Kiedy producenci procesorów i kart graficznych ścigają się na cyferki uzyskiwane w benchmarkach, znajdą się i tacy, którzy wierzą, że przyszłość gier wideo leży w łączu internetowym. Microsoft już teraz zmienia rynek za sprawą abonamentu Xbox Game Pass. Czy usługa grania w chmurze Xbox Cloud Gaming (xCloud) będzie istotną częścią tej rewolucji, czy może skończy się tylko na wielkich planach i obietnicach? Zapraszam na mój test bety xCloud na PC.
Ale to już było…
Nie da się ukryć, że wizja grania w chmurze nie jest czymś nowym. Pierwsze zalążki takiego grania przez sieć zostały przedstawione przez japońską firmę G-cluster już w 2000 roku. Strumieniowanie odbywało się poprzez Wi-Fi na przenośną konsolę. Wydaje się jednak, że tak naprawdę pierwszą większą próbą, która zyskała międzynarodowy rozgłos, była platforma OnLive, która – pierwotnie zaprezentowana na E3 w 2009 roku – wzbudzała zachwyt.
Malutka konsola i dedykowany kontroler miały odmienić branżę. Usługa oficjalnie wystartowała rok później, w czerwcu 2010 roku i… różowe okulary dość szybko spadły większości zwolennikom. Deklarowana przez twórców minimalna potrzebna prędkość internetu na poziomie 2 Mbit/s (zalecane 5 Mbit/s) okazały się totalną mrzonką. Gracze, posiadający znacznie szybsze łącza, narzekali na ogromne opóźnienia, słabą jakość obrazu, nie wspominając już o problemach z samym uruchomieniem gry.
Serwery nie wyrabiały napływu graczy, a przygotowana w pośpiechu infrastruktura była w kompletnych powijakach. W dużym skrócie – kompletny niewypał, który wyraźnie pokazał, że może i technologia ma potencjał, ale jest na nią jeszcze zdecydowanie za wcześnie.
Od tego czasu jednak wiele się zmieniło, a temat grania w chmurze powraca nawet nie ze zdwojoną, ale dosłownie zwielokrotnioną siłą. GeForce Now, Amazon Luna, PlayStation Now, Google Stadia czy wreszcie Xbox Cloud Gaming (xCloud) to nie jest temat przyszłości. Te usługi realnie działają i mają mniejsze lub większe grono odbiorców, którzy regularnie grają wykorzystując chmurę. Znacznie większy dostęp do stabilnego i szybkiego internetu, i znacznie lepsze infrastruktury sieciowe, w końcu sprawiają, że strumieniowanie gier jest możliwe.
Microsoft ma jednak coś jeszcze. Nie licząc gigantycznych środków finansowych, ma też jedno z najlepszych zapleczy infrastrukturalnych. Najważniejsze jednak są gry, a po sromotnie przegranej z Sony 8. generacji konsol, Microsoft zupełnie zmienił filozofię i skupił się na budowaniu czegoś na wzór ogromnej platformy gamingowej, skupionej wokół nazwy Xbox. Porty gier na Windows 10, dwie wersje konsoli, granie na niemalże dowolnym smartfonie czy wreszcie niezwykle opłacalny abonament Xbox Game Pass, który pokochali gracze.
Mając to wszystko w garści, Microsoft wydaje się być naturalnym liderem w wyścigu o tytuł najlepszej platformy do grania w chmurze. Korzystanie z xCloud było możliwe na telefonach z Androidem już od jakiegoś czasu, co zresztą testował dla Was Konrad. Gigant z Redmond chce, aby xCloud z GamePassem trafił dosłownie wszędzie. Kto wie, może niedługo słynny „port Skyirma na lodówkę” stanie się rzeczywistością? Teraz usługa w ramach bety jest dostępna do przetestowania także na pecetach. Sprawdźmy więc, jak spisuje się w przeglądarkowym wydaniu.
Forza i Gearsy w przeglądarce? Czemu nie!
Microsoftowa usługa grania w chmurze ciągle znajduje się w fazie beta testów. Gigant z Redmond stara się regularnie poszerzać dostępność xCloud na kolejnych platformach. Pod koniec kwietnia bieżącego roku ruszyły testy usługi na komputerach osobistych. Niestety, w dalszym ciągu są to testy zamknięte i istnieje konieczność czekania na specjalne zaproszenie od producenta. Gdy takie zaproszenie mamy, a na naszym koncie jest ważny abonament Xbox Game Pass Ultimate, to w zasadzie jesteśmy już na prostej drodze, aby zacząć zabawę.
