Motorola od lat jawi się jako przyzwoity producent smartfonów, który może nie błyszczy na tle konkurencji, ale jego mocną stroną jest solidność. Wiele osób kojarzy serię moto g jako urządzenia przystępne cenowo, które – w porównaniu z konkurencją – wypadają niezwykle korzystnie. Ostatnie lata to jednak rozwój serii, w której to skład wchodzi cała gama urządzeń. Nowością w portfolio tego producenta jest model moto g200 5G, który ma ambicje, aby stać się postrachem części średniaków, a być może nawet i niektórych quasi-flagowców. Czy jednak jest to na tyle dobry sprzęt, aby faktycznie było to możliwe? Tego dowiecie się z tego tekstu.
Design, ergonomia i jakość wykonania
Motorola g200 5G została zapakowana w średniej wielkości, granatowe opakowanie, niespecjalnie walczące o uwagę klienta. W środku czeka na nas urządzenie wraz z przezroczystym, silikonowym etui, kabel do ładowania i wymiany danych USB typu A do typu C, niewielka ładowarka, szpilka do wyjmowania tacki SIM i zestaw dokumentacji.
moto g200 5G występuje w dwóch wariantach kolorystycznych – wpadającym w szarości i odcienie fioletu Stellar Blue i zielonkawym Glacier Green. Do testów otrzymałem tą pierwszą wersję, która na żywo prezentuje się całkiem fajnie. Jest matowo, lekko gradientowo, przez co niekoniecznie nudno.
Plecki, jak i ramka, zostały wykonane z plastiku i to niestety czuć – smartfon jest przez to dość śliski i jednocześnie sprawia wrażenie przerośniętej zabawki.
Urządzenie jest jednak całkiem nieźle spasowane – nic nie skrzypi i nie trzeszczy, ale nie zaszkodziłoby zastosowanie aluminiowej ramki lub szklanych plecków.
Dziwnie wygląda również wyspa na aparaty, która zaczyna się gdzieś w jednej trzeciej szerokości, kończy niemal przy krawędzi i ma nieregularną wysokość. Takie rozwiązanie sprawia, że po odłożeniu urządzenia na biurku jest ono mało stabilne i chybocze się przy każdym muśnięciu. Nieco harmonii wprowadza za to układ aparatów, ułożonych pionowo w formie semafora.
Spoglądając na specyfikację można dojść do wniosku, że moto g200 5G nie jest urządzeniem małym – i jest to fakt. Nie spodziewałem się jednak, że będzie to aż tak duży smartfon. Pierwsze wzięcie urządzenia w dłoń to mało komfortowe uczucie. Potrzebowałem kilku dni, aby przyzwyczaić się do nowej Motoroli i wyczuć jej środek ciężkości – smartfon jest bowiem większy od chociażby Galaxy S21 Ultra. Jego wymiary to 168,1 x 75,5 x 8,9 mm i to daje się we znaki. Nie przeszkadzała mi za to waga wynosząca 202 gramy. Podkreślę jednak, że po dłuższym użytkowaniu wypracowałem sobie jednak pewny, bezproblemowy chwyt.
Na mało urodziwej, w moim odczuciu, wyspie aparatów, znalazło się miejsce na trzy obiektywy wraz z diodą doświetlającą. Oprócz tego znajdziemy logo marki, umieszczone centralnie i będące bez wątpienia elementem dekoracyjnym, a na dole logotyp producenta. Całość wygląda schludnie i niespecjalnie wyróżnia się z tłumu.
Prawa krawędź zawiera w zasadzie najważniejsze elementy sterowania. Nieco nad połową wysokości został umieszczony włącznik zintegrowany z aktywnym czytnikiem linii papilarnych. Nad nim znajduje się regulator głośności. O ile do włącznika nie mam uwag, o tyle uważam, że umiejscowienie przycisków głośności jest mało wygodne – to zbyt wysokie urządzenie, aby można było tam sięgać swobodnie. Na lewej krawędzi znalazł się dodatkowy, programowalny przycisk, który domyślnie wywołuje asystenta Google – za to należy się spora pochwała.
