Piękna pogoda sprzyja aktywności fizycznej na powietrzu. Od rozbudzenia się wiosny ścieżki zapełniają się biegaczami, spacerowiczami uprawiającymi nordic walking czy rowerzystami. Nic tak nie pomaga w zachęceniu do aktywności, niż możliwość posłuchania w jej trakcie muzyki czy audiobooka. Na początku wakacji królowa Kasia podesłała mi do przetestowania słuchawki sportowe Sony MDR-XB50BS. Nie jestem biegaczem, ale lubię wyprawy piesze z plecakiem i aparatem fotograficznym. Jeżdżę też na rowerze. A zatem?
Sony MDR-XB50BS się przedstawiają
Słuchawki mają konstrukcję dokanałową, z dodatkowym silikonowym pałąkiem utrzymującym je na miejscu podczas mocniejszych ruchów. Każdy z przetworników połączony jest ze sporym modułem zawierającym elektronikę. Prawy ma trzyprzyciskowy panel sterujący, wbudowany mikrofon oraz złącze microUSB, służące do ładowania, lewy nie ma żadnych regulatorów. Moduły połączone są ze sobą krótkim, mnie więcej półmetrowym płaskim kablem, co powoduje, że trudno nazwać je konstrukcją bezprzewodową, choć oczywiście ze smartfonem tak właśnie pracuje. Użycie kabla łączącego lewą i prawą słuchawkę z pewnością usuwa problem synchronizacji między słuchawkami, jak również pozwala na poprawę łączności ze źródłem dźwięku.
W sporym (jak na rozmiar słuchawek) pudełku znajdziemy jeszcze przewód do ładowania, 3 dodatkowe komplety wkładek dousznych (łącznie są cztery, w rozmiarach SS, S, M, L) oraz trzy zestawy silikonowych uchwytów w rozmiarach S, M oraz L). Znalezienie odpowiedniego nie zajmuje dużo czasu, w moim przypadku najwygodniejsze okazały się wkładki i uchwyty w rozmiarze M. Pary wkładek łatwo poznać, gdyż producent oznaczył je odpowiednio kolorami.
W konstrukcji dominuje plastik. Sprawia dość solidne wrażenie, choć przyznam, że miejscami wygląda, jakby był nie najlepiej spasowany. Kabel jest odpowiednio długi i wytrzymały. Panel sterowania natomiast do najwygodniejszych nie należy, choć na szczęście przyciski są dość dobrze wyczuwalne pod palcami. Manipulowanie nimi nie sprawia wielkiego problemu, o ile używamy słuchawek siedząc sobie spokojnie. Podczas szybkiego marszu już nie jest tak dobrze, a podczas jazdy na rowerze w zasadzie łatwiej mi było spowodować wysunięcie słuchawki z ucha, niż osiągnąć zamierzony efekt. Słuchawki są odporne na zachlapanie – trochę szkoda, że tylko tyle, bo od typowo sportowej konstrukcji można by oczekiwać czegoś więcej, niż spełnienie normy IPX4. Dodam jeszcze, że w przeciwieństwie do głośników z rodziny Sony Extra Bass, słuchawki nie współpracują z aplikacją Sony Music Center i że potrafią zaraportować systemowi stan naładowania baterii, co bywa przydatne. Producent podaje czas pracy na około 8,5 h i jest to zbliżone do prawdy, choć w praktyce ładowałem akumulator nieco częściej, nie chcąc, by energia skończyła się gdzieś w terenie.
