Recenzja Kena: Bridge of Spirits – droga ku odkupieniu dusz

Kena Bridge of Spirits - photo mode

Kena: Bridge of Spirits_20210930005607

Kena: Bridge of Spirits info box
Data Premiery
21 września 2021
Developer
Ember Lab
Wydawca
Ember Lab

Kiedy ponad rok temu oglądaliśmy pierwszą zapowiedź PlayStation 5, to właśnie produkcja niezależnego studia Ember Lab przykuła moją uwagę najbardziej. Studia dość unikatowego, bo robiącego pierwszą grę konsolową, po latach pracy nad animacjami. Choć to właśnie jej jakość powodowała opad szczęki przy zwiastunach, Kena: Bridge of Spirits ma o wiele więcej do zaoferowania niż porównania do Pixara.

Kena, czyli przewodniczka dusz

Naszą uroczą bohaterkę spotykamy, gdy pojawia się w jednej z opuszczonych latami wiosek. Jak na doświadczoną przewodniczkę dusz przystało, Kena wyczuwa te niemogące zaznać spokoju i pragnie nieść im pomoc. Na swojej drodze do górskiej świątyni, bohaterka spotyka Beni i Sayię – dwie zagubione dusze, poszukujące swojego brata. Te nabierają do Keny zaufania dopiero, gdy Kena konfrontuje się z Toshim – jednym z niespokojnych duchów nękających opuszczoną krainę. Beni i Sayia obiecują pomoc w dotarciu do górskiej świątyni, gdy tylko Kena pomoże im odnaleźć starszego brata.

Tutaj już warto wspomnieć, że choć fabuła pełna motywów spirytualnych nie jest absolutnie niczym odkrywczym nawet dla gier konsolowych, to jej prezentacja nadrabia wszystkie braki. Od pierwszej chwili widać, że Ember Lab wcześniej pracowało nad wieloma animacjami. Mało które studio obecnie jest w stanie dostarczyć tak widowiskowe, pełne detali przerywniki filmowe. Mimo ogromnej skali, opowieść studia z Los Angeles wydaje się bardzo osobista. Dawno już nie miałem sytuacji, w której myślami czekałem już o kolejnej sesji z grą, tak naturalną i przesympatyczną bohaterką jest Kena.

Dotyczy to też samej rozgrywki – Kena: Bridge of Spirits jest pełna ciepłych, miłych dla oka barw, które rzadko już obserwuje się w produkcjach na taką skalę. Lokacje są mocno inspirowane prawdziwymi pejzażami z Japonii oraz Bali, co już nadaje im pewną dozę oryginalności.

Moim zdaniem, jeżeli chodzi o same projekty świata i postaci, jest to w tej chwili gra roku. Zwłaszcza na PlayStation 5, gdzie całe doświadczenie możemy obserwować w soczystym, dynamicznym 4K oraz płynnych 60 kl./s. Nawet na podstawowym PS4 możecie się spodziewać stabilnego 1080p oraz 30 kl./s., co w takiej grze naprawdę nie będzie ujmą na honorze gracza.

Rot tu, Rot tam, Rot nigdy nie jest sam!

Choć Kena: Bridge of Spirits można opisać w kategoriach gry akcji z perspektywy trzeciej osoby, byłoby to dla studia Ember Lab bardzo krzywdzące. Ogromna część rozgrywki opiera się na małych stworkach Rot. Są to malutkie istoty, które zaprzyjaźniają się z główną bohaterką, służąc jej wiernie w najtrudniejszych momentach. Choć ich głównym zadaniem jest oczyszczanie krain ze zgniłej, zanieczyszczonej przez obłąkane dusze flory, mają swoje zastosowanie zarówno w eksploracji świata gry, jak i w samej walce.

Gdzie pojawia się eksploracja, za nią idą zagadki środowiskowe. Jedną ze zdolności stworków jest przenoszenie obiektów. Może się więc okazać, że zanim Kena będzie mogła dostać się do głównej bądź pobocznej lokacji, małe Rotki będą musiały dla niej przenieść kilka skał, po których bohaterka się wdrapie. Często odnajdziemy także łzę lasu, która pozwoli na chwilę zamienić gromadkę Rotów w wielkiego stwora, który z łatwością odczaruje spróchniałe, zablokowane przejścia.

