Są takie urządzenia, o których głośno jest tylko w kilka godzin po premierze. Z marszu mogę wskazać garść takich smartfonów, w których promocję pompowano spore środki, aby w ostatecznym rozrachunku przegrały z rynkiem, notując słabe wyniki sprzedażowe. OnePlus 5 zdaje się wyrywać z tego nurtu.
Zacznijmy od tego, że nie jest to laurka dla OnePlus. Moim zdaniem firma nie wyróżnia się niemal niczym pośród tego, co robią inne marki z Państwa Środka: oferuje więcej niż dobre smartfony w atrakcyjnej cenie. Z tym, że OnePlus robi to naprawdę dobrze. I jestem zwolennikiem tej filozofii – ostatecznie nikt z nas nie lubi przepłacać, a wydaje się też, że świat zaczyna zmierzać ku temu, że coraz to mniej klientów decyduje się płacić tylko i wyłącznie za dobrze znane z telewizyjnych reklam logo. To jest fajne, bo pokazuje, jak szybko internet i globalna dostępność podzespołów zmienia reguły gry.
O specyfikacji technicznej nie zamierzam się zbytnio rozpisywać, bowiem w tym wpisie Grzesiek odwalił naprawdę kawał dobrej roboty i odnajdziecie tam odpowiedzi chyba na wszystkie pytania, jakie tylko nasuną się Wam w temacie OnePlus 5. Mimo wszystko, trzeba jednak odnieść się do kilku kwestii, nie bądźcie więc zdziwieni, że kilka informacji natury technicznej będzie w tym wpisie zawartych.
Zatem, dlaczego kompromisowa bezkompromisowość? Aby udzielić odpowiedzi na to pytanie musimy cofnąć się do ostatniego kwartału 2016 roku, kiedy Qualcomm prezentował nowego Snapdragona 835. W tym także czasie wiele globalnych marek, przygotowując się do targów MWC w Barcelonie – chcąc nie chcąc – odsłoniło nam wiele sekretów tegorocznych flagowców. Odnoszę nieodparte wrażenie, że w OnePlus, które wtedy miało relatywnie nowego flagowca, za jaki można uznać model 3T, tylko i wyłącznie przeglądano internet i nasłuchiwano, badając grunt.
Konkurencja w tym roku w dużej mierze postanowiła skupić się na możliwościach fotograficznych. Wydaje się, że wiele firm postawiło sobie za punkt honoru, aby dopieścić ten jakże ważny moduł, byle tylko za wszelką cenę zejść ze światłem aparatu do wartości F/1.7-1.8. Komu się nie udało, ten skupiał się na mniej bądź bardziej użytecznych bajerach, jednak tegoroczny przepis na sukces wydaje się być dziecinnie prosty: więcej niż dobry aparat + wydajny procesor i dużo RAM-u połączyć z relatywnie małymi ramkami. Włożyć na taśmy produkcyjne i czekać na tysiące pre-orderów.
W sumie, trudno obecnie walczyć oprogramowaniem, zwłaszcza jeśli mowa o coraz to nowszych wersjach Androida. Google wyhamowało z numeracją, a co bardziej zażartym miłośnikom cyferek pozostała już chyba tylko licytacja na miesiąc, w którym smartfon otrzymał łatki zabezpieczeń. I tutaj mała dygresja: na moim – niestety droższym, aniżeli OnePlus 5 urządzeniu, nadal mam łatki „primaaprilisowe” – z pierwszego kwietnia. No sorry, ale coś chyba poszło tutaj nie tak.
Wracając do głównej myśli. OnePlus poszło na kompromisy. Odnoszę jednak nieodparte wrażenie, że nie są to kompromisy ustalone wewnątrz firmy, a jest to raczej kwintesencja życzeń i realnych, możliwych do zrealizowania marzeń użytkowników. Zupełnie, jakby ktoś w skali globalnej powielił naszą ankietę na idealny smartfon, dostarczył CEO firmy na biurko, a szef z pominięciem całego biura projektowego postanowił, że powstanie smartfon taki, jakiego zażyczył sobie lud. Właśnie w tym miejscu widzę te rzekome kompromisy i jestem więcej niż ciekaw, jakie jeszcze pomysły siedziały w głowach osób decyzyjnych w OnePlus i dlaczego nie zostały one wdrożone. Szkoda, że tego się (raczej) nie dowiemy.
O wiele fajniej z punktu widzenia użytkownika telefonów komórkowych z ponad 15-letnim stażem patrzę natomiast na tę bezkompromisowość. Dwa tysiące trzysta złotych za tak wypasiony telefon, który jest wykonany bajecznie, a na dodatek na pełnym luzie przechodzi tortury, jakie serwuje mu Zack? Szczerze mówiąc, aż trudno uwierzyć. Oczywiście, jest też powód do śmiechu, za jaki uważam design tego urządzenia ze szczególnym naciskiem na jego tylną ścianę, jednak mam wrażenie, że ani ta kwestia, ani brak wodoodporności czy OIS (optycznej stabilizacji obrazu aparatu) nie zniechęcą zbyt wielu osób. Cóż, kompromisy.
Podoba mi się tok myślenia tej firmy, która w tej kompromisowej bezkompromisowości cały czas zdaje się pamiętać przede wszystkim o tym, że urządzenia nie mają ładnie leżeć na półkach sklepowych, będąc ciągle obserwowanymi przez śliniących się do nich ludzi, którzy jednak nie mają wystarczająco pieniędzy aby je kupić. Telefony mają być w naszych kieszeniach, case’ach czy kaburach. Przy nas, dla nas i w wyważonej cenie. I właśnie ta zagrywka, która stanowi solidnego prztyczka w nos dla globalnej konkurencji spodobała mi się podczas wczorajszej konferencji najbardziej.
Życzę sobie i Wam, aby OnePlus cały czas miało na uwadze właśnie tę politykę, którą kierowali się wyceniając swojego nowego flagowca. Swoją drogą, kupicie OnePlus 5 czy jednak wybralibyście jakiś inny telefon?