Czytnik InkBOOK Explore – duży ekran i Android na pokładzie (recenzja)

Czytnik książek elektronicznych jest od paru lat dla mnie urządzeniem absolutnie niezbędnym. Korzystam z niego praktycznie codziennie, a rozmiar mojej elektronicznej biblioteki niedługo zapewne zbliży się do tej klasycznej, zajmującej całą ścianę. Dlatego bardzo chętnie zgłosiłem się do recenzowania InkBooka Explore polskiej firmy Arta Tech, czytnika, który zdawał się oferować niespotykaną w innych urządzeniach uniwersalność. A jak wyszło w praktyce? Zapraszam do recenzji.

Z czym do książki

Czytnik zapakowany jest w proste acz eleganckie tekturowe opakowanie, zapewniające dobrą ochronę podczas transportu. W środku znalazł się czytnik, kabel USB, dokumentacja oraz, co było przyjemnym zaskoczeniem, porządnie wyglądające filcowe etui z wykończeniem ze sztucznej skóry.

Opakowanie – rysunek na nim przedstawia czytnik w rzeczywistym rozmiarze

Rzućmy zatem okiem na specyfikację:

  • ekran 7,8″ 1872 x 1404 (300 ppi) eINK Carta, z regulowaną barwą światła,
  • WiFi + Bluetooth do obsługi słuchawek,
  • procesor i.MX6SL,
  • pamięć operacyjna: 1 GiB RAM,
  • pamięć flash: 8 GB,
  • gniazdo karty SD,
  • system: Android 4.4.2,
  • waga: 242 g,
  • rozmiary: 192 x 140 x 9 mm.

Cena czytnika wynosi około 1000 zł.

Pierwszy kontakt z czytnikiem jest bardzo przyjemny

Czytnik ma całkowicie płaski ekran. Na każdym z boków są umieszczone po dwa fizyczne przyciski nawigacyjne (ich funkcje są zdublowane, dzięki temu tak samo wygodnie z czytnika może korzystać osoba lewo, jak i praworęczna), na dole znalazł się także pojemnościowy przycisk Home, służący do cofania się do poprzedniej funkcji oraz do ekranu początkowego. Na tylnej ściance znajdziemy także przycisk włączania / wybudzania urządzenia – wydaje mi się to lokalizacją niezbyt szczęśliwą, gdyż aby z niego skorzystać, wymagane jest podniesienie czytnika, co nie zawsze jest wygodne – lepsza byłaby chyba dolna krawędź, jednak tu znajdziemy tylko gniazdo na kartę microSD oraz gniazdo USB-C służące do transferu plików oraz ładowania.

Tylna ścianka – lekko profilowana, z widocznym przyciskiem zasilania

inkBOOK Explore jest bardzo porządnie wykonany, obudowa jest sztywna, nic się nie ugina, przyciski reagują pewnie, z wyraźnym (choć cichym) kliknięciem. Mimo niemałej wagi (242 g) dobrze leży w dłoni, a wykończenie tylnej ścianki praktycznie eliminuje możliwość przypadkowego wyślizgnięcia się z dłoni.

inkBOOK Exlpore w etui

Ekran

Jest to drugi czytnik z tak dużym ekranem, jaki mogłem dłużej testować (pierwszym był PocketBook InkPad 3). Wyświetlacz typu eINK Carta ma rozdzielczość 1872 x 1404 i gęstość 300 ppi, przy której praktycznie nie do zauważenia są nierównomierności na krawędziach liter. Dzięki podświetleniu realizowanemu przez kombinację diod LED o barwie pomarańczowo-żółtej i biało-niebieskiej można w dużym zakresie dostosować temperaturę światła do własnych potrzeb – niestety, brak tu zarówno możliwości ręcznego zaprogramowania zmian w zależności od pory dnia, jak i czujnika automatyzującego ten proces.

Regulacja podświetlenia

Samych diod jest prawdopodobnie 17 – 9 chłodnych i 8 ciepłych, jednak trudno to określić z całkowitą pewnością, gdyż dyfuzor znakomicie rozprasza ich światło i z najwyższym trudem można rozpoznać i policzyć źródła światła. Oczywistą zaletą z tym związaną jest doskonała równomierność podświetlenia na całej powierzchni ekranu. Szczerze mówiąc, ekran inkBOOKa Explore jest jednym z najlepszych, jakie widziałem w czytnikach.

