Po krótkiej nieobecności Huawei wraca na europejski rynek laptopów ze zdwojoną siłą. W odświeżonej ofercie znalazł się między innymi model Huawei Matebook D 15 2020, który ma oferować akceptowalną wydajność, niezłe wyposażenie i dobrą jakość wykonania w rozsądnej cenie. Laptop skrojony do potrzeb uczniów i studentów? Idealny laptop na co dzień? Pora to sprawdzić!
Czego wymagamy od laptopów?
Zanim o samym bohaterze niniejszej recenzji, kilka rozważań teoretycznych. Co jakiś czas w internecie pojawiają się podsumowania ankiet, w których użytkownicy laptopów wypowiadali się na temat oczekiwań wobec swoich przyszłych sprzętów. Te były przeróżne, jednak tym, co bezsprzecznie dominowało, była dobra wydajność, długi czas pracy na baterii, kompaktowe wymiary i niezawodność przez co najmniej kilka lat. Naciski na poszczególne priorytety rozkładały się jednak różnie, w zależności od tego, do jakiej grupy badanych przynależała dana osoba.
Szukający laptopa do wszystkiego zwracali uwagę na, przede wszystkim, stosunek ceny do proponowanych możliwości. Taki laptop na każdy dzień miałby być urządzeniem wyjątkowo wszechstronnym, a przy okazji mieścić się w z góry ustalonym przedziale cenowym, najlepiej poniżej 3000 złotych. Przygotowanie urządzenia do szerokich zastosowań z tak okrojonym budżetem może wywoływać pewne komplikacje, dlatego jego budowa to ciągłe doskonalenie się w sztuce kompromisu. Mam wrażenie, że to właśnie w takich warunkach powstawał nasz Matebook D 15 – owoc kompromisu między wydajnością a ekonomią.
Cena i specyfikacja testowanego laptopa Huawei czynią go, na papierze, jednym z lepszych wyborów dla uczniów, studentów i użytkowników domowych, którzy od swojego komputera wymagają przede wszystkim komfortowych warunków do pracy i nauki, ale też chcieliby, w wolnej chwili, obejrzeć film, posłuchać muzyki czy zagrać w grę i to wcale nie taką prostą, przeglądarkową. Predyspozycje są, pora na ich konfrontację z rzeczywistością.
Specyfikacja techniczna, unboxing, pierwsze wrażenia
Na samym początku rzućmy okiem na tabelkę ze specyfikacją techniczną:
Model | Huawei Matebook D 15 |
Procesor | AMD Ryzen 5 3500U (4 rdzenie, od 2.1 GHz do 3.7 GHz, 6 MB cache) |
Karta graficzna | AMD Radeon Vega 8 |
Pamięć operacyjna | 8 GB (SO-DIMM DDR4, 2400MHz) |
Dysk twardy | SSD M.2 PCIe 256 GB |
Multimedia | kamerka 1.0 megapiksel, głośniki stereo, dwa mikrofony, zintegrowana karta dźwiękowa |
Przekątna ekranu | 15,6" |
Rozdzielczość ekranu | Full HD 1920 x 1080 |
Rodzaj matrycy | IPS, matowa |
Materiał wykończeniowy | aluminium |
Dostępne łącza | 1 x USB 3.0, 2 x USB 2.0, USB-C (tylko ładowanie i transmisja danych), HDMI, wyjście słuchawkowe/wejście mikrofonu |
Biometria | skaner linii papilarnych |
Bateria | 4-komorowa, 3665 mAh, Li-Polymer |
System operacyjny | Microsoft Windows 10 Home |
Wymiary | 17,2 x 358 x 230 mm |
Waga | 1,53 kg z baterią |
Cena w dniu publikacji recenzji | 2799 zł |
W tabelce wszystko się zgadza. Mocny procesor i zintegrowany układ graficzny, matowa matryca, mnogość portów i dysk M.2. to niezaprzeczalne atuty. Brakło tu jednak chociażby podświetlanej klawiatury, a kamerka do rozmów wideo ma zawrotną rozdzielczość jednego megapiksela. Hmm… a myślałem, że moda na pikselozę w kamerkach skończyła się ładnych kilkanaście lat temu…
Tyle teorii, pora rozpakować i skonfigurować laptopa od Huawei. Opakowanie nie wymaga większego komentarza – goły karton bez szczególnych zdobień, wewnątrz nic poza laptopem, ładowarką i dokumentami. Co istotne, na ładowarkę składa się zasilacz oraz kabel zakończony z dwóch stron wtyczką USB-C, w podróży bardzo praktyczne rozwiązanie zwłaszcza, że dołączona ładowarka może służyć również do ładowania smartfonów.
