Akcesoria ubieralne nie mają w Polsce dobrego PR-u. Na dobrą sprawę nie jestem tym wcale zdziwiony. Tysiąc pięćset złotych za zegarek to dużo. W tej cenie można wyrwać flagowego smartfona sprzed roku. Dlatego też podchodziłem do Moto 360 (2 gen) dość sceptycznie. Po co mi to? Cóż. Miesiąc z akcesorium odrobinę zweryfikował mój światopogląd.
Lato. Ciepło, więc pracuję zdalnie z mobilnego punktu dowodzenia, jakim jest hamak. Bez dwóch zdań jedna z lepszych inwestycji w zdrowy kręgosłup, jaką poczyniłem na przestrzeni ostatnich lat. Laptop na udach, telefon gdzieś w zasięgu ręki. Nagle ten charakterystyczny dźwięk, że oto przyszedł do mnie e-mail. Jeszcze nie wiem, czy to coś ważnego, czy może jakiś nieco bardziej ambitny spam. Miesiąc temu musiałbym się zwlec z mojego miejsca pracy, sięgnąć po smartfon, odblokować go, a następnie tapnąć w powiadomienie. Od miesiąca… nie muszę. Pełen luz, bowiem e-maile, powiadomienia z mediów społecznościowych czy SMS-y przeglądam sobie z zegarka. Wystarczy tylko skierować nadgarstek ku twarzy.
Moto 360 drugiej generacji to ciekawy produkt. Ten wpis nie będzie typową recenzją urządzenia, bo tę jakiś czas temu opublikowała dla Was Kasia. Potraktujcie tę notkę jako subiektywny zbiór przemyśleń i refleksji na temat potencjalnych zysków i strat, jakie może Wam przynieść ze sobą inwestycja w smartwatcha. Tak, wiem doskonale, że w dominującej opinii to zbędny bajer dla tych, którzy nieco zbyt mocno wsiąkli w świat nowoczesnych technologii, ale na parę minut spróbujcie zmienić swój punkt widzenia.
Zegarek od Lenovo (Motoroli?) jest charakterystyczny. Przez moje dłonie przeszło już kilka smartwatchy i z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że to właśnie 360-tka wywarła na mnie najbardziej pozytywne wrażenie. Solidna, stylowa bryła, ładny pasek wykonany ze skóry, a na dodatek rozsądna specyfikacja i nowy Android Wear 2.0. Ma to duże znaczenie, bowiem odświeżony interfejs akcesoriów ubieralnych od Google’a w mojej subiektywnej opinii pchnął inteligentne zegarki na zdecydowanie dobre tory. Zwłaszcza dla użytkowników z Polski, którzy wreszcie doczekali się rozsądnego wsparcia ze strony asystenta od Google’a.
Pasek nie zapada w pamięć. Po prostu mówimy tu o fajnej, eleganckiej i skórzanej konstrukcji, która bez dwóch zdań nie wygląda tandetnie. Czy wygląda dobrze? To już będzie zależeć od Waszych gustów… oraz zamiłowania do pływania. Woda + skórzany pasek to nie jest dobry plan, pamiętajcie o tym. Fajną sprawą jest jednak to, że gdyby standardowy pasek nie spasował Wam wizualnie, to możecie znaleźć wiele zamienników, których montaż, jak i demontaż trwa zaledwie kilka chwil. To atut, który pozwala spersonalizować zegarek pod użytkownika. Znajdzie się coś dla luzaka, typowego nerda w jeansach, a także dla gościa w garniturze, pod krawatem. Miło.
Ekran nie jest idealnie okrągły, choć na pierwszy rzut oka dobrze taki udaje. Na plus kilka poziomów regulacji jasności, choć irytowało mnie trwające zaledwie pięć sekund podświetlenie tarczy. Android Wear 2.0 nie przyniósł tutaj żadnych dodatkowych opcji, które pozwalałyby wydłużyć ten czas chociażby do dziesięciu sekund. Pięć to w mojej opinii mało, a jednak nie zawsze mamy możliwości i chęci ku temu, aby tapać palcem po dotykowym ekranie Moto 360.
