Graczem jestem raczej niedzielnym. Bardzo trudno jest mnie przekonać do grania w cokolwiek, a jeszcze rzadziej jakieś gry w ogóle do mnie przemawiają. Jak było w przypadku Sackboy: Wielka Przygoda, którą ogrywałam przy okazji testów PlayStation 5?
Szmaciankę Sackboy możecie znać z gier z serii A Little Big Planet – i, nie, nie wiem tego, bo jestem jej fanką, a dzięki temu, że powiedział mi o tym narzeczony. Już samo to powinno dać Wam mocno do zrozumienia, że jestem obojętna na wszelkie gry – zwłaszcza te będące jakkolwiek popularne na konsolach czy pecetach.
Właściwie można powiedzieć, że jestem oddaną fanką trzech tytułów: Crash Bandicoot, Tony Hawk Pro Skater i FIFA (właściwie w każdej odsłonie). Dodatkowo lubię wszelkiego rodzaju przygodówki, ale nigdy nie mam czasu, by oddać im się bez reszty i dać im się pochłonąć na długie wieczory (tu wychodzi mój pracoholizm, wiadomo).
Któregoś razu Kuba stwierdził, że w sumie fajnie by było, gdybym wieczorami pograła trochę w Sackboy: Wielka Przygoda, bo przydałyby mu się screeny do recenzji konsoli Sony, a to raczej nie jego klimaty. W sumie… długo nie musiał mnie przekonywać.
Kup Sackboy: Wielka Przygoda na PlayStation 4 lub PlayStation 5
Zacznijmy od początku
Nie będę przedstawiała Wam całej fabuły gry, bo – przyznaję – ta nie miała dla mnie większego znaczenia. Ba, nie zakładałam, że będę pisać recenzję tej gry, więc nie skupiałam się na niej w zbyt dużym stopniu, przez co wszelkie dialogi wprowadzające do historii pamiętam dość pobieżnie, a każde kolejne po prostu pomijałam.
Na szczęście opis gry na stronie PlayStation przychodzi z pomocą:
Nikczemny Vex (mityczna istota zrodzona z samego strachu i chaosu) porwał przyjaciół Sackboy’a i zmusił ich do pracy przy budowie swego złowieszczego wynalazku, Wichrzyciela. To diabelskie ustrojstwo ma sprawić, że Świat Rzemiosła przestanie być fantastyczną krainą wyobraźni i niewinnych marzeń… i przemieni się w gorącą, jałową pustynię pełną koszmarów. A to niegodziwiec!Legenda wspomina jednak o przepowiedni wywodzącej się ze starożytnego bractwa Włóczkowych Rycerzy, odwiecznych obrońców Świata Rzemiosła. Najbardziej nieustraszone, rycerskie i waleczne szmacianki mają szansę ocalić świat, przystępując do dramatycznego wyścigu z czasem. Po drodze będą musiały stawić czoła wielu niebezpieczeństwom…
Jak już wiecie, fabuła w Sackboy: Wielka Przygoda zeszła u mnie na dalszy plan i była jedynie pretekstem do ukończenia kolejnych plansz. W tytule tym jednak najbardziej liczy się przechodzenie poszczególnych poziomów (których jest multum!), zbieranie wszelkiej maści punktów po drodze i odnajdywanie w najróżniejszych zakamarkach plansz kul marzeń, które są potrzebne do odkrywania kolejnych światów gry – i, choć początkowo wydaje się, że sporo można pominąć, końcowy etap gry stawia nas mocno pod ścianą – albo mamy wystarczającą liczbę kul, albo nie będziemy w stanie rozegrać ostatnich poziomów.
Każdą planszę można przechodzić nieskończoną liczbę razy tak, by zebrać wszelkie znajdźki oraz, co najważniejsze, wszystkie kule. Co ciekawe jednak, kule zebrane raz zawsze są zaliczane dożywotnio, co oznacza, że jeśli za pierwszym razem zbierzemy trzy z nich, a łącznie powinno być pięć, to przy kolejnej próbie możemy skupić się na szukaniu jedynie tych dwóch pozostałych. To spore ułatwienie, bo w przypadku wielu poziomów zebranie wszystkich kul “za jednym zamachem” jest bardzo trudne.
Do boju!
Gra wita nas przedstawieniem historii szmacianki o imieniu Sackboy, której zadaniem jest uratowanie Świata Rzemiosła. W pierwszych etapach gry musimy poznać mechanikę poruszania się postaci i tego, co potrafi. Już wtedy jednak irytować zaczyna fakt, że nasz Sackboy porusza się bardzo wolno – powiedziałabym, że truchta zamiast biegać. Można to co prawda przyspieszyć turlając się, ale chyba jednak wolałabym szybszy bieg, nad którym łatwiej zapanować.
Nasza szmacianka skacze, podnosi różne znajdźki, walczy z napotykanymi na drodze szkodnikami, turla się, przechodzi przez tajemne przejścia, a nawet lata – no dobra, jest tego więcej, ale nie będę Wam przecież wszystkiego spojlować ;).
