Boleję nad sytuacją LG. Dochodzą do nas wieści, że model V30 w przedsprzedaży nie sprzedaje się tak dobrze, jak tego oczekiwano. Jeszcze gorzej sprzedał się ostatni ich flagowiec – G6. Co jest tego przyczyną?
Sytuacja tego koreańskiego producenta jest podobna trochę do HTC. Obie firmy produkują naprawdę fajne, dobre sprzęty, a mimo to nie przebijają się do szerszej publiki. Dla mnie LG swój złoty okres przeżywało w 2013 roku wraz z premierą — nie oszukujmy się — przełomowego telefonu, jakim był model G2. Wówczas, zarówno producent, jak i użytkownicy, nie mieli się czego wstydzić. Topowa specyfikacja, stosunkowo niewielkie ramki wokół wyświetlacza, które nawet dziś byłyby akceptowalne. Do tego przyjemna nakładka systemowa z kilkoma ciekawymi funkcjami jak Knock On. I słynne klawisze z tyłu. Do tego zmiana w polityce koreańskiego producenta z „nie aktualizujemy nic” na „aktualizujmy co się da” dawała nadzieję!
Co więc poszło nie tak?
W zasadzie-wszystko. LG chciało pokazać się jako producent, który chce i potrafi być innowacyjny. Nastąpił wysyp telefonów z zakrzywionymi ekranami (Flex, Flex 2, G4), a nawet przebąkiwano, że takowe wyświetlacze lada chwila dostaną również telefony ze średniej półki. Z drugiej strony pokazano linię V, która miała naprawdę sensowny pomysł na wykorzystanie dwóch ekranów i taki V10 stał się obiektem westchnień dla wielu moich znajomych. Łącznie ze mną.
A potem nagle coś się zmieniło.
Model G5, jak sami doskonale wiecie, okazał się katastrofą. Moduły zwyczajnie nie podeszły ludziom. Raz, że były niedopracowane, bo trzeba było resetować telefon przy każdej ich zmianie. Dwa, że jakość wykonania była odczuwalnie inna niż reszty urządzenia. Trzy — zabrakło modnej wodoszczelności. Cztery — wycofano się z tylnych przycisków. Po co?
W sumie LG do dziś nie powiedziało, jaki był tego powód. Szkoda, bo dla mnie nie dość, że rozwiązanie było super wygodne, to jeszcze wyróżniało ich wśród zalewu identycznych telefonów konkurencji.
Model G6? Śliczny, piękny telefon z przestarzałą specyfikacją, za to wyśrubowaną ceną i… wykastrowanymi funkcjami względem modeli z innych regionów. Do tego zrezygnowano z wymiennej baterii.
Model V20 oficjalnie nie trafił do sprzedaży w Europie.
Brak konsekwencji!
Właśnie tego mi tu brakuje. Konsekwencji w rozwijaniu swojej flagowej linii urządzeń. Coś się pojawia, by zaraz potem znikło. Jednego roku jesteśmy bombardowani wiadomościami, że klawisze z tyłu/wymienna bateria/drugi wyświetlacz/moduły są najważniejszą cechą dla flagowca, by raptem 12 miesięcy później kompletnie nic na ten temat nie powiedzieć.
Dlatego z podziwem patrzę na Samsunga, Sony czy Motorolę. Można lubić ich telefony lub nie, ale nie mogę im odmówić właśnie tej konsekwencji w rozwijaniu ich produktów. Każdy kolejny model jest tutaj rozwinięciem idei poprzedniego. W przypadku LG, jako konsument, odnoszę wrażenie chaosu panującego w firmie. Produkty nie wydają mi się przemyślane, rozwinięte z poprzedniej edycji. Wydają się zaś tworzone za każdym razem przez zupełnie inny zespół projektowy, który ma własny pomysł na flagowca.
Polityka cenowa
LG od zawsze miało aspirację stać na jednej linii z Samsungiem i Apple. I miało ku temu szansę właśnie w czasach LG G2 oraz potem G4. Wyżyłowane do granic możliwości ceny G6 oraz V30 są dla mnie lekkim nieporozumieniem. Tracąc rynek, nie oferując produktu z efektem „wow”, oczekiwałbym od nich trochę niższych cen. Zresztą, chyba nie tylko ja, bo zwykle chwilę po premierze rynek weryfikuje sytuację i widzimy duże przeceny tych flagowców. Po co zatem zrażać do siebie użytkowników na starcie?
Casus LG V30
Byłem jednym z tych użytkowników, którzy na ten model czekali z wypiekami na twarzy. Ze stajni LG ostatnim telefonem, który mnie tak zachwycił, był właśnie wspomniany G4. V30 wydaje się naprawdę porządną, atrakcyjną wizualnie konstrukcją z fajnym wyświetlaczem. Tyle że właśnie wycena tego modelu skutecznie mnie odstraszyła. Nie widzę w nim bowiem bezpośredniej konkurencji dla Galaxy Note 8, a cenowo wydaje się, że to właśnie z nim chcą konkurować. W tym samym czasie Galaxy S8 staniał na tyle, że dla ludzi pożądających telefonu z minimalnymi ramkami — jest to wybór idealny.
Quo Vadis, LG?
Bardzo kibicuję LG. Uważam, że koreański producent ma szansę mocniej zaistnieć na rynku i mieć całkiem spory w nim udział. Jednak jako konsument oczekuję jakiegoś poczucia bezpieczeństwa, pewności, że kupując ich produkt, kupuję ideę, pomysł. A V30? Wierzę, że jest fundamentem dla przyszłej gamy modeli. Teraz dostało mu się trochę rykoszetem.
Filip Turczyński – Fan technologii mobilnych oraz wyznawca chmury obliczeniowej. Pasjonat gier i uważny obserwator polskiego GameDevu. W wolnym czasie prowadzi bloga o fajnych miejscach w Polsce – Skomplikowane.pl