Jakiś czas temu w moje ręce wpadł Hammer Explorer – pancerny telefon ze stajni MPtech, który został wyceniony na mniej więcej 1099 złotych. W podobnym czasie zaprezentowany został CAT S52 – niemal dwa razy droższe, również pancerne, ale przy tym smuklejsze urządzenie spod skrzydeł Bullitt Group. Czy da się zrobić smartfon, który jest równie wytrzymały, co poręczny?
Przedsprzedaż tego modelu ruszyła pod koniec października ubiegłego roku, zaś sprzedaż regularna jeszcze w listopadzie. Producent już podczas premiery wspominał, że Android 9 to rozwiązanie wyłącznie tymczasowe i wkrótce CAT S52 dostanie aktualizację do Androida 10 – mówiło się, że stanie się to na początku 2020 roku.
Cóż, połowa lutego już za nami, aktualizacji nadal brak – trzeba zatem przełknąć tę nutę goryczy i podzielić się z Wami wrażeniami na temat tego urządzenia w stanie aktualnym.
Specyfikacja techniczna CAT S52
Jak nietrudno się domyślić, szału nie będzie. Wzmacniane smartfony zawsze stawiają na wytrzymałość, a nie wydajność.
- ekran: 5,65 cala o proporcjach 18:9, IPS, 1440 x 720 pikseli, pokryty Gorilla Glass 6. generacji, z trybem pracy dla dłoni mokrych i w rękawiczkach,
- procesor: MediaTek Helio P35,
- 4 GB pamięci RAM,
- 64 GB pamięci wbudowanej,
- dual SIM (nano SIM),
- slot na kartę microSD (niezależny od obu kart SIM),
- WiFi 802.11 a/b/g/n/ac (a więc obsługujący zarówno sieci 2,4 GHz, jak i 5 GHz),
- 4G LTE,
- Bluetooth 5.0,
- GPS, GLONASS, Galileo,
- aparat główny: 12 Mpix, f/1.8, 1.4μm, dual pixel PDAF, EIS (Sony),
- kamerka 8 Mpix,
- port USB typu C ze wsparciem dla OTG,
- jack 3,5 mm,
- NFC,
- czytnik linii papilarnych,
- Android 9.0 Pie (podobno z nadchodzącym Androidem 10),
- akumulator: litowo-jonowy o pojemności 3100 mAh z obsługą szybkiego ładowania,
- wymiary: 158.1 x 76.6 x 9.69 mm,
- waga: 210 g,
- certyfikat IP68 oraz MIL-STD-810G.
Cena w momencie publikacji recenzji:2149 złotych. Co ciekawe, kilka sklepów, w tym Media Expert, „dorzuca” do telefonu analogowy zegarek CAT Stratum.
Wzornictwo, jakość wykonania
Smartfon trafia do konsumenta w niewielkim, kartonowym pudełku, żeby nie rzecz kartoniku, w charakterystycznych dla producenta żółto-czarnych barwach. W środku właściwie luzem do naszej dyspozycji oddane są wyłącznie niezbędniki – sam CAT S52, ładowarka oraz kilka papierów. Nic ciekawego, możemy więc od razu przejść do wzornictwa i jakości wykonania.
Większość pancernych smartfonów swojego charakteru, cytując moją recenzję Hammera Explorer, nie próbuje skryć nawet na sekundę. Już z daleka widzimy, że mamy do czynienia z telefonem, którego głównym zadaniem jest bycie pancernym. CAT S52 jest zupełnie inny – smartfon został zaprojektowany z myślą o tych, którzy poszukują czegoś wytrzymałego i nie chcą przy tym z daleka krzyczeć o tym, że ich telefon jest ultraodporny.
CAT S52 z wyglądu jest niemal nijaki, w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Ot, prosta, czarna bryła, zwieńczona u boku aluminiową ramką. Pancerny charakter zdradzają właściwie wyłącznie śruby z boku urządzenia, nieco zwiększone gabaryty, „agresywny” szlif na przycisku włączenia i… ewentualnie logo producenta.
Dlaczego ewentualnie? Cóż, chyba każdy wie, że CAT to marka znana głównie z maszyn budowlanych, ale w tym modelu logo, choć spore, jest wyłącznie wyżłobione na pleckach urządzenia i nieznacznie różni się połyskiem, niemal nie rzucając się przy tym w oczy.
