Komputery typu Slate z systemem Windows nie stanowią dużej części rynku, ale od premiery pierwszego Surface’a żywię do nich sporą sympatię. Pomysł na zrobienie pełnoprawnej maszyny z „dużym” systemem operacyjnym w formie tabletu z dodatkowymi akcesoriami obiecuje bowiem wiele, lecz szczegóły praktycznej realizacji bardzo wpływają na to, co ostatecznie otrzymujemy. Jak to wygląda w przypadku Asusa Vivobook Slate T3300K OLED?
Czym jest, a czym nie jest, Asus Vivobook Slate OLED?
Aby ustalić, z czym mamy do czynienia, zacznę nietypowo, bo od zajrzenia pod maskę. Jak wyglądają parametry T3300KA?
- numer modelu: T3300KA,
- procesor: Intel Pentium Silver N6000 (4 rdzenie, 4 wątki, 1,1 – 3,3 GHz, 4 MB cache, TDP 6 W),
- ekran główny: dotykowy, 13,3”, 1920 x 1080, 60 Hz, OLED, 16:9, 550 nit w szczycie, 100 % DCI-P3, HDR10, Dolby Vision, StB 83%,
- karta graficzna: zintegrowana Intel UHD,
- pamięć: 8 GB LPDDR4x 2933 MHz, wbudowana,
- dysk: 256 MB M.2 NVMe,
- łączność: Bluetooth 5.2, WiFi6 (801.11ax),
- system operacyjny: Windows 11 Home,
- złącza:
- 2 x USB 3.2 Gen 2 typu C,
- gniazdo audio jack 3,5 combo,
- czytnik kart mictoSDXC,
- akumulator: 50 Wh, zasilacz 65 W PD,
- wymiary: 309,9 x 190 x 7,9 mm,
- waga: 780 g.
Sugerowana cena za testowaną konfigurację wynosi 3499 złotych.
Krótka analiza zestawienia i już wiadomo: szybko nie będzie. Nisko taktowany procesor Pentium, mający możliwość pracy w trybie Turbo, ale wyposażony w cztery jednowątkowe rdzenie, wyróżnia się przede wszystkim niskim TDP na poziomie 6 W, a nie wydajnością. Na zupełnie przeciwnym biegunie leży za to ekran – który przy tych parametrach mógłby znaleźć się w sprzęcie znacznie wyższej klasy.
Połączenie oszczędnego procesora i wysokiej klasy ekranu wskazuje nieźle na przeznaczenie sprzętu – czyli szeroko pojęte multimedia. Zatem mimo zewnętrznego podobieństwa Slate raczej nie zastąpi znacznie mocniejszego Surface’a w zastosowaniach graficznych i pokrewnych.
Ale wróćmy do początku
A początek to oczywiście pudełko i jego zawartość. Trzeba przyznać, że opakowanie jest wyjątkowo wielkie, jak na rozmiar samego sprzętu. W środku jednak znaleźć można nie tylko tablet, ale także dołączaną magnetyczną klawiaturę, tylny panel z nóżką, także mocowany magnetycznie, piórko, dla odmiany bez magnesów, ale za to z wyposażonym weń osobnym uchwytem, dla którego przeznaczone zostało odpowiednie pole na tylnym panelu oraz odpowiednie etui, które wygląda całkiem fajnie, a jednocześnie jakby mogło znieść naprawdę wiele.
Vivobook Slate ma formę typowego tabletu – przeznaczonego do pracy panoramicznej. Wszystkie gniazda są po lewej stronie (jack, 2 x USB-C i microSDXC), na górnej i prawej krawędzi znalazły się przyciski, odpowiednio – zasilania i głośności – ten pierwszy jest też pojemnościowym skanerem linii papilarnych.
Na dole jest złącze do podłączania klawiatury. Uwagę na bokach zwraca także podwójna maskownica dla głośników, które tworzą czterodrożny system stereo z możliwością reprodukcji dźwięku przestrzennego Dolby ATMOS. Komputer ma dwie kamery, przednią 5 Mpix oraz tylną 13 Mpix.
Tylny panel mocowany jest magnetycznie. Jego dolną część można odchylić i stworzyć z niej dość wygodną nóżkę o bardzo dużym zakresie regulacji – maksymalny kąt to aż 170°. Mocowanie stylusa jest (jak już wspominałem) bardzo nietypowe – tylny panel ma wydzielone pole z magnesem, do którego mocowany jest uchwyt, w który wsuwamy piórko. Asusowi udało się zatem w Vivobooku Slate skomplikować najprostszą rzecz i –szczerze mówiąc – nie jestem tym zachwycony: próba wsunięcia piórka na swoje miejsce czasem powodowała odpięcie się uchwytu.
