Przed premierą Scarlet Nexus gracze przywoływali najróżniejsze porównania. „Devil May Cry na sterydach!” czy „Monster Hunter z innymi przeciwnikami!” to tylko dwa przykłady z dziesiątek różnych innych zestawień. Jakkolwiek dziwne może się to wydawać, tak w przytoczonych porównaniach jest dużo prawdy. Nie oznacza to jednak, że produkcji Namco Bandai brakuje tożsamości czy charakteru. Jest wręcz przeciwnie. Zapraszam serdecznie do recenzji Scarlet Nexus w wersji na konsolę Xbox Series X.
Mówisz Namco – myślisz Tekken
Nie da się ukryć, że w naszym kraju producent i wydawca Namco Bandai jest przede wszystkim kojarzony z jedną z najpopularniejszych bijatyk wszechczasów, czyli marką Tekken. Pomimo 4 lat, jakie minęły już od premiery ostatniej pełnoprawnej części serii (Tekken 7), o grze zrobiło się ponownie głośno w Polsce za sprawą dodania nowej postaci.
Lidia Sobieska, premier Polski, weszła na arenę pod koniec marca bieżącego roku. Jeśli wierzyć twórcom, prace nad bohaterką trwały niemalże 8 lat. Deweloperzy chcieli mieć jednak pewność, że zapewnią wiernej i oddanej polskiej społeczności postać, która trafi prosto do ich serc.
Nie samym Tekkenem Namco żyje i w połowie 2020 roku w trakcie jednego z pokazów Inside Xbox została zapowiedziana gra pod tytułem Scarlet Nexus. Zupełnie nowa marka, pod którą kryć miał się jRPG z dużym nastawieniem na elementy akcji. Twórcy od początku nie kryli, że to jeden z największych i zarazem najbardziej ambitnych dzieł studia w ostatnich latach. Prace nad grą powierzono zespołowi odpowiedzialnemu za cieszący się sporą sławą jPRG pod tytułem Tales of Vesperia.
Pomimo trudnej sytuacji na świecie, Scarlet Nexus z miesiąca na miesiąc nabierał kształtów i tytuł zadebiutował na rynku zgodnie z planem 25 czerwca 2021 roku. Gra ukazała się na pecetach, a także konsolach nowej i ubiegłej generacji Sony i Microsoftu. Mi do recenzji przypadła wersja na Xboksy, a testowałem ją na Xbox Series X.
Czym jest Scarlet Nexus?
Skoro mamy do czynienia z zupełnie nową marką, warto na początku kilka słów poświęcić temu, czym w ogóle jest świat kreowany przez Scarlet Nexus. Od razu zaznaczam, że czy to w kwestiach fabularnych czy zdjęciowych postaram się ograniczyć do pierwszych godzin gry – tak, aby nie spoilerować nikomu rozgrywki, tym bardziej, że opowiadana przez grę historia jest jednym z najważniejszych, a zarazem najlepszych elementów.
Akcja Scarlet Nexus toczy się w odległej przyszłości w mieście New Himuka, gdzie świat i społeczeństwo kręcą się wokół psionicznych technologii. Wszystko za sprawą odkrycia w ludzkim mózgu hormonu, pozwalającego odblokować nadprzyrodzone moce. Wydarzenie to okazało się przełomowe dla całego świata, gdyż pozwoliło ludziom znacząco przyśpieszyć swój rozwój.
Świat, narysowany przez twórców, to prawdziwa mieszanka wszystkiego, co jakkolwiek może kojarzyć się z przyszłością. Nie jestem w stanie jednoznacznie określić stylu, w jakim stworzono otaczający gracza świat. Jest coś z Cyberpunka, jest coś z Matrixa, a jeszcze znajdą się elementy opowieści o kosmicznych podbojach. Prawdziwy miszmasz!
Gdyby tego było mało, skoro mamy do czynienia z grą akcji, to musi pojawić się jakiś przeciwnik. W tym przypadku nasi bohaterowie mierzą się z mutantami nazwanymi Others (Inni), które przypominają połączenie zombie z kwiatami żywcem wziętymi z babcinego ogródka, które łakną ludzkich mózgów.
Co ciekawe, twórcy znaleźli własne określenie na stworzony przez nich styl. Jest to tak zwany „Brainpunk”. Zasadność stosowania tego słowa powinna zostać chociaż częściowo uzasadniona po przeczytaniu powyższych dwóch akapitów.