Parametry
Przetwornik | 12 mm, kopułkowy |
Pasmo przenoszenia | 4-20000 Hz |
Łączność | Bluetooth 4.1 |
Zasięg | ~10 m |
Profile BT | A2DP, AVRCP,HFP, HSP |
Kodek | SBC, AAC |
NFC | Tak |
Żywotność baterii | 8,5 h pracy, 200 h w trybie czuwania |
Ładowanie | 2,5 h, microUSB |
Waga | 22 g |
Cena słuchawek w momencie publikacji recenzji: ok. 249 złotych
Hej ho, hej ho, na wydmy by się szło
Słuchawki dostałem do testów tuż przed urlopem, zaplanowanym z rodziną nad Bałtykiem. Nie jest więc niespodzianką, że wrzuciłem je do bagażu zamiast znacznie większych, klasycznych acz bezprzewodowych, słuchawek nausznych. Wieczorami pozwalały obejrzeć film z Netflixa bez budzenia dziecka lub zrelaksować się przy muzyce przed zaśnięciem. W dzień natomiast zabierałem je ze sobą, gdy była okazja wyskoczyć na szybką wędrówkę z plecakiem i aparatem fotograficznym. I tu pojawiły się pierwsze zgrzyty. W zastosowaniach stacjonarnych słuchawki okazały się bardzo wygodne, a mówię to z pozycji osoby, która za dokanałowymi konstrukcjami generalnie nie przepada. Leżały doskonale, nie przejawiając tendencji do tracenia izolacji i wysuwania się z ucha. Gorzej było podczas wędrówek. Ja wiem, że modele sportowe w pierwszej kolejności zaspokajają wymagania osób biegających. A jak się biega, to bez plecaka i torby fotograficznej. I tu jest pies pogrzebany – problemem okazał się kabel łączący słuchawki. Założenie plecaka jeszcze nie było takie złe – aczkolwiek kabel przejawiał tendencję do zaczepiania się o wystające elementy. Najpoważniejszym problemem okazała się torba fotograficzna, którą dla bezpieczeństwa i wygody nosiłem przewieszoną przez ramię. Pasek torby i kabel wykorzystywały każdą możliwą okazję do nawiązania bliższego kontaktu ze sobą. Torbie to rzecz jasna w niczym nie przeszkadzało, natomiast ciągłe pociągnięcia zaczepianego kabla były tak irytujące, że po paru dniach przestałem w ogóle zabierać słuchawki i aparat jednocześnie. Ponieważ znacznie bardziej zależało mi na zdjęciach niż na muzyce, oznacza to, że przestałem zabierać słuchawki, ograniczając w praktyce ich użycie do stacjonarnego. Przestało mnie jednocześnie dziwić dążenie do uzyskania całkowicie bezprzewodowej konstrukcji w słuchawkach sportowych.
No to może rower?
Do jazdy na rowerze w słuchawkach w ogóle podchodzę jak przysłowiowy pies do jeża. Korzystając podczas rowerowych wycieczek z tych samych dróg, co nasi wspaniali kierowcy w swych lśniących bolidach, zdecydowanie wolę rycerzy asfaltu słyszeć wcześniej, zwłaszcza, gdy nadjeżdżają z tyłu, gdzie mam problem z widocznością. Ponieważ słuchawki MDR-XB50BS izolują od dźwięków otoczenia całkiem dobrze, próby rowerowe w większości przeprowadziłem na rzadko uczęszczanych przez ludzi ścieżkach, gdzie samochody generalnie mają problem z wjazdem lub nie mają powodu, by się pojawiać. Sukces można określić jako połowiczny – to znaczy da się jeździć, choć problem pod tytułem plecak + torba fotograficzna pojawił się w bardzo podobnej formie. W przypadku roweru jest on jednak znacznie prostszy do rozwiązania – sakwy turystyczne na bagażnik rozwiążą problem plecaka, a z kolei niewielki i lekki plecak fotograficzny załatwi kwestię przewieszanej przez ramię torby. Trudniej rozwiązać problem samych słuchawek – próbowałem ich użyć podczas normalnej jazdy drogowej, wyłącznie zresztą do wskazówek nawigacyjnych z aplikacji Komoot. Mimo wszystko brakuje trybu, w którym słuchawki aktywnie zbierają dźwięki z otoczenia i przekazują je do uszu rowerzysty – bez tego izolacja od dźwięków otoczenia okazała się zbyt skuteczna i w imię bezpieczeństwa zrezygnowałem ze stosowania słuchawek na ogólnie dostępnych trasach. Nie okazał się natomiast problemem kask – wystarczyło założyć go najpierw, a później dopiero słuchawki i całość spisywała się całkiem dobrze.