Góra urządzenia skrywa w sobie dodatkowy mikrofon do redukcji szumów, a na dole odnajdziemy centralnie umieszczony port USB C, tackę kart SIM, mikrofon i maskownicę głośnika. Wielka szkoda, że w tak sporym urządzeniu zabrakło miejsca na wyjście audio jack 3,5 mm.
Przód moto g200 5G został pokryty szkłem o zwiększonej odporności, ale Motorola nie wskazuje jakiego jest ono producenta. Szkło to skrywa pod sobą duży, 6,8-calowy wyświetlacz, który niestety doczekał się również niemałego „czółka” i jeszcze większego „podbródka” – pod tym względem można było zrobić więcej, szczególnie w tak dużym smartfonie.
Mniejsze mogłoby być również wycięcie na aparat do selfie, które zostało umieszczone centralnie, ale dobrze chociaż, że ekran jest stosunkowo duży i nieco maskuje rozmiar wycięcia.
Hardware
Ekran | 6,8″ IPS LCD, Full HD+,144 Hz |
Procesor | Snapdragon 888+ (5 nm) |
Pamięć RAM/masowa | 8/128 GB |
Aparat tylny | 108 Mpix f/1.9 – główny 13 Mpix f/2.2 – ultraszerokokątny 2 Mpix – czujnik głębi |
Aparat przedni | 16 Mpix f/2.2 |
Bateria | 5000 mAh z ładowaniem do 33 W |
Obsługa sieci | dual SIM: 5G/4G/3G/2G |
Łączność | Wi-Fi 802.11a/b/g/n/ac/ax, Bluetooth 5.2, NFC |
Geolokalizacja | GPS, GLONASS, Galileo |
Wymiary | 168,1 x 75,5 x 8,9 mm |
Wodoszczelność i pyłoszczelność | hydrofobowa konstrukcja o stopniu ochrony IP52 |
Waga | 202 g |
System | Motorola My UX (Android 11) |
Cena | 1999 złotych |
Motorola moto g200 5G jest napędzana superszybkim procesorem Snapdragon 888+. To dobrze znana, 64-bitowa jednostka, wykonana w 5-nanometrowym procesie technologicznym i wyposażona w 8 rdzeni. Jest to ulepszona wersja modelu 888, ale z wyższymi zegarami procesora. Najwydajniejszy rdzeń taktowany szybkością do 2,99 GHz, trzy wydajne taktowane do 2,4 GHz i cztery energooszczędne o szybkości do 1,8 GHz. Układ graficzny to Adreno 660, a całość wpierana jest przez 8 GB pamięci RAM.
Taka specyfikacja to poważne rzeczy, ale zwieńczeniem jest równie szybka pamięć UFS 3.1 o rozmiarze 128 GB. Niestety, zabrakło możliwości rozszerzenia jej o zewnętrzną kartę microSD. To wszystko sprawia, że na papierze powinniśmy mieć do czynienia z, kolokwialnie mówiąc, rakietą.
Jeśli chodzi o aparaty, zestaw fotograficzny składa się z łącznie czterech sensorów. Tylny to potrójna konfiguracja obiektywów o wielkościach: 108 Mpix, 13 Mpix i 2 Mpix, zaś z przodu znajduje się kamerka o rozdzielczości 16 Mpix. Bateria z kolei ma całkiem sensowną pojemność 5000 mAh – pod tym względem jest naprawdę przyzwoicie.
Nie jest żadną niespodzianką fakt, że moto g200 5G została wyposażona we wszelkie niezbędne moduły łączności. Znajdziemy tu wsparcie dla Wi-Fi 802.11 a/b/g/n/ac/ax, jak również dla Wi-Fi 6E, Dual SIM z dwoma slotami nanoSIM, Bluetooth w wersji 5.2 (z A2DP, LE i z aptX HD), możliwość udostępniania swojego łącza poprzez WiFi Hotspot/Tethering, Wi-Fi Direct, i cenione przez wielu NFC.
