Nie wiem dlaczego, ale czekałem na premierę Mario Golf: Super Rush na Nintendo Switch. Jest to dla mnie o tyle dziwne, że prywatnie sport w postaci golfa w ogóle mnie nie interesuje, a i w poprzednie odsłony tej pobocznej serii Nintendo, grałem raczej sporadycznie. Z jakiegoś jednak powodu grę tę kupiłem na premierę, zagrałem i… koniec końców nie żałuję. Choć miejsca na narzekanie w tej recenzji również trochę się znajdzie.
Wypada zacząć od tego, że Mario Golf: Super Rush to nie tytuł o skali Super Mario Odyssey czy Mario Kart 8. Najnowszej grze Nintendo, za którą odpowiada studio Camelot, bliżej raczej do Mario Tennis Aces lub Luigi’s Mansion 3, co nie jest niczym złym – w końcu nie każda gra Nintendo musi być hitem wielkości The Legend of Zelda: Breath of the Wild.
Odnoszę wrażenie, że w niektórych miejscach Super Rush zabrakło tego ostatecznego sznytu Nintendo, który od zawsze towarzyszy serii Mario. Nie oznacza to jednak, że tytuł ten jest przez to skazany na porażkę – a to wszystko dzięki bardzo solidnym podstawom rozgrywki najnowszego Mario Golf. I od tego właśnie zacznijmy.
Realistyczna rozgrywka…
Golf, jaki jest, każdy widzi. Trudno wokół tego – pozornie nudnego – sportu zbudować dobrą grę dla przeciętnego zjadacza chleba, który nie jest fanem golfa na co dzień. Nintendo i Camelot dobrze o tym wiedzą, obudowując ten realistyczny „rdzeń” gry w golfa, dodatkowymi i szalonymi mechanikami, które skutecznie urozmaicają Mario Golf.
Pragnę tu jednak zauważyć i wyraźnie podkreślić, że Mario Golf: Super Rush to u podstaw zaskakująco dobry symulator gry w golfa, który dość wiernie odwzorowuje realizm i zasady tej gry… oczywiście, dopóki nie przyjrzymy się abstrakcyjnym polom golfowym i samym graczom. Mam nawet takie wrażenie, że gdyby wyciąć z gry te wszystkie „Marianowe” dodatki i zadbać o realistyczny świat, to Super Rush byłby po prostu bardzo udanym symulatorem gry w golfa.
Oddawanie rzutów wymaga od nas ciągłej precyzji i sprawdzania takich czynników, jak siła i kierunek wiatru, rodzaj wybranego przez nas kija, kąt strzału czy siła nachylenia i rodzaj powierzchni, na jakiej obecnie się znajdujemy. I już ta rozgrywka w połączeniu z bardzo dobrze zaprojektowanymi polami golfowymi sprawia, że Mario Golf: Super Rush to po prostu przyjemna gra. A to przecież nie wszystko, co tu znajdziemy.
…z kilkoma ulepszeniami
Do tej standardowej formuły golfa wkomponowano sporo dodatków, prosto ze świata Mario. Po pierwsze, postacie z Grzybowego Królestwa różnią się pomiędzy sobą statystykami, a także strzałami specjalnymi. By takiego super uderzenia użyć, musimy zapełnić odpowiedni pasek, który stopniowo zwiększa swoją zawartość po udanych strzałach. Gdy już wspomniany pasek zapełnimy, możemy tego specjalnego strzału użyć, by np. odrzucić na kilka metrów w tył pozostałych zawodników, dając nam lekką przewagę.
Do tego dochodzą rozmieszczone po polach golfowych przeszkody. O ile w pierwszych lokacjach nie jest ich zbyt dużo, tak w późniejszych uważać musimy na niebezpieczne burze, poruszających się po mapie przeciwników czy wykorzystywać specjalne powietrzne wiry, by dostać się na wyższe poziomy etapów.
Oprócz tego, w skutecznej grze pomoże nam specjalna minimapa, a także praktyczny skaner terenu, określający jego nachylenie i budowę. To wszystko to bardzo udane urozmaicenia rozgrywki, które sprawiają, że Mario Golf: Super Rush nie nudzi się tak szybko.