Pierwszy kontakt z Matebookiem D 15 po wyjęciu z opakowania jak najbardziej na plus. Eleganckie, szare wykończenie dodaje mu szyku, niewielkie, jak na 15,6 cali wymiary pomagają w transporcie, warto również docenić wagę – 1,5 kilograma nie powinno stanowić trudności w transporcie nawet dla filigranowej studentki. Wewnątrz również wizualnie wszystko OK, a niewielkie ramki wokół ekranu sprawiają wrażenie, jakby Matebook był dużo droższym komputerem niż jest w rzeczywistości.
Przyznam się, jedną z pierwszych myśli, która przyszła mi do głowy po jego rozpakowaniu, była chęć porównania go do… MacBooka Pro. Ta jednak znikła równie szybko, jak się pojawiła.
A stało się to przede wszystkim dlatego, że wykończenie laptopa na wysoki połysk i pokrycie lśniącym lakierem w kolorze ciemnej szarości ma swoją wadę, która ujawnia się zaskakująco szybko. Urządzenie jest po prostu mistrzem w zbieraniu wszelkiego rodzaju drobnych rysek i zadrapań. Co prawda podczas całych testów mój egzemplarz nie został ozdobiony żadną grubszą, widoczną z daleka rysą, która mogłaby go oszpecić, jednak delikatne ryski i obdarcia to jego prawdziwa plaga. Wygląda na to, że wszystkie warstwy wykończenia wykonano starannie, za wyjątkiem ostatniej – wierzchniej. Klapa laptopa rysuje się od patrzenia i to niemal dosłownie.
Równie złe wrażenie wywołuje klawiatura – wykonana z szorstkiego, nieprzyjemnego w dotyku plastiku wydaje się być kupiona w markecie za 5 złotych. O podświetleniu można zapomnieć. Cóż, to jeden ze słabszych elementów Matebooka i wcale nie ostatni. Zawiasy laptopa pozwalają na jego rozłożenie zaledwie do pozycji około 120-140 stopni, miłośnicy oglądania filmów w łóżku będą zawiedzeni.
Całe szczęście, że urządzenie sprawia wrażenie dobrze spasowanego i solidnego. Nic tu nie skrzypi, nic nie trzeszczy, a sama konstrukcja jest co najmniej wystarczająco sztywna. Wygląda na to, że poza rysami (i to wyłącznie powierzchownymi) nic złego nie będzie się działo. Gdybym miał podsumować pierwsze wrażenia jednym słowem, byłoby to słowo: przeciętnie. Przeciętnie i to do bólu. Zobaczymy, co będzie dalej: ładujemy i konfigurujemy.
O wyposażeniu słów kilka
W czasie, kiedy system się konfiguruje, spróbujmy przyjrzeć się bliżej temu, co znajduje się na obudowie naszego laptopa. Na klapie standardowo – nazwa producenta, jednak bez charakterystycznego symbolu Huawei. Od spodu trzy nóżki antypoślizgowe, z czego jedna ciągnąca się wzdłuż niemal całego notebooka oraz sporej wielkości kratka wentylacyjna. Znalazło się tu również miejsce dla niefortunnie umieszczonych głośników stereo – o oglądaniu z dźwiękiem trzymając laptop na kolanach nie ma więc mowy.
Z tyłu, poza zawiasem od ekranu, nie znajdziemy nic. Z lewej strony producent umieścił trzy porty: USB-C, USB 3.0 oraz HDMI, z prawej: dwa USB 2.0 oraz mini jack do wyprowadzenia dźwięku albo podłączenia mikrofonu. Na froncie nie znajdziemy nic poza małymi otworkami na dwa mikrofony.
Wewnątrz jest nieco bardziej atrakcyjnie – matowa matryca z dość cienkimi ramkami prezentuje swoją dyskretną elegancję. Pod nią producent również umieścił swoje logo, na wypadek, gdyby korzystając z notebooka ktoś zapomniał o tym, kto go wyprodukował :). Jest tu również pełnowymiarowa klawiatura w układzie TKL (ten key less – bez części numerycznej), włącznik ze zintegrowanym skanerem linii papilarnych oraz całkiem duży touchpad.
