Apollo 17, ostatnia załogowa misja księżycowa, miała miejsce w grudniu 1972 roku. Przez okres ostatnich 46 lat różne państwa wysyłały na Srebrny Glob mniejsze lub większe misje, w których najczęściej udział brał tradycyjny orbiter, czyli sonda pozostająca na orbicie. Plany misji załogowych, choć cały czas gdzieś się przewijały, nigdy nie zostały zrealizowane. Sytuacja jednak zaczyna się zmieniać, głównie za sprawą prywatnych przedsiębiorstw.
Pierwsze lądowanie na Księżycu było częścią kosmicznego wyścigu zbrojeń pomiędzy USA i ZSRR w czasach zimnej wojny. Nikomu nie chodziło o korzyści naukowe – liczyło się przede wszystkim pokazanie przewagi nad drugą stroną konfliktu. ZSRR uzyskał taką przewagę, gdy jako pierwszy wystrzelił na orbitę satelitę, czyli Sputnika 1. Później poprawił swoją pozycję poprzez wysłanie na orbitę pierwszego człowieka – Jurija Gagarina. Ten wyścig ostatecznie wygrały jednak Stany Zjednoczone, kiedy sukcesem zakończyła się misja Apollo 11, podczas której Neil Armstrong wypowiedział słynne „to mały krok dla człowieka, ale wielki skok dla ludzkości”.
No i właśnie; ten wielki skok okazał się jednym z ostatnich takich skoków. Załoga Apollo 11 stanęła na Księżycu w lipcu 1969 roku, ale program kontynuowany był zaledwie przez trzy i pół roku. Powody, dla których zrezygnowano z misji załogowych, są najróżniejsze, ale przede wszystkim chodzi o pieniądze. Największa i najmocniejsza rakieta, jaką dysponowały agencje kosmiczne, nie została wycofana z użytku bez powodu. Saturn V, bo o nim mowa, nie szedł na żadne kompromisy – miał po prostu spełnić swoje zadanie. Ponadto same misje przynosiły korzyści niewspółmierne do zainwestowanych w nie środków.
Tymczasem obecnie sytuacja mocno się zmienia, przede wszystkim za sprawą rozwoju, zarówno tego technologicznego, jak i czysto naukowego. To oczywiste, że mamy coraz lepsze rakiety i coraz lepsze komputery, a co za tym idzie, coraz większe możliwości prowadzenia badań. Nieco mniej oczywiste, ale równie istotne, jest to, że o Wszechświecie wiemy coraz więcej, natomiast często ta wiedza rodzi dodatkowe pytania. Przykład pierwszy z brzegu – dokładniejsze poznanie Księżyca może przynieść odpowiedzi na pytania dotyczące powstania Układu Słonecznego. Nie wprost, nie bezpośrednio, ale przy tak niejasnych sprawach każda dodatkowa poszlaka może być na wagę złota. Z tych powodów misje księżycowe zaczynają wracać do łask i to na jeszcze większą skalę niż kiedykolwiek wcześniej.
Orbiter, lądownik, łazik, a może stacja badawcza?
Na początek można zadać sobie pytanie – po co nam ten Księżyc? Standardowymi przyczynami są aspekty badawcze i eksploracyjne – chcemy wiedzieć więcej, chcemy poznać nasze otoczenie jak najlepiej, a nikt nie ma wątpliwości, że Księżyca tak naprawdę nie znamy. Wysłane sondy pozwoliły nam poznać topografię naszego naturalnego satelity, natomiast brakuje nam tutaj większej ilości bezpośrednich badań. Pomóc może wysłanie w teren większej liczby lądowników i łazików wyposażonych w różnorakie czujniki.
Jednakże teren to nie wszystko – znacznie ciekawsze są inne aspekty badawcze. Agencje kosmiczne przeprowadzały wiele doświadczeń związanych z mikrograwitacją i jej wpływem na żywe organizmy, natomiast warunki na Międzynarodowej Stacji Kosmicznej są dość ekstremalne. Wiemy, że długotrwałe przebywanie w stanie nieważkości niezbyt dobrze działa na ludzki organizm, ale nie wiemy, jak na taki organizm działa grawitacja słabsza, ale nie zerowa. Ma to olbrzymie znaczenie w przypadku przyszłych misji na Marsa; grawitacja tam jest ponad dwa razy słabsza niż na Ziemi, a na Księżycu jest około sześciokrotnie słabsza niż ziemska. Przyszłym kolonistom na pewno przydałaby się wiedza na temat tego, jak dłuższy pobyt na Srebrnym Globie wpłynąłby na ich własne organizmy.