Całość sprawia wrażenie niezwykle przemyślanego produktu, co nie powinno dziwić, bo nie jest to pierwsza golfowa gra Nintendo, ponieważ w przeszłości, na poprzednich konsolach Japończyków, ukazały się już takie tytuły, jak Mario Golf: World Tour (Nintendo 3DS – 2014) czy Mario Golf: Advance Tour (Game Boy Advance – 2004), za które również odpowiadało studio Camelot.
Szkoda tylko, że w parze z tym nie idzie wysoka jakość produkcyjna. Odnoszę wrażenie, że Nintendo nie przeznaczyło na ten projekt wystarczającego budżetu, przez co twórcy musieli iść w kilku kwestiach na kompromisy. Nie jest to może nic psującego rozgrywkę, ale trudno nie odnieść wrażenia, że inne gry z serii Mario wydają się znacznie bardziej „wysokobudżetowe”.
Tryby
Kilka słów wypada powiedzieć też o dostępnych trybach w Mario Golf: Super Rush. Tych w grze mamy kilka, które dodatkowo możemy lekko personalizować, zmieniając zasady zwycięstwa czy liczbę uczestników. Tak więc obok kampanii fabularnej (o której więcej za chwilę), znajdziemy też standardowe turnieje, a także specjalne wyzwania. „Perłą w koronie” ma być tryb Speed Golf, który mi niestety za bardzo do gustu nie przypadł.
Tryb ten polega na tym, że obok standardowej golfowej rozgrywki, po oddaniu strzału musimy jak najszybciej dostać się do naszej piłeczki, żeby oddać kolejny rzut. Podczas tego biegania możemy zbierać monety, a także dopalacze, którymi to możemy szybciej się przemieszczać, a także taranować przeciwników. Na papierze brzmi to może i fajnie, ale w rzeczywistości całość jest dosyć chaotyczna, irytująca i koniec końców nudna, przez co bardziej preferowałem standardowy tryb rozgrywki turniejowej.
Dla fanów rywalizacji jest również Battle Golf, dziejący się na arenie, na której musimy jak najszybciej zdobyć określoną liczbę dołków. W zwycięstwie przeszkadzać nam będą inni przeciwnicy, jak i sama arena. W niektóre z tych wyżej wymienionych trybów możemy grać również online, ale ja dużo bardziej wolałem rozgrywać mecze lokalnie na jednej konsoli, wraz z dziewczyną czy ze znajomymi. Nie jest to może tak dobra gra imprezowa, jak Mario Kart 8 czy Super Mario Party, ale z pewnością znajdzie ona swoją niszę.
Podoba mi się również opcjonalne sterowanie ruchowe w Super Rush. Strzelanie przy pomocy wbudowanych żyroskopów Joy-Conów jest może i dużo mniej precyzyjne od klasycznego sterowania, ale podczas gry imprezowej sprawdza się to świetnie. Dużo łatwiej dać komuś kontroler w dłoń i kazać „po prostu” uderzać w wirtualną piłeczkę, niż tłumaczyć bądź co bądź dość skomplikowane sterowanie na tradycyjnym padzie.
Fabuła?
Tak, w Mario Golf: Super Rush jest fabuła, co nie powinno być już dla nas żadnym zaskoczeniem. Wszakże już nie tylko gry sportowe Nintendo oferują tryby fabularne, ale i inne serie, takie jak, chociażby FIFA czy F1. W najnowszym Mario Golf wcielamy się w samego siebie, a dokładnie w swój awatar Mii, który będzie wspinał się po drabince golfowej kariery, mierząc się z takimi gwiazdami, jak Luigi, Bowser czy Toad.
Nie ma co się jednak oszukiwać – historia opowiedziana w Mario Golf: Super Rush nie wciąga. Jest ona średnio zajmująca, a i jej poprowadzenie wyraźnie kuleje, tempo gry jest tu po prostu ślimacze i jedyne, co tu się broni, to ciekawy rozwój naszego awatara, którego możemy potem używać w innych trybach (ma on wtedy nawet swoje własne spersonalizowane statystyki!).
