Z przyglądaniem się wczesnym wersjom rozwojowym oprogramowania jest różnie. Czasem można przeżyć totalne zauroczenie i z wypiekami na twarzy czekać na finalny produkt, a czasem zniechęcić się do danego rozwiązania na dobre, właściwie bezpowrotnie. Windows 11, w mojej opinii, daje nadzieję nie tylko na to, że Dziesiątka doczeka godnego następcy, ale też na to, że niechlubna seria co drugiego Windowsa właśnie zostanie przerwana.
Od niepamiętnych czasów, każdy jeden udany Windows zastępowany jest przez kompletnego gniota
Jestem nieco zbyt młodym użytkownikiem komputerów, by wypowiadać się o pierwszych wersjach Windowsa, dlatego skupię się wyłącznie na tych, z których korzystałem osobiście. W moim przypadku, historia z komputerami i systemem Windows jako takim, zaczęła się od wersji Windows 95, zainstalowanej na pierwszym komputerze, jaki znalazł się w rodzinnym domu. Nie pamiętam wszystkiego ze szczegółami, wszak miałem wtedy zaledwie kilka lat, niemniej utknęły mi w pamięci ciągłe problemy ze stabilnością, skutkujące nagminnym używaniem kombinacji Ctrl+Alt+Delete i przycisku Reset na obudowie komputera.
Kolejny komputer (tak, w tamtych czasach sprzęt starzał się tak szybko, że wymagał wymiany co 3-4 lata) miał już Windowsa 98. Ten system wspominam już nieco lepiej. Problemów ze stabilnością było jakby mniej, odczuwalny był też wzrost wydajności. Windows Millenium poznałem tylko w szkolnej pracowni, głównie przez ciągłe utyskiwania nauczyciela. Cóż, z lekcji informatyki zapamiętałem głównie poważne problemy z uruchomieniem nawet najbardziej podstawowych programów, w tym Windows Media Playera.
Następnym krokiem był Windows XP, którego cykl życia potrwał zdecydowanie zbyt długo. Był naprawdę porządnym systemem, a jego zalety, zwłaszcza szybkość działania, docenili głównie ci, którzy wkrótce potem przesiedli się na komputery z Windowsem Vista. Sama Vista, wbrew pozorom, aż taką porażką nie była. Owszem, interfejs był ociężały, choć niektórzy chwalili go za estetykę. Podstawowy problem tkwił w zbyt wysokich wymaganiach sprzętowych, często nie do spełnienia dla komputerów z tamtych czasów, przede wszystkim tych najtańszych.
Windows 7 to już niemalże czasy współczesne i znów świetny system, chwalony za stabilność i szybkość działania. W porównaniu do Visty, Microsoft zrezygnował tu z niepotrzebnych wodotrysków interfejsu, co sprawiło, że komputery po migracji na Siódemkę działały zauważalnie szybciej.
Windows 8 i 8.1 zapamiętamy przede wszystkim jako próbę rezygnacji z menu Start w obecnej formie, rozwijanej z lewego, dolnego roku ekranu, na rzecz pełnoekranowego interfejsu z kwadratowymi kafelkami. Wszystko po to, by zunifikować interfejs między systemem dedykowanym urządzeniom stacjonarnym, a mobilnym. Jak odebrali to klienci? Łatwo się domyślić – zachwyceni nie byli. Do tego stopnia, że wielu postanowiło pozostać przy Siódemce kolejne lata.
Kolejne lata przyniosły użytkownikom Windowsa 10, czyli system, z którego obecnie korzystamy, oczywiście o ile nie wybraliśmy komputera Apple albo nie zainstalowaliśmy jednej z dystrybucji systemu Linux. Jako że jesteśmy z nim na bieżąco, większego komentarza nie trzeba. To dobry system, który spełnia swoje zadania.
Z powyższych wspominek wyraźnie wyłania się obraz zasady co drugiego Windowsa. Wynikałoby z niej, że Windows 11 będzie porażką już od startu, a Microsoft będzie musiał skupić się na tym, by jak najszybciej dostarczyć nowe, lepsze oprogramowanie. Tymczasem, po pierwszych kilku dniach testów, mam wrażenie, że wcale nie będzie tak źle.
A co tu testować, skoro to wersja deweloperska?
Każdy, kto powie, że jest jeszcze zbyt wcześnie na testowanie Windowsa 11 i wydawanie jakichkolwiek wyroków, po prostu ma rację. Z tego też powodu powstrzymam się od ferowania ostatecznych wniosków, skupiając się wyłącznie na subiektywnych wrażeniach z obcowania z nowym systemem. Te, od momentu instalacji, pozostają naprawdę pozytywne.
Pobranie i instalacja Windowsa 11 możliwa jest dzięki udziałowi w programie Windows Insider. Można się do niego zapisać z poziomu ustawień systemowych, gdzie, w preferencjach Windows Update, możemy wybrać, czy chcemy otrzymywać wczesne wersje systemu. Po wyrażeniu zgody i zapoznaniu z regulaminem Windows Insider, możemy przystąpić do instalacji systemu.
Ta przebiega prosto, szybko i bezproblemowo, choć już na tym etapie zauważymy, że instalowany system nie jest jeszcze finalnym produktem. Pierwszy komunikat, informujący o konieczności upewnienia się, że komputer pozostaje podłączony do zasilania, zawiera błąd w tłumaczeniu:
Upewnij się, że komputer jest włączony.
Cóż, między włączony a podłączony występuje subtelna różnica, a błąd zapewne zostanie poprawiony w jednej z kolejnych wersji systemu.