Ale zejdźmy trochę na ziemię. Znaczy, nie dosłownie, bo wciąż mówimy o Księżycu, ale spójrzmy jeszcze na inne aspekty, bowiem plany kolonizacji Marsa należą, póki co, do bardziej odległej przyszłości. To, co nasz naturalny satelita mógłby ofiarować nam już teraz, to woda. A ściślej mówiąc ogromne połacie lodu odkrytego w 2009 na biegunie północnym – szacuje się, że znajduje się go tam co najmniej 600 milionów ton. Ktoś może zapytać – ale po co nam woda, przecież na Ziemi mamy dużo wody. To prawda, ale nie zapominajmy, że woda składa się z tlenu i wodoru. Ten pierwszy wykorzystywany jest powszechnie jako utleniacz w rakietach napędzanych kerozyną (czyli paliwem lotniczym), zaś ten drugi może być bardzo przydatny, jeśli zechcemy nasze rakiety napędzać metanem. Ma on lepsze właściwości, a firmy takie, jak SpaceX i Blue Origin już od jakiegoś czasu pracują nad silnikami napędzanymi właśnie nim.
Tylko tak właściwie, po co nam to paliwo? Cóż, ze względu na słabszą grawitację Księżyc jest idealnym miejscem, z którego mogłyby startować misje do dalszych zakątków Układu Słonecznego. Podczas startu z powierzchni Ziemi zdecydowana większość paliwa wykorzystywana jest na wyrwanie się z ziemskiej grawitacji. Budowa takiego księżycowego kosmodromu nie tylko zwiększyłaby nasze możliwości, ale sama w sobie stanowiłaby pretekst do wyrwania się z Ziemi. Jak kosmodrom, to i jakaś baza. Jak baza, to może pierwsze osiedle kolonistów. Jak osiedle kolonistów, to może rolnicze habitaty. Realizacja każdej kolejnej części napędzałaby rozwój technologiczny i niejako zmuszałaby nas do pokonywania kolejnych przeszkód. Dokładnie tak samo, jak zimna wojna zmusiła USA do lądowania na Srebrnym Globie.
Przyszła dekada zapowiada się ciekawie
Nadszedł czas, by porzucić ogólne myśli i skupić się na konkretnych planach. W ostatnich dniach sieć obiegły informacje o dwóch przedsięwzięciach. Świadkiem pierwszego będziemy już pod koniec tego roku – w grudniu rakieta Falcon 9 wyniesie na Księżyc lądownik SpaceIL. SpaceIL to izraelska organizacja non-profit, która początkowo rywalizowała w konkursie Google Lunar X Prize o nagrodę przyznawaną za opracowanie najlepszych pomysłów taniej i zautomatyzowanej eksploracji kosmosu. Choć sam konkurs nie doczekał się rozstrzygnięcia, SpaceIL we współpracy z IAI (Israel Aerospace Industries) 10 lipca ogłosili, że misja mimo wszystko dojdzie do skutku. Próba lądowania na Srebrnym Globie ma odbyć się 13 lutego 2019 i, co najważniejsze, ma być całkowicie zautomatyzowana. Jeśli zakończy się powodzeniem, to Izrael zostanie czwartym krajem, obok Rosji, USA i Chin, który wylądował pojazdem na Księżycu.
Znacznie ciekawiej przedstawiają się plany Blue Origin, czyli przedsiębiorstwa szefa Amazonu, Jeffa Bezosa. W marcu ubiegłego roku Bezos po raz pierwszy ogłosił światu ambicje wybudowania na Księżycu niewielkiej kolonii. Początkowo jako termin realizacji zakładano połowę roku 2020, natomiast obecnie firma mówi o roku 2023. Przede wszystkim Blue Origin chce dostarczyć na naszego naturalnego satelitę odpowiedni sprzęt. Bezos wytykał, że jedyne, co po sobie pozostawili uczestnicy misji Apollo, to flagi oraz ślady stóp, choć w sumie zostawili też LRV, czyli księżycowy pojazd. Sens jest jednak taki, by nie lecieć na Księżyc bez powodu; obecność zapasów, sprzętu, czy nawet gotowych modułów mieszkalnych, może być zachętą do szybszego uruchomienia potencjalnej księżycowej kolonii.
