Branża mobilna to wypadkowa pewnego, narzuconego jakiś czas temu schematu, i tak zwanych „gwiazd jednego sezonu”, które wprawdzie świecą jasno, ale bardzo krótko. Wydaje mi się, że właśnie taką chwilową fascynacją jest notch. A jeśli to tylko chwilowa zachcianka, to kolejne pytanie, jakie się nasuwa, powinno brzmieć: „co dalej”?
Jak zawsze subiektywny wstęp
Jestem w branży telefonów komórkowych (a później smartfonów) już zbyt długo, żeby nie dostrzegać pewnych powtarzających się co pewien czas schematów. W zasadzie co kilka lat można dostrzec wielkie wysiłki mające na celu znaczące zreformowanie smartfonów. Osobiście, najmilej wspominam eksperymentowanie z ekranem 3D, gdzie w ciekawym pojedynku zmierzyło się HTC i LG.
O ile EVO 3D oraz Optimus 3D nie odcisnęły na branży zbyt dużego piętna, o tyle trzeba też zauważyć, że wiele innych prób modernizowania smartfonów zakończyło się całkiem dobrze. Z Japonii przyszła do nas moda na wodoodporność, pokochaliśmy podwójny moduł aparatu głównego, który obecnie można odnaleźć już nawet w wybranych telefonach budżetowych, nie sposób nie docenić też sporej roli, jaką kilka marek odegrało w popularyzowaniu stereofonii.
Rzuca się tutaj w oczy jedna prawidłowość. Producentom o wiele łatwiej przychodzi modernizowanie bryły urządzenia, aniżeli wyświetlaczy. Naturalnie te są stale ulepszane, zwiększają swój procentowy udział na frontowej tafli obudowy, jednak poza kilkoma nieśmiałymi próbami, wyświetlacz przez lata wydawał się być elementem w dużej mierze nienaruszalnym. Ekran to prostokąt i tyle. Do czasu.
Czy notch zdołał zmienić naszą percepcję?
Ironia losu polega na tym, że (o ile sięgam pamięcią) notch to funkcjonalność, która przynależy do Andy’ego Rubina, twórcy Androida. Rubin zaprezentował światu swój pomysł na ten moduł w pierwszym Essential Phone’ie, jednak wtenczas mało kto przejął się tym konceptem. Dopiero kiedy do gry włączyło się Apple, zaczęło robić się ciekawie.
Chyba nie obyło się bez kwartału, w którym rozpoznawalne marki nie przedstawiłyby własnej wizji notcha, nieraz nawet wdrażając go wbrew logice, byle by był, bo Apple już go ma. Niezmiernie szanuję tych kilku producentów, którzy oparli się tej modzie i pozostali przy swoich rozwiązaniach. Trudno dyskutować, czy te rozwiązania były lepsze czy nie, jednak dobrym podsumowaniem tego akapitu niech będzie informacja o tym, że w zdecydowanej większości urządzeń z Androidem, notcha można wyłączyć.
Od szerszego wprowadzenia „wcinki” w wyświetlaczu minął już rok. Świat poszedł do przodu, wyłania nam się już nowa moda w branży mobilnej. To chyba świetna okazja ku temu, aby zapytać Was o to, czy to rozwiązanie w jakiś cudowny sposób zmieniło Waszą percepcję postrzegania smartfonów? Czy naprawdę urządzenie z tą funkcją na pokładzie jest w jakiś sposób lepsze, bardziej atrakcyjne wizualnie?
Można tu odpowiedzieć przewrotnie, że wcale tak nie powinno być. Może notch miał być takim cichym bohaterem, który niby będzie sobie cały czas włączony, będzie działał, a jednak przejdziemy nad nim do porządku dziennego i po prostu przestaniemy go dostrzegać? Nie można wykluczyć, jednak ilekroć w moje dłonie wpada urządzenie z notchem, to jakoś trudno mi o nim zapomnieć, więc… wchodzę w ustawienia i wyłączam. Też tak macie?
Podtrzymywanie przy życiu czy powolna ewolucja?
Notch (ileż już razy użyłem tego słowa w tym tekście ;)) to taki trochę obraz branży mobilnej. Z pominięciem paru udanych urządzeń, zaczynaliśmy od tworu kanciastego i jakiegoś takiego nieregularnego. Miał być i kropka. Zauważyliście, że od pewnego czasu dochodzi nam do tego całkiem dobrze odczuwalny element estetyczny? Fajnie widać to na przykładzie OnePlusa 6 i zapowiedzianego już OP 6T, którego poznamy jeszcze w tym miesiącu.
Wiele firm zrozumiało, że kanciaste i jakieś takie agresywnie wyrwane z ekranu przestrzenie na dłuższą metę po prostu szpecą i wyglądają nieelegancko. Wydaje się więc, że ta ewolucja powoli postępuje. Ironia losu zdaje się jednak polegać na czymś innym. Jestem niemal przekonany o tym, że gdyby Apple nagle zabrało zabawki z piaskownicy i zrezygnowało z tej funkcji, to nawet gdyby Essential Phone 3 zaoferował najpiękniejszego notcha w historii rynku mobilnego, nie zatrzymałby odpływu i wycofywania się kolejnych firm z tego rozwiązania.
Idzie nowe
Świat Androida rządzi się swoimi prawami i w mojej subiektywnej opinii, pod wieloma względami wyprzedza rozwiązania, które oferuje rywal z logo nadgryzionego jabłka. To jest to, co lubię w konkurencji wielu firm, które dostają do dyspozycji to samo oprogramowanie i mogą z nim zrobić, co im się żywnie podoba.
Można już dostrzec, że kilka firm chce zaoferować slidery XXI wieku, czyli smartfony z wysuwanymi czujnikami biometrycznymi i frontowym aparatem. Nie ukrywam, że kibicuję temu rozwiązaniu. Wydaje mi się ono o wiele bardziej estetyczne niż notch. Z drugiej jednak strony, nie od dziś wiadomo, że dobre rozwiązania czasem muszą długo czekać na wdrożenie ich w rynek na szerszą skalę. Coś mi podpowiada, że tak też będą miały się sprawy w przypadku slidera.
Druga innowacja, która właściwie już się dokonuje, to potrójny (a może i poczwórny?) moduł aparatu głównego. Na dobrą sprawę, kwestią czasu pozostaje popularyzacja tego rozwiązania na szeroką skalę. Kochamy zdjęcia z telefonów, lubimy się nimi dzielić i aparat jeszcze przez wiele lat będzie tą przysłowiową perłą w koronie, wokół której wszystko będzie się kręcić.
Pytanie, czy potrójny moduł aparatu głównego będzie towarzyszył nam na ekranach z notchem, sliderach czy na zwykłych, prostokątnych ekranach w formacie zbliżonym do 18:9? Jak sądzicie?
Koniecznie dajcie znać w komentarzach :)