Jakie wymagania ma xCloud? Komputer z systemem Windows 10 i przeglądarką Edge, Chrome lub Safari. W przypadku pożądanej jakości połączenia internetowego, firma Microsoft rekomenduje łączę o prędkości minimalnej na poziomie 10 Mbit/s. Patrząc na dzisiejsze standardy – jest to bardzo małe wymaganie.
Jak wygląda sterowanie? Konieczny nam będzie zewnętrzny kontroler Xbox lub inny „zgodny i przetestowany z usługą grania w chmurze”. Microsoft przedstawia listę na oficjalnej stronie pomocy. Ciekawostką jest to, że DualShock 4 od Sony jest wspierany przez usługę. Jest też pewna furtka dla posiadaczy urządzeń wspierających dotyk. Niektóre gry, jak na przykład Minecraft Dungeons czy Gears 5, dają możliwość skorzystania ze sterowania dotykowego. Pula dostępnych tytułów wspierających takie rozwiązanie jest trochę mniejsza od całego zbioru gier, ale warto zauważyć, że jest ona stale powiększana. Nie ma natomiast możliwości grania z wykorzystaniem klawiatury. Przynajmniej na razie. Co ciekawe, w grach możemy z niej korzystać, chociażby wpisując imię swojej postaci, jeśli tylko dany tytuł ma taką opcję.
Mając zaproszenie logujemy się na stronie xbox.com/play i przed nami ukazuje się biblioteka dostępnych tytułów. Co tu dużo mówić… jest ona ogromna, a z miesiąca na miesiąc stale się zmienia. Pewne tytuły dochodzą, pewne odchodzą. Najboleśniej kiedy tytuł, który akurat ogrywamy, ma opuścić szeregi xCloud, ale przynajmniej Microsoft ma w dobrym zwyczaju ostrzegać o tym chwilę wcześniej.
Nie chcę się w tym miejscu rozwodzić nad świetną biblioteką Game Passa, jaką utworzył Phil Specner i spółka, ale naprawdę warto to docenić. Są tytuły MS, trafiają się perełki od znakomitych studiów firm trzecich, jak Square Enix czy Rockstar, a umowa z EA Play wydatnie pozwoliła tylko jeszcze bardziej rozszerzyć portfolio. Każdy znajdzie coś dla siebie.
W tym wszystkim jest tylko jedno małe „ale”. To, że gra jest w Xbox Game Pass, nie oznacza od razu, że jest także dostępna do gry w chmurze. W ten sposób swego czasu GTA 5 trafiło do abonamentu, ale dostępne było tylko na konsolach. Pewien czas temu tytuł wrócił i teraz jest już możliwość sprawdzenia go przez xCloud. Warto to mieć na uwadze, aby się potem nie rozczarować.
Ogromny plus należy się xCloud za prostotę i przejrzystość interfejsu. Zalogowany użytkownik widzi bibliotekę gier, wybiera interesujący tytuł i już może wskoczyć do gry. Żadnych męczących konfiguracji i dostosowywania opcji. Oczywiście jest jeszcze kwestia podłączenia kontrolera, ale to nie różni się niczym od podpięcia słuchawek bezprzewodowych do smartfona, a więc jest czynnością banalnie prostą.
xCloud? To platforma „Xbox”
Jako gracz przede wszystkim konsolowy i posiadacz Xbox Series X od razu poczułem, że nad całością usługi pieczę sprawuje Microsoft. W tej generacji liczyć ma się gracz i jego wygoda. To widać tutaj jak na dłoni. Synchronizacja zapisów i ustawień z konsoli do xCloud działa wybornie. Chwilka ładowania i już możemy kontynuować swoją grę z konsoli stacjonarnej na laptopie w trakcie wyjazdu.
Skoro o wyjazdach mowa to test Xbox Cloud Gaming utwierdził mnie w przekonaniu, że to rozwiązanie, która na ten moment najlepiej sprawdzi się w takim układzie. Osobiście nie wyobrażam sobie grać na komputerze, kiedy obok mnie stoi konsola. Nie mówię tak dlatego, że z xCloud korzystało mi się źle, wręcz przeciwnie, było to doświadczenie bardzo miłe, ale jeśli ktoś miał możliwość skorzystania z Xboxa Series X czy S ten od razu zrozumie, że kompromisy są i dla niektórych mogą być nieco irytujące. Dlaczego tak uważam? Zacznijmy po kolei, na początku skupiając się na doświadczeniu płynącym z samych tytułów.
W trakcie testu przetestowałem ich kilka. Nie będę tutaj rozwodzić się nad tym, co mi się w danym tytule podobało, a co nie, bo nie jest to recenzja żadnej gry. Bardziej skupię się natomiast na technicznych aspektach rozgrywki, czyli takich, jak grafika, sterowanie, opóźnienie i płynność podczas grania w chmurze.
