Wydajność
Do niedawna mało kto był w stanie wyobrazić sobie w laptopie użycie sześciordzeniowego procesora – z tej prostej przyczyny, że takie CPU w ogóle nie były dostępne. Lenistwo Intela powodowało wypuszczanie kolejnych, wnoszących niewiele nowego mutacji tych samych procesorów. Dopiero pojawienie się zagrożenia ze strony Ryzenów od AMD zmusiło Intela do działania – dzięki temu pojawiły się wreszcie poważniejsze zmiany w linii procesorów.
Testowany laptop ma jedną z nowych jednostek 8. generacji – Intel i7-8750H – sześciordzeniową, dwunastowątkową, o podwyższonym taktowaniu. Przygotowując się do recenzji sprawdziłem wyniki testów syntetycznych – mogłem spodziewać się wydajności CPU wyższej o mniej więcej 50% w stosunku do mojego desktopa z procesorem i5-6600K. W połączeniu z dość wydajną grafiką GeForce 1050 4 GB czyniło to w teorii Ideapada idealną maszyną do pogrania i do pracy. Aby sprawdzić, jak to wygląda w praktyce, do testów zainstalowałem World of Warships, Wiedźmina 3 oraz Lightrooma CC Classic, którego używam do obróbki fotografii.
W obu grach włączyłem najwyższy poziom detali, wygładzanie krawędzi etc. i sprawdziłem efekty, podłączając komputer do zasilacza i ustawiając dla zasilania sieciowego tryb najwyższej wydajności. W tych warunkach WoWS był w stanie utrzymać prędkość 40-70 fps w zależności od detaliczności sceny i efektów dodatkowych. Z Wiedźminem 3 komputer także dawał sobie radę świetnie – niezależnie od tego, co się działo na ekranie, rozgrywka była płynna. Kosztem był jednak wyraźny szum wentylatora pracującego na wysokich obrotach oraz znacznie miejscami podwyższona temperatura obudowy.
O wiele ciekawszy był test wykonany z pomocą Lightrooma CC Classic. Wykorzystałem do niego 188 zdjęć w formacie RAW. Wszystkie zdjęcia zostały wyeksportowane z formatu producenta aparatu wraz z recepturami obróbki do formatu DNG. Pliki te umieściłem na szybkim dysku SSD pracującym przez USB 3 i zaimportowałem bez kopiowania do biblioteki programu. Właściwy test polegał na pomiarze czasu eksportu całości na ten sam dysk w różnych warunkach. Punktem odniesienia był dla mnie test przeprowadzony na komputerze stacjonarnym.
Test | czas wykonania | zużycie baterii |
Desktop – test odniesienia | 06:41 | – |
Laptop, zasilanie sieciowe, maksymalna wydajność, zimny | 09:52 | – |
Laptop, zasilanie sieciowe, maksymalna wydajność, gorący | 12:07 | – |
Laptop, bateria, większe oszczędzanie | 18:08 | 19% |
Laptop, bateria, maksymalna wydajność | 16:30 | 18% |
Początkowo największym zaskoczeniem była wygrana desktopowego procesora, który powinien – wg testów syntetycznych – być sporo wolniejszy w zastosowaniach wielowątkowych niż jego mobilny odpowiednik. Tymczasem IdeaPad 330-17ICH pod zasilaniem sieciowym wykonał zadanie w czasie o ponad 3 minuty dłuższym.
Ponowne przeprowadzenie testu z włączonym podglądem obciążenia rdzeni przyniosło wyjaśnienie – o ile przez mniej więcej 2 minuty wykres wykazywał w miarę równomierne obciążenie logicznych rdzeni, o tyle później w miarę upływu czasu coraz bardziej przypominał piłę – rosnąca temperatura procesora powodowała załączanie się throttlingu, który w miarę upływu czasu coraz bardziej spowalniał przetwarzanie danych – co ciekawe, hałas wentylatora był niższy niż podczas gry, co oznacza, że układ chłodzenia miał wciąż rezerwy i można by było skuteczniej odprowadzać ciepło. Kolejny przebieg, „na gorąco”, natychmiast po poprzednim, wykonał się jeszcze wolniej, w czasie o ponad 5 minut dłuższym niż dla desktopowego i5-6600K, a wykres pokazywał nieustanne skoki obciążenia przy jednoczesnej ciągłej słyszalności wentylatora.
Następną ciekawostką okazał się test wychłodzonego wcześniej komputera na zasilaniu z baterii, przeprowadzony po ustawieniu trybu maksymalnej wydajności. 188 zdjęć renderowało się w czasie powyżej 16 minut, pochłaniając przy tym 18% baterii, przy skaczącym obciążeniu i taktowaniu (spadało miejscami do 1,2 GHz) – bateryjny tryb maksymalnej wydajności zdecydowanie nie przypominał, mimo nazwy, odpowiednika dla zasilania sieciowego, co potwierdzał zresztą mniejszy hałas wentylatora. W trybie oszczędnym test wykonał się w 18 minut – to jednak nie było zaskoczeniem, choć oszczędność baterii okazała się iluzoryczna – koszt energetyczny wyniósł 19%, czyli w granicach błędu, tyle samo, co w trybie maksymalnej wydajności.