Te z kolei mogą prowadzić do kolejnych znajdziek! W grze zostało ukrytych aż 100 Rotków, a im więcej ich Kena zbierze, tym łatwiejsza później jest rozgrywka. Jest to zdecydowanie poziom głębi w eksploracji, jakiego jednak nie spodziewałem się po tak małej grze.

Każdy z zakątków warto przeczesywać także pod kątem ukrytych znajdziek. Niebieskie kryształy pozwolą na zakup odnalezionych wcześniej czapeczek dla Rotków, a punkty Karmy odblokowują później dodatkowe zdolności, ułatwiające w wielkim stopniu walkę.

Można się spierać, że elementy kosmetyczne to za mało, żeby usprawiedliwić lizanie ścian. Każda poboczna aktywność przynosi jednak punkty Karmy, które pozwalają odblokować następne umiejętności z drzewka rozwoju. A niektóre z nich są naprawdę bezcenne w późniejszych walkach. Nie ukrywam, ta jest zdecydowanie największym pozytywnym zaskoczeniem produkcji.

Dla takiej gromady Rotków, żaden ciężar nie jest straszny

Wrogie, obłąkane dusze

Jeżeli przez chwilę myśleliście, że walka w tak kolorowej produkcji jak Kena: Bridge of Spirits będzie prosta, to jesteście w błędzie. Tytuł naprawdę pod tym kątem zaskakuje, ponieważ niektórej pojedynki z obłąkanymi duszami są niesamowicie wymagające, nawet na standardowym poziomie trudności. System walki mocno przypomina to, do czego przyzwyczaiła już seria Dark Souls, co zdecydowanie kontrastuje z uroczą stylistyką produkcji.

Kena może zadawać lekkie oraz ciężkie obrażenia swoją laską, trafiać przeciwników z łuku, a w późniejszej fazie gry nawet rzucać samoprzylepne bomby. Łuk jest zdecydowanie najprzyjemniejszy, głównie z uwagi na wykorzystanie adaptacyjnych triggerów kontrolera Dual Sense.

Gra jest zaskakująco pełna angażujących pojedynków z bossami, na których nie raz zatrzymywałem się dłużej niż powinienem. Klucz do zwycięstwa tkwi w odpowiednim stosowaniu uników (klasycznej rolki), atakowaniu słabych punktów przeciwników oraz odpowiednim zastosowaniu naszych małych przyjaciół.

Małe Rotki na ogół boją się obłąkanych dusz, dlatego żeby móc ich użyć w walce, trzeba naładować im punkty odwagi. Najlepiej to zrobić parując ataki i zadając obrażenia. Nawet, gdy wielki wróg czai się za nami, towarzyszy mu zazwyczaj mnóstwo pomniejszych pomiotów, na których łatwo jest wywalczyć akcje Rotków do wykorzystania. Tutaj też przydaje się doświadczenie z eksploracji – im większa ich liczba, tym więcej akcji pozwolą wykonać jednocześnie.

Tak, jak w poprzednim wypadku, obecność Rotków w walce oraz problemy z dostępnością ich ataków sprawiają, że walka jest o wiele bardziej zróżnicowana. Każde starcie jest pełne adrenaliny, a odkrywanie prawidłowej kolejności ruchów sprawiło mi tyle frajdy, że poważnie rozważam podejście do Sekiro: Shadows Die Twice – gry From Software, która najbardziej swego czasu przykuła moją uwagę.

Gdy już naładujemy akcję Rotków, mamy do wyboru zazwyczaj kilka opcji. Gdy jesteśmy w krytycznej sytuacji, Kena może wykorzystać jeden z opętanych kwiatów, by Rotki go ożywiły, uzdrawiając tym samym bohaterkę. Większych wrogów małe stworki mogą także spętać, pozwalając wojowniczce na kilka bezpiecznych strzałów z łuku. Każda z broni ma też dodatkowe, wspomagane Rotami ataki, które zadają zdecydowanie więcej obrażeń.

