Dobierając podzespoły, jakie mają się znaleźć na stanowisku komputerowym, wielu graczy podejmuje decyzję o wyborze kompletu peryferiów od jednego producenta. Ma to swoje niewątpliwe zalety – spójność stylistyczna, najczęściej jeden program do kontrolowania wielu urządzeń czy jakość wykonania na podobnym poziomie. Nie bez znaczenia są też indywidualne preferencje i sympatia do konkretnej marki. Do mojej dyspozycji na kilka tygodni oddany został komplet peryferiów firmy HyperX, czyli gamingowego działu Kingstona. Były to słuchawki Cloud Alpha S, klawiatura Alloy Origins, mysz Pulsefire Dart oraz ładowarka bezprzewodowa ChargePlay Base. Recenzja słuchawek została już opublikowana na łamach naszego serwisu, teraz zapraszam do zapoznania się z moimi wrażeniami z korzystania z pozostałych sprzętów HyperX.
Jak wspomniałem we wstępie, komplet peryferiów od jednego dostawcy ma swoje niewątpliwe zalety, zwłaszcza, gdy mówimy o urządzeniach podświetlanych diodami LED RGB. Korzystanie z tego samego programu sterującego ułatwia ich synchronizację, co miało spore znaczenie w moim przypadku. Prawdę powiedziawszy, nie jestem zwolennikiem typowo gamingowej, agresywnej estetyki. Wielu producentów daje swoim projektantom zbyt dużą swobodę, przez co na rynku roi się od urządzeń, które zamiast wyglądać jak sprzęt z najwyższej półki do zastosowań wymagających graczy, prezentują się jarmarcznie, wręcz odpustowo. W przypadku HyperX umiar, na szczęście, został zachowany. Wspominam o tym na samym początku, ponieważ urządzenia peryferyjne, spośród całego stanowiska gracza, przyciągają najwięcej uwagi. Dla mnie komputer to, przede wszystkim, narzędzie pracy, dlatego nie czułbym się zbyt komfortowo spędzając po kilka(naście) godzin dziennie patrząc na coś, co mnie po prostu brzydzi. Mając tą, fundamentalną jak dla mnie sprawę, wyjaśnioną, pora przejść do właściwego opisu otrzymanych urządzeń.
Unboxing i pierwsze wrażenia
Rozpakowanie produktów HyperX nie pozostawia właściwie żadnych odczuć. Opakowania, w których trafił do mnie testowany zestaw, zawierały, jak zwykle w tym przypadku, zdjęcie produktu oraz kilka podstawowych informacji o tym, co znaleźć można w środku. Nic specjalnego, ale też nic, co mogłoby już na starcie odrzucać. W pudełkach z klawiaturą, myszką i ładowarką nie znajdziemy nic ponadto, co wymagane jest do pracy na zakupionym sprzęcie, oczywiście za wyjątkiem podstawowej dokumentacji. Dobre pierwsze wrażenie potęguje fakt jakości wykonania poszczególnych podzespołów i wysoka dbałość o detale, czego przykładem może być kabel łączący klawiaturę z komputerem. Jest to przewód typu USB-C – USB-A, zabezpieczony przed ewentualnymi uszkodzeniami grubym oplotem. Jest naprawdę bardzo solidny.
Konfiguracja sprzętu nie sprawia większych trudności. Umożliwia ją oprogramowanie HyperX NGENUITY. Pierwsze uruchomienie wiąże się, najczęściej, z aktualizacją firmware urządzeń, tak też było w moim przypadku. Aktualizując myszkę należy jednak pamiętać, by na czas instalacji podłączyć ją przy pomocy kabla. Ja usiłowałem wykonać aktualizację bezprzewodowo, co poskutkowało zwróceniem błędu i brakiem możliwości ponownego sparowania gryzonia z pecetem. Udało się to zrobić dopiero po kilkukrotnym przywróceniu ustawień fabrycznych przy pomocy podłączenia kablowego. Następnie, już przewodowo, bez najmniejszych problemów zaktualizowałem myszkę i przełączyłem się na korzystanie bezprzewodowe.
Podsumowując, unboxing całkowicie neutralny, pierwsze wrażenia jak najbardziej na plus, idziemy dalej.
Dołączone oprogramowanie – HyperX NGENUITY
Pełne wykorzystanie możliwości klawiatury Alloy Origins oraz myszki Pulsefire Dart możliwe jest po instalacji oprogramowania HyperX NGENUITY. Można je pobrać ze sklepu Microsoft Store, bezpośrednio lub przez link odsyłający ze strony producenta. Zarówno w przypadku klawiatury jak i myszy oferuje najbardziej niezbędne, podstawowe funkcjonalności. Oprócz zarządzania pracą podświetlenia można zmienić przyporządkowanie poszczególnych klawiszy klawiatury, a w przypadku myszy – nadać określone funkcje przyciskom i ustawić preferowane poziomy czułości (zdefiniować można 3 poziomy, przełączane przy pomocy dedykowanego klawisza umieszczonego poniżej rolki przewijania.
