Czasy, w których kupując chiński sprzęt obawialiśmy się o to, co faktycznie dostaniemy w paczce, powoli odchodzą w zapomnienie. Chińskie firmy zyskują zaufanie wśród europejskich klientów, którzy coraz śmielej zamawiają sprzęt od mniej znanych producentów czy też dystrybutorów. Otwarte granice i niskie ceny sprzętu pochodzącego ze Wschodu kuszą, by poznawać tamtejsze urządzenia. I ja postanowiłam to zrobić. Na pierwszy ogień wzięłam smartfon Kingzone Z1.
Parametry techniczne Kingzone Z1:
- wyświetlacz 5,5” 1280 x 720 pikseli, Gorilla Glass 3,
- ośmiordzeniowy procesor Mediatek MT6752 o częstotliwości taktowania 1,7GHz z Mali-T760,
- 2GB RAM,
- Android 4.4 KitKat (Kingzone obiecuje aktualizację do Androida 5.0 Lollipop),
- 16GB pamięci wewnętrznej,
- łączność LTE (150 Mbps / 40 Mbps) FDD 800/1800/2100/21600 MHz, WCDMA 850/900/1900/2100 MHz, GSM 850/900/1800/2100 MHz,
- dual SIM,
- NFC,
- Bluetooth 4.0,
- GPS,
- WiFi 802.11 a/b/g/n/ac,
- aparat 13 Mpix, dioda LED,
- kamerka 8 Mpix,
- 3.5 mm jack audio,
- port microUSB,
- slot kart microSD,
- radio,
- akumulator o pojemności 3500 mAh,
- wymiary: 143,8 x 78,1 x 7,3 mm,
- waga: 139 g.
Cena w momencie publikacji: 185 dolarów, co w przeliczeniu po aktualnym kursie dolara wynosi ok. 692 złote (jeśli zostanie doliczony VAT – może, ale nie jest to reguła – koszt telefonu wzrasta do ok. 850 złotych).
Jakość wykonania, wzornictwo
Z doświadczenia wiem, że jakość chińskich urządzeń znacznie wzrosła. Gdy powstawało Tabletowo wszelkiego rodzaju chińskie tablety kosztujące zaledwie kilkaset złotych skrzypiały w rękach, rozlatywały się chwilę po zakupie i „pachniały” chińszczyzną. Od tamtej chwili wiele się zmieniło. Nie twierdzę jednak, że jest w tym temacie rewelacyjnie – w wielu produktach wciąż widać niedoróbki, niedoskonałości i brak ostatecznego szlifu. Ale zdecydowanie wszystko idzie w dobrym kierunku.
Kingzone Z1 próbuje się wyłamać ze stereotypu tandetności chińskich smartfonów. Czy mu się to udaje? I tak, i nie. Tak – ze względu na zastosowanie metalowej ramki wzdłuż krawędzi, co wciąż bardzo rzadko ma miejsce w „chińczykach”. Nie – bo doskonale widać, że niektóre części zostały wykonane dość niedbale. Idealnym tego przykładem jest napis na tylnej klapce obudowy „Kingzone” i logo firmy. Widać, że na linii produkcyjnej nie było to dopracowane, a sam napis wraz z ikoną dodano w późniejszym etapie brandingu.
Klapka jest plastikowa, pod palcami czuć fakturę charakterystyczną dla okręgów umieszczonych cyklicznie jeden obok drugiego. Z jednej strony zabieg ten sprawia, że jest większa przyczepność telefonu do dłoni. Z drugiej jednak – w tych niewielkich szczelinach lubią zbierać się drobinki kurzu. Jakość wykonania zasługuje na słabą czwórkę w pięciostopniowej skali. Wszystko przez nie do końca sztywny szkielet obudowy i delikatne skrzypienie telefonu.
Wzornictwo Kingzone Z1 jest poprawne, ale nie powiem, by mi jakoś szczególnie przypadło do gustu. Na uwagę zdecydowanie zasługują dwie rzeczy. Pierwszą są stosunkowo wąskie ramki okalające ekran (w pierwszym momencie można odnieść wrażenie, że smartfon jest bezramkowy, ale po chwili dopatrujemy się czarnej ramki). Drugą natomiast – zastosowanie aluminium, mającego podnieść nieco standard telefonu z typowej niskiej półki na nieco wyższą. Wciąż jednak jest kilka niedoróbek, które wskazują na to, że faktycznie mamy do czynienia z chińskim smartfonem. Nie są to jednak krytyczne błędy w konstrukcji, a jedynie niedociągnięcia.
Zerknijmy do środka telefonu. Pod obudową umieszczono slot kart miniSIM i microSIM (strasznie trudno chowa się w nie karty i wyjmuje – szybko adapter z nanoSIM na miniSIM mi w jednym z nich ugrzązł i tak w nim siedzi do dziś), gniazdo kart microSD oraz wymienialny akumulator o pojemności 3500 mAh. Jest też czytnik linii papilarnych oraz wystający z obudowy obiektyw aparatu 13 Mpix, nad którym umieszczono niewielką diodę doświetlającą. Dolna krawędź może być zagadkowa – znajdują się na niej dwie maskownice głośników, które tak naprawdę są zmyłką – głośnik, bardzo niewielki, jest w dolnej części tylnej obudowy, a wspomniane czerwone grille rzekomych głośników to ściema. Na tej samej krawędzi mamy mikrofon.
Lewy bok skrywa w sobie przyciski regulacji głośności, natomiast prawy – włącznik. Wszystkie są dość niewielkie i nieznacznie wystają z obudowy, ale ich użytkowanie nie sprawia żadnych problemów. Górna krawędź została zajęta przez port microUSB (dlaczego u góry?) oraz 3.5 mm jack audio.
Z przodu, poza taflą 5,5-calowego wyświetlacza, umieszczono obiektyw kamerki 8 Mpix, głośnik do rozmów, czujnik światła, diodę powiadamiającą, natomiast pod – dotykowe przyciski podświetlane na czerwono. Od lewej: menu, Home (dłuższe przytrzymanie otwiera ostatnie aplikacje z możliwością ich zamknięcia) i wstecz.
Wyświetlacz
Cena wynosząca poniżej 1000 złotych jest równoznaczna z zastosowaniem 5,5-calowej matrycy o rozdzielczości HD, czyli 1280 x 720 pikseli. Jak już wielokrotnie podkreślałam i powtórzę to raz jeszcze: do codziennego użytkowania telefonu takie połączenie, objawiające się zagęszczeniem pikseli na cal na poziomie 267 ppi, jest całkowicie wystarczające. Dodatkowo dobrze wpływa na czas pracy akumulatora, gdyż trzeba pamiętać, że przy Full HD bateria by rozładowywała się szybciej.
Przez to właśnie korzystanie z telefonu nocą, przy zgaszonym świetle, jest niekomfortowe, jak również w słoneczne dni, kiedy to ekran trzeba zasłaniać drugą ręką lub szukać cienia, bo nic nie można na nim dojrzeć. Tak, niestety, jest w przypadku Kingzone Z1. Żeby tego było mało, czujnik światła, który zamontowano w tym modelu, działa jak chce. Raz reaguje całkowicie poprawnie i szybko, by innym razem nie zadziałać w ogóle – nie wiedzieć czemu.
Samej reakcji na dotyk nie mogę nic zarzucić. Podobnie jak kątom widzenia.
Spis treści:
1. Jakość wykonania, wzornictwo. Wyświetlacz
2. Działanie, oprogramowanie. Porty, złącza, łączność
3. Aparat. Akumulator. Podsumowanie