Dołączana klawiatura za to pozbawiona jest udziwnień. Jak na swój typ jest dość gruba, więc w miarę sztywna, ma duży touchpad i dość wyraźny skok klawiszy, które – dzięki temu – niewiele odstają swoim komfortem użytkowania od klawiatur klasycznych, małych notebooków.
Ekran
Za wyświetlanie obrazu odpowiada matryca OLED o rozdzielczości 1920 x 1080 pikseli. Wysoka jasność, wynosząca 550 nit w szczycie, pozwoliła na uzyskanie certyfikatu VESA DisplayHDR True Black 500 – ekran pozwala na odtwarzanie zarówno materiałów HDR10+, jak i Dolby Vision. Ciągła jasność oczywiście jest nieco niższa, lecz wciąż na tyle duża, że ekran jest czytelny w każdych warunkach, mimo pokrycia go błyszczącym szkłem Corning Gorilla Glass.
Użyteczny zakres ustawień jasności mieści się między ~20 a 100%, przy czym w wyższym zakresie regulowana jest bezpośrednio w trybie DC, a w niższych przez modulację PWM, co może dawać widoczne lekkie migotanie – Asus o tym zresztą ostrzega.
Matryca OLED, zgodnie z danymi producenta, jest w stanie odtworzyć 100% przestrzeni barwnej DCI-P3 – z braku kolorymetru oraz wiarygodnych szczegółowych testów zewnętrznych pozostaje mi przyjąć to na wiarę. Odnotowuję jednak, że Asus dostarcza dla Vivobooka Slate wstępnie przygotowany profil barwny, pozwalający na wykorzystanie możliwości matrycy oraz że zdjęcia i filmy (Netflix wykorzystuje możliwości Dolby Vision) wyglądają na nim naprawdę znakomicie, a tablice kontrolne nie wykazują niczego niezwykłego, jeśli chodzi o kolory. Praca i zabawa z tym ekranem to prawdziwa przyjemność.
Kwestie trwałości ekranu OLED zostały potraktowane poważnie i w oprogramowaniu MyASUS znalazły się odpowiednie ustawienia, zapobiegające pojawieniu się wypaleń – domyślnie po 30 minutach uruchamia się specjalny wygaszacz ekranu, odświeżający piksele, aktywne też jest przesuwanie pikseli, by dzięki minimalnym zmianom nie był wyświetlany wciąż ten sam obraz.
Krótki okres testów oczywiście nie pozwala na praktyczne sprawdzenie, czy i w jakim stopniu może dość do degradacji jakości obrazu.
Z ekranem współpracuje aktywny stylus Asus PEN 2, komunikujący się z maszyną za pomocą Bluetooth. Wbudowany akumulator wystarcza na 140 godzin pracy, a ładować go można za pomocą dyskretnie ukrytego portu USB-C.
W zestawie Asus dostarczył zestaw wymiennych końcówek, które różnią się wykonaniem i odwzorowują różną „twardość ołówka” – od 2H do B. Piórko rozpoznaje 4096 poziomów nacisku i nacisk od 5 do 350 g.
Odczyty stanu piórka wykonywane są z częstotliwością 266 Hz – w praktyce opóźnienia w działaniu nie da się zauważyć, stylusem da się pisać odręcznie jak zwykłym długopisem i nie dochodzi do zniekształceń tekstu i rysunków – działa to naprawdę dobrze.
Porty
W tej części za bardzo nie ma się o czym rozpisywać – porty są dwa, typu USB-C i w standardzie USB 3.2 Gen. 2 – obsługują też ładowanie przez Power Delivery oraz wyjście obrazu Display Port Alternate. Do tego jest mini jack 3,5 mm oraz czytnik kart microSDXC.
Łączność bezprzewodową zapewnia dobrze znany, wydajny układ Intel AX201, pracujący z kanałami o szerokości do 160 MHz i zapewniający także Bluetooth 5.2. Do działania obu nie mam w zasadzie zastrzeżeń – poza tym, że z jakiegoś powodu system początkowo nie przyjmował do wiadomości, że chcę, by Slate łączył się z routerem automatycznie – pomogło dopiero przestawienie odpowiedniego przełącznika we właściwościach połączenia.