Pierwsze uruchomienie kończy się przejściem do odświeżonego widoku pulpitu i w tym właśnie miejscu zaczyna się to, co w nowym systemie najfajniejsze.
Windows w końcu wygląda fajnie!
Powiększenie dolnego paska i przeniesienie ikon z lewej krawędzi na środek sprawiło, że Windows 11 wygląda zupełnie tak, jakby ktoś w Microsofcie zainspirował się systemem macOS od Apple. Czy to źle? W żadnym wypadku! macOS od lat uchodzi za estetyczny, przyjemny dla oka system operacyjny, w porównaniu do mocno już oklepanego Windowsa. Odświeżony pulpit, w tym przypadku, to spora zmiana na plus!
Przycisk Start robi dokładnie to, co robił wcześniej, tyle tylko, że menu rozwija się na środku ekranu. W domyślnym widoku ujrzymy tu aplikacje, z których korzystamy najczęściej, a także ostatnio używane pliki. Pełna lista aplikacji dostępna jest po wybraniu opcji Wszystkie aplikacje. Tuż obok przycisku Start znajduje się doskonale znana lupka, uruchamiająca wyszukiwarkę, która – dzięki odświeżonemu interfejsowi – jest teraz bardziej praktyczna. Następny przycisk rozwija widok widżetów (z ich przydatnością, przyznam szczerze, może być różnie, poza tym od pogody), a kolejny to obecny od wielu, wielu lat Eksplorator plików. Ostatnia z ikon, dostępnych od momentu instalacji systemu, to Microsoft Edge.
Sporo zmian zadziało się również po prawej stronie dolnego paska, obok zegara. Trzy ikony (WiFi, głośność, bateria), są w rzeczywistości jedną, która po kliknięciu pozwala na otworzenie panelu informującego o bieżącym stanie komputera. Po jego rozwinięciu możemy sterować głośnością, łączyć się z siecią WiFi i urządzeniami Bluetooth, włączyć tryb samolotowy czy przełączyć się w tryb skupienia bądź oszczędzania baterii. Zobaczymy również ile procent energii pozostało w baterii laptopa. Kliknięcie na zegar rozwija miniaturowy podgląd kalendarza.
Ustawienia – niby nowe, ale duch przeszłości wciąż tu jest
W porównaniu do Windowsa 10, nieco przemodelowano ekrany ustawień systemowych. Cóż, muszę przyznać, że wygląda to naprawdę przejrzyście i estetycznie. Problem w tym, że w dalszym ciągu nie dostosowano wszystkich opcji do nowego interfejsu. Niektóre elementy systemu wciąż wyglądają tak, jak 20 lat temu. Rzućmy okiem, dla przykładu, na elementy Panelu sterowania (tak, wciąż żyje i ma się dobrze!). Dla przykładu, ustawienia daty i godziny:
A tak prezentuje się systemowa aplikacja do skanowania:
Ustawienia głośności, na pierwszy rzut oka nowoczesne:
Ale wystarczy o jedno kliknięcie za daleko, i przenosimy się tutaj:
Jak myślicie, czy Microsoftowi kiedykolwiek uda się w pełni zunifikować wygląd Windowsa? Ja powoli zaczynam wątpić. Windows 11 to system, w którym wciąż, pod piękną warstwą widoczną na pierwszy rzut oka, czyhają elementy z komputerowej prehistorii. Choć trzeba przyznać, że elementów dostosowanych do współczesnych standardów jest tu nieco więcej niż w Dziesiątce.
Jak to działa? Zaskakująco stabilnie!
To zdecydowanie nie jest pora na ocenianie Windowsa 11 za stabilność, szybkość działania, płynność animacji i wszystko to, na czym wersja deweloperska ma pewne prawo nie dojeżdżać. Z tego powodu, ku mojemu olbrzymiemu zdziwieniu, bardzo zaskoczyła mnie wydajność pracy na tym systemie. Mimo wczesnej fazy produkcyjnej, Windows 11 działa naprawdę stabilnie.
Nie miałem żadnych większych problemów z wyłączaniem się programów, komputer nie wieszał się, bez problemu wstawał po uśpieniu. Nie obejrzałem też czarnego ekranu śmierci. I jeśli w tym momencie pomyśleliście sobie, że działo się tak, bo wykorzystałem bardzo mocną jednostkę centralną, z podzespołami na miarę górnej półki w 2021 roku, to srogo się mylicie. Oto laptop, na którym zainstalowałem Windowsa 11:
Model | Acer Swift 1 |
Procesor | Intel Pentium Silver N5000 |
Pamięć RAM | 4 GB |
Dysk | SSD, 128 GB |
System operacyjny | Windows 11 |
Wersja systemu | 22000.51 |
Tak, najnowszą odsłonę systemu operacyjnego Microsoftu testowałem na komputerze, który w dniu zakupu kosztował lekko ponad 1500 złotych. Mimo tego, Windows 11 dał radę.
Czekam na więcej!
Zachęcony tymi kilkoma krótkimi, acz intensywnymi dniami w towarzystwie Windowsa 11, mogę napisać tylko jedno. Nie mogę się doczekać dnia, kiedy do Windows Update trafi kolejna aktualizacja Jedenastki, po niej kolejne, aż w końcu dojdziemy do etapu Release Candidate i Ready to Manufacture.
Co prawda Microsoft zapowiedział, że aktualizacja do Windowsa 11 dla obecnych komputerów rozpocznie się dopiero w 2022 roku, jednak jestem głęboko przekonany, że uczestnicy Windows Insider otrzymają ją znacznie szybciej. Czekam!