Wiem, że CAT S52 nie ma takich specjalistycznych funkcji, jak CAT S60, ale jeśli porównamy oba te smartfony wizualnie, to… dzieli je przepaść. I to taka, nad której kopaniem musiały pracować setki maszyn Caterpillar.
Wracając jednak do samego designu – urządzenie zupełnie nie wstydzi się tego, że jest w głównej mierze plastikowe i muszę szczerze powiedzieć, że sprawia wrażenie tańszego, niż jest w rzeczywistości. Front CAT S52 pokrywa płaska, jednolita tafla szkła – warto nadmienić, że dodatkowo chroniona folią od razu po wyjęciu z pudełka – osłonięta dodatkowo nieco podwyższonymi rantami z czarnego plastiku.
Ramki są dosyć spore, rzekłbym, że ogromne, a więc producent bez żadnego problemu wygospodarował miejsce na przednią kamerkę, głośnik do rozmów (swoją drogą, dosyć specyficzny wizualnie) oraz czujniki. Boki obejmuje natomiast aluminiowa ramka, która… nie do końca sprawia wrażenie aluminiowej. Pamiętacie aferę z pleckami LG G5? Tutaj moje odczucia są nieco porównywalne.
Zostańmy na chwilę przy krawędziach smartfona i poświęćmy dwa słowa na to, co się tam znajduje. Oczywiście sama ramka jest w kilku miejscach poprzerywana przez wstawki z czarnego plastiku – o tyle, o ile miejsca te są symetryczne na krawędzi dolnej oraz bocznych, tak nie do końca rozumiem, dlaczego producent nie pokusił się o drugi taki punkt na górnej krawędzi. Cóż, tam musimy zadowolić się 3,5-milimetrowym gniazdem jack, jednym z mikrofonów oraz oczywiście wspomnianym „wcięciem”.
Na lewej krawędzi, między dwiema z trzech śrub, skrywają się przyciski o znanej wszystkim funkcjonalności. Osobiście cieszy mnie to mocne wyżłobienie na guziku zasilania – nie dość, że dodaje specyficznego, agresywnego sznytu, to jeszcze ułatwia jego zidentyfikowanie, kiedy nie patrzymy na telefon. Drobnym wzbogaceniem stylistycznym jest to, że wszystkie trzy przycisku znajdują się w lekkim wgłobieniu.
Na dolnej krawędzi nie znajdziemy właściwie nic ciekawego – gniazdo USB typu C oraz głośnik mono po lewej stronie (patrząc na smartfon z ekranem skierowanym do góry).
Pozostała nam skromna, lewa krawędź. Tutaj pod zaślepką skrywa się szufladka z miejscami na dwie karty SD oraz kartę SIM, którą trzeba wydłubać paznokciem. To bardzo dobre rozwiązanie – zapewnia stały dostęp do tego elementu bez jakichkolwiek narzędzi, a jednocześnie nie ma żadnych wątpliwości co do pewności tego rozwiązania.
Warto nadmienić, że zaślepka pełni funkcję uszczelniającą (smartfon przypomina o jej zamknięciu, ale… jakby nie zawsze i nie wiem od czego to zależy), przez co trzeba zarówno postarać się, aby ją otworzyć, jak i chwilę posiłować, aby ją zamknąć. Początkowo zdarzyło mi się pozostawić ten element niedomknięty, ale to kwestia przyzwyczajenia, a nie żadnej filozofii – wystarczy mocno docisnąć kciukiem i dla pewności przejechać w jedną i drugą stronę.
Przyszedł czas na tył, który moim zdaniem prezentuje się bardzo dobrze – skromnie, ale nie nudno. Po lewej stronie u góry znajduje się niewielkie uwypuklenie na aparat i lampę błyskową, dzięki któremu same elementy są nieco schowane i nadal chronione. Po prawej, przeciwnej stronie – wyżłobione logo CAT, spore, ale dyskretne.
Nieco poniżej w środkowej części urządzenia znajduje się czytnik linii papilarnych – bardzo wygodnie zagłębiony, warto nadmienić, że nie wyróżnia się barwą i sprawia wrażenie, jakby był z tego samego materiału. Wreszcie grande finale – wyżłobienia w dolnej części plecków, które nie tylko bardzo usprawniają chwyt, ale jednocześnie sprawiają, że smartfon prezentuje się ciekawiej.