Wszystkie tytuły sprawdzałem na domowej sieci światłowodowej o prędkości 200 Mbit/s zarówno po kablu, jak i korzystając z połączenia z routerem. Przetestowałem także jakość rozgrywki przy wykorzystaniu mobilnego internetu komórkowego sieci Orange i Plus, w ramach tego ostatniego udało się także sprawdzić sieć 5G. Choć już na wstępie zaznaczę, że – jak się okazało – nie miało to większego znaczena i nie robiło wielkiej różnicy. Grałem na Huawei Matebook 14 z wykorzystaniem oryginalnego kontrolera z Xboxa One S i Series X.
Xbox Cloud Gaming i Forza Horizon 4, czyli w teorii duet prawie idealny
Jednym z pierwszych tytułów, jakie sprawdziłem w ramach usługi, był Forza Horizon 4. Arcadeowa ścigałka, w której spędziłem mnóstwo czasu na Xbox One i później na Series X. Uważana za jedną z najlepszych pod względem grywalności i, mimo upływu czasu, ciągle jedną z najładniejszych. Moim zdaniem idealny tytuł dla takiej usługi, wręcz pokazowy. Potencjalne delikatne opóźnienia nie powinny aż tak przeszkadzać, a oprawa graficzna zadba o odczucia grającego.
Po synchronizowaniu moich ustawień i osiągnięć, co trwało łącznie około 30 sekund, zobaczyłem na swoim ekranie menu gry i mogłem rozpocząć przygodę na festiwalu Horizon. Zanim to jednak się stało, szybko przekonałem się o jednym aspekcie xCloud. Gry, które strumieniowane są do nas za pomocą łącza internetowego, muszą być odpalone na jakimś sprzęcie gdzieś w serwerowni. Nie nawiązuję tutaj do samej kwestii połączenia, ale do tego, na czym gra jest w istocie odpalona.
Na ten moment wszystkie tytuły w Xbox Cloud Gaming są odpalane na konsolach ubiegłej generacji, na Xbox One S i, o rany… to czuć. Nie chodzi o kwestie graficzne, bo to zupełnie inne sprawa. Konsole nowej generacji rozpieszczają króciutkimi loadingami za sprawą wbudowanych dysków SSD. Poł roku z Series X pozwoliło mi zapomnieć, jak to jest wpatrywać się w ekrany ładowania. xCloud skutecznie mi to przypomniał.
Wczytywanie mapy, wyścigu, szybka podróż, zmiana auta… to potrafi trwać naprawdę długie minuty. Microsoft zapowiedział jeszcze w ubiegłym roku, że pod koniec roku 2021 planuje przenieść część infrastruktury na Xbox Series X/S, ale patrząc na to, jak trudna sytuacja na rynkach przekłada się na dostępność komponentów, a co za tym idzie dostępność konsol w sprzedaży, śmiem w to wątpić i zapewne data ta ulegnie opóźnieniu o co najmniej kilka miesięcy.
Żeby było w pełni jasne. Jeżeli ktoś do tej pory grał tylko na ubiegłej już generacji konsol czy dalej posiada w swoim komputerze dysk HDD, to taka osoba nie będzie czuła wielkiej różnicy. Po prostu – gdy ktoś wykonuje kroku w wstecz, musi to odczuć. Szczególnie, że dyski HDD, a SSD dzieli tak duża przepaść.
Zostawiając jednak kwestię loadingów – jak wygląda Forza Horizon 4 strumieniowana do przeglądarki internetowej? To dalej piękna gra, która widokami potrafi zaprzeć dech w piersiach, ale z racji strumieniowania mamy do czynienia z kompresją obrazu. To trochę tak, jak oglądanie streamów czy wgrywanie filmików na YT. W oryginale wszystko wygląda ślicznie. Po przemieleniu przez algorytmy i wgraniu wideo na serwis jakość – chcąc nie chcąc – spada.
Jest nieźle, ale brakuje głębi i tych małych detali, które nadają klimat i charakter produkcji. Swoją cegiełkę na pewno dokłada też fakt, że – jak już wspomniałem – granie w rzeczywistości odbywa się na Xbox One. Początkowo myślałem, że być może to wina zbyt małej prędkości internetu, choć tą rekomendowaną przewyższa znacznie. Graficznie gra, i na światłowodzie i na LTE/5G, wyglądała niemalże identycznie, co mnie dość mocno zaskoczyło.
