe dzięki jego dziewięciu podrzędnym funkcjom. Nazwane po greckich bóstwach, zostały stworzone, by wzbogacić odrodzoną ludzkość o wiedzę świata przedwiecznych, odnowienie biosfery czy odpowiedni nadzór prokreacji i wychowania dzieci.
W rozwoju tego procesu przeszkodził HADES – zmodyfikowane za pomocą tajemniczego sygnału AI, którego pierwotnym celem był restart systemu NOWY ŚWIT, w razie jakiegokolwiek niebezpieczeństwa. Nadany sygnał zmodyfikował HADES w taki sposób, że stał się on wcielonym złem, próbującym udaremnić terraformację Ziemi. Aloy pokonała to AI w poprzedniej grze, lecz NOWY ŚWIT uległ samozniszczeniu, a funkcje podrzędne rozproszyły się po całej Ameryce.
Wracając jednak do Horizon Forbidden West, głównym celem Aloy jest odnalezenie wszystkich funkcji podrzędnych systemu NOWY ŚWIT oraz połączenie ich w jedną całość. W tym celu udajemy się na tytułowy Zakazany Zachód, na którym czają się zupełnie nowe niebezpieczeństwa. Zwłaszcza, że nie tylko w interesie Aloy jest odnaleźć NOWY ŚWIT.
Nie będę ukrywał, nie udało mi się niestety znaleźć czasu na to, by w pełni nadrobić Horizon Zero Dawn przed otrzymaniem nowej gry do recenzji. Okazuje się jednak, że było to zupełnie niepotrzebne. Przed rozpoczęciem rozgrywki, tytuł uruchamia wprowadzenie filmowe, które pokrótce przybliża wydarzenia z poprzedniej gry. Choć główny wątek jest kontynuacją Horizon Zero Dawn, raczej nie odwołuje się zbyt często do oryginalnej gry, a przynajmniej nie bezpośrednio. Warto jednak to mieć na uwadze, jeżeli Horizon Forbidden West będzie Waszym pierwszym kontaktem z serią.
Sporą pomocą okazuje tutaj notatnik, który zawiera wszystkie informacje, jakie Aloy zapisuje za pośrednictwem fokusa. Z tej zakładki otrzymamy dostęp do biogramów każdej napotkanej postaci, opisy przeanalizowanych maszyn, a także nagrania i notatki z świata przedwiecznych, odnalezione podczas trwania przygody. To z nich wyciągamy sporo informacji o projekcie NOWY ŚWIT, które rzucają inne światło na zajścia z poprzedniej produkcji. Wiele tajemnic odkrywa również sam główny wątek, o którym – z przyczyn oczywistych – nie mogę się zbytnio rozpisać.
Mogę jednak powiedzieć tyle, że warstwa fabularna to jeden z najmocniejszych elementów produkcji. Poprzez swoją opowieść, twórcy zadają wiele ważnych pytań, mających swoje odzwierciedlenie w dzisiejszym świecie. Szczególnie widać to w interakcjach z plemionami, których pozbawieni technologii wodzowie, często wartościują honor i wojnę bardziej niż pokój i dobro ogółu. Horizon Forbidden West przestrzega przed kultem jednostki wyjątkowej, prowadzącej do katastrofalnej w skutkach megalomanii. Nawet osoba sprawcza, jak Aloy, przekonuje się, że planetę można uratować tylko wspólnymi siłami.
Zachód, który przytłacza
Niemal 40 godzin – tyle zajęło mi ukończenie głównego wątku Horizon Forbidden West, przy wykonaniu 11 zadań pobocznych oraz eksploracji pozostałych aktywności w grze. Co ciekawe, stopień całkowitego ukończenia produkcji wskazuje na nieco ponad 35%, przy 54% zdobytych trofeów. Mogę więc z czystym sumieniem powiedzieć, że udało mi się liznąć każdej z aktywności, jakie pozycja Guerrilla Games ma do zaoferowania – a tych jest naprawdę mnóstwo.
Mamy bowiem do czynienia z OGROMNYM otwartym światem, który Aloy będzie eksplorować w poszukiwaniu funkcji podrzędnych projektu NOWY ŚWIT. To powoduje, że odwiedzimy nieznane jej wcześniej plemiona i osady. Dzięki jednej przysłudze z początku wątku głównego, te otworzą swoje bramy dla zbawczyni Południka. W osadach posłuchamy plotek na temat nowych aktywności, dobijemy targu z handlarzami, a także odkryjemy problemy ich mieszkańców, prowadzące do ciągów zadań pobocznych.