Między klawiszami F6 a F7 znalazło się również miejsce na kamerkę internetową, którą otwiera się wciskając miejsce jej zamontowania. Cieszy bardzo, że rozwiązanie stosowane dotychczas w notebooku premium, jakim jest Matebook X Pro, trafiło do o wiele tańszego sprzętu.
Zastosowanie klawiatury bez bloku numerycznego powoduje, że po lewej i prawej stronie mamy dwa, sporej wielkości, niezagospodarowane pasy aluminium. Mam wrażenie jakby producent chciał koniecznie zaakcentować podobieństwo do znacznie droższego Macbooka Pro i tylko i wyłącznie dlatego nie wygospodarował tu miejsca na dodatkowe klawisze. Tyle, że Macbook Pro ma po bokach klawiatury świetnej (jak na laptopa) głośnik stereo. Tutaj nie ma nic, a położenie głośników jest po prostu fatalne.
Ładowanie Matebooka D 15 odbywa się poprzez port USB-C, stąd brak tutaj oddzielnego wejścia na kabel zasilający. Niestety, port ten nie służy niczemu innemu poza ładowaniem komputera i transmisją danych. O ładowaniu zwrotnym, na przykład, smartfonów, nie ma więc mowy – musimy do tego użyć USB 3.0.
O połączenie z internetem dba dwuzakresowa, szybka karta sieciowa działająca w technologii ac, nie zabrakło również bluetooth oraz… NFC, działającego jednak tylko i wyłącznie z wybranymi smartfonami Huawei.
Huawei Matebook D 15 to jak na tą chwilę i w kwestii wizerunku, i wyposażenia, po prostu przeciętniak. Sprawdźmy więc, czy podczas codziennej pracy zapewnia odpowiedni komfort użytkowania.
Komfort pracy, zastosowania biurowe, czas pracy na baterii
Żelazna logika wskazywałaby na to, że przeciętny laptop będzie oferował przeciętny komfort pracy. Nic bardziej mylnego – na Matebooku D 15 pracuje się bardzo dobrze już od momentu jego włączenia. Wszystko za sprawą skanera linii papilarnych, który aktywuje się po prostu błyskawicznie i działa jak najlepsze tego typu konstrukcje ze smartfonów. Wystarczy pojedyncze dotknięcie, by laptop się włączył, zapamiętał zeskanowany wzór i udostępnił systemowi operacyjnemu w ramach Windows Hello. Odblokowanie komputera odciskiem palca funkcjonuje wzorowo i nie mogą się absolutnie do niczego przyczepić.
Dalej również jest bardzo dobrze. Ryzen 5 w połączeniu z 8 GB RAM i szybkim dyskiem twardym zapewniają bardzo duży komfort pracy w aplikacjach biurowych, podobnie w przeglądaniu internetu. Laptopa śmiało można używać do doraźnej obróbki zdjęć, w przypadku montowania filmów wideo trzeba będzie uzbroić się w cierpliwość.
Na słowa uznania zasługuje również klawiatura, którą do tej pory ganiłem za tandetną jakość wykonania i brak bloku numerycznego, a co najważniejsze i najbardziej wkurzające – brak podświetlenia. Mimo swoich wad pracuje się na niej wygodnie, szybko, nie ma problemu z trafianiem w odpowiednie klawisze, co świadczy o jej właściwym dopasowaniu. Dzięki takiemu komfortowi pracy o braku części numerycznej większość użytkowników szybko zapomni. Niczego złego nie można powiedzieć również o touchpadzie – działa bardzo solidnie i wykonuje swoje zadania bez zarzutu, choć ja i tak staram się zawsze korzystać z myszy.
Z moich obserwacji, czas pracy (przeglądanie internetu, aplikacje biurowe, muzyka w tle) może dobić nawet do 5-6 godzin. Źle nie jest, należy jednak pamiętać, że każde bardziej obciążające działanie znacząco go skróci. Wystarczy uruchomić grę komputerową by już nawet po dwóch godzinach szukać kabla od ładowarki. Mimo wszystko, warto mieć go przy sobie.
Testy syntetyczne
Niezłą wydajność w codziennych zastosowaniach odzwierciedliły testy syntetyczne. Zastosowany dysk twardy jest OK, pamięci RAM w większości przypadków nie braknie, choć wszędzie tam, gdzie zaczyna liczyć się karta graficzna możliwości laptopa szybko spadają. Cóż, układ zintegrowany to zawsze układ zintegrowany, nie oferujący nic więcej poza akceptowalnymi w swojej cenie i klasie sprzętu osiągami.