Jeżeli chodzi o podsumowanie wzornictwa CAT S52, to osobiście oceniłbym je pozytywnie – smartfon jest niemal nudny i nie rzuca się w oczy, ale mniej więcej taki cel przyświecał producentowi podczas tworzenia tego smartfona. Niesie to jednak ze sobą pewne brzemię – kiedy wyciągałem telefon z kieszeni, to sporo osób zwróciło mi uwagę na fakt, że mam straszną cegłę.
Były po prostu nieświadome, że to model pancerny – o tyle, o ile w tym segmencie jest to rzeczywiście model bardzo smukły, tak kiedy kojarzy nam się ze zwykłymi, niewzmocnionymi modelami (a właśnie tak jest, jeśli nie przyjrzymy mu się zbyt dokładnie) to sprawia wrażenie ogromnego.
Czy to jakiś problem? Moim zdaniem żaden i stylistycznie przemawia do mnie bardziej niż charakterystyczne pancerne konstrukcje.
A co z trwałością? Cóż, z jednej strony ocenić mógłbym ją dopiero w sekcji wytrzymałość – podobnie jak w przypadku testowanego wcześniej modelu, zaplanowałem testy „twardości” na sam koniec – po przygotowaniu tak naprawdę wszystkiego, oprócz podsumowania i oceny końcowej. Jednak już na tym etapie mam drobne wątpliwości – przez cały okres użytkowania CAT S52 miał się u mnie „normalnie”, acz niezbyt ostrożnie – ot, dwa lub trzy razy spadł z łóżka (a więc z dosłownie kilkudziesięciu centymetrów) podczas niesfornej drzemki po wyłączeniu budzika, raz przypadkowo strąciłem go z biurka, kilka razy rzuciłem go na miękką kanapę.
Okazało się, że nawet to zwykłe, acz niezbyt ostrożne, użytkowanie widać na aluminiowej ramce. Na fotografiach może to być mniej wyraźne, niemniej na dwóch rogach wyraźne są spłaszczenia wynikające z upadku – jedno o średnicy mniej więcej milimetra, drugie dwóch. Drobny mankament wizualny, widoczny właściwie tylko na podstawie różnic w załamaniu światła, ale nie nastraja zbyt pozytywnie – w końcu to ma być model ultra wytrzymały, a takich śladów nie nabawił się mój uprzedni LG G6 po wielu miesiącach upadków bez etui lub w najskromniejszym plastiku.
Kiedy zacząłem się przyglądać CAT S52 uważniej, dostrzegłem jeszcze trochę rys na tej ramce – zwłaszcza te w pobliżu szufladki na kartę SIM prezentują się niezbyt estetycznie. A żeby tego było mało, tył nabawił się dosyć sporej, wyczuwalnej pod palcem rysy na plastiku, choć smartfon ani razu nie wylądował w kieszeni z kluczami.
Więcej skaz nie udało mi się dopatrzyć, choć wcięcie na plastiku przy dolnej części ekranu też sprawia wrażenie uszczerbku – to akurat jest fabryczne ;). Cóż, mam wrażenie, że bez szwanku z tego pojedynku wyszła tylko folia – bardzo wygodna, responsywna i wytrzymała, której pozytywnego wrażenia nie popsuło nawet nieidealne wycięcie tudzież naklejenie.
Wyświetlacz
Za wyświetlanie wszelkich obrazów naszym oczom odpowiada 5,65-calowy wyświetlacz wykonany w technologii IPS o proporcjach 18:9. O tyle, o ile sama powierzchnia robocza jest całkiem przyzwoita, to musicie mieć na względzie, że idą za nią dosyć spore ramki i – niestety – niewielka rozdzielczość.
Hammer Explorer przy nieznacznie większej powierzchni oferował tą samą rozdzielczość i było to po prostu za mało – identycznie jest tym razem, zwłaszcza, że CAT S52 został wyceniony na nieco ponad dwa tysiące złotych. Nie jest to nadal półka flagowa, ale można zacząć czegoś wymagać, prawda?
Rozdzielczość 1440 x 720 pikseli przekłada się na 285 ppi – to mniej niż w 2012 roku oferował Samsung Galaxy S III czy nawet iPhone 4 pod koniec roku 2010. Owszem, to były (na tamte czasy) flagowe telefony, ale w ciągu dekady rynek zdążył wyznaczyć znacznie lepsze standardy.