Co jest tutaj ważne, wiele aktywności powraca również z Horizon Zero Dawn. Kotły, żyrafy oraz obozy buntowników wysuwają się tutaj na czoło. Są to wyzwania łączące elementy wspinaczkowe i walkę, oferujące nowe możliwości dominacji maszyn, większy przegląd zamglonej mapy, a także cenne punkty doświadczenia i umiejętności, wymagane do swobodnego zaliczania zadań głównych i pobocznych. Horizon Forbidden West mistrzowsko potrafi rozproszyć gracza, przez co gra jest wyjątkowo warta swojej ceny.
Wykonywanie kontraktów na złom pozwoli Aloy uzyskać unikatowe bronie, a wspinaczki po ruinach odkryją przed nią pradawne relikty, zwykle zabezpieczone hasłem, zazwyczaj ukrytym w jednym z audiologów. Osady mogą skrywać też tereny łowieckie oraz areny ćwiczebne. Przyda się to zwłaszcza graczom, którzy początkowo nie będą sobie radzić w walce z ludźmi oraz maszynami. Znajdziemy nawet grę planszową, która spokojnie nabiła mi kilku dodatkowych godzin. Ratowanie świata? Gdzie tam, zagrajmy w Napad Maszyn!
Więc choć, eksploruj ze mną świat
Jak już zdążyliście pewnie wywnioskować, Horizon Forbidden West jest produkcją ogromną. Dlatego też cieszę się, że Guerrilla Games dołożyła wszelkich starań, aby jej eksploracja była zadaniem przyjemnym. Składa się na to tak wiele głupotek, że nawet nie wiem od czego zacząć.
Jak na swój rozmiar, mapa jest zaskakująco przejrzysta. Sporo ułatwia tutaj świetny color coding. Zielony kolor oznacza ukończone zadania, zółty aktywne, biały oczekujące, niebieski zaś wskazuje na pozostałe nieukończone aktywności, takie jak areny, kotły czy żyrafy. Oznakowanie kolorami świetnie działa też w przypadku przedmiotów, jakie zbieramy z maszyn, zwierząt oraz ludzi. Gra łatwo pozwala porównywać bronie przed zakupami, a także określać stopnie ich rzadkości, w tym samym schemacie kolorystycznym, co w Fortnite.
U każdego z handlarzy, Aloy jest w stanie wykupić do 50 pakietów szybkiej podróży. Mając odpowiednie surowce, możemy też wytwarzać je sami. Niesamowicie podoba mi się fakt, że na każde ulepszenie, jakie tylko mnie interesowało, mogłem utworzyć osobne zlecenie. Gra wtedy wskazywała mi siedlisko maszyn, do którego musiałem się udać, by zebrać potrzebne składniki.
Jeżeli brakuje nam surowców do wytwarzania amunicji, mamy dwa wyjścia. Obkupić się u handlarza, a przed tym ulepszyć jedną z toreb, zabijając napotkane zwierzątka. Warto jednak odkrywać ogniska, ponieważ one umożliwiają bezpłatne przemieszczanie się między dalekimi lokacjami. Przez 40 godzin nie odczułem jednak deficytu pod tym kątem, zwłaszcza, że ekrany ładowania trwały pojedyncze sekundy – ale o tym później.
Gdy nie możemy wykonać szybkiej podróży, tą ułatwią zdominowane wierzchowce. W pewnym etapie rozgrywki wezwiemy nawet solarptaka, by móc latać po całym Zakazanym Zachodzie. Szczególnie przydatne, jeśli zostawiliście sobie na koniec kilka żyraf. Fokus Aloy ułatwi również długie wspinaczki. Wystarczy szybko kliknąć przycisk R3, by skały rozświetliły się na żółto, pokazując jej prawidłową drogę.
A nawet, jeśli Aloy grozi upadek z wysokości – szybowanie uratuje ją niemal z każdej opresji. Jeżeli na przykład gracz nie posiada jeszcze potrzebnych umiejętności do odkrycia ruiny, gra także informuje o tym wprost, nie wyprowadzając go na manowce. Twórcy Horizon Forbidden West opanowali tworzenie interfejsów do perfekcji, niesamowicie rozpieszczając gracza tą wygodą.