Podobne plany przedstawił jakiś czas temu Elon Musk, założyciel SpaceX, aczkolwiek w jego przypadku głównym celem cały czas pozostaje Mars. Księżyc mógłby przydać się głównie jako przystanek, ale tak naprawdę każdy powód jest dobry. Rządowe agencje kosmiczne również nie próżnują – NASA bardzo chętnie współpracuje z sektorem prywatnym i niewątpliwie dorzuciłaby coś od siebie, gdyby takowe misje miały dojść do skutku. Roskosmos do 2037 roku chce zakończyć program Luna-Glob, który zakłada stworzenie w pełni zautomatyzowanej bazy księżycowej. W jej skład miałyby wchodzić elementy takie jak elektrownia słoneczna, stacja telekomunikacyjna, stacja technologiczna i naukowa, lądowisko oraz strefa startowa. Na wyposażeniu bazy miałby znaleźć się łazik dalekiego zasięgu. Podobne plany opracowują inne agencje – JAXA (japońska) oraz CNSA (chińska). Wszystkie planują rozpocząć konkretne działania około roku 2020, więc jeśli budżet pozwoli (bo wszystkie opóźnienia wynikają z finansów), to w następnych latach powinniśmy być świadkami kolejnych przełomowych wydarzeń.
To co, lecimy?
Plany eksploracji i kolonizacji Srebrnego Globu, choć brzmią niesamowicie i mogą przynieść mnóstwo dobra, są nierzadko krytykowane przez różne środowiska. Ciekawostką natomiast jest, że sam Buzz Aldrin, który brał udział w pierwszym lądowaniu na Księżycu, uważa, że NASA nie powinna „bawić się” w kolonizację naszego naturalnego satelity, ale skupić się od razu na Marsie. Powodem jest fakt, że pokazanie przewagi nic nam w tym momencie nie da, a amerykańska agencja kosmiczna powinna przodować w temacie eksploracji, pozostawiając temat Księżyca mniejszym agencjom i firmom prywatnym. Ile w tym jest eksperckiej wiedzy, a ile myślenia „kiedyś to było”, trudno powiedzieć; faktem natomiast jest, że rzeczywiście na dłuższą metę nie będziemy mogli ograniczyć się do Księżyca. Jakby nie patrzeć, jest to tylko martwy, jałowy i nieprzyjazny dla wszelkiego życia kawałek skały.
Jednakże, niejako w odpowiedzi, dużo osób zauważa społeczny aspekt takich planów. Międzynarodowa Stacja Kosmiczna jest najlepszym dowodem na to, że pomimo różnic światopoglądowych, pomimo sprzeczek i konfliktów interesów, nawet USA i Rosja mogą wspólnie prowadzić projekty naukowe. O laboratoriach pokroju CERN nawet nie wspominam. Księżycowa kolonia mogłaby być kolejnym takim łącznikiem, może nawet bardziej istotnym niż ISS. Inną sprawą jest wpływ takich projektów na zwykłych ludzi – świadomość, że jednak ludzkość się rozwija, może być bardzo pokrzepiająca. Księżycowa kolonia może być dla świata tym, czym dla Amerykanów był program Apollo. I tym optymistycznym akcentem zakończę dzisiejszy odcinek. Do następnego!
źródła: futurism, space, space, wiki / zdjęcie tytułowe od Wikimedia
MiniNauka #14: Blue Origin – czy rośnie nam konkurencja dla SpaceX?
_
#MiniNauka to cykl, w ramach którego staram się przekuwać swoje naukowe (czy raczej popularnonaukowe) zainteresowania w treści popularyzujące wiedzę o świecie i zjawiskach w nim zachodzących. Poruszam się po obszarach fizyki, kosmosu i technologii przyszłości, nierzadko sięgając po inne, powiązane dziedziny, przy zachowaniu przystępnej formy i względnie prostego języka.