Nie jest to nazbyt rozbudowane oprogramowanie, jednak pozostaje przejrzyste i zawiera wszystko to, co niezbędne do pracy. Oficjalne NGENUITY cały czas znajduje się w fazie beta, dlatego można się spodziewać, że w najbliższym czasie zyska kolejne funkcje.
Klawiatura – HyperX Alloy Origins
Zdecydowanie najciekawszym elementem otrzymanego zestawu jest klawiatura. Najciekawszym, ze względu na pionierskie zastosowanie autorskich przełączników HyperX – HyperX Red. Skoro mowa o przełącznikach, to znaczy, że mamy do czynienia z klawiaturą mechaniczną. Co ważniejsze, bardzo porządną klawiaturą mechaniczną. Urządzenie jest na tyle ciężkie, by zachowywać stałe miejsce na biurku podczas grania czy pisania, a jednocześnie na tyle kompaktowe, by ułatwić przenoszenie z miejsca na miejsce. Co prawda klawiatura została wyposażona w pełny blok numeryczny, jednak z uwagi na chęć zachowania przenośnego charakteru nie znajdziemy na niej żadnych dodatkowych przycisków programowalnych. Regulacja głośności, przełączanie trybów podświetlenia itp. odbywa się, niczym w laptopie, z wykorzystaniem klawisza Fn i przycisków od F1 do F12.
HyperX Alloy Origins prezentuje się bardzo minimalistycznie – nie ma tutaj właściwie żadnych dodatków wizualnych, nawet logo producenta zostało pozbawione podświetlenia. Wszystko w eleganckiej, matowej czerni, znad której wydostają się czerwone akcenty przełączników. Gamingowe, a skromne, czyli właśnie tak, jak lubię najbardziej.
Domyślnym podświetleniem klawiatury jest płynąca od lewej do prawej ręki gracza rzeka kolorów – prezentuje się widowiskowo, zwłaszcza w ciemniejszych pomieszczeniach, jednak na dłuższą metę może męczyć oczy. Na szczęście oprogramowanie oferuje wiele innych, znacznie bardziej dyskretnych efektów podświetlenia. Od jednego koloru po podświetlanie tylko tego klawisza, który właśnie został użyty. Diody świecą bardzo wyraźnie, a dostępna pięciostopniowa regulacja podświetlenia pomaga dostosować intensywność światła do warunków w pomieszczeniu.
Zanim przejdę do opisania wrażeń z używania jej do grania i pracy biurowej, kilka podstawowych danych technicznych:
Typ | klawiatura mechaniczna, przewodowa |
Wymiary | 442,5 x 132,5 x 36,39 mm, 1,075 kg |
Zastosowane przełączniki | HyperX Red o liniowej charakterystyce pracy |
Siła aktywacji | 45 g |
Skok klawisza | 1,8 mm |
Całkowity skok | 3,8 mm |
Żywotność | 80 milionów uderzeń |
Podświetlenie | RGB 16 mln kolorów |
Pozostałe | pełny anti-ghosting, tryb gry, tryb N-key |
Specyfikacja typowa jak dla tej klasy sprzętu, za wyjątkiem przełączników. Producent zdecydował się bowiem na zastosowanie autorskich przełączników mechanicznych HyperX Red o liniowej charakterystyce pracy. Do ich funkcjonowania nie mam żadnych zarzutów. Klawisze pracują z zauważalnym oporem a liniowa charakterystyka odczuwalna będzie w szczególności dla przesiadających się z klawiatury membranowej – komfort i pewność pisania jest tutaj nieporównywalna. Przyzwyczajenie się do nowego sprzętu zajęło mi nie więcej jak kilkadziesiąt minut, w dużej mierze dzięki dobremu wyprofilowaniu klawiszy – ułatwiającemu pisanie bez spoglądania na urządzenie do wprowadzania tekstu.
Jak obiecał producent, tak i uczynił. W grach nie występuje zjawisko ghostingu, dlatego bez obaw można grać na niej w tytuły, które mimo wszystko bardziej nadają się do obsługi przez pada (np. FIFA 20).
Na klawiaturze Alloy Origins pisze się bardzo przyjemnie, a grać można bez obaw o ghosting czy utrudnione trafianie w poszczególne przyciski – dosłownie chwila na przyzwyczajenie wystarcza do prowadzenia rozgrywek komfortowo.