Prędkość zestawianego z Funboxem 6 połączenia wynosiła 2400 Mbps, rzeczywisty download jednak nie przekraczał ~800 Mbps, a upload ~250 Mbps – to sporo poniżej możliwości gigabitowego światłowodu Orange, którego używam.
Przyczyna zdaje się jasna: podczas testu obciążenie procesora sięgnęło 100%, zatem to on jest tu wąskim gardłem.
Audio
Asus Vivobook Slate jest wyposażony w zestaw czterech głośników, pracujących w układzie stereo z dźwiękiem przestrzennym Dolby ATMOS. Jakość dźwięku jest przyzwoita, siła głosu dobra, muzyka brzmi jednak odrobinę płasko – basu mogłoby być więcej.
Te uwagi nie dotyczą jednak dźwięku w filmach – ścieżki Dolby ATMOS z Netfliksa brzmią na Vivobooku Slate bardzo dobrze, z odpowiednią wyrazistością i przestrzennością efektów. Po testach muzycznych spodziewałem się, że będzie gorzej i jestem przyjemnie zaskoczony, że się myliłem.
Oczywiście wyjście jack 3,5 mm to osoba sprawa – jakość dźwięku zależy głównie od słuchawek. Slate poradził sobie bez problemu z napędzeniem 150 ohmowych słuchawek AKG K702, a zarówno muzyka, jak i filmy, brzmiały doskonale.
Klawiatura i touchpad
Dołączana do Vivobooka Slate klawiatura okazała się sporym zaskoczeniem. Jest bowiem stosunkowo gruba, a zatem sztywniejsza od większości swoich tabletowych odpowiedników. Klawisze mają niezbyt wielki, lecz wyraźny skok (1,4 mm) i, szczerze mówiąc, komfortem pracy na biurku nie ustępują klasycznemu laptopowi. Na kolanach jest trochę gorzej, gdyż jednak całość trochę się ugina i działanie nie jest już tak pewne. Wciąż jednak jest przyzwoicie.
Touchpad jest duży i, podobnie jak klawiatura, na biurku sprawuje się doskonale. Na uginających się powierzchniach czasem bywa dość nieprzewidywalnie – dotyk działał dobrze, ale samo wciśnięcie dolnej części płytki (czyli klawisza) nie zawsze się rejestrowało tak, jak bym chciał.
Wydajność
Porozmawiamy o czymś innym?
Naprawdę nie?
Sercem Asusa Vivobook Slate jest czterordzeniowy, czterowątkowy procesor Intel Pentium N6000, wsparty przez 8 GB niskonapięciowego LPDDR4x. Bazowe taktowanie CPU wynosi zaledwie 1,1 GHz, choć w trybie turbo rozpędza się nawet do 3,3 GHz.
Za jego wydajność (a raczej jej brak) odpowiada uproszczona architektura, nie mająca wiele wspólnego z rodziną Core, za to bardzo energooszczędna. Jak już wspominałem na wstępie, Asus Vivobook Slate nie powstał, by oszałamiać wydajnością, tylko miał być oszczędny, pasywnie chłodzony i pozwalający na długą pracę na akumulatorze. Do szeroko pojętych multimediów większa wydajność zresztą nie wydaje się niezbędna. Asus niewątpliwie swój cel osiągnął, a że odbiło się to na wydajności i wynikach w benchmarkach – no cóż.
Wbudowana grafika Intel UHD także nie zachwyca wydajnością, lecz ma wszystkie niezbędne sprzętowe kodeki pozwalające na odtwarzanie przeróżnych filmów bez oglądania się na moc procesora oraz – uwaga – na współpracę z serwisami Google Stadia, Microsoft xCloud i GeForce Now.
Wyjście Display Port Alternate zaś bez problemu współpracowało z monitorem 4K@60, pozwalając na pracę z dwoma ekranami i jednoczesne ładowanie wprost z monitora.
W zastosowaniach biurowych maszyna radzi sobie nieźle. 2747 punktów to nieco więcej niż połowa tego, co osiągnął znacznie przecież wydajniejszy Acer Vero. Word, Excel, przeglądarka czy jakiś notatnik nie stanowią większego problemu.
Asus Vivobook Slate może być zatem ze względu na swoje rozmiary i energooszczędność traktowany jako podstawowa maszyna na wykłady czy do mniej wymagającej pracy w terenie.
W 3DMark Asus Vivobook Slate osiągnął w teście TimeSpy wynik 433 punktów. To bardzo mało, znacznie mniej, niż jest w stanie osiągnąć Intel UHD w serii Core. Cóż, to nie jest maszyna nawet do mało wymagających gier – przynajmniej uruchamianych lokalnie.
