Muszę przyznać, że chyba nigdy wcześniej nie przeszło mi przez myśl, że będę uganiał się za wiedźmińskimi potworami poza ekranem podłączonym do mojej konsoli. Wiedźmin Pogromca Potworów zmusza do uzbrojenia się w smartfon i podróży po naszej okolicy, poza domem. Czy ostatnia część tego zdania nie brzmi aby trochę znajomo? Zapraszam do pierwszych wrażeń z Wiedźmina w wydaniu mobilnym!
Wiedźmin wciąż żywy
Pomimo, że od premiery ostatniej części trylogii przygód Geralta z Rivii minęło już ponad 6 lat, zainteresowanie Wiedźminem cały czas wydaje się być znaczące. Powodów takiej sytuacji jest co najmniej kilka. Netfliksowy serial z pewnością pomógł w zwiększeniu rozpoznawalności tytułu wśród osób niekoniecznie zainteresowanych literaturą czy grami.
W trakcie ostatniego WitcherConu, czyli wydarzeniu poświęconemu stricte uniwersum stworzonemu przez Andrzeja Sapkowskiego, CD-Projekt RED przypomniał graczom, że next-genowa wersja kultowego już Wiedźmina 3 nieuchronnie zbliża się na Xboksy Series X i PS5. Nie należy także zapominać o innych, mniejszych wydaniach związanych mniej lub bardziej ze światem gry, jak Gwint czy Wojna Krwi.
Kiedy pod koniec sierpnia ubiegłego roku ogłoszono, że doczekamy się mobilnego wydania Wiedźmina na smartfony, opracowanego przez debiutujące na rynku studio Spokko (należące do rodziny CD-Projektu), niektórzy gracze łapali się za głowy. Powodem takiej reakcji były przede wszystkim informacje na temat samej rozgrywki.
The Witcher: Monster Slayer (polski tytuł Wiedźmin: Pogromca Potworów) to z pozoru tytuł mocno inspirowany szalenie popularnym Pokemon Go. O ile bajkowa kreska sympatycznych stworków pozwala na dość swobodną interpretację rozgrywki, tak pozostaje pytanie jak przenieść tak charakterystyczne i ciężkie klimatem uniwersum, jak świat Wiedźmina, do gry mobilnej, która opiera się na geolokalizacji i AR?
Nie pozostaje nic innego jak tylko to sprawdzić. Grę miałem okazję przetestować przedpremierowo dzięki uprzejmości twórców. Tytuł testowałem na smartfonie Asus Zenfone 7 Pro.
Czym jest Wiedźmin Pogromca Potworów?
We wstępie nie bez powodu wspomniałem o kieszonkowej wersji Pokemonów, która swego czasu kompletnie zdominowała świat mobilnej rozgrywki. Powód takiego skojarzenia jest prosty. Gra wykorzystuje dwa najważniejsze elementy hitu autorstwa Niantic. Po pierwsze jest to geolokalizacja, która zmusza nas do przemieszczania się z naszym smartfonem w ręku w celu wykonania przeróżnych zadań czy rozpoczęcia pożądanych aktywności. Druga sprawa to technologia rzeczywistości rozszerzonej (z ang. AR – Augmented Reality), która pozwala przenieść wiele elementów z gry do świata rzeczywistego.
Na tym jednak większość podobieństw się kończy. Powiedzieć, że mobilny Wiesiek to kopia żerująca na popularności Pokemon Go, to bardzo duże nadużycie. Oczywiście da się znaleźć powiązania między jednym i drugim tytułem, szczególnie z uwagi na dwa kluczowe elementy rozgrywki, o których wspomniałem wcześniej, jednakże Wiedźmin Pogromca Potworów ma swój własny pomysł na rozgrywkę, o czym zamierzam Wam dzisiaj opowiedzieć.