W początkowych poziomach Sackboy z planszy na planszę pokazuje nam swoje kolejne umiejętności, które będą nam potrzebne do przechodzenia wszystkich po sobie. I choć początkowo odnosiłam wrażenie, że pokazuje nam to wszystko zbyt szybko, przez co później dotknie nas lekka monotonia, tak później okazywało się, że deweloperzy wciąż mają kolejne niespodzianki w zanadrzu – a to latanie z wykorzystaniem znalezionego parasola, a to przeskakiwanie dużych przepaści łapiąc się czego popadnie z użyciem haka zamiast ręki… a to wciąż nie wszystko.
Najbardziej jednak cieszy mnie fakt, że gra nie jest bezmyślna – nie chodzi w niej jedynie o to, żeby iść przed siebie, zbierać, co popadnie i zabijać wszystkich, którzy staną na naszej drodze (choć oczywiście to wszystko prawda). Gra wymaga od gracza ruszenia głową i pomyślenia, gdzie na planszy zostały ukryte kule marzeń czy tego, jak dostać się w wybraną część planszy (podpowiedź: nie zawsze jest to oczywiste). Dodatkowo w mniej oczywistych miejscach ukryte są misje poboczne, będące łamigłówkami, dzięki którym zyskujemy kolejne kule marzeń.
Będąc mniej więcej w 1/3 gry wydawało mi się, że początkowe poziomy były dość urozmaicone, ale im dalej w las, tym widać, że twórcom tytułu było coraz trudniej wymyślać kolejne udziwnienia, które potrafiłyby nas zatrzymać w grze. Błąd – przejście kolejnych plansz pokazało mi, że całość jest mocno przemyślana i nie ma tu miejsca na powtarzalność, która mogłaby nudzić gracza.
Poziomów jest naprawdę dużo, trudno zatem, by każdy miał nas porwać i sprawić, byśmy się nad nim zachwycali. Prawda jest jednak taka, że deweloperzy stanęli na wysokości zadania i gdy wydawało mi się, że przechodzę kolejny raz podobną planszę, nagle okazywało się, że… no właśnie, tylko mi się wydawało, bo a to zmieniła się mechanika gry, a to kamera była z boku zamiast z góry, a to nagle dostawałam rekwizyt jakkolwiek urozmaicający rozgrywkę.
Przyznaję, że chyba najbardziej podobała mi się plansza, w której wszystko działo się w rytm piosenki “Uptown Funk” Marka Ronsona i Bruno Marsa – ruszające się w tle lamy w rytm muzyki czy zapętlenie konkretnych fragmentów utworu, gdy akurat potrzebujesz na coś więcej czasu na danym odcinku poziomu – świetny pomysł i jeszcze lepsza realizacja. Z pewnością było to element, którego w tej grze po prostu się nie spodziewałam. Takich zaskoczeń było w sumie kilka – jak choćby plansza w rytm “Toxic” Britney Spears czy kilka innych.
Nie tylko główne poziomy
Kończąc poszczególne etapy gry (poziomy) otrzymujemy informację o liczbie zdobytych punktów – w zależności od tego, ile udało nam się uzyskać, otrzymujemy brązowy, srebrny lub złoty puchar. Do tego dochodzą też kule marzeń, których jest, w zależności od poziomu, pięć lub trzy. Dla osób lubiących kończyć gry ze 100-procentową skutecznością, te detale będą miały ogromne znaczenie. Ja akurat jestem na tyle zdeterminowana, że potrafię powtarzać daną planszę ileś razy, żeby tylko znaleźć wszystkie znajdźki i zdobyć możliwie jak najwięcej punktów – przez co wydaje mi się, że spędzę z Sackboy’em jeszcze trochę czasu… ;)
Przechodząc poszczególne plansze, na naszej mapie świata napotkamy również sklep, w którym możemy dokupować ubrania dla szmacianki (poszczególne elementy ubrań rozrzucone są też po różnych częściach poziomów), planszę specjalną, która pozwala nam zdobywać dodatkowe dzwonki, będące walutą w wirtualnym świecie czy nawet teren misji specjalnych (“Próby Włóczkowych Rycerzy), będących sprawdzianem umiejętności Sackboy’a – są to plansze pokonywane na czas, gdzie liczy się głównie refleks, spryt i dobra technika.
Grafika i muzyka
Sackboy: Wielka Przygoda to bardzo ładna gra, która aż zachęca, by w nią grali zwłaszcza młodsi gracze – skierowana jest dla osób od siedmiu lat wzwyż (ja się łapię, jakby co ;)). Mamy tu bajkowy klimat, ładną, kolorową grafikę, urozmaicone plansze, postaci, które od pierwszej chwili wzbudzają sympatię – tu właściwie wszystko gra. Starsi gracze również będą zadowoleni z tego, jak ten tytuł się prezentuje. Mając gorszy dzień wystarczy usiąść przed konsolą, odpalić Sackboy’a i od razu uśmiech pojawi się na Waszych twarzach – serio.