Walka o przetrwanie
Studio już wcześniej chwaliło się ponad czterdziestoma rodzajami maszyn, z jakimi Aloy musi się zmierzyć w trakcie rozgrywki. Osobiście urzekło mnie to, jak Horizon Forbidden West nagradza analizę słabości każdego z potworów. Niezależnie od tego, czy walczymy łukiem, grotomiotem lub oszczepami, na końcu liczy się żywioł, jakiego użyjemy w walce. Jest więc niesamowicie ważnym, aby w kole broni mieć jak najwięcej dostępnych żywiołów, a także skupić się na słabych punktach atakowanej maszyny. Zastosowanie tej taktyki znacznie ułatwiło mi rozgrywkę. Początkowo ginąłem jak głupi, pomimo wyższego poziomu doświadczenia niż rekomendowany.
Bywały momenty, że tylko dwa elementy układanki dzieliły mnie od śmierci – ogromne zapasy leczniczych jagód oraz niesamowita zwinność Aloy. Nawet w trakcie najbardziej intensywnych pojedynków, nieustannie czułem się w pełni kontroli. Każda nieudana próba strzału mogła być anulowana rolką, a i ta wielokrotnie ratowała mi tyłek podczas szarż wielkich nadymiaczy, tych lodowych i ognistych. Szybko też udało mi się odblokować wyższe poziomy skupienia, które znacznie dłużej pozwalały na precyzyjne strzały. Responsywne koło broni, a także możliwość wytwarzania amunicji na spowolnionym tempie rozgrywki, również okazała się bardzo przydatna.
Czasami dzieje się tak, że elementy wypadające z maszyn, mogą również posłużyć jako ciężka broń tymczasowa. Strzelanie z takiej amunicji pokazało mi, że Horizon Forbidden West potrafi na chwilę stać się świetnym shooterem. A później znalazłem kapitalny grotomiot, obsługujący aż trzy rodzaje żywiołów. Podczas finału przebijałem się maszyny niczym Templar przez Helghastów w oryginalnym Killzone, wykorzystując ich słabość do plazmy. Grotomiot sprawdzał się również idealnie w walce z buntowniczymi plemionami, bezradnymi wobec prędkości załadowanych strzał. Pomógł również fakt, że najpierw rozwijałem umiejętności związane z łucznictwem i atakiem dystansowym.
Co jednak zrewolucjonizowało dla mnie walkę, przyszło z niespodziewanej strony. Okazuje się, że jednym z ułatwień dostępu, jest możliwość ustawienia celowania na żyroskop, również obecny w Dual Sense. Nie sądziłem, że to powiem, ale w tamtej chwili pożegnałem się z prawą gałką analogową. Żyroskop w tej grze jest tak precyzyjny, że taki sposób celowania okazał się dla mnie o wiele bardziej naturalny. A muszę z dumą przyznać – nic tak nie błyszczy w Horizon Forbidden West, jak właśnie kontroler do PlayStation 5.
Najpiękniejsza gra na PlayStation 5
Guerrilla Games zadbało o to, aby doświadczenie wynikające z grania na Dual Sense było prawdziwą rewolucją. Gra wykorzystuje każdą okazję, aby przypomnieć graczowi o haptycznych wibracjach. Ciężkie kroki i szarże maszyn, starcia ostrz mieczy, ale też subtelny szelest trawy i ciężar podwodnego prądu. Granie na słuchawkach tylko podbija ten efekt. Głośnik kontrolera również wspomaga wibracje efektami, gdy tylko przełączymy się na dźwięk z telewizora. Opór triggerów przy strzelaniu z łuku, presja podczas ostrzału z grotomiotu czy wreszcie swobodny galop na wierzchowcu. Dopiero, gdy tych efektów zabraknie w jakiejkolwiek innej grze, zdajemy sobie sprawę jak ogromną wartość tutaj wnosi Dual Sense.
Zatrzymam się też na chwilę przy samym dźwięku. Grałem kilka godzin z polskim dubbingiem i, niestety, szybko powróciłem do angielskiego oryginału. Ogrom linii dialogowych przeważył nad tym, że wersja kinowa wypada o wiele lepiej. Zwłaszcza, że pojawiają się też duże nazwiska, chociażby Carrie Ann-Moss (m.in. Trinity w filmach Matrix). Naturą tak ogromnych gier jest fakt, że sporo przerywników to stojące obok siebie postacie, gdzie kolejne tematy rozmów rozpoczynamy z wyświetlanej wybierałki. Przechodząc do zabawy prosto z Uncharted: Legacy of Thieves Collection, miałem lekki dysonans poznawczy. Szybko jednak przyzwyczaiłem się do innego, wolniejszego stylu dialogów, przez co wybrzmiewały one znacznie lepiej.
