Wydajność bez jęku wentylatora
Chwilę to trwało, zanim Microsoft wprowadził swoją pierwszą hybrydę z czterordzeniowym procesorem Intel Core 8. generacji. Odświeżone chipy Kaby Lake były już obecne na rynku od jakiegoś czasu, ale dzięki temu Microsoft nie sparzył się na ewentualnych problemach, jakie mogłyby wyniknąć z traktowania tabletów Surface Pro jako platformy testowej dla procesorów nowego typu. Co prawda Intel pokazał niedawno najnowsze układy o architekturze Whisky Lake, ale między 8. a 9. generacją nie ma tylu różnic, co między 7. a 8. W Surface Pro 6 znajdziemy więc dwa typy procesorów – Core i5-8250U oraz Core i7-8650U, i oba to Kaby Lake.
Maksymalna obsługiwana pamięć RAM kończy się na 16 GB i są to wciąż kości LPDDR3, które zwyczajowo występują w komputerach z niskonapięciowymi procesorami. Intel nie wrzucił jeszcze obsługi LPDD4 do żadnej konfiguracji z wyjątkiem komputerów opartych na ekonomicznych układach Intel Atom z linii Gemini Lake.
Kultura pracy Surface Pro 6 jest wysoka, również biorąc pod uwagę fakt, że ewentualne obciążenie nie jest sygnalizowane przez jakikolwiek wentylator. Począwszy od Surface Pro 2017, Microsoft zdecydował się na usunięcie wiatraczka z wersji z Intel Core i5, a testowany przeze mnie model kontynuuje tę krótką tradycję.
Wyniki benchmarków przeklejam Wam poniżej. Nie mam porównania z Surfacem Pro z 2017 roku, ale krótki rzut okiem na tabelki dotyczące wydajności tego modelu, każą sądzić, że o ile podczas typowej pracy różnica między nowym przedstawicielem tej linii nie jest znacząca, tak na przykład w testach wielu rdzeni mają już spore znaczenie. Dwa dodatkowe rdzenie i cztery wątki w Kaby Lake Refresh, wykazują już o 66% wyższą wydajność niż Core i7-7660U w ubiegłorocznym Surface Pro.
Nie da się tego odczuć podczas typowej pracy biurowej, ale takie zabawy jak utrzymywanie wiecznie otwartych kilkunastu kart w Chrome czy podstawowa obróbka zdjęć, nie robią na Surface Pro 6 większego wrażenia. Swobodnie zmontujemy na nim film w Full HD, choć trzeba zaznaczyć, że dwunastocalowy ekran, niezależnie od producenta sprzętu, nie jest najbardziej szczęśliwym z wyborów, jeśli chodzi o takie precyzyjne zadania.
Podobnie jak w swoim poprzedniku, w Surface Pro 6 znajdziemy dysk SSD BGA, co oznacza, że jest bezpośrednio przylutowany do płyty głównej. Oszczędza to miejsce, a także kilka gramów wagi w porównaniu z wersjami z dyskami M.2. Jednostka 256 GB zintegrowana w egzemplarzu testowym nie wybijała się specjalnie w wartościach odczytu/zapisu, co możecie zobaczyć w wynikach CrystalDisk Mark. To dysk od Samsunga, ale z tego, co mi wiadomo, przynajmniej w wersji z 256 GB, montowane są także podzespoły innego producenta.
Grafika
Zarówno wersje z procesorami Core i5, jak i Core i7, wyposażone są w zintegrowany układ graficzny Intel UHD 620. Niby jest to krok w tył względem grafiki Intel Iris, oferowanej razem z Surface Pro 2017 w edycji z Core i7, ale możliwości samego układu to jedno, a ich wykorzystanie z innym typem procesora to drugie. Dodatkowe jednostki wykonawcze i eDRAM były przydatne, ale – jak donoszą inne redakcje – na przykład w grze DOTA 2, Surface Pro 6 mimo słabszej grafiki, radzi sobie lepiej w rozdzielczości 1920×1080 niż tak wyczekiwany przez niektórych Intel Iris. W tym wypadku najsłabszym ogniwem w Surface Pro 2017 okazywał się procesor, który po prostu nie pozwalał grafice pokazać wszystkiego, na co ją było stać.
Wyniki z 3DMarka, dotyczące testowanej wersji z Core i5, macie poniżej.
Jak hybryda Microsoftu radzi sobie z nowszymi grami?