Zostawmy jednak tę rozdzielczość i przejdźmy do czegoś, co w smartfonie zasługuje na pochwałę. Odwzorowanie kolorów, jak na taki panel, stoi na naprawdę bardzo dobrym poziomie – wszystkie barwy są poprawne, odpowiednio nasycone, nie mamy ani wrażenia, że są wyblakłe, ani nazbyt ożywione. Całkiem akceptowalna jest biel, a czerń – jak na panel tego typu – zaskakuje swoją… czernią.
Ekran potrafi zejść ze swoją jasnością bardzo nisko, dzięki czemu nie musimy oślepiać się w nocy, jednak nieco zawodzi jasność maksymalna. Nie jest najgorsza – w mocnym słońcu CAT S52 nadaj jest względnie czytelny, ale w tej kwestii mogłoby być nieco lepiej.
Całości dopełnia naprawdę przyzwoity kontrast w duecie z dobrymi kątami widzenia. Ogólnie, jest się do czego przyczepić, ale wyświetlacz w tym aspekcie zasługuje na plus. Trudno jest jednak zapomnieć o kiepskiej szczegółowości…
Z sekcji systemowej warto wspomnieć oczywiście o trybie ciemnym, trybie nocnym oraz, najciekawszym, trybie obsługi w rękawiczce. Nie uświadczymy żadnej możliwości korekcji kolorów, ale nie traktuję tego jako brak, bo kalibracja ekranu jest naprawdę satysfakcjonująca.
Nie pokuszę się o dokładne relacjonowanie ślizgu czy odporności na zarysowania, ze względu na wspomnianą już folię, która domyślnie pokrywa ekran CAT S52. Ta nie jest idealnie równa, niemniej wyśmienicie spełnia swoje wymagania – przez kilkutygodniowy okres testów nie czułem żadnej potrzeby żeby ją zdjąć, ślizg palca jest absolutnie poprawny, a folia wcale nie zbiera rys, dzięki czemu ekran jest cały czas niewątpliwie w stanie idealnym. Za to naprawdę duży plus – sam jestem właściwie przeciwnikiem ochrony ekranów, które obniżają użytkowość, jednak w tym przypadku tak nie jest.
Ogólnie, ekran – choć ma kiepską rozdzielczość – to jest bardzo przyjemny. Responsywny, dobrze odwzorowujący kolory, zapewniający stosowny kontrast, bardzo dobrą jasność minimalną i względnie zadowalającą jasność maksymalną. Jeśli nie macie obaw co do tego ostatniego, to wyświetlacz na pewno nie sprawi Wam kłopotów, a dodatkowym ułatwieniem będzie przyzwoita folia założona na smartfona od razu w pudełku.
Działanie, oprogramowanie
Napędzający smartfona procesor Helio P35 to jednostka całkiem niezła, choć oczywiście nie high-endowa. Wspierają ją 4 gigabajty pamięci RAM, co w całości przekłada się na dosyć sprawną pracę i zadowalający multitasking. Ale zanim przejdziemy do szerszych wrażeń, lubiane przez niektórych cyferki:
- AnTuTu: 104026
- GeekBench 5:
- wynik single-core: 168
- wynik multi-core: 982
- AndroBench:
- szybkość ciągłego odczytu danych: 269,23 MB/s,
- szybkość ciągłego zapisu danych: 138,58 MB/s,
- szybkość losowego odczytu danych: 73,0 MB/s,
- szybkość losowego zapisu danych: 18,66 MB/s.
Odstawmy jednak testy syntetyczne na bok – jak CAT S52 wypada w praktyce? Tak właściwie, to nie mam do czego się przyczepić. Nie ma jednak co oczekiwać, że CAT S52 dobrze poradzi sobie w grach – zresztą nie do tego został stworzony. Smartfon działa płynnie i stabilnie, jak na przyzwoitego średniaka przystało. Można swobodnie polegać na urządzeniu i niespecjalnie zajmować sobie głowę tym, że sprawdzenie danej informacji zajmie nam bardzo długo.
Co ciekawe, jedyną aplikacją, która zaserwowała mi naprawdę ociężałe działanie jest… Aparat – ale do tej kwestii wrócę w stosownej sekcji. Cóż, nie traktuję tego jako ułomność wydajności systemu, a raczej podciągam to pod wadę aparatu właśnie, niemniej spory niesmak pozostał.
Nie można tutaj mówić o błyskawicznym działaniu porównywalnym do tego, jakie oferują flagowce, ale przeciętny użytkownik w ogólnym ujęciu nie powinien narzekać.
