Obsługa i użytkowanie
Warto zwrócić uwagę, że Logitech MX Sound nie mają tak naprawdę żadnego fizycznego przycisku. Z tyłu mamy wyłącznie (omówione już wcześniej) pięć gniazd. A więc jak steruje się tymi głośnikami? Nowatorsko, ale strasznie niepraktycznie.
Po zbliżeniu ręki do prawego głośnika, na jego froncie podświetla się panel – widoczna jest tam ikonka Bluetooth, a także służące do regulacji głośności plus i minus. Przyciski są dotykowe, a jednocześnie wyczuwalne pod palcem. Zmiana poziomu odtwarzanego dźwięku jest sygnalizowana piknięciem, a napotkanie górnej granicy powoduje emisję dźwięku o nieco innej tonacji.
Z jakiego jednak powodu mówię, że to niepraktyczne? Po pierwsze, skoro już muszę przybliżać rękę, żeby uruchomić głośniki, to szkoda, że nie mogę za pomocą gestów sterować głośnością – machanie może wyglądałoby głupio, ale mogłoby być praktyczne. Po drugie, notorycznie podczas pracy biurowej po prostu zbliżam rękę na myszce do prawej „kolumny” i ją podświetlam, co powoduje mimowolne skierowanie wzroku w tamtą stronę.
Okazało się jednak, że to nie jest takie złe, bowiem pracujące przez AUX głośniki Logitech MX Sound się samoczynnie wyłączają. Kiedy przeglądam internet i – siłą rzeczy – ruszam myszką, to problem jest tak naprawdę nieodczuwalny, ale kiedy chociażby piszę tę recenzję czy jestem oddalony od biurka, to całość staje się kompletnie niepraktyczna, bo głośniki od czasu do czasu milkną i trzeba to odnotować oraz uruchomić je ponownie. Niby zajmuje to dosłownie sekundę, lecz sprzęt jest rozwiązaniem stacjonarnym, więc oczywistym jest, że będzie pracować na kablu, prawda? Uważam, że tutaj przydałby się stary, zwykły przełącznik. Skoro funkcje bezdotykowe odpowiadają tylko za włączenie Logitech MX Sound, a jako użytkownik nie tylko nie mogę ich wyłączyć, ale muszę przypominać o swojej obecności to…
Jeżeli natomiast chodzi o pracę na Bluetooth, to tak naprawdę nie mam żadnych zastrzeżeń technicznych. Parowanie jest proste, intuicyjne i szybkie, a potem wystarczy już tylko uruchomić głośnik (czyli zbliżyć do niego dłoń), aby automatycznie wykrył urządzenie i odtworzył muzykę. Mimo wszystko mam jednak pewne zastrzeżenia do deklarowanego przez producenta „niezawodnego zasięgu 25 metrów”.
Jakość dźwięku
No i tutaj zaczyna się ta część recenzji, która teoretycznie jest najważniejsza – w końcu jesteśmy w segmencie audio, prawda? Przyznam jednak szczerze, że trudno opowiedzieć cokolwiek niezwykłego. Zacznę może od tego, że głośniki podłączam za pomocą kabla jack i odpowiedniej przejściówki do gniazda RCA w Prodigy Cube Black Edition (z OPAMP-em MUSES8820), a za punkt odniesienia służą mi wspomniane już, znacznie tańsze Genius SP-HF800A. Podczas pracy bezprzewodowej korzystałem z LG G5 i przede wszystkim Spotify.
Logitech MX Sound pracowały u mnie kilkadziesiąt, jak nie kilkaset godzin. Oprócz codziennego zastosowania, miały okazję posłużyć jako odtwarzacz kolęd w wigilijny wieczór, a także muzyczne medium na sylwestrowej posiadówce. Możliwości jest mnóstwo, bo i samych sposóbów połączenia jest kilka.
