Galaxy S6 zjechał i przeleciał ze mną kawał Europy. Towarzyszył mi na Słowacji i na Węgrzech, w Austrii, Czechach, Francji, a także przejechał przez wiele miast naszej pięknej Polski. Był ze mną podczas urlopu, pracy, zabawy, wygłupów i uroczystości rodzinnych. Słowem: był ze mną zawsze i wszędzie – jak dobry kumpel, który nie odstępuje na krok. I tak przez cztery miesiące. Tyle on musiał ze mną wytrzymać, a ja z nim. Jaki był to związek? Idealny, a może burzliwy?
Nadszedł dzień, w którym prawie zapełniłam pamięć wewnętrzną telefonu, a że rozszerzyć nie ma jak… stwierdziłam, że to jest TEN moment. Ten moment, w którym wreszcie trzeba napisać jak Galaxy S6 poradził sobie z moimi dość dużymi wymaganiami. Nie spodziewajcie się jednak zwykłej recenzji – tych w sieci możecie znaleźć sporo od kilkunastu tygodni. Ja natomiast podzielę się z Wami moimi wrażeniami z korzystania z Galaxy S6 i spostrzeżeniami.
Przydługi wstęp
W połowie kwietnia do sprzedaży w Polsce trafiły tegoroczne flagowce Samsunga: Galaxy S6 i Galaxy S6 Edge. Jakiś czas później oba produkty, dzięki uprzejmości sklepu X-KOM, przywędrowały do mnie na testy. I tak dobrze mi się z nich korzystało (a właściwie z wersji Flat), że nie mogłam się zebrać do napisania recenzji, do czego szczerze się przyznaję. Ale to w sumie dobrze – w międzyczasie pojawiły się aktualizacje systemu, dzięki czemu mogę przedstawić Wam działanie i czas pracy obu modeli na najnowszej wersji oprogramowania. Co więcej, mogę się z Wami podzielić również wrażeniami na temat tego, jak urządzenie działa po czterech miesiącach intensywnego użytkowania i jak wygląda, bo o to wielu potencjalnie zainteresowanych klientów ma spore obawy. I o ile jestem zwolenniczką publikowania recenzji sprzętu jak najszybciej po jego polskiej premierze (rozsądnie szybko! żeby zdążyć wszystko przetestować), tak w tym przypadku nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Tym bardziej, że cena Galaxy S6 w oficjalnej dystrybucji zdążyła spaść o 500 złotych względem tej pierwotnej.
Ale na początku rzućmy okiem na parametry techniczne Samsunga Galaxy S6:
- wyświetlacz Super AMOLED 5,1” 2560×1440 pikseli, 10-punktowy multitouch, Gorilla Glass 4,
- procesor Exynos 7420 (4x Cortex A53 1,5GHz + 4x Cortex A57 2,1GHz), Mali-T760,
- 3GB RAM,
- 32GB pamięci wewnętrznej,
- Android 5.1.1 Lollipop,
- aparat 16 Mpix,
- kamerka 5 Mpix,
- LTE kat. 6 (300/50 Mbps), slot kart nanoSIM,
- Bluetooth 4.1,
- NFC,
- GPS, Glonass,
- WiFi 802.11 a/b/g/n/ac (2,4/5 GHz),
- port microUSB,
- port podczerwieni,
- akumulator o pojemności 2600 mAh (w S6 Edge: 2550 mAh),
- wymiary: 143,4 x 70,5 x 6,8 mm (S6 Edge: 142,1 x 70,1 x 7 mm),
- waga: 138 g (S6 Edge: 132 g).
Wzornictwo na szóstkę z plusem
Gdybyście mnie zapytali jeszcze kilka miesięcy temu, czy chciałabym kupić flagowca Samsunga, odpowiedziałabym głośnym i wyraźnym „NIE!”. Wszystko przez to, że koreańskie nowości z roku na rok nie przekonywały mnie do siebie pod względem wzornictwa (cóż, kobiety „kupują wzrokiem”), TouchWiz nie powalał pod względem działania, a i cena nie zachęcała. Zmieniło się to w momencie premiery Galaxy S6 w Barcelonie podczas targów MWC 2015. Galaxy S6 (i Edge) jest pierwszym smartfonem Samsunga, którego naprawdę chciałabym mieć (nie wykluczam zamiany mojego Note’a 4 na SGS6). I pierwszym, który wreszcie wygląda jak pełnoprawny przedstawiciel najwyższej półki. I chyba się ze mną zgodzicie.
Ładnie wyprofilowane, aluminiowe krawędzie charakterystycznie zaoblone na rogach, dobrze dopasowane szklane tafle pokryte Gorilla Glass zarówno na froncie, jak i na tyle, ale i ten nieszczęsny wystający obiektyw aparatu… Całokształt jednak zdecydowanie może się podobać. Elegancja i styl – te dwa słowa idealnie opisują wzornictwo Galaxy S6. Choć oczywiście nie może być tak pięknie do końca.
Podczas wspomnianych targów w Barcelonie wszyscy (łącznie ze mną) wieszali psy na Samsungu o zastosowanie szkła z tyłu obudowy, które wprost uwielbia zbierać odciski palców. Okazuje się, że to, co przeszkadzało mi i irytowało podczas krótkiego obcowania z telefonem, zupełnie nie grało roli korzystając z niego na co dzień. Owszem, odciski w dalszym ciągu są widoczne, ale gdy się o nich nie myśli, nie sprawiają już takiego (negatywnego) wrażenia. Oczywiście problem ten można też obejść – kupując dedykowane etui.
Po wyjęciu telefonu z pudełka można popaść w zachwyt – telefon naprawdę świetnie się prezentuje i w pierwszej chwili trudno oderwać od niego wzrok. Ale ten moment trwa bardzo krótko – chwilę później trzeba „zejść na ziemię” i zacząć korzystać z urządzenia jak ze smartfona przystało, a nie obchodzić się z nim jak z jajkiem.
Spis treści:
1. Przydługi, ale potrzebny wstęp. Wzornictwo
2. Po czterech miesiącach… obudowa i działanie
3. Aparat i porównanie zdjęć zrobionych S6 i S6 Edge (ISOCELL Samsunga vs IMX240 Sony)
4. S Health. Powrót do Galaxy Note 4. Co mi się nie podoba w Galaxy S6?