Jako wielki fan zarówno gier strategicznych, jak i prac Jakub Różalskiego, czekałem na Iron Harvest z wypiekami na twarzy. Nie mogę powiedzieć, że się zawiodłem, ale po prostu czegoś tutaj zabrakło…
King Art Games to nieduże, niemieckie studio, mające na swoim koncie między innymi dylogię The Book of Unwritten Tales i RPG The Dwarves.
Żadna z tych produkcji nie została przesadnie ciepło przyjęta, jednak mowa tu o grach o dość skromnym budżecie. W przypadku omawianego Iron Harvest twórcy, korzystając ze zbiórki na platformie Kickstarter, zebrali prawie półtora miliona dolarów, co pozwala na stworzenie naprawdę sensownej gry.
Dodatkowym ułatwieniem dla twórców było osadzenie swojej gry w realiach uniwersum 1920+ Jakuba Różalskiego, co znacznie usprawniło dopieszczenie artystycznej strony Iron Harvest. Czy powyższe czynniki pozwoliły na przygotowanie dobrego jakościowo produktu?
Gra testowana była na PC.
Kup Iron Harvest na PC, PS4 lub Xbox One.
Partyzanci, ruswieci i… mechy
Wspomniany wcześniej Jakub Różalski to jeden z najsłynniejszych polskich artystów koncepcyjnych, którego kojarzyć możecie z dość popularnych grafik przedstawiających obraz polskiej XX-wiecznej wsi z bojowymi mechami w tle. Brzmi jak idealny materiał na grę, prawda?
Sam koncept zyskał na mocy w Iron Harvest, bowiem widok skromnie uzbrojonych partyzantów dość mocno kontrastuje z górującymi nad polem bitwy robotami, szczególnie w grze RTS, jaką jest owy twór.
W grze pojawiają się trzy frakcje: Republika Polanii, Imperium Saksonii i Ruswieci. Chyba nie muszę tłumaczyć genezy powstania nazw tych nacji. Inspiracje bynajmniej nie są przypadkowe i gra jest wypełniona po brzegi stereotypami… ale to dobrze!
Niestety, style gry każdą z frakcji nie różnią się od siebie za bardzo i widać, że twórcy poszli w tym przypadku po najmniejszej linii oporu. Szkoda, bo miło byłoby stosować specyficzne taktyki w walce z innymi frakcjami w trybie sieciowym.
Company of Robots
Przepadam za Company of Heroes i nie ukrywam, że pozytywnie się zaskoczyłem, kiedy zobaczyłem jak bardzo podobne do tej produkcji jest Iron Harvest.
W obu przypadkach ogromną rolę odgrywają punkty, których przejmowanie gwarantuje nam dopływ surowców. Podobnie jest z mechaniką walki przy użyciu małych oddziałów, rozbudową bazy i oczywiście ogromnym wpływem pojazdów (i mechów) na wirtualne pole bitwy. Można czasem wręcz odnieść wrażenie, że Iron Harvest to bardzo rozbudowana modyfikacja do Company of Heroes.
Niestety, choć model rozgrywki z drugowojennej strategii wciąż sprawia masę frajdy, to w efekcie najnowsze dzieło studia King Art Games wypada strasznie mało innowacyjnie. Podobne odczucia towarzyszyły mi przy okazji testowania Desperados III, które przypominało reskin Shadow Tactics: Blades of Shogun.
Nie czyni to z Iron Harvest jednolitej kopii innych gier z tego gatunku, bo ma ono kilka autorskich rozwiązań. Po prostu, jeśli oczekujecie po tej grze rewolucji w gatunku gier strategicznych, to możecie się bardzo zawieść.
Warto skupić się na chwilę na samych mechach, które są przecież największym wyróżnikiem gry. Zastępują one klasyczne pojazdy i przyznam, że sprawdzają się w tej roli fenomenalnie.