4 GB pamięci RAM do spółki z nie najgorszym procesorem umożliwiają pozwolenie sobie na trochę multitaskingu. CAT S52 nie zapomina o uruchomionej aplikacji natychmiast po przełączeniu jej na inną, nie zdarzyło mi się też, żeby urządzenie z nadmiernym entuzjazmem pozbywało się uruchomionych w tle programów. Smartfon dosyć sprawnie radzi sobie z zarządzaniem pamięcią – a to na plus.
Co do samego działania nie mam specjalnych zarzutów, sporo jednak złego powiedzieć można o oprogramowaniu. Zastanawiacie się pewnie o czym mówię – w końcu to tak naprawdę czysty Android, prawda? No właśnie nie do końca prawda. Ale do tego wrócimy za chwilę, bo warto powiedzieć też o tym, że CAT S52 kiepsko wypada w aspekcie aktualizacji już teraz, chwilę po premierze.
pokładzie smartfona znajduje się Android 9 z poprawkami bezpieczeństwa aktualnymi na 5 listopada 2019, a więc na mniej więcej tydzień przed premierą. To wcale nie byłoby tak źle, gdyby nie fakt, że producent obiecał rychłą aktualizację do nowego systemu, a zabrakło czasu nawet na bardziej aktualne poprawki – a druga obietnica obejmowała regularne aktualizacje bezpieczeństwa co trzy miesiące…
Tak właściwie, to czepiam się tego również dlatego, że system zawodzi na jeszcze innej płaszczyźnie, jaką jest bloatware. Na pokładzie CAT S52 zupełnie, moim zdaniem, niepotrzebnie znajduje się aplikacja File Commander, Skype, OfficeSuite, Zello czy Snapseed – WhatsApp, Facebook, Messenger, Instagram i Twitter to aplikacje, które i tak by się u mnie znalazły, więc nie bolą mnie aż tak.
Mało? A co powiecie na Program poprawy jakości oraz ikonki Support i Zarejestruj się, z czego te dwie ostatnie przenoszą nas do… podstron strony internetowej producenta? No to jeszcze na deser Toolbox, czyli autorski sklep z aplikacjami producenta. A precyzyjniej rzecz ujmując – podstrona Bullitt Group, na której znajdują się wybrane przez Cat Phones aplikacje, które możemy zainstalować, uwaga, za pośrednictwem Sklepu Play – wszystko po kliknięciu odpowiedniej ikonki.
Po co to wszystko? A najbardziej szokuje mnie OfficeSuite – w końcu pełna wersja tej aplikacji jest płatna, a ja ostatnio korzystałem z niej na Androidzie 2.3.6 Gingerbread, teraz zielony robocik oferuje znacznie lepsze, darmowe zamienniki.
Oprócz wspomnianych, nieprzyjemnych dodatków, system to czysty Android 9, nieobarczony żadną nakładką. Niemniej, cały czas nie rozumiem, po co ten bloatware – czym innym jest dodanie funkcjonalnych, przydatnych dla docelowej grupy i autorskich aplikacji (czego tutaj zupełnie zabrakło), a czym innym jest losowy wręcz zbiór kilku appek z Google Play i różne odnośniki na swoją stronę.
Za to duży minus, bo to zwyczajnie niepotrzebne. Na osłodę dodam, że na przedniej tafli urządzenia znajdziemy diodę powiadomień, która oczywiście musi zastąpić ewentualne Always-on-Display, którego nie uświadczymy. Dioda jest duża i czytelna, więc… to na plus ;).
Zaplecze komunikacyjne
W tej kwestii nie mam do powiedzenia nic mądrego, ale nie mam tez nic do zarzucenia. Zarówno Wi-Fi działało dobrze, jak i Bluetooth, połączenia z internetem przez LTE czy połączenia głosowe, również zza granicy. Z tego, co zauważyłem, to jakość rozmów jest dosyć wysoka, chyba nawet lepsza niż zazwyczaj.
Warto jeszcze nadmienić, że CAT S52 oferuje „pełnoprawne” dual SIM. Choć pracuje on w trybie Dual Stand-by, to w szufladce przewidziano miejsce dla dwóch kart nano-SIM oraz karty microSD, dzięki czemu chęć poszerzenia pamięci wbudowanej nie zmusza nas do ograniczenia liczby obsługiwanych numerów telefonu do jednego. Za to ogromny plus.
