Często pytacie jakiego urządzenia używam, gdy jestem na wyjazdach. Odpowiedzią jest Asus ZenBook 3 (UX390UA), którego postanowiłam Wam przybliżyć nieco bardziej w dzisiejszej recenzji. I choć jest to sprzęt, z którego korzystam już w tym momencie praktycznie na co dzień, nie uważam, by był wolny od wad.
Jestem typem osoby, która najchętniej nie robiłaby nic innego, tylko podróżowała po świecie. Z racji tego, że praca mi na to pozwala, jestem prawdopodobnie jedną z najszczęśliwszych osób na świecie – robię to, co lubię, gdzie chcę i… w sumie kiedy chcę (a że jestem pracoholikiem, pracuję wszędzie i zawsze). No ale właśnie. O ile w domu praca na 15-calowym laptopie i podłączonym do niego 29-calowym monitorze jest super, tak w życiu mocno mobilnym przydaje się urządzenie dużo lżejsze, mniejsze, ale przy tym wciąż wydajne i najlepiej oferujące długi czas pracy z dala od gniazdka. I muszę Wam powiedzieć, że chyba znalazłam mój typ. Jest nim Asus ZenBook UX390UA, który towarzyszy mi przy każdym wyjściu z domu już od trzech miesięcy.
ZenBook UX390UA spodobał mi się od pierwszej chwili, gdy go zobaczyłam wiele miesięcy temu – już wtedy zauroczona byłam jego eleganckim wzornictwem, niesamowitą smukłością i małymi wymiarami, przy zachowaniu relatywnie dużego, jak na te wymiary, wyświetlacza – 12,5”. Już wtedy pomyślałam sobie, że do moich potrzeb może być całkowicie wystarczający. Nawet nie wiecie, jaka była moja radość, jak wreszcie nowy ZenBook przyszedł do mnie do testów. Zwiedził ze mną nieco Europy. Był ze mną w Barcelonie i dwukrotnie na Teneryfie, a także na krótszych i dłuższych wypadach w Polsce. Przeszedł ze mną sporo, a ja przepracowałam na nim solidne godziny. Po tym wszystkim stwierdziłam, że jest to sprzęt dla mnie i… został w moich rękach na dłużej. Dzięki temu wydaje mi się, że teraz już spokojnie mogę wypowiadać się na jego temat.
Parametry techniczne Asusa Zenbook 3 UX390UA:
- wyświetlacz IPS 12,5″ 1920×1080 pikseli,
- procesor Intel Core i7-7500U z Intel HD Graphics 620,
- 512GB SSD,
- Windows 10,
- kamerka VGA,
- WiFi 802.11 a/b/g/n/ac,
- Bluetooth,
- USB typu C,
- akumulator o pojemności 5195 mAh,
- czytnik linii papilarnych,
- wymiary: 296 x 192 x 11,9 mm,
- waga: 910 g.
Żeby nie było tak pięknie… mało portów i błyszcząca matryca
Ustalmy fakty: nie jest tak, że ZenBook UX390UA skradł moje serce w całości i uważam, że to ideał – niestety, wtedy by było zbyt pięknie. Jego największą bolączką, w mojej opinii, jest… obecność tylko jednego portu na obudowie, nie licząc 3.5 mm jacka audio. Jeden jedyny port umieszczony został na prawej krawędzi klawiatury, tam, gdzie najczęściej jest USB – tu mamy USB typu C. W pierwszej chwili można pomyśleć: ZenBook chce być jak MacBook – ogranicza liczbę złączy do minimum. W drugiej chwili człowiek zaczyna się denerwować, bo jak podłączyć wszelkie peryferia do urządzenia? Mija kolejna chwila, akurat ta, którą poświęca się na szperanie po zawartości pudełka, i tu na szczęście miły dodatek – w zestawie z ZenBookiem otrzymujemy adapter zawierający w sobie: pełnowymiarowe USB (bez problemu działa z pendrive’ami, czytnikami kart pamięci czy też ładuje telefony), wyjście HDMI (zarówno z moim telewizorem, jak i monitorem, bezproblemowo współgrało) oraz port USB C (by móc w tym samym momencie ładować urządzenie). Szkoda tylko, że akcesoria na USB C wciąż są tak drogie… Ale to już prawdopodobnie tylko kwestia czasu.
