W to spokojne niedzielne popołudnie postanowiłem obwieścić nadejście nowej odsłony sztandarowej aplikacji giganta z Mountain View. Chodzi o oczywiście o przeglądarkę Google Chrome. Producent nie specjalnie starał się rozgłosić ten update, więc odbył się jak każdy inny – w większości przez Sklep Play po łączu WiFi. Tymczasem sama aktualizacja przemyca nam wyraźny przekaz.
Nowa odsłona jednej z najpopularniejszych przeglądarek, a już najbardziej popularna, jeśli chodzi o urządzenia mobilne i system Android, nadeszła do mnie wczoraj. Nosi numerek 37.0.2062.117 i wprowadza nowy wygląd oraz kilka poprawek, przede wszystkim w wydajności oraz unifikację swych usług. Tym sposobem otrzymujemy próbkę interfejsu Material Design w jednej z kluczowych aplikacji. Niestety nie mam tabletu opartego o Androida na stanie, więc umieszczam Wam kilka screenów z 5 calowca.
Nie trzeba być śledczym, czy nawet światowej klasy dziennikarzem, aby wywęszyć zamiary Google. Od pewnego czasu aktualizuje on swoje główne usługi i aplikacje pod nowy interfejs. Oznacza to rychłe nadejście Androida L. Tym samym w delikatny sposób wpaja ludziom słuszność tej zmiany. Zupełnie inaczej niegdyś postąpił Microsoft, wprowadzając rewolucję „kafelkową”. Efekty? Każdy chyba zna. Spadek popularności, zdecydowane protesty i zniechęcenie klientów. Na tle MS, polityka Google wydaje się bardziej spójna i korzystna. A jak zareaguje rynek na nową odsłonę najpopularniejszej platformy? Dopóki Android będzie darmowy, a urządzenia z nim wyjątkowo tanie, dopóty ludzie będą skłonni przystać na te zmiany. I tutaj po raz kolejny mądrość marketingu Google pokazuje swoją przewagę nad Microsoftem. Zasada jest prosta – najpierw przyzwyczaj klienta i zdobądź popularność, później każ sobie za to płacić. Na szczęście gigant z Redmond ostatnio zaczął myśleć i wprowadzać swoje usługi na konkurencyjne platformy, zamiast ślepo wpatrywać się w swoją wcześniejszą politykę – politykę pieniądza kosztem klienta.