Apple przedstawiło dziś raport finansowy za czwarty kwartał fiskalny bieżącego roku. Jak można się było tego spodziewać, firma w ciągu tych kilku miesięcy obracała miliardami dolarów. Nie wszystko poszło jednak tak elegancko, więc Tim Cook ogłosił pewne zmiany w przekazywaniu informacji na temat niektórych aspektów kondycji przedsiębiorstwa.
W ciągu trzech miesięcy Apple udało się uzyskać przychód 62,9 mld dolarów, z czego aż 29% przyniosła sprzedaż iPhone’ów. To oszałamiające liczby. Rok temu, podczas ogłaszania podobnych wyników finansowych, Apple mogło pochwalić się przychodem w wysokości „tylko” 52,6 mld dolarów. Wychodzi więc na to, że mamy do czynienia z najlepszym kwartałem w historii giganta z Cupertino, gdyż roczny skok przychodów sięga 20%.
„Zakończyliśmy rok [fiskalny] rekordem w postaci najlepszego w historii wrześniowego kwartału i rosnącymi wynikami określanymi dwucyfrowo w każdym regionie geograficznym.”
– Luca Maestri, dyrektor finansowy Apple
Jak zwykle, najważniejszym wyznacznikiem sukcesu Apple jest sprzedaż iPhone’ów. W ciągu kwartału sprzedano 46,9 mln smartfonów, co jest o tyle ciekawe, że w ubiegłym roku, w tym samym czasie, nowych właścicieli znalazło 46,6 mln telefonów z logo nadgryzionego jabłka. Różnica w przychodach firmy jest jednak znaczna i wynosi 29% – głównie przez to, że konsumenci kupują po prostu coraz droższe iPhone’y.
Jeśli chodzi o inne produkty Apple, to warto zaznaczyć, że sprzedaż iPadów spadła o znaczące 6% w ciągu roku. Podobny los spotkał Maki – kupowano je odrobinę mniej chętnie (sprzedaż niższa o 2%).
Wiele udało się osiągnąć w segmencie usług: w porównaniu z danymi wrześniowego kwartału 2017, przychody z tytułu usług wzrosły o 17%. iCloud, App Store i Apple Music przyniosły łącznie 10 miliardów dolarów. To właśnie na tej działce Apple będzie chciało skupić się najmocniej, ponieważ rynki konsumenckie zaczynają nasycać się smartfonami.
Pomimo imponujących wyników, wartość akcji Apple spadła aż o 7%, a to dlatego, że gigant z Cupertino nie osiągnął poziomu przychodów, jaki sobie założył podczas podawania prognoz finansowych. Tim Cook powiedział w wywiadzie dla agencji Reuters, że Apple „widzi pewną makroekonomiczną słabość na niektórych rynkach wschodzących”. Mając na myśli „niektóre rynki”, Cook mówił o Brazylii, Indiach, Rosji i Turcji. Tam w omawianym kwartale słupki sprzedaży urządzeń firmy ani drgnęły.
Dodatkowym czynnikiem, na który alergicznie zareagował kurs akcji Apple, było ogłoszenie, że firma nie będzie już podawać w raportach liczb określających sprzedaż iPhone’ów, iPadów i komputerów Mac. Jako że były to przecież wyznaczniki sukcesu Apple, raczej można było się spodziewać, że finansiści nie będą z takiej decyzji zadowoleni. Rezygnacja z publikacji takich danych uniemożliwi obliczenie średniej ceny sprzedaży jednego urządzenia, co też było istotnym wskaźnikiem.
Kierownictwo Apple twierdzi jednak, że sprzedaż jednostkowa staje się coraz mniej istotna, ponieważ klienci, kupując smartfon, nabywają z nim często cały pakiet innych usług w postaci subskrypcji, takich jak Apple Music.
Firmy zwykle przestają raportować pewne dane, jeśli mają się one wkrótce zmienić. To nie jest dobry znak od Apple.”
– Walter Piecyk, analityk BTIG Research
W konsekwencji spadku wartości akcji, wycena amerykańskiego giganta elektroniki na rynku spadła o 70 miliardów dolarów. Takie zawahanie giełdowe wymusiło inną zmianę: Apple znów jest przedsiębiorstwem wycenianym na mniej niż 1 bilion dolarów.
Firma bardzo szybko odrobi tę stratę, ale decyzje jej kierownictwa wydają się być czytelne. W ciągu kolejnego roku sprzedaż iPhone’ów może zacząć spadać, a nie tego oczekują po Apple inwestorzy. Dlatego zaprzestanie publikowania liczby sprzedanych smartfonów może zamortyzować ewentualne „nierówności” finansowe, które mogą wkrótce pojawić się na drodze Apple.
źródło: BGR, Tech2, wirtualnemedia.pl