Jako że Matebook D 15 przynależy do segmentu uniwersalnych laptopów do wszystkiego, nie mogłem sobie podarować przetestowania go w popularnych grach komputerowych. Co prawda ich repertuar dobrałem tak, żeby nie dyskwalifikować go już na starcie, jednak wciąż miał sporo do udowodnienia.
Wydajność w grach komputerowych
Błyskawicznie sklecona procedura testowa zakładała przetestowanie laptopa w pięciu grach: Farming Simulator 19, League of Legends, PUBG Lite, Fortnite oraz World of Tanks. Jako że recenzując go testowałem równolegle usługę GeForce Now, nie mogłem sobie odmówić przetestowania go jako urządzenia odbiorczego dla streamingu gier.
Kwestię wydajności w grach mógłbym rozstrzygnąć jednym zdaniem: bardzo pozytywne zaskoczenie. We wszystkie testowane gry grałem w natywnej rozdzielczości matrycy (1920 x 1080), dobierając ustawienia graficzne tak, by rozgrywka była płynna.
I tak, w popularnego Farminga można bardzo komfortowo grać nawet na średnich ustawieniach graficznych. Komputer jest w stanie wyświetlać między 50 a 60 klatek na sekundę przez cały czas rozgrywki, co w zupełności wystarcza do zapewnienia płynności. Temperatura układu zintegrowanego to około 60 stopni mimo, że wentylator nie pracuje jeszcze z maksymalną mocą.
League of Legends to dla Matebooka żadna trudność. Stabilny FPS na poziomie ~70 w zupełności wystarczy. Co istotne, pomiar robiłem po włączeniu maksymalnej ilości detali.
PUBG Lite – również bez problemu, średnie detale pozwalają wyświetlać około 40 klatek na sekundę. Tutaj zaczynają się jednak schody pod tytułem kultura pracy pod obciążeniem. Żeby utrzymać układ od AMD w odpowiedniej dla niego temperaturze wentylator dwoi się i troi, powodując bardzo nieprzyjemny odgłos. Bez porządnych słuchawek raczej się nie obejdzie.
World of Tanks – ponownie bez najmniejszego problemu. Gramy na średnich detalach i w pełni cieszymy się jakością gry.
Niestety, nie mogłem namówić laptopa produkcji Huawei do współpracy z Fortnite. Mimo włączenia skrajnie niskich detali gra uparcie nie stawała się grywalna, a w dodatku grafika chwilami przestawała się renderować, poniżej przykład:
Nie wiem, czy jest to kwestia sprzętu czy jakichś problemów z oprogramowaniem, ale na testowej sztuce w Fortnite grać się nie dało.
Na deser ciekawostka – GeForce Now, a w nim Sekiro: Shadows Die Twice. Zero przycięć i stabilne 60 klatek na sekundę na maksymalnych ustawieniach graficznych. Moim zdaniem to z myślą o właśnie takich laptopach jak ten powstają serwisy streamingowe z grami, a po testach jednego z nich w parze z Matebookiem D 15 jeszcze mocniej utrwaliłem się w swoim poglądzie – streaming przyszłością gamingu jest i basta! A co do Matebooka – lekkie zaskoczenie, jak najbardziej na plus.
Obsługa multimediów
Laptop do wszystkiego musi również radzić sobie z zapewnieniem użytkownikowi komfortowych warunków do konsumpcji multimediów. Tutaj testowany egzemplarz radził sobie po prostu zadowalająco. Zastosowana tutaj matryca to matowy IPS o rozdzielczości Full HD. Producenta wypada pochwalić za to, że zdecydował się na matrycę matową – brak refleksów znacząco podnosi komfort użytkowania.
Szkoda jednak, że jest to typowy ekran z dolnej półki, który właściwie niczym nie zachwyca. Początkowo miałem wrażenie, że poziom tej matrycy w niczym nie odbiega od tanich zamienników używanych przez nieautoryzowane serwisy odświeżające laptopy poleasingowe, jednak po chwili zmieniłem zdanie – jest nieco lepiej. Co prawda niewiele lepiej, ale jest.