Pod względem łączności komórkowej smartfon mnie nie zawiódł. Tam, gdzie spodziewałem się być w zasięgu, to w nim byłem, a jednocześnie nie spotkała mnie żadna przykra niespodzianka w postaci braku usługi. Nieźle też wygląda obsługa 5G, chociaż nasza infrastruktura tak się rozwija, że trudno ocenić, czy to wyjątkowość testowanego urządzenia, czy może kolejne nadajniki. To powiedziawszy, jakość prowadzonych rozmów jest na bardzo dobrym poziomie. Dźwięk jest wyraźny i głośny – nie było sytuacji, w której miałbym problem zrozumieć mojego rozmówcę. Podobnie z mikrofonem, do którego nikt nie miał zastrzeżeń.
To, co mnie nieco zdziwiło, to niechęć do sieci Wi-Fi 5GHz. Nie wiem czym to jest spowodowane, ale testy na czterech punktach dostępowych potwierdziły to, że testowany egzemplarz zdecydowanie słabiej zbierał sygnał takich sieci. Nie było za to problemów z Wi-Fi 2,4 GHz. Nie wiem, na ile to problem konkretnego egzemplarza, albo tego, że ten typ tak ma, ale nie pamiętam ostatniego smartfona, którego musiałbym łączyć pod sieć 2,4 GHz.
Za to pod względem geolokalizacji moto g200 5G wypada wzorowo. Pozycja jest ustalana szybko, precyzyjnie, a połączenie jest stabilne. Urządzenie w roli nawigacji samochodowej sprawdziło się bez uwag – było płynnie i bez niespodzianek.
Ekran i multimedia
Ekran opisywanego smartfona to najsłabszy element całej specyfikacji. Podczas gdy większość punktów wyposażenia sugeruje nam topowy sprzęt, tak ekran momentalnie nas od tej myśli odwodzi. Zastosowany wyświetlacz to 6,8-calowy panel LCD IPS, o rozdzielczości Full HD+, odświeżaniu 144 Hz i proporcjach 20:9. Fakt, że Motorola nie postawiła na panel AMOLED, jest największą krzywdą, jaką można było wyrządzić temu modelowi.
Owszem, nie jest tak, że jest to panel tragiczny. Ale patrząc na to, że wielu konkurentów, nawet tych sporo tańszych, oferuje AMOLED-y, to wypada to tutaj słabo. Sytuacji nie ratuje też świetne odświeżanie – gdyby to ode mnie zależało, spróbowałbym znaleźć kompromis w postaci ekranu podświetlanego organicznymi diodami o odświeżaniu 90 Hz. Pozostawmy jednak fantazje na boku i powiedzmy sobie wprost, że to, co zaproponowała Motorola, jest co najwyżej przeciętne albo wręcz słabe.
Brakuje tu wyrazistości, nasycenia i jasności. Najbardziej bolą jednak grafitowe czernie. Nie zrozumcie mnie jednak źle, ekran nie jest fatalny, ale jednocześnie bez problemu wskazałbym lepsze panele LCD w tańszych mobilnych urządzeniach.
Nie zachwyciły mnie również kąty widzenia – szczególnie te w pionie. Warto jednak wziąć poprawkę na to, że na moto g200 5G przesiadłem się ze świetnego panelu AMOLED. Po kilku dniach obcowania tylko z tą Motorolą, moje oko zaakceptowało ten wyświetlacz, a treści stały się akceptowalne w odbiorze.
Być może pomogłaby nieco lepsza kalibracja tego ekranu, ale na szczęście z delikatną, wręcz symboliczną pomocą, przychodzi systemowe dostrojenie wyświetlanego obrazu – tutaj można co nieco poprawić.
Oczywiście system oferuje również wspomaganie czytania w postaci tryb nocnego, redukującego męczący dla ludzkiego oka niebieski kolor.
Nieco rozczarowałem się dźwiękiem, jaki wydobywał się z testowanego urządzenia. O ile do jego głośności czy barwy nie mam wielkich zastrzeżeń, o tyle rozczarował mnie fakt, że to tylko głośnik mono. Myślę, że po takim urządzeniu należałoby oczekiwać obecności rozwiązani stereo.
