Bardzo żałuję, że nie miałem okazji rok temu zrecenzować Far Cry 5 – gdybym to zrobił, mógłbym podejść do recenzji tegorocznej odsłony w podobny sposób jak Ubisoft podszedł do jej produkcji. Czyli skopiować 80% zawartości z poprzednika, a pozostałą część lekko zmodyfikować.
Nie ma co się oszukiwać, już od pierwszych zapowiedzi New Dawn wiadomym było, czego można się spodziewać. Odtwórczej gry na bazie zeszłorocznej produkcji, która ma na celu jak najniższym kosztem zarobić jeszcze trochę pieniędzy na popularności ciepło przyjętej piątej części serii. I tak niespełna w rok Ubisoft przeszedł samego siebie i zrobił nam powtórkę Far Cry 5 w nowych kolorkach.
Far Cry Primal był przeciętny, niby było to coś świeżego w swojej prehistorycznej stylistyce, ale gra była jednak zbyt odtwórcza, by nazwać ją pełnoprawnym samodzielnym produktem. I podobnie jest z New Dawn, z tym, że tutaj mamy jeszcze od cholery mikropłatności i zmarnowanego potencjału świata postapo, co bije po oczach niczym ten róż wylewający się z ekranu.
Interesująca fabuła? A komu to potrzebne?
Historia opowiedziana w New Dawn dzieje się 17 lat po zakończeniu piątej części serii, gdzie nastąpiła nuklearna zagłada. I cóż, fabularnie ma sens osadzenia akcji powtórnie w znanym nam już Hope County. Szkoda tylko, że nie stoi za tym żadna dobra historia, ba, śmiem się nawet pokusić o stwierdzenie, że Far Cry New Dawn ma najgorszą fabułę z całej serii, a bądźmy szczerzy — poprzednicy nie zawiesili szczególnie wysoko poprzeczki. Wyjątkowo słabo wypadają tutaj też postacie, dosłownie ani jeden z prezentowanych tu bohaterów nie przypadł mi do gustu, a para głównych antagonistek jest wyjątkowo „miałka”.
Gra ma dwa główne wątki fabularne. Pierwszym z nich jest dobrze znany z piątej części wątek kultu Josepha Seeda, zaś drugim jest to nowa historia sióstr Mickey i Lou. Gdybyście mi kazali wybrać, który wątek jest ciekawszy, to odpowiedziałbym, że żaden i lepiej zagrać w Metro Exodus. Żeby nie było — w Far Cry 5 fabuła też nie była jakaś rewelacyjna, ale śledziło się ją z zainteresowaniem, a antagonista potrafił zaciekawić. Niestety, kontynuacja nie potrafiła tego jakoś ciekawie rozwinąć i leży na każdej możliwej płaszczyźnie.
Ctrl+C i Ctrl+V
No ale przecież w serii Far Cry to nie fabuła gra pierwsze skrzypce a rozgrywka. I tutaj najnowsza część, tak samo zresztą, jak jego poprzednicy nie zawodzi — z tym, że ile można klepać non stop ten sam schemat? Seria Assassin’s Creed pokazuje nam, że całkiem długo. Sam po Far Cry 3, Blood Dragon, 4, Primal i 5 mam kompletnie dość tego stylu rozgrywki i uważam, że przydałoby się odświeżenie formuły serii, a nie odcinanie kuponów kopiując wszystko od deski do deski z poprzedników. I ja wiem, że są zwolennicy tego typu gameplay’u, ale patrząc na opinie w sieci raczej już większość graczy ma dość tej monotonni i oczekuje czegoś świeżego.
Przed premierą New Dawn wydawało mi się, że ratunkiem od monotonni serii może być osadzenie nowej gry w postapokaliptycznej rzeczywistości, wiecie – niby to samo, ale jednak w zniszczonym świecie z kilkoma nowymi małymi mechanikami. Może jakieś maski gazowe, niebezpieczne popromienne mutanty w nocy czy inne tego typu wyróżniki, które pomogłyby urozmaicić rozgrywkę i odróżnić ją od „piątki”. W Primalu zmiana czasów na prehistoryczne jako tako działa, więc może i tutaj zmiana realiów się sprawdziła? Już śpieszę z odpowiedzią – nie, bo jest mało widoczna. W gruncie rzeczy przez większość czasu w Far Cry New Dawn nawet się nie odczuwa tego, że jest to gra osadzona w postapokaliptycznej wizji świata.
I mi nie chodzi o to, że nie jest tu tak smutno i szaro buro jak w uniwersum Metro czy Stalkerze, bo kolorowa stylistyka z New Dawn też do mnie przemawia i pokazuje inne ciekawe podejście do tej tematyki. Tyle że nie czuć, żeby w świecie gry odbyła się jakaś wielka zagłada, nie widać jakichś dużych ograniczeń czy konsekwencji wynikających z wojny nuklearnej. Dostępny arsenał broni pozostał dokładnie taki sam (tyle że wygląda na zrobiony prowizorycznie), a amunicji wokół jest mnóstwo zarówno ze skrzyń, jak i poległych wrogów. Dodano tylko broń z wyrzutnią pił, ale nie sprowadza się to do niczego nowego. Piły, pomimo tego, że przechodzą przez wrogów czy odbijają się od otoczenia, nie prowadzą do jakiejś drobnej destrukcji czy pozbawiania oponentów kończyn.
Skupienie się na craftingu, a nie na handlu też niczego nie zmieniło. Codzienne życie mieszkańców i ich nawyki praktycznie w ogóle się nie różnią od tych sprzed zagłady – ten aspekt gry wygląda praktycznie tak samo, jak Far Cry 5. Niby widać, że świat jest zniszczony, ale tylko wizualnie, cała reszta działa po staremu. Nie daje to poczucia autentyczności tego świata i jest ogromną wadą tej produkcji. Wracając do rozgrywki – tak jak już wspominałem, jest bardzo bliźniacza zestawiając ją do piątej części.