Grafika to jedno, ale w graniu w chmurze największy znak zapytania to płynność i potencjalne opóźnienia. Tutaj jestem bardzo pozytywnie zaskoczony, bo xCloud radził sobie świetnie i po kablu, i przy sieciach bezprzewodowych. Widać, że granie w chmurze wykonało niewyobrażalnie duży krok. Pamiętam, kiedy kilka lat temu próbowałem Nivida Grid czy GameFly i pomimo posiadania szybkiego, jak na tamte czasy internetu, trudno było mówić o płynności.
Oczywiście potrafią zdarzyć się chrupnięcia, ale te zdarzały się bardzo rzadko. Opóźnienie było lekko wyczuwalne, ale w przypadku tego typu gry wyścigowej, gdzie część symulacyjna jest absolutnie dobrowolna, tak xCloud sprawdza się nieźle.
W trakcie testów sprawdziłem działanie zarówno na Chrome, jak i Edge, i w tym przypadku nie zauważyłem istotnych różnic. Wszystko działało podobnie. Na plus fakt, że nawet w trakcie strumieniowania, nie jest wykorzystywanych wiele zasobów komputera. Sprzęt przez cały czas pozostawał chłodny, wentylatory nie buczały. Windowsowy menadżer zadań pokazywał, że w trakcie gry przeglądarka zajmowała ok. 500 MB RAM i 2-5 % CPU. Jest to bardzo dobry wynik. Granie w chmurze i multitasking? Da się zrobić i nie potrzeba do tego maszyny za wielkie pieniądze.
Strzelanie do kosmitów w chmurze? Pewnie, że tak
Po sprawdzeniu Forzy zdecydowałem się na tytuł, w który wcześniej nie grałem. Padło na Mass Effect Andromeda. Strzelanina z elementami RPG, ale nastawiona na akcję. Wydawało mi się, że to całkiem dobry tytuł do przetestowania w chmurze. Po przebrnięciu przez długie loadingi i część narracyjną gry, gdzie większość to wprowadzenie gracza do świata, mogłem złapać za broń i próbować ustrzelić kilku obcych.
Graficznie to historia podobna do Forzy. Czuć, że zdecydowanie większy potencjał drzemie w tym tytule, ale kompresja przesyłania obrazu nieco podcina produkcji skrzydła. Najbardziej ciekaw jednak byłem strzelania i tego, jak opóźnienie wpływać będzie na komfort celowania.
Warstwa RPG w Mass Effect zawsze ustępowała dość mocno tej odpowiadającej za akcję, więc jakiekolwiek zaburzenia w tej strefie mogą odbierać skutecznie przyjemność z gry. Mi osobiście grało się dobrze. Opóźnienie dawało się momentami we znaki i celowanie w przemieszczających się wrogów wymagało pewnej adaptacji, ale po chwili przestałem na to zwracać uwagę. Czy na światłowodzie, czy na mobilnym internecie, efekt był ten sam. Delikatne opóźnienie, do którego trzeba się przyzwyczaić.
Tak długo, jak nie mierzymy się w trybie dla wielu graczy, gdzie nasz potencjalny rywal może siedzieć przed konsolą, tak granie w strzelanki na xCloud ma sens. Rywalizacja z kimś, kto nie jest obarczony dodatkową warstwą „laga” w postaci chmury, na ten moment mija się z celem.
Krótka wycieczka na ocean nieznany
Będąc bogatszym o wiedzę w pewne ograniczenia xCloud nie byłem zaskoczony, kiedy najlepszą produkcją do ogrania okazała się świetna przygodówka Call of the Sea. Piękna, kolorowa i lekko komiksowa grafika, której „zmiękczenie” przez strumieniowanie specjalnie nie zaszkodziło, a do tego niewymagająca szybkich reakcji rozgrywka pozwoliła kompletnie zapomnieć o tym, że gra ma miejsce przez internet.
Z racji, że wcześniej przeszedłem ten tytuł na Xboxie, mogłem teraz spędzić kilka chwil w grze i pozbierać brakujące osiągnięcia. Synchronizacja pozwoliła przenieść wszystkie zapisy i zebrane do tej pory znajdźki.
Właśnie takie gry powinny stanowić w tym momencie główny obiekt zainteresowania dla osób chętnych sprawdzić granie w chmurze. Tutaj minimalne opóźnienie czy mniejsza ilość detali na ekranie nie wpłyną w żaden sposób negatywnie na odbiór tytułu ani usługi samej w sobie.
xCloud is great, but DOOM is Eternal!