Z jakim modelem dystrybucji mamy do czynienia? Wiedźmin Pogromca Potworów to tytuł free-2-play, a więc pobierzecie go zupełnie za darmo z Google Play lub AppStore. Jak to jednak mają w zwyczaju wszystkie tytuły f2p, w grze znajduje się możliwość zakupu wirtualnej waluty za prawdziwe pieniądze, która pozwoli nieco przyśpieszyć progresje naszej postaci, jak i ułatwić walkę. O tym jednak więcej powiem później.
Podłoże fabularne Pogromcy Potworów zabiera nas do bliżej nieokreślonego czasu przed wydarzeniami z trylogii Wiedźmina znanej z PC i konsol, jak i sagi utworzonej przez Andrzej Sapkowskiego. Co to w gruncie rzeczy oznacza? Cóż… Geralta z Rivii raczej na swojej walecznej ścieżce, przynajmniej na razie, nie spotkamy. Z drugiej strony pozwala to twórcom na większą dowolność w tworzeniu zarysu fabuły, jak i projektowaniu oręża czy innych przedmiotów. Już teraz mogę jednak powiedzieć, że fani serii Wiedźmin powinni odnaleźć się w mobilnym wydaniu dość szybko.
Smartfon jest? To w drogę!
Skoro znamy już ogólny zarys, jaki reprezentuje sobą Wiedźmin Pogromca Potworów, to czas przejść do rozgrywki. Po zainstalowaniu gry, która zajmuje prawie 2 GB, nie pozostaje nam nic innego, jak wskoczyć do zabawy. Praktycznie od samego startu rzuceni jesteśmy w bój rozgrywki do pierwszej walki i to zanim na dobre stworzymy naszą postać. Jest to swego rodzaju starcie pokazowe, które nauczy nas podstaw walki.
Tak, mobilny Wiedźmin to przede wszystkim walka. Nie mamy tutaj do czynienia z kolekcjonowaniem różnych kreatur, a przynajmniej nie to stanowi rdzeń rozgrywki.
Kiedy znajdziemy na mapie w swoim zasięgu jakiegoś stwora, możemy stoczyć z nim szranki. Zanim jednak przystąpimy do właściwej walki, mamy możliwość przygotowania naszej postaci. Wybór odpowiedniego miecza, eliksirów, oleju czy petard może mieć niebagatelne znacznie, szczególnie w starciu z mocniejszymi przeciwnikami. Element ten wprowadza nieco strategii przed tą fazę walki, gdzie liczyć będzie się przede wszystkim szybkość i nasz refleks.
Gdy już zatwierdzimy wybrany ekwipunek, przystępujemy do właściwej walki, która może odbywać się zarówno w „zwykłym trybie”, jak i z wykorzystaniem technologii rzeczywistości rozszerzonej. Jeśli zdecydujemy się na tę drugą, wtedy istnieje możliwość przeniesienia strzygi, alghuli czy utopców do naszego mieszkania lub parku w okolicy. Tutaj twórcy dają dowolność, a więc korzystanie z AR jest zupełnie dobrowolne. Należy też pamiętać, że korzystanie z tej technologii potrafi znacznie obciążyć nie tylko sam procesor, ale i baterię.
Walka? Refleks i szybkość
Jak wygląda starcie z przeciwnikiem? Gracze mogą w zasadzie wykonać sześć akcji. Są to:
- szybki atak – błyskawiczne poruszanie palcem po ekranie,
- silny atak – wolniejsze poruszanie palcem po ekranie,
- sparowanie ataku – odbicie części obrażeń po stuknięciu palcem w ekran, w momencie ataku przeciwnika,
- rzucenie petardy – element wybierany przed walką,
- atak znakiem – po narysowaniu odpowiedniego symbolu na ekranie,
- krytyczny atak – po wypełnieniu specjalnego paska za zadane obrażenia, skuteczny atak przeciwnika (niesparowany) zmniejsza jego wypełnienie.