Zacznę może od tego, jak „to-to” brzmi przez Bluetooth. Dlaczego? Ano dlatego, że dosyć kiepsko. Bas jest zbyt mocny, po prostu zalewa inne pasma i czasem miałem problem z wyłapaniem wokali. To brzmienie, które może zachwycić osoby kierujące się podejściem byle dużo basiku, bo tak lubię, najprawdopodobniej spowoduje skrzywienie na twarzy bardziej wymagających osób. Nie zrozumcie mnie źle – Logitech MX Sound grają całkiem przyjemnie, ale z już znacznie lepiej widzi mi się to, które oferuje sporo tańszy (i wciąż nieidealny) JBL GO.
Jeśli chodzi o jakość dźwięku oferowaną na kablu… tutaj było zdecydowanie lepiej. Głośniki nie zwróciły mojej uwagi na żadną cechę brzmieniową, choć grają dosyć „rozrywkowo” i – jak zapewne się domyślacie – zbyt basowo. Nie sprawia to jednak żadnego problemu, pasma są rozdzielone i można po prostu na chwilę zapomnieć o idealnym oddawaniu tonów, trzęsącym się od przebasiowionych dźwięków biurku i oddać się beztroskiemu i soczystemu brzmieniu. Wrażenie jest mniej więcej takie, jak na koncertach – trzeba się przyzwyczaić, że wszystko łupie bardziej niż powinno, taki klimat ;). Logitech MX Sound potrafią zagrać względnie głośno – osobiście nie widzę jednak powodu, aby rozkręcać większą imprezę biurkowymi pierdziawkami. Mimo wszystko, tak niska moc RMS w tej półce cenowej nieco mnie zaskoczyła.
Podsumowanie
Głośniki budzą we mnie bardzo mieszane odczucia. Z jednej strony, różnica w jakości odtwarzanego dźwięku nie pozostawia złudzeń – Logitech MX Sound powinny stać na biurku i być podłączone do nawet zintegrowanej, ale chociaż przyzwoitej karty dźwiękowej, aby grać w przyjemny sposób. Z drugiej strony, producent nie przewidział tak oczywistego faktu, jak automatyczne wyłączanie się sprzętu, więc można by się było pokusić o stwierdzenie, że są mimo wszystko dedykowane stacjonarnej pracy, ale przez Bluetooth – coś w tym stylu. Bez względu na preferowany przez Was sposób, Logitech MX Sound zmuszają użytkownika do kompromisów. Wiecie, jeśli ktoś próbuje być dobry we wszystkim, to na ogół nie jest wybitny w niczym.
Z drugiej zaś strony, Logitech MX Sound to głośniki skierowane do dosyć specyficznej grupy konsumentów. Tu nie chodzi o możliwie najlepszy stosunek ceny do jakości odtwarzanego dźwięku. Dziwne twory prezentują się wyśmienicie zarówno przy biurku, jak i telewizorze, zwracają uwagę każdego i są naprawdę nieźle wykonane. W tym przypadku, zdecydowanie płaci się za design, oryginalność, „bajeranckość” (zarówno wizualną, jak i funkcjonalną), a wrażenia „audio” są w gruncie rzeczy zepchnięte na drugi plan. Co nie znaczy, że dźwięk nie jest odtwarzany – on po prostu nie powala na kolana i jest zbyt ciemny. A to, że takie głośniki są wybierane przez konsumentów (zwłaszcza młodych) szczególnie często, to jeszcze inna kwestia ;).
Czy poleciłbym komuś zakup tego sprzętu? Jeżeli miałyby głównie stać i wyglądać, to zdecydowanie tak. Jeśli jednak mają służyć przy codziennej pracy, która niekoniecznie wymaga machania myszką przed panelem sterującym, to pokusiłbym się o coś innego, co mogłoby zagrać lepiej kosztem utraconego designu. Przyznam szczerze, że to właśnie w tej funkcji – magicznym sterowaniu – upatruję się największej wady urządzenia. Miało być zachęcająco, a jest całkiem nijako, po prostu niepraktycznie, a na pewno kosztownie. Niestety, sam dźwięk za pośrednictwem Bluetooth to też nie to, co można by było uczciwie określić mianem doskonały, więc to należy traktować raczej jako miły dodatek, aniżeli jakikolwiek killer feature.
Spis treści:
1. Specyfikacja techniczna. Zestaw sprzedażowy. Wzornictwo
2. Obsługa i użytkowanie. Jakość dźwięku. Podsumowanie