Tabletowo istnieje już prawie 6 i pół roku. Ale moja przygoda z pisaniem w sieci, a co za tym idzie – z czytaniem i odpowiadaniem na komentarze czytelników, zaczęła się dużo wcześniej, bo osiem lat temu. Zawsze doceniam to, co macie do powiedzenia. Ale czasem nie wytrzymuję, gdy podczas dyskusji zaczynacie obrzucać się błotem, bo macie inne zdanie niż osoba, do której się odnosiliście. A przecież różnorodność jest pięknym zjawiskiem!
Tak mnie dziś naszło, w przerwie przeprowadzania testów syntetycznych potrzebnych do recenzji Huawei Mate 9, że poruszę temat, o którym – w mojej opinii – warto przypominać przy każdej okazji. Bo internet jest pełen hejtu, nienawiści, morza żalu i złych emocji, które wcale nie zachęcają do zostawiania komentarzy pod wpisami w różnej części sieci; nie mówię tu wyłącznie o blogach technologicznych (czy stricte o Tabletowo), ale o każdej stronie internetowej – blogu podróżniczym, portalu sportowym czy serwisie politycznym.
Autorzy tekstów publikowanych w internecie (lub YouTuberzy oczywiście) są najbardziej narażeni na hejt w sieci. Bo to właśnie oni wystawieni są na pierwszy front. Wydają opinie, z którymi można się zgadzać (i wtedy wszystko jest OK) lub nie (i wtedy dopiero się zaczyn…).
Wiecie co? My, autorzy, musimy mieć naprawdę grubą skórę, by nie przejmować się tym, co piszecie w komentarzach – zwłaszcza na nasz temat. Żeby przesiewać to przez sito czy dzielić to wszystko przez trzy (lub więcej, jeśli trzeba). Nie zrozumcie mnie źle – każdą krytykę doceniam, pod warunkiem, że jest konstruktywna. Ale negatywnych komentarzy, pisanych tylko po to, by komuś „pojechać” czy się na nim wyładować (bo akurat ma się zły dzień), zupełnie nie rozumiem. A, niestety, jest to bardzo częste zjawisko. Może niekoniecznie na Tabletowo, gdzie – o dzięki Wam bardzo! – panuje luźna i w miarę przyjazna atmosfera, ale ogólnie w sieci można odnieść wrażenie, że komentarze to miejsce, w którym można się na kimś wyżyć czy wyładować negatywne emocje. Bo jeśli się z kimś nie zgadzasz i Twoja racja jest twojsza niż kogoś innego, to nie możesz spokojnie mu tego wytłumaczyć, tylko od razu wylewasz cały jad, odnosząc się do drugiej osoby korzystając z niezbyt przyjaznych epitetów. A przecież można inaczej…
Stwierdziłam, że przy okazji podrzucę Wam statystycznie najczęściej poruszane tematy (głównie w komentarzach), które wzbudzają najwięcej skrajnych emocji:
- iPhone? iOS? Tylko Android! (lub odwrotnie)
- tanie telefony nie mają racji bytu, bo to padlina, której nie da się używać
- po co wydawać trzy tysiące złotych na smartfon, skoro w tej cenie można mieć kilka innych?
- Surface Book lepszy od MacBooka Pro (lub odwrotnie)
- Xiaomi? Meizu? Bluboo? Nie żartuj
- duże smartfony są złe, bo są duże
- obustronnie zakrzywione wyświetlacze są nieużywalne, bo odbijają światło na krawędziach
- bezramkowe telefony nie powinny istnieć, bo wygoda ich użytkowania jest zerowa
- chcesz dobrego aparatu w smartfonie? lepiej kup lustrzankę!
- TouchWiz? ZenUI? EMUI? Tylko MIUI!
- bez roota/jailbreaka ani rusz
- tablet bez LTE to największe zło świata (bo przecież tethering nie wystarcza)
- nie kupuj sprzętu z Chin, dowalą ci podatek, po co ci to
- kupiłeś MyPhone’a/Wiko/Mantę/cokolwiek budżetowego? Jesteś słaby (tu powinno paść bardziej dosadne określenie)
A ja tylko siedzę i to wszystko obserwuję, podśmiechując się od czasu do czasu przy ciekawszych argumentach lub usuwając bardziej wulgarne komentarze.
Ale jedno się przez te lata nie zmienia: uwielbiam Waszą aktywność. To, że macie swoje zdanie na dany temat. Że chcecie się z nami nim dzielić. A wreszcie to, że często potraficie dyskutować na poziomie, co w sieci nie jest wcale takie oczywiste.
I pamiętajcie – szanujmy się wzajemnie. Bo:
ilu ludzi, tyle opinii.
_
zdjęcie: geralt / pixabay