Są na świecie rzeczy, które się nie zmieniają. Wszystko inne ewoluuje, a one trwają przy swoich pierwotnych postanowieniach. W świecie technologii dotychczas można było wskazać dwa takie przypadki – limit znaków na Twitterze oraz limit czasowy na Snapchacie. Teraz w grze pozostał tylko jeden, choć i do niego można mieć pewne wątpliwości.
Snapchata doskonale jeszcze pamiętam z czasów, kiedy nie było tam funkcji takich, jak My Story, o filtrach i innych gadżetach już nawet nie wspominając. Były jednak pewne założenia, które bardzo mi się spodobały – wszystkie udostępniane media są krótkotrwałe i znikają zaraz po ich obejrzeniu. Przecież to nawet definiuje słowo snap, które można przetłumaczyć jako takie „pstryknięcie”. Ot, łapię chwilę, a ona nieco później ulatnia się bezpowrotnie.
Na samym początku, wewnątrz całego Snapchata panowała polityka dziesięciu sekund. Zrobiłeś zdjęcie? Można je wyświetlić przez co najwyżej 1/6 minuty i tyle samo może trwać najdłuższy zarejestrowany film. Później zasada ta zaczęła się trochę sypać – najpierw My Story, które można podejrzeć dowolną liczbę razy w ciągu dwudziestu czterech godzin. Teraz wystarczy nawet przytrzymać palec na danym snapie, aby uzyskać możliwość jego udostępnienia oraz… oglądania przez tyle, ile tylko mamy ochotę. A przecież kiedyś żeby w ogóle oglądać przychodzące media, trzeba było trzymać palec na ekranie – tak, aby jakakolwiek próba przekrętu natychmiastowo pozbawiała nas udostępnionego zdjęcia lub filmu!
Aksjomaty zaczęły być podważalne wtedy, kiedy Snapchat usunął limit dziesięciu sekund dla zdjęć. Teraz selfiaczki mogą trwać w nieskończoność, a film można ustawić tak, aby się zapętlał. Wszystkie te funkcje dążą co prawda do ulepszenia samej aplikacji, ale pierwotny zamysł się zaciera. Ostateczny koniec pierwotnego Snapchata zaczyna być coraz bardziej rzeczywisty. Dlaczego? Powód jest dosyć prosty…
Od teraz Twój film na Snapchacie może trwać aż 60 sekund
Wszystko dzięki nowo zaprezentowanej funkcji Multi-Snap, która umożliwia nagrywanie obrazu przez równą minutę. Mówiąc dokładniej – rejestruje ona sześć 10-sekundowych klipów, które można edytować indywidualnie, a nawet usunąć coś ze środka.
Ale pojawiły się także mniej pesymistyczne zmiany – chociażby narzędzie o nazwie Tint Brush, które umożliwia zmianę koloru danego fragmentu zdjęcia. Wystarczy wybrać Tint Brush, odpowiedni kolor i zamalować pożądany obszar. Efekty są całkiem niezłe, co zresztą widać poniżej.
Funkcja Tint Brush pojawiła się już zarówno na urządzeniach z Androidem, jak i iOS, zaś Multi-Snap jest (póki co) dostępny tylko dla posiadaczy urządzeń z nadgryzionym jabłkiem. Zwolennicy zielonego robocika na początek końca muszą jeszcze chwilę poczekać.
źródło: TechCrunch, PhoneArena