Z uwagi na brak wyjścia audio jack 3,5 mm zrobiłem odsłuch muzyki na dobrze mi znanych słuchawkach Bluetooth Huawei Freebuds Pro. Tutaj obyło się bez niespodzianek – czysto, przyjemnie i stabilnie.
System, wydajność i komfort korzystania
Co prawda od premiery najnowszej wersji systemu Zielonego Robicika minęło kilka miesięcy, to moto g200 5G dostarczana jest do klientów z preinstalowanym Androidem 11. To nic złego, tym bardziej, że plany aktualizacji do najnowszej wersji, z tego, co udało mi się dowiedzieć, nie są wcale odległe.
Zainstalowane oprogramowanie My UX jest dość czyste i surowe w swojej postaci – nie widać tutaj wyraźnie nakładki tak, jak u innych producentów.
Nie oznacza to jednak, że producent nie dodał nic od siebie, wręcz przeciwnie. Znajdziemy tu kilka autorskich rozwiązań, które podnoszą komfort użytkowania. Są to rzeczy, z których Motorola słynie od lat – gesty, skróty, ułatwienia dostępu. Niby nic wielkiego, a jednak potrafią się przydać w nieoczywistych sytuacjach. Warto jednak podkreślić, że o ile były to rozwiązania unikalne parę lat temu, o tyle teraz nie robią specjalnego wrażenia.
Również pod względem możliwości konfiguracyjnych jest dość skromnie. Zwolennicy modyfikacji i ustawiania wszystkiego pod siebie nie będą zadowoleni – opcji bowiem jest niewiele. Niemniej, te najbardziej podstawowe się tutaj znalazły – można ustawić kształt ikon pulpitu i ikon szybkich ustawień czy kolor tych drugich. Jeśli jednak ktoś planuje bardziej ambitne projekty strony głównej, to przyda się zewnętrzny launcher.
System możemy obsługiwać za pomocą gestów albo klasycznych, ekranowych przycisków. Te pierwsze działają dobrze, szybko i precyzyjnie i nie widzę powodu, dla których ktokolwiek miałby raczyć swoje oczy wypłowiałym paskiem z przyciskami.
Oczywiście nie zabrakło tutaj również trybu ciemnego, ale z uwagi na ekran IPS, nie jest on tak efektowy i efektywny, jak miałoby to miejsce w przypadku ekranu OLED-owego. Jest on natomiast dobrze zaadaptowany i bezbłędnie wykrywany przez aplikacje firm trzecich, co wcale nie jest takie oczywiste. Ciemny motyw można uruchomić na stałe lub zaplanować jego działanie wedle harmonogramu.
Niestety, ten nieszczęsny IPS spowodował to, że zabrakło tutaj Always on Display. Mamy jednak jego namiastkę w postaci „Podglądu powiadomień”, a więc rozwiązania typu Ambient Display. Pozwala ono na podglądnięcie kluczowych informacji, jak godzina, data, stan baterii czy powiadomienia, dotykając ekranu lub podnosząc urządzenie. To całkiem fajne rozwiązanie, które dodatkowo działa sprawnie i skutecznie zastępuje ekran zawsze aktywny. Jednocześnie wielka szkoda, że Motorola nie wyposażyła tego modelu w diodę powiadomień.
Motorola g200 5G otrzymała 8 GB pamięci RAM. Ilość ta dzisiaj nikogo już nie powala, ale jednocześnie zdaje się być wystarczająca do sprawnego zarządzania aplikacjami pracującymi w tle. Pod względem zachowywania aplikacji w pamięci smartfon spisywał się bardzo dobrze. Nie mam co prawda nawyku trzymania w RAM nie wiadomo jak wielu wymagających programów, ale niejedno testowane przeze mnie urządzenie z taką samą ilością pamięci operacyjnej mogłoby pozazdrościć takiego zachowania, jakie znajdziemy w moto g200 5G.