Czytnik bywa znacznie wygodniejszy od papierowej książki

Ergonomia

Spora waga czytnika wymaga chwili przyzwyczajenia się, zwłaszcza dla osoby – jak ja – korzystającej na co dzień z mniejszego i lżejszego Kindle Paperwhite 4. Bez problemu jednak można znaleźć wygodny chwyt – inkBOOK jest odpowiednio wyważony, a ramka akurat tak szeroka (czy jak kto woli, wąska), żeby było na niej dość miejsca na palce. Boczne przyciski lądują wtedy wygodnie pod kciukiem i to niezależnie czy ma się dłonie duże, jak moje, czy też drobne, jak mojej żony. Taki rozkład okazał się znacznie bardziej udany niż przyciski umieszczone pod ekranem, jak w InkPadzie 3, gdzie zresztą pojawiały się problemy z ich działaniem. Tymczasem w InkBOOKu przyciski działają wręcz wzorowo – nie zdarzyło się przez cały okres testów, by wciśnięty nie został zarejestrowany lub został nieprawidłowo zinterpretowany.

Filcowe etui

Nieco gorzej pod względem ergonomii wypada przycisk Home – jest dotykowy i trudno czasem w niego trafić; na szczęście korzysta się z niego znacznie rzadziej niż z podstawowych i tak naprawdę trudno wskazać to jako wadę. Najwięcej moich wątpliwości budzi jednak lokalizacja przycisku wybudzania. Umieszczenie go z tyłu w lewym górnym rogu efektywnie usunęło go z zasięgu rąk, do tego nie sposób aktywować urządzenia, gdy leży na stole, bez jego podniesienia – tymczasem często zdarzało mi się odejść od czytnika podczas czytania na czas wystarczająco długi, by się uśpił. Oczywiście rozwiązaniem byłaby okładka z magnesem, której otwarcie aktywuje ekran (używam takiej z Kindle), jednak nie ma jej w zestawie i – co więcej –  w ogóle nie mam pewności, czy czytnik może być w taką wyposażony. Sumarycznie jednak ergonomię muszę ocenić pozytywnie – niedogodności nie są wielkie.

Czytnik wita użytkownika elegancką biblioteką

Oprogramowanie

Od strony systemowej obsługę urządzenia zapewnia system Android w dość niemłodej wersji 4.4.2. Pozbawiony jest on oczywiście wszelkiego bagażu usług Google, lecz zarazem Arta Tech obudowało go we własne, w tym w „sklep” z aplikacjami oraz możliwość zdalnej wysyłki książek na czytnik. Istnieje oczywiście także możliwość zainstalowania aplikacji spoza biblioteki udostępnionej przez producenta – akceptowane są standardowe pliki APK. Daje to niespotykaną uniwersalność – Arta Tech w tej chwili udostępnia możliwość zainstalowania programów do obsługi serwisów Legimi, EmpikGO, Publio a nawet… Kindle. Pierwszy kontakt mamy jednak przede wszystkim z InkReaderem, zintegrowanym z przepięknym programem startowym – biblioteką, prezentującą okładki aktualnie czytanej pozycji, ostatnio czytanych oraz ostatnio dodanych.

Dostęp do aplikacji dodatkowych odbywa się przez pozycję na dole programu startowego

Domyślny program InkBook Reader zainstalowany na urządzeniu obsługuje wszakże sam z siebie bogaty zestaw formatów, najpopularniejsze EPUB (i mniej w Polsce popularną odmianę z AdobeDRM), MOBI (bez DRM), PDF w wersji pełnoekranowej i z reflow, oraz rzadziej spotykane FB2, TXT i RTF. I spisuje się w sumie całkiem nieźle, choć trudno wskazać w nim bogactwo opcji – domyślnie dostępnych jest zaledwie 6 rozmiarów tekstu i 5 fontów, z których żadnego (poza bezszeryfowym Roboto, który nie nadaje się do dłuższych tekstów) nie uznałbym za ładny. Ten drugi brak jest łatwo naprawić, wgrywając fonty TTF lub OTF do umieszczonego w katalogu głównym podkatalogu Fonts – w ten sposób uzupełniłem pulę dostępnych krojów pisma o Bookerly, Literatę, Apolonię w wersji zwykłej i przeznaczonej specjalnie na czytniki wersji 500, Antykwę Taranczewskiego oraz Brygadę 1918. Najczęściej używam przy tym Bookerly lub Literata, gdyż na dłuższą metę najmniej męczą oczy podczas czytania.

