Jeśli oglądacie bądź czytacie publikacje osób związanych z technologiami mobilnymi, to doskonale wiecie, że w ich ręku zazwyczaj można zobaczyć nowe, flagowe urządzenie. Jednak co się stanie, gdy takiemu geekowi da się trzyletniego smartfona, w dodatku z niższej półki? Wbrew pozorom – obejdzie się bez tragedii, czego jestem idealnym przykładem.
W 2013 roku rynek smartfonów z Androidem wyglądał nieco inaczej. Flagowe modele zawsze były najlepszym rozwiązaniem, natomiast średniaki niekiedy zwalniały już po miesiącu użytkowania. Nic dziwnego, że wiele osób brało zetafony i narzekało na system z zielonym robotem. Google wraz z Motorolą postanowili to zmienić. Z ich wspólnej pracy powstała Motorola Moto G – telefon, który pracował ówcześnie na bardzo szybkim i nowym procesorze złożonym z czterech rdzeni, do tego dochodził wyświetlacz HD i czysty, najnowszy system Android. Wtedy takimi cechami opisywało się niektóre flagowe urządzenia, a jednak cena była sporo niższa. W Tesco UK można było zakupić Moto G 8 GB za 99 funtów, co dawało około 500 zł. Telefon oficjalnie trafił także do Polski, a jego cena nie odstawała od tej zagranicznej. Sam kupiłem w polskim sklepie nieco droższą wersję 16 GB i mam ją do dzisiaj.
Dlaczego nie kupiłem nowego urządzenia?
Przez długi czas korzystałem z urządzeń testowych, przez co rzadko miałem w dłoni swój prywatny telefon. Również przez to, że obcowałem z nimi po kilka tygodni, wiedziałem, dlaczego bym nie wybrał danego telefonu. Powstrzymywało mnie też to, że jak kupię nowy smartfon, to nie będzie tego efektu WOW. Dopiero po długim okresie analizy flagowych propozycji kilku producentów uznałem, że najlepszym dla mnie wyborem będzie Huawei P9. Ale do tego momentu korzystałem ze znanego, ale już starego telefonu – Motoroli Moto G.
Przesiadka z najnowszego flagowca na starego średniaka
Po kilku miesiącach korzystania z najnowszych flagowych urządzeń (a niekiedy z mocnych średniaków) musiałem się przesiąść na Motorolę Moto G z 2013 roku na nieco dłuższy czas. Przyznam, że obawiałem się tego, jednak do tematu postanowiłem podejść jak najmądrzej. Po pierwsze, wszedłem na forum XDA w celu znalezienia jak najszybszego ROM-u. Po godzinach poszukiwań na forum XDA (które, swoją drogą, polecam każdemu – to właśnie tam znajdziecie najlepsze oprogramowanie do swojego urządzenia) stwierdziłem, że najlepszym wyborem będzie Tesla ROM. Co ciekawe, w telefonach Motoroli proces odblokowywania bootloadera (wymagana rzecz, aby móc zainstalować inny system) jest bardzo wygodny i odbywa się w terminalu – za pomocą komendy fastboot, a to oznacza, że można to zrobić nawet na Linuxie. Z tym może sobie poradzić nawet laik. Następnie chciałem zainstalować jak najwięcej zamienników znanych aplikacji. I tak zamiast Chrome’a (który to już na Androidzie 5.0 kiepsko pracował) zainstalowałem CM Browser, zamiast Facebooka pobrałem Tinfoil for Facebook, a zamiast Twittera wybrałem TweetCaster. Musiałem zrezygnować także z takiego medium jak Snapchat. Oczywiście nie obyło się bez zastosowania oryginalnych i ciężkich rozwiązań, takich jak Facebook Messenger, Slack czy aplikacja banku.
Ostatni krok – korzystanie
Powiem szczerze, że spodziewałem się ogromnych problemów związanych z korzystaniem z telefonu. A tu zaskoczenie. System naprawdę pracował szybko. Wiadomo, otwieranie się aplikacji lub próba zrobienia cięższych operacji to dodatkowe sekundy czekania, ale jak na tak stare urządzenie, nie było tak źle. Telefon najgorzej znosił Slacka (jest to aplikacja do kontaktowania się z ludźmi z danego teamu, taką drużynę tworzą na przykład redaktorzy Tabletowo), przeglądanie stron internetowych i robienie zdjęć (ale to pod względem ich jakości). Tutaj potrafił sprzęt niekiedy zamyślić się na dłuższą chwilę, jednak Custom ROM był na tyle stabilny, że nie głupiał, a spokojnie wykonywał swoją pracę przy tego typu działaniach.
Motorola Moto G – dobry wybór na lata
Choć te słowa brzmią jak reklama, to jednak muszę przyznać, że są one jak najbardziej prawdziwe. A więc dlaczego jest to dobry wybór na lata? Ogromna popularność tego modelu sprawiła, że nawet dzisiaj ma on ogromne zaplecze deweloperskie, czego dowodem jest Lineage OS (najpopularniejszy Custom ROM, który to na początku 2017 roku zastąpił Cyanogen Mod), bowiem to właśnie na Moto G wydawany jest on regularnie od pierwszych dni istnienia tego systemu. Inną zaletą tego telefonu jest jego łatwa rozbieralność. Co prawda wymiana baterii nie jest tak prosta jak w LG G4, bowiem najpierw należy telefon rozkręcić, ale po tym działaniu mamy swobodny dostęp do baterii i innych części. Z opisu wydaje się być to trudne, ale uwierzcie – jest to naprawdę łatwe, prostsze niż w nowych flagowcach. Kolejna zaleta wiążę się z tą poprzednią, a jest to cena części zamiennych. Nowy slot na kartę microSIM kosztował mnie… 1,5$. Tak, zapłaciłem lekko ponad 5 złotych i telefon wrócił do żywych (i nie, wejścia na kartę SIM nie psują się tak łatwo, to była moja wina). Nowy ekran, bateria czy klapka baterii to kwestia kilkudziesięciu złotych, a dzięki prostemu rozebraniu telefonu, możemy naprawę przeprowadzić sami. Ostatnia zaleta jest raczej subiektywna, bowiem mowa tu o wyglądzie, zwłaszcza przodu urządzenia. Telefon po prostu jest piękny i ponadczasowy.
Co z tego wynika?
Jeśli spojrzymy na PC, laptopy, a nawet tablety to zauważymy, że urządzenia te najczęściej wymieniamy po kilku latach użytkowania, a stare cieszą się ogromną popularnością. Inaczej jednak jest z telefonami. Te akurat najczęściej odstawiane są po dwóch latach pracy. Przez właśnie takie działanie można odnieść wrażenie, że stare telefony nie nadają się do niczego. Jednak z tego tekstu wynika kompletnie co innego. Wbrew pozorom, starsze smartfony nadal są bardzo dobre. Są na tyle dobre, że nawet geek może być z nich zadowolony :).
Może macie podobną historię? Może zdarzyło Wam się w ostatnim czasie korzystać przez dłuższy czas ze smartfona sprzed kilku lat? Jeśli tak – jak oceniacie go z perspektywy czasu?