Doceniam to, że w systemie nie znajdziemy przesadnego bloatware’u. Mamy tutaj w zasadzie tylko oprogramowanie od Google i Motoroli, a jedynym dodatkiem jest Facebook – wielkie brawa za takie podejście. W związku z powyższym, sama nakładka wydawać by się mogło, że powinna być lekka. Tak też w istocie jest – animacje są płynne, przejścia nieopóźnione, a reakcje trafione. Problem w tym, że nie wiedzieć czemu, przy odświeżaniu ekranu ustawionym na sztywne 144 Hz każdy dotyk to wystąpienie mikro opóźnienia. To takie milisekundowe przycięcie, które irytowało mnie od samego początku, aż do końca testów.
Dzieje się to z każdym dotknięciem ekranu. Jedynym rozwiązaniem jest nieodrywanie palca od wyświetlacza i prowadzenie płynnych ruchów. Nie wiem jak to ubrać w słowa, ale wygląda to tak, jakby warstwa dotykowa była uśpiona i potrzebowała chwilki na wyjście z hibernacji i podjęcie działania. To nie wina szkła albo folii ochronnej – niczego takiego nie było na urządzeniu. Nie pomogły też resety, restarty i inne magiczne sztuczki. Tutaj jednak po raz kolejny zaznaczę, że nie wiem czy to wina egzemplarza testowego, czy po prostu ten typ tak ma. W każdym razie, kiedy już animacja się „rozpędzi” to jest super gładko i niezwykle przyjemnie dla oka.
W związku z tak mocną specyfikacją, nikogo nie powinno dziwić, że moto g200 5G świetnie sprawdza się w roli mobilnej maszynki do grania. Nie ma w tej chwili mobilnej gry, która stanowiłaby jakiekolwiek wyzwanie dla testowanego sprzętu. Te najbardziej popularne tytuły, który ogrywałem, takie jak PUBG, Asphalt 9, Call of Duty Mobile czy Real Racing 3, nie zrobiły na testowanym modelu żadnego wrażenia. Granie na Motoroli g200 5G było niezwykle satysfakcjonujące, nie licząc tych drobnych mikroprzycięć związanych z dotykiem, które jednak nie miały wpływu na samą grę, a tylko na warstwę wizualną.
Początkowo nieco martwiło mnie nagrzewanie się urządzenia, ale oprócz zwiększonego ciepła, nie odnotowałem żadnych innych negatywnych skutków ubocznych w postaci realnego obcięcia wydajności podczas grania. Owszem, ma to miejsce i widać to na przykładzie benchmarków i stress testów, ale stabilność wyników i tak jest całkiem niezła.
Przekonały mnie do siebie za to wibracje. Owszem, nie jest to haptyka, ale to jedne z fajniejszych klasycznych wibracji, które jednak mają w sobie to coś. Pod tym względem nie mam specjalnych wymagań, najważniejsze, że motor nie brzęczy i nie sprawia wrażenia, że za chwilę smartfon odleci.
Osobny akapit chciałbym poświęcić funkcji Ready For. To specjalny tryb zaprojektowany po to, aby korzystać ze smartfona na dużym ekranie. moto g200 5G można połączyć z zewnętrznym ekranem bezprzewodowo lub za pomocą kabla USB typu C. Po takim połączeniu naszym oczom ukazuje się tryb desktopowy, który jest dostosowany do pracy jak z komputerem – mamy tutaj klasyczny pulpit, a aplikacje otwierają się w pływających oknach, których rozmiar możemy swobodnie zmieniać.
Działa to świetnie i wprowadza funkcjonalność testowanego modelu na wyższy poziom. Testowałem to rozwiązanie na swoim dotykowym, 14-calowym monitorze 4K obsługującym wielodotyk, łącząc smartfon jednym kablem USB typu C.
Taka praca to istna bajka – szczególnie po podłączeniu bezprzewodowej klawiatury. Co więcej, implementacja tego rozwiązania jest wzorowa, a podczas testów nie napotkałem jakichkolwiek problemów.
