Oglądaliście kiedyś „Jasia Fasolę”? Brytyjski serial można lubić lub nie, choć osobiście wybieram to pierwsze. Główny bohater lubił zabrać ze sobą kierownicę, kiedy zostawiał na parkingu swój samochód. Według Jaguara, już za kilkanaście lat może być to czynność zupełnie naturalna.
Spośród kilku konceptów, jakie zaprezentowała marka, moje największe zainteresowanie wzbudził właśnie projekt kierownicy przyszłości. Produkt nazwano na cześć jednego z projektantów, Malcolma Sayera jego nazwiskiem. Widzicie ją na grafice tytułowej i podejrzewam, że pierwsze, co rzuca Wam się w oczy, to jej kształt, który raczej nie przypomina tego, co obecnie mamy w swoich samochodach.
Ośmiokątny przedmiot od tradycyjnej kierownicy nie różni się jedynie swoim kształtem. Jeszcze więcej dzieli je bowiem, jeżeli przyjrzymy się, jakie funkcje miałby pełnić. Sama kontrola nad pojazdem za jego pomocą to chyba ledwie dodatek, zwłaszcza że – nie zaskoczę Was – jest projektowany pod kątem samochodów autonomicznych. I pozwoli na przykład na to, aby taki pojazd do siebie „przywołać”.
Co istotne, Sayer nie będzie częścią samochodu. Kierowca wysiadając z auta miałby zabrać go ze sobą. Jednak nie w takim celu, jak wspomniany Jaś Fasola, a po to, aby wsiadając do innego pojazdu mógł od razu poczuć się jak u siebie. To istotny aspekt w kwestii car-sharingu. W momencie ulokowania kierownicy w samochodzie, ten od razu dostosuje się pod kierowcę ustawieniem fotela, nawiewu czy uruchomieniem jego ulubionej stacji radiowej.
Rozwiązanie jest ciekawe, ale czy użyteczne? Na razie jest to koncept i trudno oczekiwać, żeby dokładnie w takiej formie pojawił się kiedyś w produkcji. Jak dla mnie, wydaje się to niepraktyczne – rozmiary Sayera mogłyby powodować, że jego zabieranie ze sobą byłoby problematyczne. Lepsze rozwiązanie ma chyba Tesla, która dane dotyczące kierowcy chciałaby po prostu przechowywać w chmurze.
Przy tym producent zaprezentował jeszcze dwa pojazdy. Jeden to typowo futurystyczny koncept, prezentujący jak wyglądać może motoryzacja za kilkanaście lat. Oczywiście znalazł się tam projekt nowej kierownicy, a jak wygląda w samochodzie, możecie zobaczyć na poniższym filmie.
Bardziej spodobała mi się jednak wizja elektrycznego klasyka. To znaczy, „spodobała” to może za duże słowo, bo ładowanie elektrycznego silnika do Jaguara E-Type to taka trochę profanacja, ale skoro zewsząd pojawiają się głosy o zmniejszaniu emisji spalin, zakazach wjazdu do centrów miast itd., to w takim wydaniu elektryczna motoryzacja mimo wszystko jest chyba nieco łatwiejsza do przyjęcia.
E-Type Zero na pierwszy rzut oka nie różni się wiele od pierwotnej wersji. Bryła samochodu pozostała w zasadzie bez zmian, poza zamontowanymi z przodu reflektorami w technologii LED. Więcej zmian jest w środku, gdzie zagościły typowe dla dzisiejszych czasów rozwiązania, jak chociażby cyfrowe zegary. Największa różnica jest jednak pod maską, gdzie silnik spalinowy zastąpił elektryczny, rozpędzający samochód do 100 km/h w 5,5 sekundy.
Samochód jest ponoć prezentowany pierwszym klientom i od ich decyzji zależy jego przyszłość. Podoba Wam się?