Po długich godzinach spędzonych nad testowaniem usługi wiedziałem, że zderzenie z grą, gdzie wymagana jest duża zręczność, będzie w przypadku Xbox Cloud Gaming bardzo brutalne i, cóż… w istocie takie było. W niedawnym czasie w ramach zasobów Game Passa zdecydowałem się ograć na konsoli wszystkie części gry DOOM po kolei. Widząc, że są one dostępne także w ramach grania w chmurze stwierdziłem, że podejmę próbę.
Pierwszy DOOM z 1993 roku okazuje się na wyższych poziomach po prostu niegrywalny. Jak mają to do siebie starsze tytuły, na dzisiejsze czasy bardzo archaiczne, jest to po prostu znacznie bardziej wymagająca gra, aniżeli te produkowane w ostatnich latach. Zderzenie z rzeczywistością było brutalne. W przypadku konsoli DOOM już sam w sobie stanowił spore wyzwanie, ale dodając do tego opóźnienie – gra przerastała moje możliwości. Na niższych poziomach dało się grać, aczkolwiek nie nazwałbym tego przyjemnym doświadczeniem.
Niestety, w przypadku gier, gdzie czas reakcji jest kluczowy, do momentu, jak będzie on wyczuwalny (nawet, jeśli jest niewielki jak teraz), to tego typu tytuły w chmurze się po prostu nie sprawdzą.
Podsumowanie
Trudno zacząć to podsumowanie inaczej, aniżeli słowami, że Xbox Cloud Gaming ma ogromny potencjał. Usługa już teraz potrafi dostarczyć kawał świetnej zabawy. Jeśli ktoś nie ma konsoli, a komputer nie pozwala na odpalenie czegoś wykraczającego poza klasykę i mniej wymagające graficznie tytuły, tak xCloud znakomicie sprawdzi się w niektórych grach. Kluczem do wszystkiego jest jednak w tym wypadku słowo „niektórych”.
Ogólnie jestem pod naprawdę dużym wrażeniem, jeśli chodzi o płynność rozgrywki prowadzonej w chmurze. Powtórzę to jeszcze raz – opóźnienie jest, ale nie jest to zarazem coś, co uniemożliwia grę czy odbiera z niej sporo przyjemności. Tytuły o wolniejszym tempie rozgrywki, jak Call of the Sea, Cities Skylines, Spiritfarer naprawdę dają radę i z racji na budowę gameplay’u pozwalają totalnie zapomnieć o potencjalnym opóźnieniu. Usługa grania w chmurze zrobiła tak duże postępy, że nawet strzelanie do kosmitów w Mass Effecie też jest jak najbardziej wykonalne.
Niestety widać, że to wszystko wciąż dzieje się przez internet, kiedy weźmiemy na warsztat coś o tak szalonym tempie, jak DOOM. W usłudze dostępne są też m.in. Dead Cells, Rage 2 czy Outriders i osobiście mimo, że ich konkretnie nie testowałem, nie wyobrażam sobie komfortowej gry, nie wspominając o trybie wieloosobowym. Tutaj jednak na pomoc przychodzi ogromna biblioteka Xbox Game Pass sprawiająca, że praktycznie każdy znajdzie w niej coś, co będzie mu się grało dobrze i przyjemnie.
Usługa wymaga szybkiego internetu i o w ile wielu miejscach to nie problem, to marketingowe grafiki o tym, jak ktoś gra w najnowsze Gearsy w pociągu, należy jeszcze włożyć między bajki. Przynajmniej w naszym kraju, gdzie dalej znajdą się miejsca o bardzo słabym zasięgu, nie wspominając o totalnym braku. Każdy, kto jechał kiedykolwiek na trasie Kraków – Gdańsk, zapewne zrozumie, co mam na myśli.
Nie ma co jednak demonizować sytuacji w naszym kraju, gdyż czytając zagraniczną prasę widać, że problem ten jest zdecydowanie szerszy, a pomimo dużo szybszych łączy w niektórych miejscach świata, minimalne opóźnienia dalej występują, a jakość strumieniowanego obrazu mogłaby być lepsza.
Wydaje się też, że dużo świeżości tchnie w usługę moment, w którym Microsoft wymieni stare i wysłużone Xbox One S na ciągle pachnące nowością Xbox Series. Na taką zmianę trzeba będzie pewnie poczekać do przyszłego roku.
Kończąc to przydługie podsumowanie – czy xCloud i granie w chmurze to przyszłość gamingu? Trudno na ten moment jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie. Wydaje się jednak, że wszystko jest na najlepszej drodze do tego, aby za chwilę usługi tego typu były realną opcją do komfortowego grania, a Xbox Gaming Cloud (xCloud) ma wiele, by stanąć na pozycji lidera w tej kategorii.