Dlatego też moim zdaniem eksploracja poza wątkiem głównym jest bardzo ważna w tej grze. Walki potrafią doprowadzić do szewskiej pasji, czego nie spodziewałbym się po produkcji stylizowanej na wysokobudżetową animację. Kolejny dowód na to, że taka popkultura jest kierowana nie tylko do najmłodszej publiki.

Powiem więcej, bardzo trudno mi jest sobie wyobrazić dzieciaków radzących sobie z tak zaawansowaną walką, dlatego jeśli na rodzicach okładka zrobi wrażenie, warto mieć poziom trudności gry na uwadze.

Drzewko umiejętności głównej bohaterki. Kena preferuje raczej konkretne rozwiązania

Osobiste doświadczenie na mniejszą skalę

Rozwój Keny jest całkiem prosty, bo i też sama gra nie jest długa. Skończenie głównego wątku może zająć około 12 godzin. Nie będę ukrywać, w natłoku produkcji do ogrania, długość tej gry jest zdecydowanie dla mnie zaletą. Zwłaszcza, że autorzy nie chcą też za nią pełnej kwoty.

Kena: Bridge of Spirits kosztuje w PlayStation Store 169 złotych, a na komputerach PC można ją wyrwać jeszcze taniej, bo za 139 złotych w Epic Games Store. Patrząc na to, że przy platynowaniu produkcji można spokojnie dobić do 20 godzin, jest to naprawdę uczciwy stosunek ceny do jakości.

Nie będę też ukrywał, że jestem zaczarowany produkcją Ember Lab. Choć studio zostało dofinansowane przez Sony, to gra na szczęście nie jest tak wypolerowana, jak ostatnie produkcje PlayStation Studios. Nadaje to jej swego rodzaju uroku, czyni grę bardziej kameralnym doświadczeniem. Grę, w której jednocześnie animacja może konkurować z niejednymi filmami mającymi premiery w kinach.

Choć Kena: Bridge of Spirits nie robi na pozór nic oryginalnego, to perfekcyjna egzekucja mechanik eksploracji, fantastyczne przeniesienie walki z Dark Souls na realia gry oraz unikatowy setting, czynią z Keny kandydatkę na jedną z najciekawszych gier tego roku.

Podczas wielu zagadek czułem się dumny z osiągania małych sukcesów, a walka – choć wymagająca – bardzo opiera się na zapamiętywaniu ruchów przeciwników, nie zmieniając swoich zasad w upierdliwy dla gracza sposób. To bardzo sympatyczna, jednoosobowa przygoda, której naprawdę warto dać szansę. Zwłaszcza, że sama Kena jest jedną z najcieplejszych postaci, jakie miałem okazję oglądać od lat w naszym medium.

Pozostaje tylko pomyśleć, co by mogło się wydarzyć, gdyby Ember Lab operowało budżetami na miarę największych studiów. Jedna z niewielu współczesnych gier, aspirujących do segmentu AAA, która ma w sobie duszę. Produkcja, w którą włożono ogrom pracy i serca, pomimo pewnych ograniczeń. Warto naprawdę rzucić groszem na Kena: Bridge of Spirits w pełnej cenie. Jak na debiut w grach, ekipa z Los Angeles wypadła fenomenalnie!

Kena Bridge of Spirits - photo mode
Recenzja Kena: Bridge of Spirits – droga ku odkupieniu dusz
Zalety
fenomenalna animacja, zarówno w przerywnikach, jak i w rozgrywce
zaskakująco trudna, uzależniająca, wymagająca, ale też uczciwa walka
wymuszanie na graczu eksploracji, która nagradza widocznymi ulepszeniami
ciepła, ale też dorosła opowieść
wielowarstwowe zastosowanie małych stworków
produkcja, która szanuje czas gracza
Wady
eksploracja nie zawsze się opłaca, jeśli ubieranie Rotków komuś się nie spodoba
9
Ocena
Exit mobile version