Strzelamy niestety jednak nadal do jednych z największych kretynów wśród sztucznej inteligencji, jakich możemy obecnie spotkać w grach komputerowych. Czasami wydaje mi się, że programiści nie dopisali nawet linijki nowego kodu, jeśli chodzi o przeciwników od czasu Far Cry 3 – a i tam wrogowie nie byli szczególnie bystrzy jak na owe czasy. Konstrukcja głównych zadań fabularnych jest całkiem różnorodna (w szczególności zaskakująco dobre zagadki środowiskowe), a pobocznych aktywności jest sporo. Podróżując po Hope County co rusz natrafiamy na jakieś wydarzenia jak przejmowanie zakładników, zdobywanie posterunków, polowanie na unikatowe zwierzęta, pościgi i wiele więcej.
Reasumując – więcej tego samego, co wcześniej, ale jednak jest to podane w bardziej rozsądnej ilości. Poprzednia odsłona trochę mnie przytłaczała mnogością niektórych aktywności, tutaj tego nie odczuwałem. Jest to też kwestia zmniejszenia mapy, co uważam za dobry ruch ze strony twórców. Do tego dochodzi też rozbudowa naszej głównej bazy, ulepszenia ekwipunku głównego bohatera czy zdobywanie nowych umiejętności i modeli uzbrojenia. Ubisoftowy sprawdzony, ale jednak już dość nudny standard.
Mikropłatności i niezniszczalne pantery
Ogromnym błędem są wszędobylskie mikropłatności, przez które ciągle czułem się jak w jakiejś grze free to play na smartfonie. Aż dziwne, że co 15 min nie wyskakuje okienko pop-up z możliwością obejrzenia 30-sekundowej reklamy w zamian za 50 baryłek etanolu. Gra wymusza na nas w niektórych momentach całkiem spory grind a przy okazji podsuwa alternatywne rozwiązanie, którym jest wydanie prawdziwej gotówki na ulepszenia i inne wspomagacze. Najdroższa opcja zakupu specjalnych punktów, za które możemy zaopatrzyć się w wiele ułatwień, grubo przewyższa cenę gry.
Największą (o ile nie jedyną znaczącą) zmianą gameplayową względem Far Cry 5 jest to, że każda broń i przeciwnik mają teraz swoje poziomy (oznaczone specjalnymi kolorami jak w grach MMO). I gdy zaczniemy strzelać na przykład do legendarnej pantery, która ma 3 poziom z broni maszynowej, która ma tylko 1 poziom to… możemy oddać nawet 200 pocisków w stronę zwierzęcia, a to nic sobie z tego nie zrobi. Wygląda to komicznie, jest irytujące i wpływa negatywnie na balans gry. Są lepsze sposoby na skalowanie takich mechanik, niż tylko bezmyślne zwiększanie punktów zdrowia czy obrażeń.
Piękna ta postapokaliptyczna wizja świata
Przejdźmy dla urozmaicenia do tego, do czego nie mam żadnych zastrzeżeń, czyli oprawy audiowizualnej. Jest pięknie, miejscami wręcz zatrzymywałem się i podziwiałem wirtualny świat, wszystko jest kolorowe, flora i fauna jest bogata w szczegóły, lokacje zostały odpowiednio zmodyfikowane, a gwieździste niebo z zorzą polarną wygląda prześlicznie. W większości gier całkowicie nie zwracam uwagi na to, że jest do nich zaimplementowany tryb fotograficzny, ale w New Dawn często z niego korzystałem. Graficy podołali i zaserwowali miejscami prawdziwą ucztę dla oka. W dodatku optymalizacja też stoi na wysokim poziomie. Dźwięki czy muzyka zostały dobrze dobrane i nieźle współpracują z tym, co widzimy na ekranie. Tutaj nie mam się do czego przyczepić.
Podsumowując… jest to całkiem niezła gra
Pomimo tego, że jestem tak krytyczny wobec recenzowanego dziś produktu, to muszę na koniec zaznaczyć, że recenzja jest pisana z perspektywy gracza, który zna i spędził z serią Far Cry trochę czasu. Stąd taka niska ocena. Bo gdyby spojrzeć na New Dawn z perspektywy osoby, która nie grała w poprzednie części… to pomimo kilku wad, takich jak durna sztuczna inteligencja, miałka fabuła czy słabe wykorzystanie potencjału postapo, to jest to całkiem niezła gra, przy której można się dobrze bawić. Niestety z punktu widzenia całej serii jest to część odtwórcza i sporo gorsza od poprzedników.
I to jest też ten problem. Trudno mi polecić Far Cry New Dawn fanom serii, bo ci nawet najwytrwalsi będą już znudzeni po tylu tak bardzo podobnych do siebie odsłonach i tak krótkiej przerwie od poprzedniej części. Z drugiej strony barykady są osoby, które nie są na bieżąco z serią Far Cry, ale one za podobne pieniądze (a nawet mniejsze) mogą kupić większą pod względem zawartości i dużo lepszą fabularnie zeszłoroczną piątą część, przy której z pewnością będą się dużo lepiej bawić. Albo nawet czwartą, którą można kupić za kilka dyszek.
Cóż, ale jeśli nie macie dosyć rozgrywki znanej z serii Far Cry i chcecie więcej lub po prostu nie graliście w poprzednie części… to możecie dodać do oceny końcowej mojej recenzji dwa a może i nawet 3 punkty i jest duża szansa, że będziecie się dobrze bawić.