Zaryzykuję również stwierdzeniem, że Horizon Forbidden West to obecnie najpiękniejsza gra na nowej generacji konsol. Tytuł ma do wyboru dwa tryby graficzne. Natywne 4K oraz 30 kl./s., bądź dynamiczne 4K z 60 kl./s.. Zakazany Zachód nie wstydzi się operować żywymi barwami, a dbałość o detale zawstydza tutaj największe produkcje innych studiów.
Jeżeli zdecydujecie się zagrać, zwróćcie koniecznie uwagę na sposób, w jaki Aloy wytwarza ślady na śniegu i piasku. Fizyka wody, jej barwy oraz odbicia świateł. To jest moi drodzy pierwsza liga, i to nie polska! Decima Engine to cudo technologii, jakim Guerrilla Games obdarzyła całe PlayStation Studios. To już pokazały zarówno Horizon Zero Dawn, jak i Death Stranding.
Zakazany Zachód idzie jednak o krok dalej, czerpiąc pełnię mocy z dysku SSD na PS5. Ekrany ładowania pojawiają się tylko na początku zabawy oraz przy śmierci, choć i wtedy trwają one maksymalnie do 5 sekund. Jest to kolejny element układanki, przez który doceniamy nową generację sprzętu jeszcze bardziej.
Co do wersji na PlayStation 4. Działa – i to stabilnie. Mogłem przetestować ją tylko na PlayStation 4 Pro, gdzie 1080p i 30 kl./s. są utrzymane na rozsądnych poziomach. O ile obniżona jakość grafiki mi nie przeszkadzała, tak brak wsparcia dla Dual Sense już tak. Jeżeli planujecie w najbliższym czasie zakup PlayStation 5, warto zrobić to dla Horizon Forbidden West.
Cieszę się, że w obecnej generacji 60 kl./s. staje się już niezbędnym minimum, ponieważ stara jakość niestety już boli. Nie zmienia to jednak faktu, iż tytuł jest świetnie zoptymalizowany nawet na PS4 i, nie mając innej możliwości, będziecie bawić się tak, jak w Horizon Zero Dawn. Dla pewności – tutaj PlayStation udostępniło fragment z podstawowej wersji PlayStation 4.
Horizon Forbidden West to kandydat na grę roku
Nie ma co owijać w bawełnę – dzieło Guerrilla Games to najbardziej zaawansowana technologicznie produkcja, jaka prawdopodobnie się ukaże w tym roku. Nawet, jeśli doczekamy się God of War: Ragnarok, to nie będzie on tak otwarty i jednocześnie kompletny. Oczywiście – chciałbym się pomylić!
Przy tym wszystkim, to niesamowita uczta dla oczu i zmysłów, pod warunkiem że gramy na PlayStation 5. Szybkie ładowanie, szerokie wykorzystanie kontrolera Dual Sense oraz efekty graficzne, na które wiele studiów patrzy z zazdrością. Horizon Forbidden West to kolejny przystanek na mapie wieloletnich ambicji wszystkich podmiotów PlayStation Studios. A wydawać by się mogło, że nie robi przecież nic nowego.
Otwarty świat, podbijanie baz, ogrom mechanik RPG, jakie widział już cały świat dziesiątki razy. Kluczem do sukcesu okazała się tutaj egzekucja. Perfekcyjna egzekucja, która stawia opowieść Aloy znacznie wyżej innych pretendentów. Jakość, która jest warta swojej ceny nie tylko w kilkunastu godzinach wątku głównego.
Cieszy mnie również to, jak Sony kontynuuje swój trend dostarczania GOTOWYCH gier na premierę. Te pojedyncze doładowania tekstur, jakie zobaczyłem w ciągu 40 godzin, są niczym, przy takich premierach jak Battlefield 2042. A należy pamiętać, że produkt Guerrilla Games jest znacznie bardziej rozbudowany niż wiele ostatnich pomyłek wydawniczych.
Wierzę, że znajdę czas na platynowe trofeum w Horizon Forbidden West. Przez te dwa tygodnie, wielokrotnie kładłem się spać o 3 nad ranem, ponieważ ciągle zatrzymywała mnie jeszcze jedna misja. Post-apokaliptyczny, plemienny świat odradzającej się ludzkości oczarował mnie tak bardzo, że mam ochotę na znacznie więcej.
Jeżeli PlayStation Studios przez całą generację będzie dostarczać tak świetne produkty, ich konsola przetrwa wielką ofensywę Microsoftu.
A teraz szybciutko do sklepów, ale już!