Drugą rzeczą, która nie wszystkim będzie pasowała, to brak dotykowego wyświetlacza w czasach, w których stał się on standardem. Mi to w zupełności nie przeszkadza (choć z przyzwyczajenia na początku wielokrotnie sięgałam w kierunku ekranu, by na niego tapnąć), ale mam sporą uwagę co do tego. Bo jeśli już nie mamy do czynienia z panelem dotykowym, to dlaczego matryca wciąż jest błyszcząca a nie matowa? To pytanie pozostaje bez odpowiedzi. I to właśnie, czyli błyszcząca matryca, chyba najbardziej doskwierała mi podczas testów.
A skoro już o matrycy mowa, mamy tu 12,5-calowy panel IPS (chroniony Gorilla Glass 4) o rozdzielczości 1920 x 1080 pikseli. Niektórzy pewnie stwierdzą, że Asus mógł pokusić się o zastosowanie wyższej rozdzielczości, ale z drugiej strony – po co? Full HD jest całkowicie wystarczające. Nie widać poszarpania czcionek – oczywiście dopóki nie spojrzymy z odległości kilku centymetrów od oczu. A i ikony nie są przesadnie małe.
Do ekranu mam jedno „ale”, o którym już wspomniałam – fakt, że jest błyszczący. Na szczęście niezła jasność maksymalna sprawia, że korzystanie w dzień z ZenBooka jest możliwe, ale nie da się porównać komfortu z pracą na sprzęcie z matrycą matową.
A co z klawiaturą?
Nie ukrywam, że klawiatura była komponentem, o który w przypadku ZenBooka obawiałam się najbardziej. Moja praca, jak wiecie, w większość opiera się o produkowanie szalonej ilości tekstu (nie tylko w recenzjach, ale również w mejlach), przez co jestem wręcz zmuszona do korzystania wyłącznie z najwygodniejszych klawiatur – takich, które nie będą mnie irytować – czy to nieodpowiednim skokiem, zbyt małymi odległościami pomiędzy klawiszami czy w końcu samą głośnością klikania.
W przypadku Asusa ZenBook UX390UA mamy do czynienia z bardzo płaską klawiaturą, która w moim przypadku wymagała dłuższej chwili przyzwyczajenia. Dłuższej, to jest średnio jednego dnia pracy – musiałam się przestawić z większego laptopa na mniejszy, gdzie wokół klawiatury nie ma zbędnej przestrzeni i na nieco inny skok, tu jest on niewielki, ale mimo wszystko odczuwany pod palcami. Z racji tego, że klawisze są płytkie, mając dłuższe paznokcie czuć, że komfort wprowadzania tekstu maleje. Mężczyźni raczej tego problemu nie odczują. Co koniecznie jest warte odnotowania to fakt, że mimo tak niewielkich wymiarów urządzenia, klawiatura jest pełnowymiarowa.
Po kilku miesiącach namiętnego korzystania z ZenBooka nie mogę powiedzieć na temat jego klawiatury nic złego poza faktem, że czasem zdarza mi się gubić litery – najczęściej y i i (choć faktem jest, że najczęściej zdarzało mi się to na początku, teraz, po kwartale, już sporadycznie). Odstępy pomiędzy klawiszami są niewielkie, ale na tyle odpowiednie, że nigdy nie trafiam w dwa klawisze jednocześnie. Co ważne, klawiatura jest podświetlana, a górny rząd klawiszy poświęcony został na skróty – w tym również do podświetlania klawiatury (dostępne są trzy poziomy), podświetlania ekranu czy zmiany głośności odtwarzanych dźwięków.
Edit po kilku miesiącach od publikacji tego wpisu:
Będąc wobec Was lojalną, muszę przyznać, że po przesiadce na inne laptopy, klawiatura z Zenbooka 3 przestaje być wygodna – niewielki skok i płaskie klawisze sprawiają, że naprawdę trzeba się do nich przyzwyczaić. Dla mnie to nie problem – dla Was może się okazać, że będzie inaczej.
Touchpad jest całkowicie wygodny i obsługuje typowe windowsowe gesty. Przyciski prawy – lewy też działają bez zastrzeżeń. Po prawdzie, nie mam się do czego przyczepić w tym względzie. No, może poza faktem, że sam touchpad też mógłby być podświetlany, bo czasem w ciemnościach korzystanie z niego może być uciążliwe, ale to raczej mała pierdółka niż coś, o co trzeba by było mieć żal do tego urządzenia.
Spis treści:
1. Wprowadzenie. Główne wady. Ekran. Klawiatura
2. Kultura pracy. Akumulator. Głośniki. Podsumowanie