Jeśli ktoś z Was złapał się w tym momencie za głowę, nie dziwię się ani trochę. Zapytacie, jak coś takiego może w ogóle funkcjonować? Otóż, w istocie rzeczy może i, co więcej, jest w stanie stworzyć bardzo przyjemną i zajmującą fabułę. Oczywiście, trzeba sobie zdać sprawę z tego, że nie każdemu do gustu przypadnie ten rodzaj „wschodniej” przygody. Uczciwie przyznam, że nigdy nie byłem fanem anime, ani jakichkolwiek jRPG-ów, jednak Scarlet Nexus przyciągnął mnie do siebie na długo i potrafił zająć sporo czasu w mojej głowie, kiedy zastanawiałem się nad losem poszczególnych bohaterów.
Tytuł jeden, a historie dwie… tak jakby
Już na początku rozgrywki musimy dokonać istotnego wyboru z punktu widzenia rozwoju historii. Wybieramy pomiędzy dwoma grywalnymi postaciami. Możemy wcielić się w Yuito Sumeragiego, humorzastego chłopaka, który musi radzić sobie z dziwnymi relacjami w swojej zamożnej rodzinie, lub w Kasane Randal – nieśmiałą, ale i pewną swego dziewczynę.
Niezależnie od wyboru postaci, losy obu wspominanych bohaterów będą się ze sobą przecinać, jednakże w celu poznania całej fabuły gry ze wszystkimi szczegółami, konieczne jest rozegranie dwóch kampanii, jedną i drugą postacią. To bardzo ciekawy i dość unikatowy wybór twórców.
Oczywiście w trakcie ogrywania fabuły, trafimy na bardzo podobne wydarzenia, szczególnie te najważniejsze z punktu widzenia całej historii, ale część z nich będziemy mogli ujrzeć z trochę innej perspektywy. Są też i takie elementy, o których istnieniu nie będziemy mieli pojęcia po ograniu tylko jednej ścieżki.
Oboje bohaterów poznajemy w momencie, kiedy zasilają oni szeregi organizacji o nazwie Other Suppression Force, czyli w skrócie OSF. To grupa, która ma za zadanie zwalczać wspominanych już Innych (Others), którzy zagrażają życiu i bezpieczeństwu mieszkańców miasta. Wspomniana organizacja składa się jednak ze znaczącej ilości członków, przez co w trakcie historii będziemy mieli możliwość poznania całej plejady barwnych i bardzo charakterystycznych postaci, które będziemy od początku lubić lub nienawidzić.
Więzi nawiązywane z postaciami są też istotnym elementem gry. W trakcie naszych wojaży będziemy mieli liczne okazje do bliższego poznania bohaterów, a nawet zawiązania bliższych przyjaźni. W grze zaimplementowano m.in. system obdarowywania kompanów prezentami, dzięki czemu możemy liczyć na dodatkowe bonusy i przedmioty, które mogą nam pomóc w walce. Kiedy nasze stosunki z danym bohaterem będą wystarczająco bliskie, istnieje możliwość wykonania specjalnej misji, po której dana osoba będzie nam bardziej lojalna (coś na wzór Mass Effect 2), co przełoży się na jeszcze lepsze nagrody pomagające w grze.
Wisienka na torcie – model walki
Powiedzieliśmy już co nieco o fabule, a także bohaterach, ale jak prezentuje się jeden z najważniejszych elementów gier akcji, czyli walka? Już na wstępie mogę powiedzieć, że dawno nie walczyło mi się tak przyjemnie, jak w Scarlet Nexus. Idealne wyważenie pomiędzy zręcznością, a taktyką. Tak mogę podsumować to, z czym miałem do czynienia w trakcie rozgrywki.
W Scarlet Nexus na naszej drodze staną hordy przeciwników. Do walki nie będziemy jednak wykorzystywać broni palnej, gdyż nasi przeciwnicy, czyli wspominani już Inni, są odporni na ten rodzaj uzbrojenia. W starciach wykorzystywać będziemy przede wszystkim moce psioniczne, jak i broń białą.
Prowadzona przez nas walka toczy się w czasie rzeczywistym i, choć w pierwszej chwili wydaje się, że system jest dość skomplikowany, tak już po kilku bitwach dość łatwo możemy załapać podstawy. Zapewne dla nikogo nie będzie zaskoczeniem fakt, że najbardziej śmiercionośnym sposobem likwidacji wrogów jest tworzenie rozbudowanych, a co za tym idzie efektownych kombosów.
