Wiem, że macie już dość wpisów o tanich tabletach internetowych. Naprawdę, osobiście z przyjemnością pisałbym o supermocnych i supernowoczesnych „dachówkach” wyposażonych w wielordzeniowe procesory, holograficzne ekrany 3D i wbudowane silniki atomowe. Rynek tabletów, podobnie jak każdy inny, to nie tylko markowe urządzenia z najwyższej półki, ale także tani sprzęt dla szkół lub klientów o mniej zasobnych portfelach.
Daleką drogę, aż z Chin, przebył tablet HuaYi A10. Sama jego nazwa przywodzi na myśl orientalnego wojownika lub skośnookiego skrybę z namaszczeniem kreślącego artystyczne znaki chińskiego alfabetu. Urządzenie jest ciekawe, bo za cenę 50 euro oferuje całkiem niezłą specyfikację. Obejmuje ona 7-calowy ekran dotykowy o rozdzielczości 800 x 480 pikseli, jednordzeniowy procesor 1GHz oparty na architekturze ARM Cortex A8, 512MB pamięci operacyjnej RAM, 4GB ROM, czytnik kart microSD i wyjście HDMI (czyżby pełnowymiarowe?). Pod maską HuaYi umieszczono również moduł sieci bezprzewodowej Wi-Fi, aparat fotograficzny 1,3 Mpix i akumulator o pojemności 3600 mAh. Tablet pracuje pod kontrolą najnowszego systemu operacyjnego Android 4.0.3 Ice Cream Sandwich.
Siedmiocalowych tabletów z Androidem 4.0 mamy na pęczki, a niemalże każdego dnia pojawiają się nowe. Do najciekawszych należą niedawno zaprezentowane przez Ainola modele Novo 7 Elf II i Novo 7 Aurora II, które oferują bardzo przyzwoitą specyfikację za mniej niż $200. Oczywiście, jest to więcej niż 50 euro, za które sprzedawany jest HuaYi A10, lecz różnica w cenie wyrównywana jest jakością. Tym spostrzeżeniem musnąłem nurtujący klientów problem: czy lepiej zapłacić więcej za markowe urządzenie ze wsparciem producenta i lepszą jakością wykonania/działania, czy też zaoszczędzić pieniądze i wziąć pochodzące z najdalszych zakątków Wschodu coś, co teoretycznie powinno oferować podobne możliwości? Jakie jest Wasze zdanie?
via NetbookNews