Audio
Audio jest fatalne i rewelacyjne jednocześnie. Głośnik mono zlokalizowany na dolnej krawędzi wydaje z siebie skrzeczące, spłaszczone i pozbawione basów dźwięku, które z drugiej strony… są niewyobrażalnie głośne. To nie jest muzyczny smartfon – co to to nie. Ale uwierzcie mi, że nie ma osoby, która na dźwięk dzwoniącego do mnie telefonu (przy maksymalnej głośności) nie wzdrygnęła się przestraszona z miną pytającą co jest źródłem tego przenikliwego hałasu?
Nadaje się to oczywiście do odtwarzania multimediów dla własnych zastosowań, ale raczej „technicznie” niż dla przyjemności. Ba, CAT S52 ma nawet wbudowane Radio FM – myślę, że smartfon po wpięciu słuchawek (pełniących rolę anteny) może z powodzeniem spełniać rolę stereotypowego odbiornika radiowego na budowie. Głośno, przenikliwie i skrzecząco – tak jest.
Odstawiając żarty na bok – audio pod żadnym pozorem nie nadaje się do traktowania go jako przyzwoite źródło multimediów, ale szanse na usłyszenie dzwoniącego telefonu czy powiadomienia w każdych warunkach są naprawdę przeogromne.
Biometria
CAT S52 oferuje jako blokadę ekranu przesunięcie palcem, wzór, kod PIN lub hasło, wszystkie wzbogacić można przy pomocy czytnika linii papilarnych. Całe szczęście nikt nie postanowił dopychać tutaj wątpliwych sposobów typu odblokowanie twarzą.
O skanerze odcisku palca mogę się wypowiedzieć właściwie w samych superlatywach – kiedy nasz palec jest względnie czysty i suchy, to szczytuje palec szybko i sprawnie. Pokusiłbym się jednak o stwierdzenie, że wykonanie go z materiału zbliżonego wizualnie do matowego plastiku wokół utrudnia dostrzeżenie, czy ewentualnie nie mamy tam jakichś zabrudzeń, które mogą umożliwić odczyt.
Niemniej, sama ocena biometrii w tym smartfonie jest jak najbardziej pozytywna.
Akumulator
CAT S52 jest zasilany litowo-jonowym ogniwem o pojemności 3100 mAh, które w zupełności wystarczało mi na cały dzień. Nie pokuszę się o „półtora dnia”, bo te lepsze scenariusze sięgały raczej po 24 godziny bez kontaktu z energią, aniżeli więcej, więc ładowanie i tak musiało się odbyć o poranku dnia następnego.
W zależności od scenariusza użytkowania, CAT S52 pozwalał mi na od 3,5 do 5 godzin czasu pracy na ekranie, co przekładało się na 14-26 godzin pracy. Warto nadmienić, że nie były to scenariusze szczególnie energooszczędne – powiedziałbym, że ot, przeciętne.
Co to oznacza? Nawet najbardziej powściągliwi użytkownicy raczej będą decydować się na doładowywanie smartfona przed snem, w najlepszym wypadku zrobią to popołudniu dnia następnego, zaś ci bardziej wymagający… prawdopodobnie też.
Moim zdaniem częściowym winowajcą może być tu wyświetlacz – z jednej strony dobre odwzorowanie barw i kontrast zdawałyby się pozwalać sięgać po niższe poziomy jasności, z drugiej strony… tak nie jest. Niewielka jasność maksymalna sprawia, że człowiek odruchowo przeciąga pasek jasności wyświetlacza w stronę maksimum, bo relatywnie dobra widoczność zaczyna się tak naprawdę niewiele wcześniej – mniej więcej na poziomie 70%.
Warto nadmienić, że oczywiście wynik ten dałoby się przeciągać w nieskończoność przy bardzo oszczędnym użytkowaniu, a screen-on-time sztucznie wydłużyć poprzez użytkowanie telefonu ciągiem, niemniej realny scenariusz użytkowania z dominacją danych komórkowych zapewnia raczej jeden solidny dzień pracy na baterii.
Przerzucenie się na Wi-Fi i nieco bardziej ostrożna dystrybucja jasnością ekranu raczej zapewni nam większy zapas energii na wieczór, ewentualnie o poranku, ale o wytrzymaniu do kolejnego wieczora można raczej pomarzyć.