Aparat
Motorola g200 5G ma na papierze całkiem przyjemną specyfikację. Testowany przeze mnie model został wyposażony w potrójny zestaw aparatów. Główny obiektyw to sensor o wielkości 108 Mpix i przysłonie f/1.9. Niestety, zabrakło w nim optycznej stabilizacji obrazu (OIS), ale wspierany jest on przez elektronikę (EIS). Zdjęcia wykonywane z jego pomocą zapisywane są standardowo w rozdzielczości 12 Mpix.
Główny moduł wspierany jest przez ultraszeroki obiektyw o wielkości 13 Mpix, przysłonie f/2.2 i kącie patrzenia 120°. Również tutaj na próżno szukać optycznej stabilizacji obrazu. Ostatni obiektyw to tylko podbijanie liczby aparatów – sensor o rozdzielczości 2 Mpix odpowiada za informacje o głębi ostrości. Patrząc na możliwości mobilnych aparatów i algorytmów je wspomagających, wydaje się to być całkowicie zbędny dodatek.
Aplikacja aparatu jest specyficzna. Wielu producentów, pomimo różnych rozwiązań wizualnych, oferuje podobnie zbudowane aplikacje aparatu. Motorola postanowiła zrobić to po swojemu. Czy to źle? Nie wiem, ale potrzebowałem chwili na przyzwyczajenie się do układu pewnych funkcji. Z chęcią zobaczyłbym jednak nieco więcej ustawień dostępnych w zasięgu kciuka.
Powiem szczerze, że nie miałem wygórowanych wymagań. Owszem, wiem co potrafią matryce 108 Mpix nawet w tych tańszych, nieflagowych urządzeniach, ale z dużą dozą rezerwy podszedłem do tematu fotografii. Okazało się, że był to strzał w dziesiątkę, bowiem moto g200 5G naprawdę nie ma czym się chwalić.
Zdjęcia wykonane za dnia są co najwyżej przyjemne w odbiorze. Przy zadowalającej, ale nieidealnej jasności, cechują się średnią szczegółowością. Nie pomaga tutaj nawet łączenie pikseli. Kolory również mogłyby być nieco wierniej oddane, choć pod względem balansu bieli wygląda to dość dobrze.
Nie najlepsze efekty w dzień, zapowiadały kłopoty po zmroku. Na szczęście tryb nocny potrafi nieco uratować sytuację. Mam jednak wrażenie, że chociażby Oppo, OnePlus czy Xiaomi z podobnej półki cenowej, mają zdecydowanie sprawniejszy tryb nocny – ich algorytmy tworzą lepszy finalny efekt.
Nie jest jednak tak, że zdjęcia w gorszych warunkach lepiej sobie darować. Przy odrobinie szczęścia uda się zrobić naprawdę przyjemną fotkę. Jedno jednak docenię – zdjęcia w trybie nocnym nie tracą aż tak wiele autentyczności, jak u konkurencji.
Bez szału jest również aparat ultraszerokokątny. W zasadzie nie licząc szerszej perspektywy, to jest on pod każdym względem wyraźnie gorszy od głównego obiektywu.
Zauważalny jest zjazd detali, jasności i ostrości, ale jego obecność sprawia, że moto g200 5G jest nieco bardziej uniwersalna fotograficznie. Obiektyw ten jest również wykorzystywany do fotografii makro, ale szczerze mówiąc nie udało mi się wykonać satysfakcjonującego zdjęcia tego typu – focus łapie zbyt daleko, a średnia szczegółowość nie pomaga.
Skoro możliwości fotograficzne nie rozpieszczają, to trudno oczekiwać, że inaczej będzie z wideo. Nagrania wypadają dość przeciętnie, ale tutaj na tle podobnie wycenionej konkurencji nie widać w zasadzie różnicy. Mocno doskwiera brak stabilizacji optycznej, a ta elektroniczna pozbawia nas sporo kadru i szczegółów. Szybsze i bardziej precyzyjne mogłoby być również łapanie ostrości. Wideo nagramy w maksymalnej rozdzielczości 8K w 24 klatkach na sekundę i wbrew pozorom efekt nie odstrasza.