Pod kontrolę gracza oddano łącznie kilkanaście rodzajów maszyn kroczących,z których każda ma własne mocne strony i słabości, a także specjalne umiejętności. Moim faworytem są zdecydowanie maszyny artyleryjskie, które sieją pożogę i terror w okopach przeciwnika.
Mechy nie tylko działają świetnie, ale też przy okazji wyglądają. Metalowe nośniki zagłady zostały naprawdę ślicznie wymodelowane i zanimowane, czego niestety nie można powiedzieć o reszcie jednostek.
Historia kołem się toczy… albo i nie
Niestety, Iron Harvest to kolejna strategia, w której fabuła istnieje tylko po to, aby scalać ze sobą misje i sporadycznie spróbować zainteresować gracza nieporadną intrygą.
Sama historia przedstawiona w produkcji to dość sztampowa wizja alternatywnej rzeczywistości. Zły uzurpator najeżdża na wiejską krainę, jej mieszkańcy próbują się bronić, a w międzyczasie możni tego świata udają, że konflikt da się zakończyć w czysto polityczny sposób.
W grze zaimplementowano trzy kampanie zależne od frakcji, a pierwsza z nich – Polańska – jest swoistym samouczkiem. Przejście całej gry nie powinno zająć dłużej niż 30 godzin, jednak czas ten może ulec zmianie zależnie od wybranego poziomu trudności.
Losy głównych bohaterów każdej z kampanii przeplatają się ze sobą, co jest całkiem przyjemnym zabiegiem. Nie mamy wrażenia, jakby jedynym elementem wspólnym każdej z historii była jedynie obecność tych samych jednostek, tylko że po drugiej stronie barykady.
Na długości i formule prowadzenia fabuły jej zalety się niestety kończą. Choć gra ma kilka zaskakujących pod względem scenariusza momentów, to miłośnicy dobrych historii mogą się srogo rozczarować.
Wygląd to nie wszystko
Oprawa graficzna Iron Harvest jest poprawna. Lokacje wyglądają ładnie, efekty wybuchów prezentują się znakomicie, a całość dopełnia robiący wrażenie model zniszczeń, który pozwala na niszczenie całych budynków i osłon, co widać najlepiej przy okazji kierowania potężnymi mechami zmiatającymi jednym krokiem całe budynki.
Całkiem nieźle zrealizowano też interfejs, który jest bardzo przejrzysty, tak prosty, jak to tylko było możliwe i nie przeszkadza w zarządzaniu jednostkami.
Niestety, wizualna strona gry wypada nieco słabiej w przypadku modeli postaci (nie licząc wspomnianych wcześniej mechów), które wyglądają jak wyciągnięte rodem z gry sprzed dekady. Projekty jednostek są po prostu ubogie.
Równie złe wrażenie robią słabo wyreżyserowane, nudne przerywniki filmowe, które sprawiają wrażenie wciśniętych do gry na siłę. Szkoda, bo mogły one podratować miałką historię nadając jej nieco rozmachu.
Nie pochwalę także optymalizacji Iron Harvest, która – jak na grę celującą w aktywny rozwój trybu sieciowego – jest po prost zła. Grając na całkiem mocnym sprzęcie mogłem jedynie pomarzyć o płynnej rozgrywce na wysokich ustawieniach. Zrozumiałbym to, gdyby Iron Harvest wyglądało lepiej od, dajmy na to, Horizon Zero Dawn, ale nie. Tak słabej płynności rozgrywki nie da się w tym przypadku usprawiedliwić.
Rozważcie granie bez dźwięku
Muzyka w Iron Harvest jest naprawdę przyjemna, klimatyczna i odpowiednio dopasowana do każdej z frakcji. Pod tym względem nie mam się do czego przyczepić i gorąco polecam wam zapoznać się z materiałem, który zdradza kulisy powstawania ścieżki dźwiękowej do gry.
Nie będę was za to zachęcał do ogrywania „Żelaznych Żniw” w pełnej polskiej wersji językowej. Iron Harvest ma jeden z najgorszych dubbingów w historii polskich tłumaczeń gier i nie, bynajmniej nie jest to wyolbrzymienie.