W CPU Profile widać wzrost wydajności podczas rozkładania zadań na kolejne wątki, aż do osiągnięcia maksymalnej dla procesora wartości 4 obsługiwanych jednocześnie. Nie widać przy tym wpływu obciążenia na wartość taktowania.
Wykonywanie testu Cinebench to raczej ciekawość – Slate to nie jest maszyna, na której ktoś serio próbowałby renderingu 3D, lecz wynik 1683 punktów w teście Multicore jest pewnego rodzaju ciekawostką – to nieco więcej, niż jest w stanie osiągnąć JEDEN rdzeń procesora i7-1195G7. Wziąwszy pod uwagę inną architekturę i znacznie wyższe taktowanie i7, uważam to za całkiem niezły wynik.
Sprowokował mnie też do wykonania testu aplikacyjnego UL Procyon, korzystającego z prawdziwych programów Adobe Photoshop CC i Lightroom Classic.
Trudne to było zadanie, lecz ponownie Asus Vivobook Slate dał sobie znośnie radę. 1457 punktów to nie jest dużo, lecz po próbach praktycznego użycia ww. programów uznałem, że ostatecznie ma to pewien sens. Może nie do obróbki na co dzień, lecz użycie Slate na wyjeździe jako rodzaj fotobanku z możliwością podstawowej korekty – da się. Osobna sprawa, że do tego nieźle (lepiej?) sprawdzi się też iPad Mini w wersji z większą pamięcią.
A skoro o iPadzie Mini mowa, to oto Geekbench 5, którego na komputerach z Windowsem raczej nie robię. W tym wypadku jednak posłuży mi do baaardzo prowizorycznego porównania dwóch zupełnie różnych środowisk, czyli właśnie Slate i iPada.
Slate osiągnął 1578 punktów w teście wielordzeniowym i 623 punkty w teście jednordzeniowym. Skromny to wynik – jeden rdzeń procesora A15 okazał się wydajniejszy niż wszystkie w N6000. iPad Mini osiągnął, odpowiednio, 4594 i 1589 punktów.
Nie należy jednak zapominać, że Windows sam z siebie ma swoje wymagania, a i Geekbench raczej jest dość prostym testem, niewiele mówiącym o praktycznej wydajności. Te wyniki traktujcie zatem z przymrużeniem oka.
Niezbyt wielki, firmowany przez Western Digital dysk Blue SN530 256 GB, okazał się w testach syntetycznych dość wydajny i na co dzień właśnie taki jest. W scenariuszach testowych jednak dochodziło kilkukrotnie do znacznych spowolnień, a nawet można powiedzieć, że zadławień, w których prędkość działania spadała na dłużej do kilkudziesięciu MB/s.
Miało to miejsce podczas przygotowywania benchmarków, czyli podczas kopiowania i rozpakowywania dużych archiwów. Dyski WD Blue SN5XX nie mają cache DRAM i w tych warunkach nie radzą sobie dobrze. Podczas typowego użytkowania podobne sytuacje powinny należeć do rzadkości.
Oprogramowanie
Asus Vivobook Slate dotarł do mnie z preinstalowanym systemem Windows 11 Home. Poza nim producent dostarczył pakiet zabezpieczeń McAffee (który natychmiast odinstalowałem) oraz swoje oprogramowanie MyAsus. Microsoft rzecz jasna także nie mógł się powstrzymać przed instalacją rzeczy zupełnie zbędnych, lecz trzeba przyznać, że z każdą kolejną edycją jest ich mniej i szybciej da się ich pozbyć.
Za pomocą MyAsus można przeprowadzić aktualizację sterowników, firmware’u, a także dostosować opcje ładowania baterii i ochrony ekranu. Program działa dość wolno, lecz robi, co do niego należy, zatem można mu to wybaczyć – nie będziemy do niego raczej często zaglądać.
Na stabilność Windows 11 Home nie miałem powodu narzekać, choć Slate łatwo nie miał – nie oszczędzałem go podczas testów, obciążając do granic możliwości. Trzeba przyznać, że generalnie dawał radę, choć podczas takiej orki zacinał się czasem niemiłosiernie i trzeba było poczekać, aż upora się z zadaniami. I znów: mój sposób użycia komputera podczas testów z całą pewnością wtedy odbiegał od tego, jaki przewidział dla Vivobooka Slate producent.
