Bardzo często podróżuję. Dzięki nietypowej specyfice pracy, umożliwiającej mi tworzenie treści dosłownie skądkolwiek, poruszam się (głównie między Kielcami a Warszawą, ale i nie tylko) z tak dużą częstotliwością, że później sama nie ogarniam gdzie i jak długo byłam w ciągu – na przykład – ostatnich dwóch tygodni (dziwię się, że ten tydzień przesiedziałam w moim mieście, bo nie pamiętam kiedy się to ostatni raz zdarzyło…). Ale jak mają się podróże, a może raczej życie w ciągłym biegu, do tematu niniejszego wpisu? Ano mają się! Tym razem Waszą uwagę skupię na powerbankach, a konkretniej na jednym – Navroad Nexo PowerBox, który okazuje się bardzo przydatnym towarzyszem każdej podróży (zwłaszcza pociągiem bez gniazdek…).
Przyzwyczaiłam się już do tego, że wszelkie powerbanki służyły mi tylko i wyłącznie do podładowania mojego smartfona czy tabletu. Tak, podładowania. To bardzo istotne słowo. Nexo PowerBox od Navroad ma bowiem pojemność 10000 mAh i można mieć wobec niego o wiele większe oczekiwania niż tylko „podładowanie” sprzętu.
I, co najważniejsze, oczekiwania te spełnia.
Specyfikacja techniczna:
- akumulator: 10000 mAh 3,7V
- napięcie wyjściowe: 5V
- maksymalne natężenie prądu: 2.1A (przy użyciu jednego gniazda) / 1A (przy użyciu dwóch gniazd jednocześnie)
- wymiary: 156 x 71 x 10 mm
- waga: 222 g
- gwarancja: 6 miesięcy
- cena: ok. 110 złotych
Nexo PowerBox to jeden z ładniejszych powerbanków, jakie trzymałam w rękach – tak myślałam na początku przygody z nim. Akumulator o pojemności 10000 mAh, zamknięty w aluminiowej obudowie, świetnie prezentował się świeżo po wyjęciu z pudełka. Niestety, ten stan nie trwał zbyt długo.
Wiecie, jak to jest z używaniem tego typu akcesoriów. W przeciwieństwie do samego sprzętu, tabletów czy smartfonów, wrzuca się je do plecaka jak popadnie, bez zwracania uwagi na to, co już się tam znajduje. Tym samym już pewnie wiecie, co chcę Wam przekazać. Cóż, Nexo PowerBox uwielbia mieć bliski kontakt z rzeczami, które z kolei mają tendencję do pozostawiania po sobie śladów nie do usunięcia. Po prostu strasznie się rysuje. Oczywiście można się z nim obchodzić bardziej delikatnie, ale czy o to w tym chodzi? No właśnie chyba nie. Ale i tak, mimo wszystko, ważniejsze jest to, jak działa.
W zestawie z powerbankiem dostajemy kabel z trzema przejściówkami: pełnowymiarowym USB, portem Lightning (do ładowania najnowszego sprzętu Apple) oraz 30-pinową wtyczkę do… starszych urządzeń Apple. Świetna sprawa, bo wiele tego typu akcesoriów dostarczanych jest użytkownikowi wyłącznie z jednym kabelkiem – USB – w przypadku uniwersalnych powerbanków do urządzeń elektronicznych wszelkiego typu lub, jeśli mowa o dedykowanych akcesoriach do sprzętu Apple, Lightning lub właśnie z 30-pinową wtyczką.
Sam powerbank jest akcesorium zamkniętym w obudowie o wymiarach 156 x 71 x 10 mm i wadze 222 g – to niewiele, jak na 10000 mAh. W jego przypadku interesuje nas tak naprawdę wyłącznie górna część akcesorium oraz prawa krawędź. U góry znajdujemy nazwę urządzenia i cztery diody LED, sygnalizujące nam stopień naładowania akumulatora (zarówno podczas ładowania urządzeń za jego pomocą, jak i ładowania samego powerbanku). Z boku natomiast mamy, od prawej: włącznik powerbanku, port microUSB (do ładowania samego akcesorium) oraz dwa pełnowymiarowe porty USB: 2.1A i 1A.
Testy użytkowe
Przeprowadziłam wiele testów, by pokazać Wam, jak PowerBox sprawdza się w rzeczywistości. Oczywiście przywołam tylko część z nich, bo całej reszty jakoś strasznie uważnie nie monitorowałam – po prostu zależało mi na tym, by dany sprzęt – w danej chwili – uratować od rozładowania. Jak to podczas typowego codziennego użytkowania sprzętu bywa…
I tak, Nexo PowerBox umożliwił mi naładowanie tabletu Nexus 7 2012 o 0 do 100% i zaraz później jeszcze HTC One M8 od 53% do 100%, a innym razem – Huawei MediaPad T1 8.0 w 100% i One M8 w 44%. W innym przypadku w pełni naładowany powerbank naładował iPada 3 w 50% (dla porównania, powerbank 3000 mAh naładował ten sam tablet tylko w 14%).
Jeszcze innym razem podłączyłam do niego dwa tablety jednocześnie – iPada 3 do gniazda 2.1A i Nexusa 7 2012 do 1A. Tablety zostały naładowane w, odpowiednio: 23% i 60%.
Dla usystematyzowania, do testów posłużyły mi następujące urządzenia z akumulatorami o różnej pojemności:
- Nexus 7 2012: 4325 mAh
- HTC One M8: 2600 mAh
- Huawei MediaPad T1 8.0: 4000 mAh
- iPad 3: 42.5 Wh (ok. 11500 mAh)
Trzeba jednak liczyć się z tym, że tak duża pojemność powerbanku będzie wymagała bardzo długiego czasu ładowania. I tak faktycznie jest – pełne naładowanie trwa dziesięć godzin. Podczas trwania procesu zapalają się kolejne niebieskie diody, sygnalizujące mniej więcej w jakim stopniu akcesorium jest już naładowane.
Użytkując Nexo Powerbox tak naprawdę napotkałam tylko jeden problem, aczkolwiek wystąpił ze trzy-cztery razy (w ciągu kilku tygodni to relatywnie niewiele). Zdarzyło się bowiem, że po podłączeniu do powerbanku jakiegoś urządzenia, to nie było ładowane – mimo tego, że diody świeciły się tak, jak powinny. Okazało się jednak, że pomogło wyłączenie go fizycznym przyciskiem i ponowne włączenie – czyli jak zawsze – reset dobry na wszystko.
Podsumowując
Nie wyobrażam sobie, by Nexo Powerbox nie towarzyszył mi w podróży – zabieram go ze sobą na wszystkie dalsze wypady. A gdybym studiowała, to pewnie byłby jedną z tych rzeczy, które miałabym ze sobą zawsze w plecaku. W sumie… i tak zawsze tam jest, gdziekolwiek się ruszam. A to chyba idealne podsumowanie niniejszej recenzji.