Główna bohaterka polańskiej kampanii ma tak irytujący i nieprzyjemny głos, że nie byłem w stanie kontynuować rozgrywki bez ściszenia dźwięku dialogów, a w przypadku innych postaci sprawa nie wygląda dużo lepiej. Przedstawiciele Ruswiecji i Saksonii mówią tak okropnie przeakcentowanymi głosami, że brzmią jak antagoniści ze starych animacji Disneya.
Na szczęście na ratunek graczom przyszła opcja dubbingu „native”, którą wybrać możemy w menu dźwięku gry. Ustawia ona język kwestii dialogowych na ten pasujący do danej nacji, co pozwala nieco poprawić wrażenia z odsłuchu.
Następca StarCrafta?
Ciekawostką jest fakt, że twórcy gry zamierzają stale ją rozwijać poprzez dodawanie treści dla pojedynczego gracza, ale także inwestowanie środków w tryb wieloosobowy.
Company of Heroes błyszczało pod względem rozgrywki multiplayer, więc nic dziwnego, że deweloperzy z King Art Games, mając do dyspozycji bliźniaczo podobną formułę rozgrywki, zdecydowali się na taki krok.
Aktualnie w grze dostępny jest jedynie tryb szybkiej potyczki przeciwko jednemu graczowi lub w kilkuosobowych drużynach, jednak w ciągu najbliższych tygodni pojawić się mają rozgrywki rankingowe, a także kilka nowych map.
Iron Harvest ma oferować także sezony rankingowe, które nagradzać będą regularnych graczy nagrodami w postaci skórek i innych przedmiotów kosmetycznych. Brzmi dobrze, jednak na ten moment menu personalizacji profilu gracza jest mocno okrojone, a opcja wybrania skórek dla jednostek… jest zablokowana.
Tryb wieloosobowy sprawia wrażenie wydanego w czymś na wzór wczesnego dostępu, co moim zdaniem negatywnie wpłynie na liczbę graczy, którzy zdążą zapomnieć o Iron Harvest nim twórcy będą w stanie oddać im do dyspozycji ostateczną wizję modułu sieciowego do swojej gry.
Póki co udało mi się rozegrać kilka meczy z innymi graczami i przyznam, że gra ma pod tym względem ogromny potencjał i miłośnicy wymagających strategii powinni czuć się jak u siebie w domu.
Nie jest jednak idealnie, bowiem niektóre jednostki i mapy wymagają zmian, aby odpowiednio zbalansować rozgrywkę. Startowe lokacje na niektórych mapach potrafią dać zbyt dużą przewagę, co jest niedopuszczalne w tego typu tytule.
Solidne fundamenty pod nową markę
Choć Iron Harvest ma naprawdę wiele wad, to nie jestem rozczarowany tym, co zaserwowali nam niemieccy deweloperzy.
Uniwersum Jakuba Różalskiego zostało potraktowane z należytym szacunkiem i bardzo dobrze zaadaptowane, sama rozgrywka sprawia naprawdę masę frajdy i tak naprawdę jedynymi elementami wymagającymi znacznej poprawy są tylko, albo i aż, elementy techniczne oraz fabuła.
Jeśli King Art Games zamierzają faktycznie rozwijać produkcję dalej, to kto wie, może nie skończy się na tylko jednej odsłonie serii i w przyszłości otrzymamy kolejne opowieści ze świata 1920+, zrealizowane z większym budżetem i z doświadczeniami nabytymi przy produkcji poprzedniej gry.
Choć poniższa ocena może tego bezpośrednio nie sugerować, to polecam Iron Harvest i uważam, że to pozycja obowiązkowa dla fanów gier strategicznych, a w szczególności Company of Heroes.
Liczne niedoróbki nie odbierają grze klimatu i przyjemności z rozgrywki, jaką można z niej wyciągnąć, co powinno być wystarczającą zachętą dla niezdecydowanych osób.