Całość to po prostu zwykłe golfowe turnieje, pomiędzy którymi możemy porozmawiać z postaciami pobocznymi czy potrenować konkretne zagrania golfowe na polach treningowych. Czasami znajdziemy tu jakichś bossów, ale nie są oni jakoś szczególnie dobrze zaprojektowani. Oddać jednak muszę, że cała kampania dobrze sprawdza się jako wydłużony samouczek całej gry, a przejście jej całej pozwala nam odblokować między innymi wszystkie pola golfowe.
I chociażby dlatego warto w tryb ten zagrać, ale nadal ubolewam nad tym, że nie pokuszono się tu o nieco lepszą historię. I ja wiem, że w kontekście gry sportowej zarzut słabej fabuły brzmi dla niektórych komicznie, ale jednak w innych sportowych grach Mario aspekt ten stał na znacznie wyższym poziomie.
Oprawa audiowizualna Mario Golf: Super Rush
Rozczarowała mnie oprawa graficzna najnowszego Mario Golf, która odstaje od reszty gier ekskluzywnych Nintendo. Tytuł ten nie ma nawet startu do, chociażby, Mario Kart 8, Mario Tennis Aces czy Super Mario Odyssey. Dziwi mnie tu przede wszystkim porównanie do drugiego wymienionego przed chwilą tytułu, ponieważ za obie te gry odpowiada ten sam zespół.
To oczywiście nie tak, że Mario Golf: Super Rush odstrasza swoim wyglądem. Lokacje są różnorodne pod względem terenu i całkiem obszerne, a także nie odstają pod względem projektowym. Gorzej z powtarzającymi się ciągle assetami i dość ubogą roślinnością czy ogólnym niskim poziomem detali. Miejscami jest tu po prostu bardzo pusto, a kiepskiej jakości cienie dodatkowo psują ogólny efekt.
Również animacje (jak na serie Mario) potrafią rozczarować, co widać przede wszystkim w trybie Speed Golf. Biorąc to wszystko w całość, najnowsze Mario Golf wygląda po prostu jak „zwykła gra na Nintendo Switch”, do czego raczej nie jesteśmy przyzwyczajeni, ponieważ Nintendo udowodniło nam, że gry z ich głównych marek, potrafią zachwycać oprawą graficzną.
Audio też niestety nie powala na kolana, głównie przez to, że nie znajdziemy w Super Rush żadnych zapadających w pamięć utworów i motywów, jak chociażby w Super Mario Odyssey, choć – bądźmy też szczerzy – to po prostu nie ta liga gier. Spodziewałem się jednak nieco więcej po grze z uniwersum Grzybowego Królestwa Mario, bo nawet te mniejsze tytuły z tej serii, brylowały pod względem audio.
Podsumowanie
Za Mario Golf: Super Rush zapłaciłem 219 złotych w dniu premiery, co uważam za kwotę mocno przesadzoną, jak za taki produkt. A przez słowo „taki” mam na myśli nie tyle samą jakość, co po prostu skalę gry. To jednak standard w przypadku produkcji Nintendo, które zawsze cechują się wysoką ceną na premierę i bardzo skromnymi promocjami jakiś czas później, również w przypadku tych mniejszych gier. Niech za przykład posłuży tu chociażby niedawno wydane Pokémon Snap czy nieśmiertelne Mario Kart 8 Deluxe, które pomimo już czterech lat na karku (!!!) nadal potrafi kosztować w sklepach powyżej 200 złotych.
Taka jest po prostu polityka cenowa Nintendo, z którą trudno sensownie walczyć – co nie zmienia faktu, że ja sam wyceniłbym Mario Golf: Super Rush na jakieś 130 – 150 złotych. Taka cena byłaby już w pełni adekwatna do jakości wykonania i wielkości tejże gry, przez co polecam Wam poczekać z zakupem najnowszego Mario Golf na jakąś większą promocję – może Nintendo się zlituje i przeceni swoją grę w najbliższym czasie.
Jeśli jednak czekać nie chcecie, to Mario Golf: Super Rush mogę Wam zarekomendować – to bardzo przyjemna gra, w sam raz na wakacje, która idealnie sprawdzi się, chociażby w podróży. Jest tu też co prawda kilka potknięć, ale po czasie przywykłem do nich i bawiłem się naprawdę dobrze. Będę do najnowszego Mario Golf z pewnością jeszcze wielokrotnie wracał!