Braki w energii możemy uzupełnić między innymi za pomocą dołączonej do zestawu ładowarki obsługującej technologię PumpExpress+, oczywiście sygnowaną przez MediaTek. Dołączona do zestawu ładowarka w duecie z kablem USB typu C może karmić smartfona CAT S52 przy użyciu prądu 5-8V przy 2A, 8,5-10V przy 1,7A lub 10,5-12V przy 1,5A. Sumarycznie przekłada się to na nieco dłuższy niż się spodziewałem, bo liczący sobie nieco ponad dwie godziny, czas ładowania.
Przy tej wielkości ogniwa spokojnie można byłoby zejść niżej – do dwóch godzin, może nawet nieco ponad 90 minut, tymczasem tutaj bliżej nam jest do 2,5 godziny niż półtorej. Niby szybkie ładowanie, ale mogłoby być odrobinkę lepiej.
Aparat
Tak się składa, że CAT S52 trafił do mnie w dosyć dogodnym dla siebie okresie – miałem okazję być z nim na kilku różnych szerokościach geograficznych, dzięki czemu udało nam się razem uchwycić różne warunki oświetleniowe. Sam aparat jest dosyć przyzwoity – oczywiście zdjęcia są raczej przeciętne, aniżeli bardzo dobre, ale 12-megapikselowy sensor Sony o świetle f/1.8 wcale nie radzi sobie tak źle, podobnie zresztą 8-megapikselowe oczko z przodu.
Bardzo negatywnie oceniam jednak aplikację do fotografowania. I to niekoniecznie dlatego, że liczba oferowanych opcji jest mizerna (choć tryb Potter nie jest aż tak tragiczny, jak się tego spodziewałem), a dlatego że aplikacja jest bardzo toporna – z grzeczności pominę fakt, że bardzo nieestetyczna.
Uruchomienie aplikacji trwa bardzo długo, podobnie zresztą jak zrobienie zdjęcia – wielokrotnie zdarzało mi się tak, że zdążyłem zacząć chować telefon do kieszeni (w wierze, że zdjęcie już dawno się zarejestrowało), kiedy to w galerii zapisany został rozmazany bohomaz będący rzekomo moim zdjęciem.
Ten telefon pod kątem wydajności radzi sobie całkiem przyzwoicie, niemniej ta kwestia – z niezrozumiałych dla mnie przyczyn – leży i kwiczy. No, ale jak już mamy wystarczająco cierpliwości, żeby strzelić jakąś fotkę, to efekty mogą być całkiem przyzwoite – rzućcie okiem na przykłady poniżej.
Wytrzymałość w praktyce
Mimo początkowych obaw, oczywiście CAT S52 został poddany testowi wytrzymałości w postaci rzucania. Zobaczcie, jak sobie poradził.
Muszę przyznać, że CAT S52 bardzo pozytywnie zaskoczył. Owszem, zgodnie z moimi obawami początkowymi, większość upadków pozostawiała ślad na ramce, ale… tak naprawdę to wszystko. Po rzucaniu zdecydowałem się także na zdjęcie folii z ekranu – okazało się bowiem, że jeden z widocznych na niej śladów był na tyle głęboki, że mógłby tyczyć się także samego szkła.
Nic bardziej mylnego – preinstalowana przez producenta folia to tak naprawdę szkło hybrydowe, grube i dostatecznie twarde, żeby zachować ekran w nieskazitelnym stanie, mimo tylu upadków. Cóż, CAT S52 po takiej (a nawet nieco dłuższej, niż widoczne na filmie) serii rzutów nie wygląda jak z pudełka, ale test wytrzymałości został zdany na piątkę.
Podsumowanie
Przyznam szczerze, że CAT S52 pozytywnie mnie zaskoczył. Smartfon niestety nie grzeszy wybitnym stosunkiem ceny do podzespołów, ale sumarycznie urządzenie zasługuje na jak najbardziej pozytywną ocenę.
Urządzenie to łączy w sobie cechy urządzenia pancernego i „zwykłego”, a w tym przypadku hybryda jest całkiem udana. CAT S52 oferuje nie tylko wodoszczelność, ale także zadziwiającą – jak na taką bryłę – odporność na upadki, a przy tym jest wystarczająco smukły. Niestety, łyżką dziegciu w tej beczce miodu jest między innymi bloatware, którego producent zwyczajnie nie pożałował.
Niemniej jednak, jeśli poszukujecie smartfona bardzo wytrzymałego, a mimo wszystko nie przemawia do Was klasyczna konstrukcja typu rugged, to CAT S52 może być dobrym kompromisem.