Założenia są proste, jednak samo starcie z wrogimi potworami potrafi być bardzo, ale to bardzo wymagające. Jeśli ktoś myśli, że od razu rzuci się w wir walki z legendarnymi istotami (pozostałe to pospolite i rzadkie) to głęboko się myli. Pokonanie przeciwnika nie sprowadza się tylko i wyłącznie do szybkiego rysowania palcem po ekranie. Kluczowym aspektem jest wyczucie ataków przeciwnika, co pozwala na „perfekcyjne parowanie”, a co za tym idzie minimalną utratę zdrowia naszego wiedźmina.
Atak przeciwnika sygnalizowany jest czerwoną ikonką nad głową stwora, ale odpowiednie tapnięcie, pozwalające odbić znaczną część obrażeń, wymaga nauczenia się animacji ataku wrogów. Nie jest to łatwa sprawa, tym bardziej, że różnorakie potwory mają dość spory zasób ataków. Ba, początkowo nawet walka z teoretycznie łatwiejszymi stworzeniami potrafi sprawić trochę problemu.
Z pomocą przychodzą eliksiry, oleje i petardy, które możemy zbierać, wytwarzać i kupować w sklepie. Tutaj tworzy się potencjalne niebezpieczeństwo do dość dużego polegania na mikrotransakcjach. Wytworzenie danego przedmiotu wymaga zdobycia poszczególnych materiałów i, o ile to stanowi najmniejszy problem, tak czas uwarzenia eliksiru czy wytworzenia danej jednej petardy już potrafi zająć nawet i godzinę. Oczywiście możemy przyśpieszyć uzupełnianie ekwipunku poprzez dodanie kolejnych stanowisk do wytwarzania przedmiotów, ale to kosztuje złoto. Zawsze można pójść po najmniejszej linii oporu i po prostu kupić dane przedmioty w sklepie.
Samą walutę zdobywamy za wykonane dzienne zadania, za różnorakie questy, a także w ramach nagrody za kolejne poziomy postaci. Niestety, zdobycie większej ilości złota w ten sposób wymaga dość sporego grindu, a wspomniane przeze mnie elementy to niejedyne rzeczy, które można zakupić.
Grę rozpoczynamy z podstawowym pancerzem i tylko jednym, stalowym mieczem. Dość logicznym wydaje się, że pierwszy nasz zakup będzie skierowany w kierunku oręża srebrnego, które pozwoli zadać większe obrażenia konkretnym potworom. To niestety też jest dość spory wydatek i, pomimo faktu, że twórcy już w trakcie testów zdecydowali się zmniejszyć ceny obowiązujące w sklepie, w dalszym ciągu czuć konieczność długiego grindu w przypadku chęci pozostania darmowym graczem.
To, co wyróżnia Pogromcę Potworów w świetle innych gier wykorzystujących geolokalizację i AR, to zadania fabularne. Już na samym początku za sprawą samouczka zostajemy członkiem Szkoły WIlka i poznajmy pierwsze postaci ze świata gry. Zadania przeplatają śliczne komiksowe wstawki i kwestie dialogowe nagrane w języku angielskim. Oczywiście całość gry zawiera polskie napisy.
O ile pierwsze zadanie odbywa się w miejscu, gdzie zaczynamy rozgrywkę, tak wszystkie kolejne „zachęcają” nas do nawet ponad kilometrowych spacerów. Wytropienie konkretnej bestii, odnalezienie danej postaci czy też uruchomienie artefaktu – wszystkie te cale zaznaczają się na mapie świata w pewnej odległości od miejsca, w którym dotarliśmy do wcześniejszego etapu zadania.
Co prawda twórcy przewidzieli, że urlop, praca czy inne siły wyższe potrafią przenieść nas do innego miasta, więc przy każdym zadaniu znajduje się przycisk pozwalający zresetować położenie kolejnego etapu questa tak, aby znalazło się ono bliżej nas. Nie ma jednak co liczyć na to, że za każdym razem skorzystamy z tej opcji. Jeśli nasz cel znajduje się promieniu 1-3 km opcja ta potrafi być nieaktywna. Przemieszczenie się w wybrane miejsce pozostaje więc koniecznością. Mobilny Wiesiek ewidentnie zachęca do aktywnego spędzania czasu.