Syntetyczny test PassMark potwierdza wysoką pozycję testowanej maszyny na drabince wydajności. Wynik testu SSD wymaga natomiast kilku słów komentarza. Pierwszy wykres wydajności wykazał zaskakująco niską prędkość zapisu w stosunku do odczytu – spodziewałbym się takiej raczej w przypadku dysku SATA, a nie NVMe. Ponieważ jednak przed testem komputer był intensywnie użytkowany, postanowiłem na wszelki wypadek wymusić procedurę TRIM, fizycznie czyszczącą pamięć flash i zapewniającą uzyskanie maksymalnej wydajności zapisu – drugi wykres wskazuje bardzo znaczny wzrost wydajności, niemniej wciąż uzyskana prędkość zapisu sekwencyjnego jedynie nieznacznie przekroczyła 800 MB/s. Użyty przez Lenovo jako pamięć masowa moduł firmy Hynix zdecydowanie nie należy do rekordzistów wydajności, będąc w w przypadku zapisu mniej więcej dwukrotnie wolniejszy od popularnego Samsugna 960 EVO NVMe.
Czas pracy
Bateria nie jest najmocniejszą stroną IdeaPada 330-17ICH. Niewymienny litowo-polimerowy akumulator o pojemności ~4000 mAh (45,26 Wh) wg deklaracji producenta może utrzymać maszynę przy życiu do 8 godzin (wg Battery Mark 2014) – być może rzeczywiście istnieje taki zestaw ustawień zasilania, który umożliwia osiągnięcie takiego czasu. Stosując jednak domyślny plan zasilania i utrzymując niezbędną dla mnie do komfortowej pracy jasność ekranu o dwa oczka poniżej maksymalnej udało mi się podczas pisania tej recenzji osiągnąć czas pracy zaledwie 3:10 h. To niewiele, wziąwszy pod uwagę, że pisanie nie należy do najbardziej obciążających zadań.
Jeszcze gorzej jest podczas gry – w pełni naładowana bateria wystarczała mi mniej więcej na 45 minut gry z World of Warships, tu jednak taki wynik nie jest zaskoczeniem – ciągłe obciążenie grafiki i procesora nie pozwala specjalnie rozwinąć się mechanizmom oszczędzającym energię. Warto za to odnotować, że Lenovo uzbroiło maszynę w dwa tryby ładowania: zwykły i szybki. Ten ostatni przyspiesza ładowanie najbardziej na początku procesu, w całości skracając go o kilkanaście minut, co może być przydatne.
Narzekając jako tester na akumulator, nie powinienem jednak zapominać o jednym: ta maszyna nie powstała, by zapewnić długi czas pracy bez zasilacza sieciowego. Ona miała być wydajna i możliwie przy tym niedroga, stanowiąc przenośny odpowiednik komputera stacjonarnego, przez większą część blisko kontaktu. W końcu, kto potrzebuje maksymalnej mobilności i autonomii, raczej i tak nie wybierze komputera o rozmiarach i masie testowanego IdeaPada, kierując swoje myśli raczej w kierunku lekkich maszyn w rozmiarach 12-13″ mogących pracować cały dzień na jednym ładowaniu.
Ja sobie nie wyobrażam noszenia w plecaku takiego kloca, choćby z tej przyczyny, że się zwyczajnie do niego nie mieści, choć w sumie powinien – plecak miał mieć rozmiary wystarczające na maszyny z ekranem 17″. Gdybym nawet jednak mógł go tam wcisnąć, to i tak bym wolał zabrać starą maszynę 13″.
Podsumowanie
Lenovo IdeaPad 330-17ICH to bardzo przyzwoity zamiennik komputera stacjonarnego dla średnio- i trochę bardziej wymagającego użytkownika, który nie ma kieszeni wypchanej banknotami. Bardzo przyzwoita wydajność, niezły ekran i wygodna klawiatura czynią go dobrym stanowiskiem pracy i narzędziem do zabawy. Nie bez znaczenia dla pozytywnej oceny jest także rozsądna cena.
Oczywiście testowany komputer nie jest bez wad: najbardziej wymagający użytkownicy powinni pamiętać o kompromisowym, niedostatecznie rozbudowanym systemie chłodzenia – zachowując niezłą kulturę pracy wymusza on podczas dłuższych obciążeń intensywny throttling obniżający dość mocno wydajność. Bez znacznego zwiększenia masy układu chłodzenia i/lub prędkości działania wentylatora jest to jednak raczej problem nie do obejścia.
Podczas mniej wymagających zadań maszyna pracuje jednak bez zacięć i, co ważne, również bez hałasu. Miłośnikom multimediów doradzam dokupienie zewnętrznych głośników lub słuchawek – wbudowane głośniki grają wprawdzie nawet dość głośno (jeśli ich nie zasłonimy), ale jakość dźwięku będzie wystarczająca jedynie dla osób z pierwszym stopniem umuzykalnienia (tzn. wiedzących, czy grają).