Urządzenie ma również wady – i to dość istotne. Po pierwsze materiał, którym pokryta została wierzchnia strona obudowy, bardzo szybko zbiera kurz, a wysoko położone klawisze utrudniają czyszczenie. Po drugie, brakło miejsca na choćby jeden, dodatkowy klawisz, który można by, na przykład, wykorzystać do posługiwania się makrem. Po trzecie, mimo, że celem producenta było zachowanie jak najprostszego wzornictwa to, moim zdaniem, w pudełku powinno znaleźć się miejsce na dołączaną podkładkę pod nadgarstki. Po czwarte, autorskie przełączniki pracują dość głośno, nawet jak na normy klawiatur mechanicznych.
Reasumując – udana konstrukcja jednak w dalszym ciągu jest co poprawiać.
Mysz HyperX Pulsefire Dart
Kolejnym z testowanych elementów była mysz bezprzewodowa Pulsefire Dart. Podobnie jak klawiatura, wzornictwo zachowuje dyskretny minimalizm. Mysz jest jednolicie czarna, a monotonię przełamuje podświetlenie RGB scrolla oraz logotypu producenta. Oprócz trójki podstawowych przycisków znalazło się miejsce na dedykowany do zmiany w locie zdefiniowanych uprzednio czułości oraz dwa klawisze funkcyjne pod prawym kciukiem. Wyważenie mogę określić jako dobre. Mysz swoje waży, jednak z pewnością nie jest nazbyt ciężka. Jest za to wyprofilowana dla osób praworęcznych oraz dość duża, dlatego nie jest to sprzęt dla osób o drobnych dłoniach czy leworęcznych. Jeżeli z komputera, do którego będzie podłączona, będą korzystały dzieci, mogą odczuwać dyskomfort pracując z tak dużą myszką.
Specyfikacja techniczna prezentuje się następująco:
Wymiary | 124,8 x 43,6 x 73,9 mm |
Waga | 110 g |
Sposób ładowania | bezprzewodowe – Qi, przewodowe |
Czujnik | Pixart PMW3389 |
Przełączniki prawy i lewy | Omron |
Rozdzielczość | Do 16 000 DPI |
Tryby DPI | 800 / 1600 / 3200 DPI |
Przyspieszenie | 50G |
Poza solidnym sensorem i wytrzymałymi przełącznikami, w myszy znalazło się miejsce dla cewki do ładowania bezprzewodowego w standardzie Qi, co powoduje, że można ją ładować poprzez dostępną na rynku ładowarkę od MSI, nie rezygnując przy tym z ładowania innych urządzeń, jak telefony czy smart zegarki.
Z myszy korzystało mi się również bardzo dobrze. Klawisze główne mają przyjemny, wyczuwalny klik, a scroll daje zauważalny opór, co zapobiega przypadkowemu przewinięciu zawartości widzianej na ekranie. Do jej wad mogę zaliczyć to, że jest nieco zbyt duża i w sumie, jak za swoją cenę, poza ładowaniem bezprzewodowym, nie prezentuje niczego ciekawego. Ot, poprawna mysz dla gracza z możliwością ładowania Qi.
Stacja ChargePlay base
Sama stacja nie stanowi peryferium komputerowego sensu stricte – nie jest do niego nawet podłączona. Jest za to miłym elementem biurka, który komponuje się dobrze z obecnymi na nim klawiaturą i myszą. Stacja ma dwie cewki do ładowania bezprzewodowego, dlatego, by naładować telefon czy smart-zegarek, nie ma konieczności rezygnowania z ładowania myszy. Również jest minimalistycznie, a czerwony kolor sygnalizujący ładowanie, tylko dodaje jej szyku.
Ładowarkę należy traktować jednak jak miły dodatek, w żadnym wypadku nie jest jednak warta kwoty 299 złotych, którą oczekuje za nią producent. Moc ładowania to 15 W. Tylko w przypadku, gdy ładowane są dwa urządzenia na raz, mamy zatem do czynienia ze zwykłym, wolnym (choć nie najwolniejszym) ładowaniem. Mysz można ładować kablem, w końcu nie robi się tego aż tak często, a sama ładowarka do smartfona to koszt sześciokrotnie mniejszy. HyperX ChargePlay base po prostu jest, spełnia swoją funkcję, jednak w praktyce to całkowicie zbędny wydatek.
Czy warto?
Trudne pytanie. Niby nic specjalnego, niby bez szału, ale jednak wszystko jest. Zarówno klawiatura jak i mysz to bardzo solidne sprzęty, których wzornictwo pozwala trafiać także do gustu graczy, którzy cenią sobie dyskretny minimalizm nad krzykliwość gamingu. Jedno i drugie poprawne, choć mogłoby być lepsze, dlatego z pewnością za jakiś czas doczekamy się kolejnej generacji niedawno zaprezentowanych nowości.
Czy polecam? Klawiaturę i mysz – jak najbardziej tak, ładowarkę bezprzewodową – tylko w przypadku ciężkiego nadmiaru gotówki.