Książka drukowana i ta sama książka w wersji elektronicznej

Ponieważ korzystam na co dzień z czytnika Kindle i przede wszystkim tam trzymam swoje archiwum, postanowiłem skorzystać z możliwości zainstalowania także oprogramowania Kindle. Decydując się na taki krok, trzeba mieć świadomość, że aplikacja ta jest przeznaczona dla telefonów i tabletów z Androidem, a nie dla czytników. Tym samym bogata warstwa wizualna stanowi bardzo mocne obciążenie dla inkBOOKa. Aplikacja uruchamia się bardzo ociężale, synchronizacja biblioteki trwa bardzo długo, a przełączenie się na następną stronę stanowi znaczny wysiłek dla czytnika odtwarzającego (całkowicie zbędną) animację przerzucanej strony. Książki z Kindle Store wyglądają znakomicie (żeby nie powiedzieć, że pięknie), jednak wydajność tego rozwiązania w praktyce uniemożliwia sensowne użytkowanie czytnika jako zamiennika Kindle.

Na ekranie aplikacja Kindle for Android i książka z Kindle Store

Znacznie więcej sensu mają pozostałe przetestowane aplikacje. W czasie użytkowania przeze mnie czytnika inkBOOKa Explore udostępniona została (najpierw dla testerów, lecz od kilku dni już dla wszystkich) aplikacja serwisu Publio, dająca dostęp do posiadanej tam biblioteki książek oraz (co być może istotniejsze) e-prasy. W gruncie rzeczy nie jest to czytnik, lecz program pobierający zakupione przez przeglądarkę i prenumerowane pozycje. Próba otworzenia czegokolwiek powoduje uruchomienie się wybranego przez użytkownika programu – może być to domyślny InkReader, lecz nie musi – ja wybrałem do tego aplikację Legimi.

Półka z książkami ;-)

Legimi wydaje się zresztą usługą najbardziej kojarzącą się z czytnikami inkBOOK – czytniki tej marki oferowane są przecież także razem z abonamentem, choć nie akurat nie dotyczy to testowanego modelu. Ponieważ jednak Explore także współpracuje z serwisem, a do testów otrzymałem 60-dniowy dostęp do usługi, oczywiście zapoznałem się z działaniem jej na czytniku. Aplikacja Legimi oferuje pełen dostęp do katalogu książek, zarówno dostępnych w ramach abonamentu, jak i tych do kupienia (wymaga to jednak włączenia widoczności tych wydawnictw). Do dyspozycji mamy podgląd katalogu z ofertą serwisu, swoją półkę, notatki i dostęp do naszych statystyk czytelniczych oraz oczywiście właściwy czytnik, który jest bardziej rozbudowany niż InkReader i oferuje znacznie większe możliwości dostosowania wyglądu strony do preferencji użytkownika, od wielkości tekstu począwszy, na lepszym podziale tekstu i paginacji skończywszy – prezentuje się to naprawdę dobrze.

Czytnik Legimi sporo potrafi jeśli chodzi o wyświetlanie tekstu

Osoby z duszą eksperymentatora mają oczywiście możliwość sprawdzenia innych aplikacji – Arta Tech udostępnia do pobrania także APKPure, który jest czymś w rodzaju nieoficjalnego zamiennika Google Play Store.

Nie wszystko złoto…

Czytając to, co napisałem powyżej, można byłoby ocenić, że mamy czytnik jeśli nawet nie doskonały, to w każdym razie bardzo dobry. Niestety doszedłem do momentu, w którym ta teoria zaczyna rozmijać się z praktyką. Wspominałem już przy okazji aplikacji Kindle o jej niezadowalającej wydajności. Niestety, problem ślamazarności dotyczy w mniejszym lub większym stopniu również całej reszty oprogramowania – najlepiej działa InkReader, który podczas czytania nie sprawiał większych problemów, lecz już podczas przełączania się między widokiem książki i biblioteką potrafił nie tylko się zamyślić, ale i wysypać z komunikatem o błędzie. Znacznie gorzej działa Legimi – przeglądanie katalogu oraz półki z własnymi pozycjami nie dość, że jest koszmarnie powolne, to z niewiadomych powodów nie można do tego użyć ekranu dotykowego i trzeba to robić klawiszami. Czytnik Legimi prezentuje tekst doskonałej jakości, lecz przejście do następnej strony potrafiło zająć i parę sekund, a zdarzały się i poważniejsze zacięcia, po których czytnik przy doczytywaniu kolejnych stron wyświetlał piękne okienko z obracającym się kółkiem jasno ukazującym wysiłek, jaki w to wnosił. Także i tu nie należało do rzadkości całkowite wysypanie się aplikacji.