Za komentarz do dźwięku wystarczy samo umiejscowienie głośników – spód laptopa to najbardziej niefortunne miejsce, jakie można było wybrać. Całe szczęście, że te, jeśli tylko nie są niczym przytkane, grają całkiem donośnie, a przy niższej głośności nawet miło dla ucha. O basach można zapomnieć, jednak od takiego laptopa za taką cenę nie oczekujmy cudów.
Na słuchawkach – mocno tak sobie. Ot, poprawne źródło dźwięku do obejrzenia kolejnego odcinka serialu na nudnym wykładzie. Wystarczy dyskretnie podłączyć słuchawki od smartfona i świat momentalnie stanie się ciekawszy.
Mam za to złą, a wręcz fatalną wiadomość dla tych, którzy lubią korzystać z kamerki internetowej. Abstrahując od tego, że ze względu na jej umiejscowienie prezentuje twarz użytkownika w bardzo niekorzystny sposób, jest po prostu beznadziejna. Naprawdę trudno mi zrozumieć, co kierowało producentem, który w 2020 roku włożył do laptopa kamerkę o rozdzielczości 1 megapiksela, w dodatku fatalną kamerkę.
Na forum redakcji wymieniliśmy się z Kasią (która swoją drogą testuje dla was bratni model laptopa – Matebooka D 14) zdjęciami z kamerek naszych nowych zabawek. W jednej sekundzie zapanowała atmosfera niczym na jednym z czatów internetowych, tak około 15 lat temu. Bardzo lubię wracać myślami do czasów dzieciństwa, ale umówmy się, nie w ten sposób!
Miły dodatek – Huawei Share
Testowany laptop został wyposażony w funkcję Huawei Share, która tworzy ze smartfonów i laptopów Huawei zgrane pary. Jako że obecnie telefonem, który użytkuję na co dzień, jest właśnie jeden z modeli chińskiego producenta, chętnie sprawdziłem jak to działa. W praktyce to bardzo miły dodatek – wystarczy jedno dotknięcie smartfonem laptopa i urządzenia zostają sparowane, a na ekranie komputera ukaże się ekran smartfona, którym można sterować.
Dodatkowo funkcja ta pozwala na szybki transfer zdjęć, filmów, tworzenie kopii zapasowej oraz dzielenie schowka między urządzeniami. Całkiem przydatny dodatek zwłaszcza, gdy telefon ładuje się w pobliżu i nie chcemy po niego sięgać podczas pracy na komputerze.
Czy polecam? Tak, ale jeszcze nie teraz
Huawei Matebook D 15 to typowy laptop dla każdego. Urządzenie, które najprawdopodobniej szturmem zdobędzie gospodarstwa domowe, w których takie urządzenia stanowią centrum domowej pracy i rozrywki, a w okolicach sierpnia i września znajdzie miejsce na biurkach setek uczniów i studentów. Osobiście zgadzam się z tym i do takich zastosowań szczerze rekomenduję, z tym, że… jeszcze nie teraz.
Cena tego laptopa ustalona została na poziomie 2799 złotych, czyli raptem 200 zł mniej od Matebooka D 14, który oferuje ZNACZNIE więcej: podświetlaną klawiaturę, rozkładanie o 180 stopni, mniejszą wagę, dłuższy czas pracy na baterii i większy dysk twardy. Czy warto dopłacić 200 złotych do znacznie lepszej konfiguracji? W tym przedziale cenowym, nawet trzeba!
Skąd więc to 2799 złotych? Już tłumaczę.
Każdy świetnie kojarzy widok elektromarketów, przepełnionych koszami z laptopami w promocyjnych cenach. Na nich wielki napis PROMOCJA, przekreślona sugerowana cena detaliczna i dumnie prezentowana cena promocyjna. Ja mam wrażenie, że ten Matebook D 15 2020 kosztuje teraz niecałe 2800 złotych tylko i wyłącznie po to, żeby fajnie wyglądało na promocjach. Wyobraźmy sobie reklamę radiową: laptop Huawei, czterordzeniowy procesor AMD, matryca full HD i superszybki dysk SSD, aż 20% taniej, tylko 2250 złotych! Zachęcające, prawda?
Tu, moim zdaniem, tkwi cały sekret tego laptopa. Jak tylko przyjdzie sezon ten dosłownie zaleje marketowe kosze, dostanie odpowiednią oprawę marketingową i po prostu zdominuje szkoły i akademiki. Jeśli moje przewidywania się sprawdzą, bierzcie w ciemno! To solidny sprzęt, zwłaszcza odpowiednio przeceniony.