Gra, oprócz wykorzystywania modułu map Google, bierze także pod uwagę warunki atmosferyczne, jakie aktualnie panują w okolicy. Podobny system zaimplementowano w Harry Potter: Wizards Unite czy wspomnianym już wcześniej Pokemon Go. Pewne okazy są dużo łatwiejsze do spotkania nocą, a jeszcze inne wtedy, kiedy na zewnątrz akurat pada. W bestiariuszu na ten moment znajduje się miejsce dla 128 potworów. Nie jest to mała liczba, a więc nie powinno być do czynienia z przesadną powtarzalnością.
Każdy pokonany stwór, wykonane zlecenie, a nawet udane parowanie czy krytyczny atak to dodatkowy exp, który przybliża nas do zdobywania kolejnych poziomów. Wraz z levelowaniem otrzymujemy punkty umiejętności, które możemy rozdzielić pomiędzy trzy drzewka umiejętności. Są to: walka, alchemia i znaki. Pozwala to nieco dostosować styl walki naszej postaci. Jedni skupią się na obrażeniach zadawanych mieczem po silnych atakach, drudzy zainwestują więcej w odblokowywanie nowych znaków. Drzewka mimo, że dość proste, wprowadzają fajny RPG-owy element i nieco planowania.
Jak wspomniałem na wstępie, grę odpalałem na Asusie Zenfone 7 Pro. Przez cały czas trwania testów nie miałem żadnych problemów z płynnością czy modułem geolokalizacji w grze.
Z segmentu ustawień mamy możliwość wyboru grafiki na poziomie niskim, normalnym i ultra. O ile pomiędzy środkowym, a najwyższym ustawieniem wielkiej różnicy nie widać, tak na niskich czuć już, że detale dostają w kość. Niemniej trzeba powiedzieć, że modele postaci czy bestii, z którymi się mierzymy, wyglądają całkiem przystępnie i jak na grę mobilną poziom jest całkiem niezły. Duży plus grze należy się w kwestii udźwiękowienia. Fani trylogii z pewnością rozpoznają część z utworów obecnych w Pogromcy Potworów.
Podsumowanie, czyli nadzieje i obawy
No dobrze, wykonujemy zadania, zabijamy różne potwory… i co dalej? Tu leży moja druga największa obawa w stosunku do mobilnego Wiedźmina – oprócz systemu mikropłatności. Chodzi o ilość dostępnej zawartości na moment premiery. Owszem, potworów jest sporo, zadania są ciekawe i angażujące, ale to na ten moment tyle. Walka, choć początkowo zajmująca, to jednak jest dość mocno powtarzalna, szczególnie, że możliwych akcji do wykonania w trakcie jest tylko 6, a część z nich jest uzależniona od posiadanego ekwipunku, który swoje kosztuje. Twórcy deklarują, że z czasem możemy spodziewać się większej ilości contentu, update’ów, ale na ten moment mogę mówić za to, co znajduje się w grze w tym momencie. Niemniej czuć, że sam pomysł ma spory potencjał.
Pomimo faktu, że początkowo takie uniwersum nie pasowało mi do tego stylu rozgrywki, kilka godzin spędzonych na spacerach z grą, utwierdziło mnie w przekonaniu, że to była błędna ocena. Graczom pozostaje wierzyć, że w istocie twórcy o grze nie zapomną i nową zawartością będą dalej zaciekawiać graczy, a system mikropłatności zostanie zbalansowany w taki sposób, że ilość grindu nie będzie przerażać. Ja będę ten projekt obserwował z ogromnym zaciekawieniem, a gra zostanie na moim smartfonie na dłużej.
Data premiery oficjalnej gry została wyznaczona na 21 lipca 2021 roku. Tytuł znajdziecie w Google Play i AppStore.
A co Wy sądzicie o pomyśle na mobilnego Wieśka? Planujecie pobrać i sprawdzić grę na swoich smartfonach? Jeśli macie jakieś pytania dotyczące rozgrywki, napiszcie w komentarzach, postaram się w miarę możliwości udzielić na nie odpowiedzi.