Taki komunikat niestety będziemy bardzo często oglądać

Zresztą nie ma co się co rozdrabniać, gdyż na dobrą sprawę nie ma w inkBOOKu Explore chyba niczego, co działałoby szybko i bez błędów. Trzasnąć potrafi i klawiatura podczas wprowadzania hasła do WiFi. Przypadkiem skrajnym jest oczywiście aplikacja Kindle, która obciąża system w takim stopniu, że uruchamia się kilkadziesiąt sekund… jeśli się w ogóle uruchomiła. Trzeba jednak pamiętać, że akurat ten program w ogóle nie jest napisany z myślą o czytnikach, więc trudno do niego stosować tę samą miarę, co do Legimi czy InkReadera.

Boom

Problem stabilności wydaje się mieć źródło w decyzji o użyciu Androida jako systemu operacyjnego oraz w decyzjach sprzętowych. Android nigdy nie był łagodny dla hardware – już w czasach debiutu wersji KitKat 1 GiB RAM postrzegane było jako minimalna wartość umożliwiająca w miarę płynną pracę, a zalecania mówiły o 2 GiB. Było to jednak 5 lat temu i sporo się od tego czasu zmieniło – przede wszystkim wymagania sprzętowe oprogramowania. InkBOOK Explore ma również zbyt słaby w stosunku do potrzeb, jednordzeniowy procesor Freescale i.MX6SL, który zupełnie nie daje sobie rady z Androidem – byle telefon z niskiej półki ma dziś do dyspozycji 8 rdzeni. Najbliższy konkurent Explore, InkPad 3, ma wprawdzie CPU o tylko dwóch rdzeniach i taką samą ilość pamięci, lecz… nie ma Androida.  Skrojone znacznie lepiej oprogramowanie nie dało aż takiej uniwersalności, lecz okazało się znacznie mniejszym obciążeniem dla sprzętu.

Natomiast porównywanie wydajności inkBOOKa z Kindle (który pracuje przecież także w oparciu o układ i.MX6SL) w ogóle nie ma sensu – to jak kopanie bezbronnego dziecka.

Kindle

Ostatnią odsłoną tematu jest czas pracy na baterii. Producent deklaruje, że akumulator o pojemności 3000 mAh powinien wystarczyć na „tygodnie” pracy. Z braku dokładniejszych danych mogę tylko napisać, że w moim przypadku okazało się to zbytnim optymizmem – podczas testów inkBOOKa ładowałem przeciętnie co tydzień. Podobnie eksploatowany Kindle wytrzymywał dwukrotnie dłużej – w obu przypadkach zapewne dość mocno przekraczałem normę czytelniczą braną do wyliczania żywotności, jednak warto pamiętać, że Android także i tu ma swoją cenę.

Podsumowanie

Czytnik inkBOOK Explore wydaje mi się świetnym przykładem ilustrującym co się dzieje, kiedy księgowy wygrywa pojedynek z inżynierem. Doskonały ekran (podkreślam, bodaj najlepszy, z jakim miałem do czynienia), przyzwoite wykonanie, dobra ergonomia i uniwersalne oprogramowanie połączone zostały z całkowicie nieadekwatnym do potrzeb sercem i duszą (CPU i RAM), dając w efekcie kiepsko działającą całość. Moim największym problemem podczas testu było zmuszenie się do sięgnięcia po inkBOOKa, zamiast po papierową książkę lub Kindle. Pojedynkowałem się z czytnikiem o każdą kolejną stronę, czytanie przestało być przyjemnością, a stało się karą. Szczerze mówiąc, mam nadzieję, że producent szybko zdecyduje się wydać poprawioną wersję urządzenia, ze wzmocnionym wnętrzem. Obecnej wersji nie mogę niestety zarekomendować.

Czytnik InkBOOK Explore – duży ekran i Android na pokładzie (recenzja)
Wnioski
Ocena użytkownika0 głosów
0
Zalety
Doskonały ekran
Szeroki zakres regulacji koloru i jasności podświetlenia
Wygodnie umieszczone fizyczne przyciski służące do podstawowej obsługi czytnika
Dobra jakość wykonania
Uniwersalność oprogramowania – możliwość jednoczesnej współpracy z wieloma dostawcami treści
Możliwość prostego doinstalowania dodatkowych fontów
Możliwość odtwarzania audio za pomocą słuchawek bezprzewodowych
Etui w komplecie
Wady
Permanentna ślamazarność
Tragiczna stabilność oprogramowania
Skąpa pula dostępnych razem z czytnikiem fontów
Zbyt mały zakres regulacji wielkości znaków w systemowej aplikacji do obsługi ebooków
Stosunkowo krótki czas pracy na baterii
Całościowo potrafi zniechęcić do idei czytnika ebooków
Nieadekwatna cena
5
OCENA