Według informacji, które podaje Bloomberg, Apple rozważa dalszą ekspansję na rynku urządzeń ubieralnych. Po wykorzystaniu idei inteligentnego zegarka w Apple Watch, firma ma zabrać się za projekt elektroniki, którą założymy na nos.
W zamiarze, ma to być urządzenie, które połączy się z iPhonem bezprzewodowo, będzie wyświetlać powiadomienia i inne informacje na szkłach okularów. Bloomberg opiera się na wypowiedziach osób rzekomo zaznajomionych z tematem. Sprzęt jest obecnie w fazie wczesnego projektu, z którego właściwie jeszcze nic konkretnego nie wynika. Według informatorów, okulary, które możemy sobie roboczo nazwać iGlasses, mają wykorzystywać rozszerzoną rzeczywistość.
Apple nie reaguje na prośby o komentarz.
O ile dobra sprzedaż inteligentnych okularów mogłaby być czymś, co wyniosłoby Apple na wyższy poziom finansowy i zapewniłoby branży technologicznej potrzebny powiew świeżości, to inwestycja w tego typu urządzenie jest dla firmy mocno ryzykowna. To prawda, że Cupertino jest najlepszym sprzedawcą smartwatchy na świecie, jednak Apple Watch na pewno nie stał się ogólnoświatowym fenomenem, na co tak bardzo liczyło Apple. A wydawałoby się, że tej firmie tak łatwo przyjdzie przekonać wszystkich, że posiadanie smartwatcha z logiem nadgryzionego jabłuszka jest bardziej emejzing niż noszenie na ręku czegokolwiek innego.
O tym, że bycie rewolucjonistą jest ciężkim brzemieniem, czasem nie do zniesienia, przekonało się Google, które próbowało sprzedać swój projekt Google Glass. Okazało się, że tylko najbardziej zapaleni technologiczni wariaci byli w stanie wydać za smartokulary 1500 dolarów. Zderzenie się z murem rzeczywistości zmusiło Google do zaprzestania produkcji Goolge Glass w styczniu tego roku. Niby firma pracuje nad ich tańszą wersją, ale może się to ciągnąć latami, tak jak projektowanie i produkcja modularnego smartfonu Project Ara.