O tym, że dostawcy internetowych wyszukiwarek płacą twórcom przeglądarek za to, aby ich usługi były mniej lub bardziej eksponowane, wiadomo nie od dziś. Nierzadko opiewające na umowach sumy potrafią przyprawić o zawrót głowy, o czym każdego roku boleśnie przekonuje się Google. Firmie z Mountain View i tym razem przyjdzie zapłacić niemałą kwotę za pozostanie domyślnym rozwiązaniem na urządzeniach z logo nadgryzionego jabłka.
Apple najwyraźniej chce puścić Google z torbami
Jeszcze pod koniec 2014 roku sytuacja nie wyglądała wcale najgorzej, przynajmniej spoglądając na współczesne standardy. To właśnie wtedy gigant z Cupertino zażądał od Google kwoty w wysokości „zaledwie” jednego miliarda dolarów w zamian za, z punktu widzenia drugiej strony, korzystne domyślne ustawienia przeglądarki. Z roku na rok opłata ta sukcesywnie rośnie, a w 2021 roku powinna wynieść, według wszelkich przewidywań, nawet 15 miliardów dolarów!
To jeszcze nic w porównaniu do tego, na jakie wydatki zmuszone będzie przygotować się Google w nadchodzących latach. Szacuje się bowiem, że już w 2022 roku wpływy Apple z samego wspomnianego wcześniej tytułu przekroczą próg 20 miliardów dolarów.
Czy Google coś z tym zrobi?
Wydawać by się mogło, że przedsiębiorstwo z Mountain View znajduje się obecnie na przegranej pozycji i nie pozostaje mu nic innego, jak zgodzić się na rokrocznie rosnące stawki narzucane mu przez Cupertino. Ale czy na pewno?
Jak zauważają czołowi analitycy branży, godząc się na takie a nie inne warunki, Google ma sporą szansę na narażenie się różnego rodzaju organom regulacyjnym, więc są mu one nie na rękę z przynajmniej dwóch powodów (poza znikającymi w błyskawicznym tempie zerami na koncie). Zewsząd coraz częściej słychać głosy, jakoby firma w bliżej nieokreślonej przyszłości miała zdecydować się na zakończenie długoletniej współpracy.
Opisywany scenariusz wydaje się jednak mało prawdopodobny, w szczególności ze względu na to, że na dzień dzisiejszy to właśnie Google zdaje się bardziej potrzebować Apple niż na odwrót.
Oddanie bez walki w ręce konkurencji całego segmentu urządzeń, działających pod kontrolą bardzo popularnego systemu, byłoby bardzo ryzykownym posunięciem.