- Battlefield 1 – w miarę stałe 30 kl./s w najniższej rozdzielczości 1024 x 768 pikseli
- Mass Effect Andromenda – rzadko kiedy osiąga 30 kl./s, nawet przy najniższej rozdzielczości, nieustanne „chrupanie”, zero przyjemności z rozgrywki
Po godzinie takiej gry pozostaje nam jeszcze 60% baterii, także spokojnie można liczyć na półtoragodzinne sesje. Ogólnie Intel HD UHD 620 nie boi się trochę starszych gier, także jeśli głównym przeznaczeniem hybrydy będzie praca biurowa, ale będziemy chcieli zapoznać się z kilkuletnimi klasykami, nie powinno być z tym problemu. DIRT 2, po odpowiednim dostosowaniu ustawień, działał bardzo przyjemnie.
Bateria lepsza niż w starszych modelach
Ucieszyła mnie wieść, że pod względem baterii, nowe Surface’y Pro kontynuują dobrą passę swoich poprzedników, którzy poprzeczkę wytrzymałości baterii zawiesiły nieco wyżej. Pod tym względem nie ma żadnego objawienia – Surface Pro 6 trzyma ten sam, dobry poziom. Oczywiście odstaje on od obietnic producenta, do czego podczas testowania sprzętów w typowych warunkach użytkowania zdążyłem się już przyzwyczaić.
Różne, acz powtarzalne scenariusze użycia i czasy działania przedstawiały się więc u mnie następująco:
- 6 h (jasność 50%, ciągłe przeglądanie Web + Spotify)
- 5,5 h (jasność 75%, 1h 45 min Skype, ciągłe przeglądanie Web)
- 7 h (przeglądanie Web, z czego 3 godziny samego odtwarzania Spotify)
- 5,5 h (1 h gry + 2,5 h przeglądania stron WWW + 2 h YouTube)
Na „jednej baterii” bezstresowo obejrzymy sobie film trwający dwie godziny, wymagający ciągłego zasysania danych ze streamingu z serwisu VoD. Energii nie powinno zabraknąć nawet na obejrzenie scen końcowych w większości produkcji Marvela. Inaczej rzecz się ma z odtwarzaniem wideo stacjonarnie. W takim trybie można wycisnąć z baterii ostatnie soki, nadrabiając zaległości kinowe przez bite 13 godzin. Jednak w dobie Netfliksa i mu podobnych, niewiele osób decyduje się na taki tryb działania.
Zastanawia mnie, jak przy akumulatorze Surfece Pro 6 ktoś mógł dobić do 9 godzin działania przy realnej pracy, ale zakładam, że jest to możliwe podczas przebywana offline, bez łączenia się z internetem i obciążania procesora oraz pamięci poważniejszymi obliczeniami. W trybie pracy obejmującym ciągłe operowanie na kilkunastu odświeżających się zakładkach w Chrome taki wynik jest nie do osiągnięcia. Trzeba by spróbować pracy na Edge (który jest podobno lepiej zoptymalizowany pod względem wydajności energetycznej) i/lub zrezygnować silniejszego podświetlenia ekranu, które osobiście lubię.
Ogólnie rzecz biorąc jednak, średnie czasy pracy Surface’a Pro 6 na tle Surface Pro 4 są znakomite (głównie dzięki różnicy pojemności baterii – 39 Wh kontra 45 Wh), i nieco lepsze niż w Surface Pro 2017. Jeśli więc komuś odpowiadały one w tamtych urządzeniach, to i na ubiegłorocznym modelu się nie zawiedzie. 45 Wh to wciąż znacznie mniej niż w typowym ultrabooku (gdzie zwyczajowo lądują baterie 60 Wh), ale na tle poprzedników, możemy mówić o Surface Pro o najlepszym czasie działania w historii serii.
Czas ładowania baterii to nieco więcej niż 2,5 godziny. Warto nadmienić, że do pudełka z Surface Pro 6 dodawany jest praktyczny adapter, który ma w sobie pełnowymiarowe gniazdo USB. Przydaje się do doładowania telefonu lub powerbanku.
Nieźle się łączy i dobrze brzmi
Nie mogę w żaden sposób narzekać na jakość połączeń Wi-Fi czy Bluetooth w hybrydzie Microsoftu. Odnotowuję jednak, że producent od dłuższego czasu korzysta z anten Marvell AVASTAR Surface’ach Pro, które odstają możliwościami od sprzętowych systemów łączności bezprzewodowej, corocznie przecież aktualizowanych przez Intela.