Biometria
Asus Vivobook Slate ma wbudowany w przycisk zasilania pojemnościowy skaner linii papilarnych, zgodny z Windows Hello. Umieszczony jest dość wygodnie, choć tylko w położeniu panoramicznym. Jeśli ustawimy maszynę do pracy pionowej (a nóżka na to pozwala), to czytnik wyląduje dość nietypowo w lewej górnej części obudowy, czyli dla osoby praworęcznej nie będzie to intuicyjne. Można się jednak do tego przyzwyczaić.
Większy problem mam niestety z efektywnością – mimo powtarzania nauki skaner wykazywał się dość mierną skutecznością, która zmuszała mnie do wklepywania PIN-u w mniej więcej co drugim przypadku. W ogóle część skanerów zawsze miało ze mną trochę problemów, lecz przeważnie dotyczyło to urządzeń optycznych, montowanych w ekranie, a nie pojemnościowych. Wydaje mi się, że w ostatnim czasie nastąpił tu regres – czyżby braki w łańcuch dostaw zmuszają producentów do użycia gorszej jakości komponentów?
Czas i kultura pracy
Kulturę pracy muszę ocenić bardzo wysoko – Asus Vivobook Slate jest chłodny i całkowicie bezgłośny, jak przystało na urządzenie chłodzone wyłącznie pasywnie. Nieźle też radzi sobie na baterii – producent podaje tu 9,5 godziny, lecz w teście PC Mark Battery Test udało się osiągnąć nieco mniej – 8 godzin i 46 minut, co także jest dobrym wynikiem i zbliżonym do tego, który osiągałem podczas rzeczywistego używania.
Krótszy czas jest niemal na pewno pochodną wyższej jasności ekranu niż użyta przez Asusa podczas pomiarów oraz efektem jego używania przeważnie w trybie HDR, który jest bardziej energożerny.
Ładowania dokonujemy za pomocą zasilacza Power Delivery. Asus dołączył do zestawu swoją standardową kostkę 65 W, podczas testów stosowałem też zamiennie zasilanie z monitora lub własnej ładowarki tej samej mocy. Asus podaje, że ładowanie do 60% przebiega w 39 minut – nie sprawdziłem co do minuty, czy tak jest, ale rzeczywiście idzie to sprawnie.
Kamera, a raczej kamery
Nie tak dawno na naszej grupie facebookowej padło pytanie o laptopa z dobrą kamerą FHD. Odpowiedź okazała się niełatwa, gdyż w większości maszyn ten element zdaje się być traktowany po macoszemu. Nie dotyczy to Vivobooka Slate – przednia kamera komunikacyjna ma 5 Mpix, a tylna (która tutaj raczej będzie pełnić rolę dodatkowej) 13 Mpix. Jakość podczas rozmów nie budzi większych zastrzeżeń, choć testy komunikacyjne przeprowadzałem raczej przy kiepskim oświetleniu.
W stronę podsumowania, czyli dla kogo jest Asus Vivobook Slate?
Asus Vivobook Slate OLED nie należy do maszyn tanich, szczególnie jak na dość skromną konfigurację. Jednocześnie jego mocne strony, a szczególnie znakomity ekran, wskazują wydatnie na nacisk producenta na rozrywkowy, multimedialny aspekt maszyny.
Slate jest nieduży, lekki, długo pracuje na baterii, byłby znakomitym dodatkiem do młodzieżowego plecaka – do szkoły, na studia, do komunikacji i na wyjazd. Da się na nim grać – sprawdziłem, grając chwilę w Assasin’s Creed: Valhalla za pośrednictwem Google Stadia. Da się go wykorzystać jako czytnik do PDF, ale nie zastąpi urządzeń z ekranem eInk ze względu na masę.
Oczywiście da się Asusa Vivobook Slate OLED wykorzystać i do zwykłej pracy. Niezbyt ciężkiej – w zastosowaniach biurowych da sobie radę, ale już moje próby wykorzystania maszyny do obróbki zdjęć są wątpliwym sukcesem – da się to robić, choć ze względu na marną wydajność raczej awaryjnie.
Jako komputer młodzieżowy Asus Vivobook Slate OLED zdaje się być całkiem dobrze przemyślany. Problemem jest cena – w podobnej dostępne są znacznie mocniejsze, klasyczne małe notebooki, które – choć bez ekranów OLED – będą bardziej uniwersalne.
Czy warto zatem kupić Vivobooka Slate OLED? Wydaje się, że tak, o ile ma się świadomość jego zalet i ograniczeń. Natomiast na pewno tak, jeśli nie będzie jedynym komputerem, a tylko uzupełnieniem maszyn mniej mobilnych.