Kilka cięć ostrzem, podniesienie i rzucenie okolicznym pojazdem, a na dokładkę wykorzystanie jednej z mocy specjalnych, to jeden z pierwszych mocniejszych sposobów na walkę, jaki poznamy w Scarlet Nexus. Nie bez powodu wspomniałem wcześniej o licznych kompanach, gdyż w trakcie walki możemy tworzyć trzyosobowy zespół, który będzie uzupełniać się w starciach z różnymi rodzajami przeciwników. Nasza postać posiada także specjalną zdolność „pożyczenia” głównej umiejętności od naszych towarzyszy, przez co na pewien czas możemy zmienić nieco swój styl walki.
Pokonanie nawet najsłabszego wroga potrafi dać sporo satysfakcji, szczególnie, kiedy uda nam się stworzyć ciekawego kombosa, który z reguły znajduje przełożenie na bardzo efektowy finał na ekranie. Specjalne ciosy kończące nieraz kończą się sekcją QTE (Quick-Time-Event), w których musimy w odpowiedniej kolejności naciskać dane przyciski na padzie. Jak to jRPGi mają w zwyczaju i tutaj nie brakuje starć z bossami kilkukrotnie większymi od nas, których możemy pokonać po znalezieniu kilku, z reguły dobrze widocznych słabych punktów.
Grę testowałem na konsoli grając na padzie i szczerze powiem, że nie wyobrażam sobie walki w Scarlet Nexus przy użyciu klawiatury. Co prawda nie miałem okazji przetestować takiego rozwiązania, ale z góry zaznaczam, że próba ogrywania tytułu bez kontrolera, może być dość bolesna.
Za mało RPG w jRPG-u
Jedną z rzeczy, którą jestem trochę rozczarowany, są elementy RPG, których jest na dobrą sprawę jak na lekarstwo. Do naszej dyspozycji dostajemy co prawda całkiem sporych rozmiarów drzewko umiejętności, w którym możemy decydować czy preferujemy walkę umiejętnościami psionicznymi, bronią czy tzw. specjalami, tak na dobrą sprawę nie czuć aż tak znaczącego wpływu wyborów na walkę.
Podobnie sytuacja wygląda w kwestii doboru sprzętu. Duża część temu poświęcona tak naprawdę sprowadza się do kosmetyki, a nie ma realnego wpływu na to, co można zmienić w naszym podejściu do starć z kolejnymi falami przeciwników.
Lekka odtwórczość
Przez zdecydowaną większość czasu bawiłem się w Scarlet Nexus świetnie. Zarzut, jaki mogę wysunąć wobec tytułu jest taki, że po pewnym czasie zacząłem czuć pewną powtarzalność i lekką dłużyznę, która jest dość charakterystyczna dla tytułów ze wschodu.
Misje główne, które najbardziej popychały fabułę do przodu, potrafiły zaciekawić, a zwroty akcji nieźle namieszać. Poziom zadań pobocznych nie stał jednak nawet blisko tych z głównego wątku. Tutaj zadania z reguły sprowadzały się do prymitywnych RPG-owych poleceń jak: zanieś, przynieś, zabij i posprzątaj.
Pomiędzy zadaniami mamy możliwość przemieszczania się po dość dużych lokacjach w formie hubów, gdzie możemy poszukać znajdziek, porozmawiać z postaciami lub podjąć się wspomnianych dodatkowych zadań. Co do stylistyki obszarów nie mam żadnych zarzutów, jednakże wraz z ich sporymi rozmiarami często idzie dość duża powtarzalność. Tak naprawdę lokacje te mogłoby być dużo mniejsze, gdyż po prostu brakuje na nich aktywności.
Osoby, które nie przepadają za długimi dialogami, jak i przerywnikami, które pomimo uroczej komiksowej formy są po prostu przydługie, mogą być nieco zawiedzione. Nieraz rozmowa pomiędzy bohaterami sprowadza się do kilkudziesięciu zdań, z czego dla samej historii istotne są może 2 lub 3. Oczywiście odpowiada to w dużej mierze za tworzenie dodatkowej warstwy fabularnej i atmosfery wokół postaci, jednak jakościowo czuć sporą przepaść pomiędzy głównym nurtem fabuły.