Głośniki w urządzeniu 2 w 1 skierowane są do przodu i kompletnie nie wyróżniają się z czarnych ramek ekranu, w których są osadzone. Niczego tu nie zmieniono od czasu Surface’a Pro 2017 – to wciąż te same 1,6-watowe emitery dźwięku, wspierane przez system Dolby Audio Premium. Wydają się być całkowicie wystarczające do zadań, które zwykle powierzamy tabletom. Da się swobodnie pozostawić hybrydę w jednym pomieszczeniu, puścić muzykę, i wyjść do drugiego, a wciąż będziemy wiedzieć, „co jest grane”. Przy prawie 75 decybelach opuszczających maskownice głośników można się było tego spodziewać. Siedząc przed ekranem komputera, maksymalna głośność zapewni nam stały dopływ około 50 decybeli. To w zupełności wystarczy, by obejrzeć film czy przeglądać YouTube’a. W razie czego, zawsze można skorzystać z ulubionych słuchawek.
Port słuchawkowy w takiej sytuacji jest nieoceniony. Nie gra jakoś ponadprzeciętnie głośno i czysto, ale doceniam jego obecność i zadowalającą jakość przekazywanego dźwięku.
Podsumowanie
Bezsprzecznie mamy do czynienia z najlepszym Surface Pro w historii Microsoftu. To w mojej opinii jednocześnie najbardziej kompletnie urządzenie 2 w 1, jakie obecnie można dostać na rynku, jakością i możliwościami ustępujące jedynie Surface Bookowi. Nie oznacza to jednak, że nie ma żadnych niedociągnięć i że oto premiera Surface’a Pro 6 była najlepszym, co mogło się przydarzyć technologicznemu światu w ubiegłym roku. Microsoft dozuje nowości w tej linii bardzo oszczędnie. Na tyle oszczędnie, że nie dostaliśmy urządzenia z USB typu C, co uważam za pomyłkę.
W konsekwencji, zamiast portu nowej generacji, dostajemy Mini DisplayPort, co trudno w jakiś logiczny sposób wytłumaczyć. Innymi pomniejszymi rzeczami, których można by się na siłę czepiać, jest zastosowanie nieco leciwego już modułu Wi-Fi, który po raz pierwszy został zamontowany w Surface Pro 3 czy też obudowa, która w kolorze czarnym, niestety, ale będzie zbierać widoczne rysy.
Gdyby nie nowy procesor Intela 8. generacji, zmiany w serii można by uznać za kosmetyczne. W efekcie, osoba, która obecnie jest w posiadaniu Surface’a Pro 2017, nie za bardzo poczuje potrzebę zaopatrywania się w nowy model. Inaczej rzecz się ma z tymi, którzy chcieliby upgrade’ować swój sprzęt z któregoś ze starszych modeli. Pewien skok wydajności, i przede wszystkim różnica w czasie działania, powinna być widoczna już wobec Surface Pro 4, nie wspominając o Surface Pro 3. Siła cech pozytywnych jest przejmująco wielka, bo mamy tu przecież sprzęt z bardzo dobrym ekranem, nienaganną konstrukcją i o kapitalnej wręcz kulturze pracy, którą zawdzięczamy brakiem aktywnego systemu chłodzącego.
Microsoft przyzwyczaił nas już jednak do tego, że za urządzenie klasy premium każe sobie płacić jak za… urządzenie klasy premium. I tak, za podstawową wersję Surface Pro 6 ze 128 GB pamięci wewnętrznej przyjdzie nam zapłacić 4499 zł. Ale trzeba do tego doliczyć klawiaturę Type Cover, bez której – jak dla mnie – posiadanie Surface Pro ma niewielki sens. A taka kosztuje przynajmniej 535 zł. W ten sposób koszt laptopa wzrasta do 5034 zł. Chcąc zabawić się piórem Surface Pen, musimy przygotować się na prawie 400 zł odpływu gotówki. Ze łzami w oczach będziemy mogli wybrać sobie jego kolor.
Nie zrozumcie mnie źle – to dużo. I wciąż uważam, że Surface’y Pro powinny być od początku sprzedawane wraz z klawiaturą. Jednak gdybym dysponował wystarczająco zasobnym portfelem, nie zawahałbym się wydać pieniędzy na Surface Pro 6. W komplecie z klawiaturą i rysikiem, ten sprzęt jest po prostu nie do pobicia.
Spis treści:
1. Wzornictwo i jakość wykonania. Ekran. Akcesoria.
2. Wydajność. Grafika. Bateria. Łączność i multimedia. Podsumowanie