Na szczęście, rozdzielczość 4K w 60 FPS sprawuje się dość dobrze, a przypomnę, że niektórzy konkurenci nadal ograniczają nagrania w tej rozdzielczości do 30 klatek na sekundę. Pod względem wideo naprawdę nie mogę być nad wyraz krytyczny – tutaj moto g200 5G stanęła na wysokości zadania.
Miałem nadzieję, że lepiej jest z przodu, kiedy do akcji wkroczy aparat do selfie. Tego typu zdjęcia wypadają przyzwoicie, ale warto wyłączyć automatyczne upiększanie – jest ono zbyt nachalne i mocno psuje końcowy efekt. Plusem jest to, że podczas mało sprzyjających warunków, interfejs aplikacji staje się jasny, dodatkowo doświetlając naszą twarz – to naprawdę pomaga. Daleko mi jednak do nazwania tego aparatu dobrym. Zresztą, efekty możecie ocenić sami.
W ogólnym rozrachunku moto g200 5G okazuje się być dość skromna pod względem możliwości foto i przeciętna pod względem wideo. Konkurencja nie śpi i naprawdę nietrudno wskazać urządzenia, które pod tym względem wypadają lepiej. Nie jest to jednak sprzęt, który do okazjonalnego upamiętnienia krajobrazu się nie nada. Zrobi to dość zgrabnie, ale trudno oczekiwać późniejszych zachwytów nad uwiecznionym materiałem.
Czytnik biometryczny
Motorola g200 5G została wyposażona w ultradźwiękowy czytnik linii papilarnych. Został on zintegrowany z włącznikiem i znajduje się na boku urządzenia. Jak takie rozwiązanie sprawdza się w praktyce? I dobrze, i źle. Z jednej strony czytnik jest ultra szybki, z drugiej – jego położenie jest nieco niefortunne.
Może to kwestia przyzwyczajenia, ale często sięgając po telefon moje ręce lądowały w tymże miejscu. Powodowało to oczywiście błąd odczytu, a w końcowym efekcie konieczność odblokowania PIN-em z powodu zbyt wielu błędnych prób. Wiem jednak, że może to być wyłącznie spowodowane moim sposobem używania i sięgania po urządzenie, ale przez tych kilkanaście dni nie udało mi się tego nawyku zmienić – wpływ na to mają też wymiary i waga, które sprawiają, że w taki właśnie sposób sięgałem po moto g200 5G.
Nie zawodzi za to precyzja, która stoi na bardzo wysokim poziomie. Warto jednak pamiętać, że aktywny obszar jest stosunkowo niewielki, przez co nasze przyłożenia muszą być dość dokładne. Na szczęście z tym akurat nie powinno być problemów – umiejscowienie jest wygodne, a samo miejsce wyczuwalne.
Urządzenie można odblokować również przy pomocy przedniej kamerki. System daje bowiem możliwość odblokowania urządzenia za pomocą twarzy. Działa to sprawnie i bezproblemowo, ale jednocześnie cierpi na tym bezpieczeństwo. W zamian otrzymujemy bardzo dużą wygodę.
Bateria
Motorola zadbała o to, aby moto g200 5G mogła długo i spokojnie działać nieprzerwanie na jednym ładowaniu. Udało się to dzięki zastosowaniu akumulatora o pojemności 5000 mAh, który może i nie jest rekordowo pojemny, ale wystarczy do tego, aby zapewnić dwa dni pracy. Pod tym względem czułem się całkowicie ukontentowany. Wyniki rzędu 7, 8 czy nawet 9 godzin z włączonym ekranem w ciągu dwóch dni roboczych, to naprawdę świetne rezultaty.
Tym bardziej, że to sprzęt wydajny, którego nie chce się niepotrzebnie ograniczać. Owszem, mocniejsze przyciśnięcie urządzenia w czasie gier potrafi mocno zaburzyć tę sielankę, ale w przypadku normalnego korzystania i pracy, sprzęt wytrzymuje trudy dnia codziennego wręcz fenomenalnie.