Techniczna perełka
Biorąc pod uwagę oprawę graficzną Scarlet Nexus trzeba przyznać, że można się w niej zakochać. Jest naprawdę ślicznie! Od razu możemy wczuć się w klimat anime za sprawą wykorzystania technologii cel-shadingu, który nadaje całości lekko komiksowo-bajkowej kreski. Dokładając do tego naprawdę świetne animacje i robiące wrażenie efekty, mamy w wyniku tego do czynienia z niepowtarzalnym klimatem. Należy dołożyć do tego świetną ścieżkę dźwiękową, która idealnie wpisuje się w schemat „Brainpunkowego” świata za sprawą zgrabnego połączenia techno i elektroniki.
Od strony technicznej trudno mieć jakiekolwiek zarzuty wobec Scarlet Nexus. Gra działa na Unreal Engine 4 i, jeśli chodzi o warstwę optymalizacyjną, na Xbox Series X było po prostu wyśmienicie. Nawet w obliczu najbardziej intensywnych pojedynków gra trzymała FPS-y w ryzach i wysokiej rozdzielczości 4K. Oczywiście we znaki potrafi dać się dynamiczna rozdzielczość, jednakże nie schodzi ona do jakichś bardzo niskich wartości. Jak pokazała analiza Digital Foundry, w przypadku PS5 jest nieznacznie gorzej z utrzymywaniem 60 klatek, ale w zamian za to wczytywanie potrafi być minimalnie krótsze.
To już czepialstwo z mojej strony, ale szkoda, że w grze nie znalazło się miejsce dla trybu wydajności ze 120 FPS-ami. Podsumowując, od strony technicznej praktycznie nie ma się do czego przeczepić. Gra na konsolach nowej generacji działa bardzo dobrze.
Wielka szkoda, że lokalny wydawca nie zdecydował się na zamieszczenie w grze polskich napisów, szczególnie, że tytuł mocno stawia na aspekt opowiadanej historii. Nie należę do osób, którym to przeszkadza, niestety – dla niektórych może to stanowić barierę w czerpaniu pełnej radości z gry, tym bardziej, że język, jakim posługują się postacie, nie zawsze należy do najprostszych.
Nie tylko dla fanów japońskich klimatów
Podsumowując moją przygodę ze Scarlet Nexus, muszę powiedzieć, że bardzo pozytywnie się zaskoczyłem. Początkowo do gry podszedłem ze sporym dystansem, gdyż nigdy nie przepadałem za japońskimi klimatami, a już w szczególności za jRPG-ami pomimo mojej miłości do tytułów z gatunku role-playing. Jasne, że znajdą się osoby, którym taki klimat po prostu nie będzie leżał, ale ja po chwili wsiąkłem w historię, jaką opowiadali mi scenarzyści gry. Kampania jednego bohatera to ponad 20 godzin rozgrywki. W sam raz, żeby tytuł się nie przejadł, a po chwili odpoczynku gracz znalazł energię i chęci na poznanie fabuły ze strony drugiej grywalnej postaci.
W grze mamy do czynienia tylko z singlowym trybem, a po jego ukończeniu zyskujemy dostęp do „New Game+”, pozwalającego cieszyć się bardziej „dopakowaną” postacią już na starcie historii. O ile rozumiem brak trybu multiplayer, tak wydaje mi się, że kooperacja sprawdziłaby się w grze już całkiem ciekawie. Rozumiem jednak wybór twórców, żeby skupić się wyłącznie na doświadczeniu dla gracza singlowego. Fajnie, że takie gry jeszcze w dzisiejszych czasach powstają. Ja osobiście mam już awersję do kolejnych przepustek sezonowych i battlepassów.
Intrygująca historia, dający ogromną frajdę system walki, a do tego piękna oprawa audiowizualna i bardzo dobra optymalizacja sprawiają, że Scarlet Nexus dość niespodziewanie wbija się na wysokie pozycje w rankingach gier w 2021 roku. Namco stworzyło bardzo ciekawą markę, którą mam nadzieję, będzie w dalszym ciągu rozwijać. Czuje, że dość dużo graczy będzie bacznie obserwować plan, jaki mają na Scarlet Nexus twórcy.
Co Wy sądzicie na temat Scarlet Nexus? Dacie szansę temu jRPG-owi czy omijacie tego typu produkcje szerokim łukiem? Koniecznie dajcie znać w komentarzach!