Biegu biegu, chodu chodu
Słuchawki doskonale się spiszą wszędzie tam, gdzie będziemy aktywni „na pusto”. Bez obciążania się plecakiem, torbą, etc. Doskonale spełnią swoje zadanie podczas nordic walkingu czy biegania – z reguły wtedy wystarczy niewielka sakwa na pas, która nie będzie miała szans na wejście jakikolwiek kontakt z kablem od słuchawek.
Ale jak to gra?
W trakcie testowania słuchałem oczywiście wielu rodzajów muzyki i nie tylko. Jednak aby zapewnić niejaką powtarzalność między testami różnych modeli sprzętu przypominam podstawową playlistę zawierającą utwory testowe, które obowiązkowo były sprawdzane. Warto przypomnieć, że serwis Apple Music udostępnia muzykę kodowaną kodekiem AAC, z którego potrafią też korzystać testowane słuchawki, co eliminuje spadek jakości, związany z koniecznością przekodowania dźwięku do formatu SBC.
Pamiętając o tym, że słuchawki należą do raczej tańszych modeli, nie obiecywałem sobie zbyt wiele, tym bardziej, że Sony przypisuje ten model do sprzętu z kategorii Extra Bass, co sugerowało brzmienie odmienne od tego, czego z reguły oczekuję od słuchawek.
I faktycznie, basu jest bardzo dużo i jest bardzo mocny. Tak mocny, że w „2049” z Blade Runnera wwierca się w czaszkę, jakby miał przejść na wylot. Tylko, że dalej już się nic nie zgadza – bo chociaż bas niekiedy zdradza pewną tendencję do wylewania się na resztę pasma, to średnica jest ładnie i soczyście odwzorowana, a i tony wysokie są dobrze słyszalne. Nie brakuje szczegółowości odwzorowania gitar Pink Floyd i Marka Knopflera, ani wokalu jego i Davida Gilmore’a. Sopran Loreeny McKennit dowodzi zaś, że nie jest to przypadek, gdyż i jej głosowi niczego nie brakuje. Najgorzej wypada – niestety jak zwykle – „Hardwired” Metalliki, bo utwór jest sknocony w masteringu i żadna siła nie jest zdolna do zamaskowania jego problemów.
Mocną stroną również jest reprodukcja przestrzeni – choć przecież słuchawki dokanałowe często mają tendencję do brzmienia płasko, jakby wewnątrz czaszki. Tymczasem koncerty chopinowskie Krystiana Zimermana i „Polonez” Pendereckiego w wykonaniu Simfonia Varsovia brzmią bardzo ładnie i przestrzennie, a nagrana w technice binaural płyta Pearl Jam o tym samym tytule podkreśla tylko pozytywne wrażenie. Delikatne jazzowe utwory Hiromi i Castanedy są może przy tym trochę zbyt basowe, ale przecież to są niedrogie słuchawki sportowe, a nie audiofilskie, więc przymknijmy na to oko.
Podsumowanie
Właściwie nie wiem, jak rozpocząć podsumowanie. Słuchawki przekroczyły moje oczekiwania brzmieniowe, grając zaskakująco równo i przy tym bogato, mimo basowej charakterystyki. Przy swojej cenie już to mogłoby być wystarczające, by podjąć decyzję o zakupie. Dla mnie – podkreślam to bardzo mocno, żeby nie było nieporozumień – okazały się jednak niezbyt przydatne w swoim aspekcie sportowym. Rozpoczynając testy turystyczne nie zdawałem sobie sprawy, do jakiej rangi urośnie w moim przypadku „problem kabelka”. Nie zdecydowałbym się także na używanie ich podczas jazdy na rowerze – to, co w aspekcie dźwiękowym jest pozytywne, czyli dobre tłumienie hałasu z zewnątrz, czyni ich użycie na drodze zbyt niebezpiecznym, by poważnie o tym myśleć. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że większość podobnego sprzętu powstaje z myślą o osobach biegających bez obciążenia, a w takiej sytuacji problemy raczej nie wystąpią, chyba, że ktoś będzie wyjątkowo wrażliwy na łaskotanie kabla. Przed podjęciem decyzji o zakupie warto rozważyć, w jaki sposób będziemy używać słuchawek i – jeśli będzie to możliwe – przymierzyć je. Akustycznie na pewno MDR-XB50BS są godne uwagi.