Do tego wszystkiego dochodzi muzyka, która w żaden sposób nie przeszkadza graczowi, a w większości momentów jest wręcz bardzo przyjemna dla ucha. Przyznaję jednak, że to była część gry, która miała dla mnie najmniejsze znaczenie – i znacznie bardziej przysłuchiwałam się temu, co słychać z samego pada niż z głośników telewizora.
A, no i bardzo istotna rzecz, której nie sposób pominąć – gra jest dostępna w polskiej wersji językowej – z polskimi napisami i lektorem (czy może raczej dubbingiem). Spolszczenie oceniam bardzo pozytywnie. Osoby, które wcieliły się w growe postacie, idealnie wpisały się w bajkowy świat, dzięki czemu pokonywanie kolejnych poziomów z ich dubbingiem jest przyjemnością, a sam fakt dostępności w naszym rodzimym języku sprawia, że gra jest przystępniejsza dla młodszych odbiorców.
Gra grą, ale pad…
Muszę to powiedzieć: pad od PlayStation 5 skradł moje serce. Raz, że leży w dłoniach dużo lepiej niż ten od PlayStation 4, to jeszcze świetnie zachowuje się w grach – oczywiście tych, które zostały pod niego odpowiednio zoptymalizowane. A Sackboy: Wielka Przygoda jest jedną z nich.
Pad wibruje, odtwarza dźwięk, pozwala nam poruszać się platformami za pomocą umieszczonego w nim żyroskopu – słowem, dzięki niemu immersja weszła na totalnie wyższy poziom. Nawet przygodówce, gdzie – wydawać by się mogło – pad nie ma większego znaczenia. A jednak – ma, i to spore.
I, wierzcie mi, tego nie da się opisać – to po prostu trzeba poczuć. Niezależnie od tego, czy w opisywanej grze, czy w jakiejkolwiek innej, która została zoptymalizowana pod nowego pada.
Podsumowanie
Sackboy: Wielka Przygoda to gra, której – odnoszę wrażenie – wcale nie chce się przejść dla fabuły – ta jest jedynie fajnym tłem. Cała akcja rozgrywa się nie tylko na płaszczyźnie historii bohatera, ale (może nawet głównie?) naszej zawziętości, by przechodzić poszczególne poziomy zbierając wszystko, co znajdzie się na naszej drodze – a przynajmniej ja dokładnie tak miałam.
Najnowsza gra z Sackboy’em w roli głównej to tytuł bardzo wciągający, zwłaszcza w pierwszych godzinach ogrywania go. Im dalej w las, tym plansze nie stają się wcale bardziej monotonne, przez co długotrwałe granie w pojedynkę też sprawia sporo frajdy – może nie tak dużej, jak na początku przygody, ale jednak.
Jestem przekonana, że Sackboy: Wielka Przygoda to idealna gra na wszelkiego rodzaju domówki, gdzie chcecie zaangażować przyjaciół w grę, w której możecie rywalizować o to, kto po drodze zdobędzie więcej punktów. Jak również fajna do grania familijnego, gdzie każdy z członków rodziny przechodzi kolejny poziom.
To również świetny tytuł do grania ze znajomymi online, do czego wymagane jest PlayStation Plus. Niestety, póki co nie miałam okazji sprawdzić działania tytułu w kooperacji – patrząc jednak po materiałach, jakie można znaleźć w sieci, wnioskuję, że to naprawdę świetna zabawa, mający duży potencjał. I trochę szkoda, że poziomów, w których liczy się gra zespołowa, jest naprawdę sporo, bo w przypadku wielu graczy zapewne uniemożliwi to ukończenie gry w 100%. Wszystko przez to, że ich ukończenie też premiowane jest kolejnymi kulami marzeń.
Żeby było jasne: recenzując dla Was ten tytuł przeszłam wszystkie poziomy dostępne bez trybu kooperacji i bez chyba tylko dwóch poziomów w finalnej części gry, do których wymagane jest posiadanie takiej liczby kul, że sama złapałam się za głowę ;). I choć w większości poziomów mam zebrane wszystkie kule, póki co nie zwracałam uwagi na otrzymywane puchary (mogą być brązowe, srebrne lub złote, w zależności od zebranych punktów) – gra pokazuje mi zdobycie 51% kul i ogólnie jedynie 31% postępu w grze. A to oznacza, że jeszcze sporo przede mną… ;)
Pisząc to podsumowanie szukam wad Sackboy: Wielka Przygoda i jest mi strasznie trudno je znaleźć. Właściwie trudno jest mi się do czegoś przyczepić. No, może do ceny, która wynosi ok. 300 złotych – choć to raczej aktualny standard.
Czy polecam? Jak najbardziej – Sackboy zapewnia bardzo udaną rozrywkę, nie tylko młodszym, ale i tym starszym graczom. Jeśli chcecie oderwać się nieco od rzeczywistości i zamknąć w bajkowym świecie – ten tytuł przypadnie Wam do gustu. Mi osobiście pod wieloma względami przypomina Crasha Bandicoota, co stanowi dla mnie sporą wartość dodaną.
Cena gry Sackboy: Wielka Przygoda wynosi ok. 300 złotych. Dostępna jest na PlayStation 4 i PlayStation 5.