Nawet po premierze Diablo II Resurrected, życie w Blizzardzie nie jest łatwe. Zainteresowanych najnowszym dziełem Vicarious Visions jest tyle, że serwery nie nadążają z obsługą graczy. Tylko czy rzeczywiście jest to problem związany z liczbą chętnych do gry?
Prosimy spróbować później
Jeżeli przez ostatnie 24 godziny chcieliście pograć w Diablo II Resurrected, to raczej nie pograliście. Niemalże już przez całą dobę Blizzard ma problemy z naprawieniem serwerów swojej najnowszej produkcji, przez co gracze w ogóle nie mogą się do niej zalogować. Trudno też odnaleźć jednoznaczną przyczynę problemu – jedyne, co otrzymujemy od wydawcy, to przeklejane co kilka godzin przeprosiny, wysłane z poziomu mediów społecznościowych Blizzarda.
Wydawać by się mogło, że tak doświadczony serwis jak Battle.net, nie powinien mieć problemów z obsługą jednej z najbardziej wyczekiwanych premier tego roku. Blizzard powinien się też odpowiednio przygotować – firma posiada odpowiednie narzędzia do przewidywania oraz monitorowania ruchu na swoich serwerach. Diablo II Resurrected cieszyło się ogromnym zainteresowaniem jeszcze przed premierą, dlatego obecna sytuacja jest dla mnie niesamowitym nieporozumieniem.
Diablo II Resurrected, czyli remake dekady
Jest to o tyle przykre, gdyż dawno nie słyszałem tyle entuzjazmu graczy, jak przy premierze Diablo II Resurrected. Fakt, Blizzard przeżywa teraz ogrom innych problemów, lecz to miał być ten jeden promyczek nadziei dla fanów legendarnego już studia. Krytycy zachwycali się produkcją już podczas bety, nawet Kuba niedowierzał, iż znowu gra w ukochane Diablo. Ja podchodziłem do produkcji bez dozy nostalgii, więc miałem zupełnie inne, pierwsze wrażenie.
To wielkie poruszenie pomogło mi jednak zrozumieć fenomen gry, która ominęła mnie w 2000 roku. Osobiście ogrywałem betę, dlatego jeżeli jeszcze zastanawiacie się nad zakupem, to rzućcie okiem na nasz beta-test Diablo II Resurrected. Mam ogromną nadzieję, że Blizzard opanuje problemy z serwerami. Wielu graczy pragnie ponownie zanurzyć się w tym świecie, a ostatnie, czego ta korporacja potrzebuje, to dodatkowa dawka negatywnego PR-u.