Aparat
Huawei należy się pochwała i nagana jednocześnie. Pochwała za to, że między flagowym P9, a P10 udało się zaliczyć spory skok jakościowy pod względem wykonywanych fotografii, co będziecie mogli niebawem zobaczyć na porównaniu, które dla Was przygotowuję. Nagana z kolei za zróżnicowanie aparatów – w P10 f/2.2, w P10 Plus – f/1.8, co w oczach potencjalnych klientów wygląda po prostu słabo.
W Huawei P10 znajdziemy dwa obiektywy główne – kolorowy 12 Mpix i monochromatyczny 20 Mpix, które razem odpowiadają za naprawdę świetną jakość zdjęć. To dokładnie te same matryce, co w Mate 9, ale jakimś cudem (zapewne programowo) Huawei udało się wycisnąć z nich jeszcze więcej, o czym możecie przekonać się poniżej. Z przodu natomiast mamy kamerkę 8 Mpix z trybem portretowym, którego wcześniej nie było.
Zacznijmy jednak od aplikacji. Aplikacja aparatu nie uległa zmianie względem poprzednich smartfonów Huawei. Główny widok dzieli się na dwie ważne strefy (poza główną, czyli podglądem kadru) – lewą część ekranu i prawą. Po prawej mamy spust migawki, na wysokości którego jest też belka do wysuwania trybu profesjonalnego, z kolei po jej obu stronach – przejście do nagrywania wideo i galerii. Po lewej stronie mamy przydatne funkcje: zmiana aparatu głównego na frontowy i odwrotnie, filtry, tryby kolorów (normalny, jaskrawe, łagodne), tryb portretowy, tryb małej przysłony oraz lampa błyskowa.
Przejście w lewo daje nam dostęp do trybów: biało-czarnego (zwanego wcześniej monochromatycznym), panoramy, hdr, nocnego, wideo, malowania światłem, poklatkowego, zwolnione tempo, znak wodny, notatka audio, skanowanie dokumentu. Przejście w prawo natomiast otwiera nas na ustawienia aparatu. I to tyle filozofii, jeśli chodzi o aplikację – jest prosta, przejrzysta i korzysta się z niej po prostu przyjemnie. Łącznie z faktem, że wreszcie menu z trybami po zmianie orientacji poziomej na pionową lub pionowej na poziomą odwraca się tak, jak zawsze powinno.
A jak jest z jakością zdjęć robionych za pomocą Huawei P10? Cóż, bardzo dobrze, żeby nie powiedzieć, że świetnie. Szczegółowość, jak i ilość detali, jest niesamowita – pod tym względem aparat w P10 bardzo pozytywnie zaskakuje. Ostrość na wysokim poziomie – rzadko kiedy autofokus myli się lub jest zbyt wolny (bo, niestety, w kiepskich warunkach oświetleniowych nie jest to takie natychmiastowe). Kolory są dobrze, co najważniejsze – naturalnie – odwzorowane.
Zdjęcia w słabszych warunkach… też są niezłe. Ale trzeba mieć świadomość, że dość ciemna (zwłaszcza w stosunku do konkurencji) matryca, wpuszczająca niewiele światła, przekłada się na ciemniejsze zdjęcia niż ze smartfonów podobnej klasy od innych firm. Natomiast sam tryb nocny, jak przystało na Huawei, jest rewelacyjny – tu jednak konieczne jest skorzystanie ze statywu.
Przednia kamerka zadowoli nawet najbardziej wymagających wielbicieli selfie. Choć tu znowu – o ile w pełnym słońcu jakość jest super, tak w słabszych warunkach zaczynają być widoczne szumy. Nowością, przy której warto się zatrzymać, jest tryb portretowy. Odpowiada on za rozmazywanie tła na zdjęciach robionych frontową kamerką. Jak zobaczycie na przykładach załączonych poniżej, raz rozmycie to jest za duże (np. wchodzi na włosy), innym razem – za małe (przestrzeń wokół głowy jest ostra, choć nie powinna). Czyli bardzo podobnie, jak w przypadku zdjęć robionych głównym aparatem w trybie małej przysłony – jest OK, ale wciąż trochę brakuje mu do doskonałości.
Jeśli chodzi o wideo, P10 jest pierwszym przedstawicielem serii P, który nagrywa w 4K. Przeglądając materiały, jakie nim nagrałam, dochodzę do wniosku, że ich jakość jest bardzo dobra – przede wszystkim pod względem odwzorowania barw i ostrości. Odniosłam też wrażenie, że stabilizacja wideo działa przy maksymalnie Full HD 30 kl/s (i wtedy ją naprawdę widać), natomiast przy Full HD 60 kl/s i 4K radzi sobie ona gorzej – widać, że ujęcia są mniej stabilne, choć wciąż całkiem płynne.
Podsumowanie
Huawei P10 kosztuje 2699 złotych. To o 300 złotych więcej niż P9 w momencie premiery rok temu (tyle że niewiele osób pamięta, że mowa była o 32GB pamięci; 64GB zapowiadana była za 2699 złotych). Premierowa cena P10 jest niewielka, biorąc pod uwagę, że za flagowe propozycje konkurencji przyjdzie nam zapłacić o co najmniej 300 złotych więcej. Ale z drugiej strony – w stosunku do niektórych droższych produktów jest wykastrowany między innymi o ładowanie indukcyjne czy wodoszczelność, o samej powłoce oleofobowej już nie wspominając. Trzeba też pamiętać o problemach, z jakimi borykają się smartfony Huawei – aplikacje sportowe samoczynnie zamykają się po dłuższym czasie aktywności (zazwyczaj jest to kwestia kilku godzin).
W mojej opinii Huawei P10 to taki P9 w wersji 2.0 – ulepszony, udoskonalony, odświeżony. Warto rozważać wejście w jego posiadanie zwłaszcza, gdy zależy nam na świetnym aparacie – w dodatku z doskonałym trybem nocnym i monochromatycznym. Do tego świetnie działa, ma rewelacyjny czytnik linii papilarnych, Dual SIM i 64GB pamięci z możliwością rozbudowy.
Dajcie koniecznie znać w komentarzach, co myślicie na temat Huawei P10. A jeśli macie jakieś pytania – jestem do Waszej dyspozycji. Wyprzedzając jedno z nich – wideorecenzja pojawi się najwcześniej w poniedziałek. Musicie mi wybaczyć to opóźnienie, ale chciałam zdążyć z recenzją przed zakończeniem przedsprzedaży.
Na koniec dodam tylko, że już czekają na Was porównania P10 z: Samsungiem Galaxy S7, Huawei P9 oraz Honorem 8 – publikowane będą jedno dzienne w kolejnych dniach tego tygodnia. Które chcecie na pierwszy ogień? Dajcie znać w komentarzach!
Spis treści:
1. Wzornictwo, jakość wykonania. Wyświetlacz
2. Działanie, oprogramowanie. Zaplecze komunikacyjne
3. Głośnik. Czytnik linii papilarnych. Czas pracy
4. Aparat. Podsumowanie