W przeciwieństwie do kilku rynkowych konkurentów, nie ma tu także dedykowanego głośnika. Mamy natomiast mikrofon, dzięki czemu nawigacja głosowa jest w pełni bezproblemowa i zazwyczaj można korzystać z jej dobrodziejstw niemal w każdych warunkach. To fajna rzecz. Tak samo jak mini-klawiatura. Czy z zegarka da się pisać SMS-y? Owszem, jednak na dłuższą metę jest to zajęcie męczące, toteż zakładam, że częściej będziecie dyktować wiadomości głosowo lub po prostu korzystać z wzorców odpowiedzi. Zapewne jednak najczęściej po prostu odpiszecie z telefonu. Ot, smartwatch nie może przejąć wszystkich funkcji smartfona i właśnie korespondencja tekstowa jest tego świetnym przykładem.
Z „moją” Moto 360 2gen zaprzyjaźniłem się dość szybko, mimo tych oczywistych braków, które trudno wyeliminować na obecnym etapie rozwoju inteligentnych zegarków. Cenię sobie możliwość przewijania playlisty, podgląd powiadomień oraz szybką informację o tym, kto dzwoni, wraz z możliwością odrzucenia połączenia. Dodając do tego kilka prostych gier i aplikację zdrowotną (tu również, do wyboru kilka programów), otrzymujemy spektrum możliwości zarówno Moto 360 drugiej generacji, jak i większości produktów od konkurencji.
Pochwalę jeszcze ładowarkę, która bazuje na trybie bezprzewodowym. Po prostu kładziemy zegarek i nie musimy się o nic martwić. Żadnych antycznych zaślepek na microUSB, żadnego kombinowania. Kładziesz telefon, a ten w jakieś półtora godziny wraca do formy. Podczas moich testów, bateria trzymała zazwyczaj dwa dni, chociaż można było wykręcić wyniki nieco lepsze. Wszystko zależy od intensywności naszego e-życia oraz sposobu wykorzystywania smartfona. Im bardziej obciążymy telefon, tym bardziej odczuje to zegarek. Przynajmniej zazwyczaj.
Kończę pisać ten tekst, gdy Moto 360 2gen leży sobie przede mną na biurku. Zegarek jutro wyjeżdża. Paczka przygotowana, list przewozowy wydrukowany. Czy będzie brakować mi tego akcesorium? Szczerze mówiąc: tak. Powiadomienia i kilka fajnych funkcji w ramach Android Wear to niezaprzeczalny komfort. Czy zdecyduję się wydać niemal półtora tysiąca złotych na swoją własną Motkę? Nie. Chociaż na takiej decyzji zaważy tylko i wyłącznie dyscyplina budżetowa i zbliżający się urlop.
Podczas miesięcznych testów zegarek przyciągał wiele spojrzeń, zbierając przy tym sporo pozytywnych opinii od ludzi niezwiązanych zbytnio z branżą technologiczną. Nie mogę więc wykluczyć, że za jakiś czas sięgnę po Moto 360 drugiej generacji. Zapewne spróbuję nieco wyczekać rynek, aż jego cena spadnie do około tysiąca złotych, może nieco niższych kwot. Wtedy, z mojej perspektywy, będzie to zakup, który w jakiś sposób zdołam usprawiedliwić przed samym sobą. Naturalnie – to bajer, gadżet i zachcianka, jednak wbrew obiegowej opinii, nie odmawiam urządzeniu kilku zalet, które czynią je przydatnym.
Nie zdziwię się jednak, jeśli większość z Was nie zdecyduje się na tego typu zakup. Kto ma kasę i chce ją wydać na akcesorium ubieralne, ten zrobi to i bez tego tekstu. A cała reszta, ci wszyscy niezdecydowani, którzy nie są pewni zasadności inwestycji bądź po prostu mają wiele wydatków na głowie, niech odpowiedzą sobie na jedno pytanie: naprawdę potrzebujecie zegarka za 1500 złotych, na którym widać e-maile, powiadomienia i który umie zmierzyć puls? Nie sądzę ;)