Pamiętacie jeszcze, jak niedawno Panos Panay powiedział, że nie ma czegoś takiego, jak Surface Pro 5? Jak się właśnie okazuje – nie kłamał. Ale też nie do końca mówił prawdę, ponieważ już w najbliższy wtorek, 23 maja, Microsoft zaprezentuje… Surface Pro.
Tak, Surface Pro, bez żadnej cyferki. Faktycznie będzie to jednak może nie następca, ale lekko zupgrade’owany Surface Pro 4. Decyzja odnośnie nazwy wydaje się trochę dziwna, ponieważ wprowadza niepotrzebne zamieszanie. Nie sugeruje bowiem wprost, jak pozycjonowany ma być ten sprzęt. Zupełnie, jak gdyby miał to być protoplasta jakiejś nowej linii w portfolio. A przecież tak nie jest.
Dlatego osobiście uważam, że dużo lepiej by było, gdyby Microsoft nazwał to urządzenie po prostu Surface Pro 4 Value Edition lub zdecydował się na powszechnie stosowany dopisek 2017 (jak zrobił to Huawei w przypadku P8 Lite 2017/P9 Lite 2017). Sprzęt wygląda bowiem niemal dokładnie tak samo, jak jego poprzednik – zmienić się mają głównie bebechy oraz dostępne wersje kolorystyczne (inspirowane zaprezentowanym niedawno Surface Laptop).
Aktualnie nie wiadomo nic na temat specyfikacji Surface Pro, ale nie należy spodziewać się rewolucji (raczej tylko najnowszego procesora i lepszych pamięci). Bo gdyby miała ona nastąpić, to Microsoft dumnie nazwałby to urządzenie Surface Pro 5, dając jednoznacznie do zrozumienia, że poczyniono duży krok naprzód. Tymczasem koncern z Redmond postępuje zachowawczo, po prostu odświeżając model z 2015 roku, ponieważ poprzednik już nieco „odstaje” od konkurencji.
Oczywiście nie można mieć mu tego za złe, jednak osobiście zawsze jestem przeciwny takim niepotrzebnym „zamieszaniom” w nazewnictwie.
Źródło: VentureBeat