Samsung postanowił w tym roku zagrać z użytkownikami w bardzo ciekawą grę. Firma wprowadziła na rynek dwie wersje flagowca, które względem siebie różnią się zasadniczo tylko dwoma rzeczami: przekątną ekranu oraz pojemnością baterii. I o ile pierwsze próby grania na tę nutę można było dostrzec już w 2016 roku, przy okazji debiutu rodziny S7, o tyle w nowym rozdaniu ilość realnych zmian została okrojona wręcz do minimum.
Różne firmy mają różne wizje. Wizje Samsunga zazwyczaj trafiają w serca klienteli, którzy zostawiają u Koreańczyków z południa całkiem sporo pieniędzy. Jestem niezmiernie ciekaw, czy przedstawienie dwóch niemal takich samych urządzeń pozwoli firmie zrealizować ambitny plan sprzedażowy, bowiem jakby nie patrzeć, nie będę zdziwiony, jeśli jakaś grupa użytkowników zacznie kręcić nosem na Galaxy S8+.
Z czym utożsamiacie dowolne urządzenie w wersji „Plus”, „Premium” czy też wykorzystujące dowolny inny element nazewnictwa, który sugeruje, że jest ono w czymś zauważalnie lepsze od wersji standardowej? Dla jednych, większy ekran i bateria z pewnością wystarczy, jednak może ktoś zacznie marudzić pod nosem na brak większej ilości RAM-u czy też niemal identyczną specyfikację techniczną?
Tak się fajnie złożyło, że miałem możliwość testowania obu urządzeń. Zresztą, poniżej wrzucam Wam film z subiektywnego porównania ich. Jakie wnioski po tych testach? Szczerze mówiąc, w zdecydowanej większości korzystne dla Galaxy S8 w wersji „standard”. To nie tak, że S8+ jest zły, bo to by było przekłamanie, jednak z mojej perspektywy różnice, które czynią z niego wersję „Plus”, są zbyt małe.
Bateria? Jasne, większa pojemność, no i trzyma lepiej, to fakt. Jednak różnice, mimo że odczuwalne, to jednak nie rzucają na kolana. W kwestii baterii Samsung najwyraźniej wolał dmuchać na zimne, efektem czego oba tegoroczne flagowce mają, powiedzmy, „wyważony potencjał”. Kto wie, może Galaxy S9 postawi tutaj na o wiele bardziej odczuwalny progres, tym bardziej, że przecież technologia cały czas idzie do przodu.
No to może ekran? Zgodzę się, że wygląda magicznie i działa świetnie, jednak napotkamy tutaj na pewnego rodzaju ogranicznik. Tą „barierą”, która poddaje w dyskusję sens posiadania większej wersji urządzenia, jest jak dla mnie specyficznie umiejscowiony skaner odcisków palców. OK, osoba leworęczna spokojnie poskromi skaner. Jednak osoby praworęczne czeka nieco dłuższa przeprawa, w trakcie której będą musieli wyrobić sobie własne, indywidualne sposoby na komfortowe sięganie do czytnika linii papilarnych jedną dłonią. No bo przecież trzymanie urządzenia w jednej ręce, a następnie przekładanie go do drugiej dłoni, aby odblokować, mija się jak dla mnie z celem.
Ostatnią rzeczą, nad którą warto się pochylić, jest tutaj odpowiedź na pytanie „ile Plusa jest w Plusie”. Jak pisałem w jednym z pierwszych akapitów, dla mnie, aby nazwać urządzenie wersją Plus, Premium czy MAX, trzeba wpompować w nie coś ekstra. Jak choćby 2 GB pamięci RAM więcej. Już ten drobny zabieg czyniłby zakup Galaxy S8+ o wiele bardziej zasadnym.
Mając oba urządzenia w dłoni jestem pewien dwóch-trzech rzeczy: nie zamieniłbym swojego Galaxy S8 na większą wersję, w pełni rozumiem osoby, które kupią S8+, bo urządzenie wygląda wręcz bajecznie, no i wreszcie po trzecie, jestem dziwnie spokojny o to, że oba urządzenia sprzedadzą się jeszcze lepiej niż S7 i S7 Edge. A to z tego prostego względu, że – jak pisałem wyżej – Samsung ma niesamowitą wręcz intuicję do trafiania w gusta użytkowników.
Może więc jestem w błędzie, twierdząc, że wersja Plus powinna zawierać coś ekstra? A Wy, gdybyście mieli wybierać między jednym z tych dwóch urządzeń, na które byście postawili? No i dlaczego?