Niezależnie czy byłem skazany na pracę tylko pod zasięgiem LTE i 5G, czy miałem do dyspozycji Wi-Fi, niewiele się zmieniało – dwa dni pracy nadal były gwarantowane. Co więcej, pod koniec drugiego dnia nawet nie miałem potrzeby oszczędzania akumulatora. Być może tutaj daje się we znaki dobra optymalizacja oprogramowania, bo akurat zastosowane podzespoły mają dość spory apetyt na energię.
W urządzeniu zabrakło bezprzewodowego ładowania. Trochę szkoda, ale akurat pod tym względem konkurencja nie jest lepsza. Większe zażalenia mam jednak do szybkości ładowania. Owszem, moto g200 5G naładujemy z mocą do 33 W i to dołączoną do zestawu ładowarką, ale nie są to wartości robiące dzisiaj na kimkolwiek wrażenie. Naładowanie akumulatora od zera do pełna trwa wyraźnie ponad godzinę – trochę długo.
Wydajność i długo, długo nic
Ostatnich kilkanaście dni, w których moto g200 5G była moim podstawowym smartfonem, uznaję za ciekawą przygodę. Nie ukrywam, że od zawsze ceniłem sobie, nie tyle wydajność, co sprawność i płynność działania – mam manię na tym punkcie. Dość często szło to w parze z dobrze skomponowaną resztą i nigdy nie zwracałem na to uwagi, ale tym razem jest inaczej.
Motorola moto g200 5G uświadomiła mi, że pomimo super wydajności i sprawności działania, to takie, a nie inne zestawienie komponentów i wyborów producenta sprawiają, że gdzieś potrafi zniknąć przyjemność z użytkowania. To trochę dziwne uczucie, szczególnie w tak szybkim i wydajnym urządzeniu.
Owszem, doceniam bezproblemową łączność komórkową i świetnie działający GPS czy Bluetooth. Na ogromny plus zaliczę też baterię, która pozwala zerwać hamulce i pracować na naprawdę wysokich obrotach. Warto też docenić system, który może nie powala możliwościami, ale odwdzięcza się za to sprawnym działaniem i ma fenomenalny tryb desktopowy.
Na drugim biegunie są jednak rzeczy, które mocno mi doskwierały. Ekran jest słaby i powinien być zdecydowanie lepszy, a taki sprzęt warto byłoby wyposażyć w głośniki stereo i wyjście audio jack 3,5 mm. Równie blado wypadają możliwości fotograficzne. Pod względem stylistyki nie jest to również moje marzenie. Sprzęt jest mimo wszystko dość anonimowy, przeciętnie wykonany i nie czuć ani krzty wykonania premium, którego nie brakuje konkurencji – trudno jednak kwestię gustu uznać za wadę.
To sprzęt, na który pewnie niespecjalnie zwracałbym uwagę, gdyby było to urządzenie służbowe. Jeśli jednak miałby to być sprzęt dla mnie, albo dla kogoś bliskiego, to sięgnąłbym po coś innego – konkurencja jest naprawdę szeroka. Z pewnością na te słowa ma wpływ cena na poziomie 1999 złotych.
Nie jest ona zaporowa, ani mocno odbiegająca od konkurencji, ale jednocześnie moto g200 5G jest mało atrakcyjnym urządzeniem jako całość – mamy tutaj morze wydajności i długo, długo nic. W podobnej kwocie dostaniemy urządzenia bez cienia wątpliwości bardziej uniwersalne i lepsze pod wieloma względami, nie licząc wydajności.
Jeśli komukolwiek miałbym ten model polecić, to byliby to miłośnicy mobilnych gier, którzy szukają sporego ekranu bez baczenia na jego jakość i zapasu wydajności na kilka kolejnych lat. Jeśli ktoś z kolei szuka sprzętu bardziej mobilnego, lepiej wykonanego, o lepszych możliwościach foto i po prostu lepszego jako całość, to powinien poszukać gdzie indziej.
A jakie Wy macie zdanie na ten temat? Czy wzorowa wydajność moto g200 5G może zatuszować wiele niedoskonałości i mankamentów? Dajcie koniecznie znać, co o tym sądzicie w komentarzach!