Kiedy sprawiłem sobie pierwszy smartfon w rozdziałce High Definition, pomyślałem – to jest właśnie to, czego szukam. Jednak producenci mobilnego sprzętu nie poprzestali na tym. Niedługo później usłyszałem o Full HD, który nadal jest standardem w topowym sprzęcie. Aby posiąść model o sensownej specyfikacji i relatywnie mocnej wydajności musiałem zaopatrzyć się w klocka o wielkości 5 cali z ekranem 1080p. Pozycja lidera wśród rozdzielczości wyświetlaczy nie trwała zbyt długo. Jeszcze w 2013 roku, światło dzienne ujrzała maszyna z ekranem 2k. Obecnie coraz głośniej mówi się o urządzeniach z Ultra HD na pokładzie, które zagoszczą w 2015 roku, a w mojej głowie nasuwają się dziwne wnioski: „Ekran ostry jak brzytwa i piękne kolory, tylko czy akumulator to wszystko wytrzyma?” Muszę przyznać, że jestem wielkim fanem technologii mobilnej, ale czasem nie wiem gdzie zmierza dzisiejszy postęp i rozwój nauki.
Zakładam, że większość osób, które nie są ściśle zainteresowane tematem, nawet nie wiedzą, o czym piszę. Dla nich liczy się fakt, aby produkt był wydajny i prezentował optymalną ergonomię, a przy okazji wyglądał estetycznie (choć to pojęcie względne). Tylko tak naprawdę co kryje się pod tymi pojęciami? Skoro potencjalny klient nie bardzo koncentruje się na tym, czego tak naprawdę oczekuje od urządzenia, dostaje przeładowany sprzęt pod hasłem producenta – „najlepszy”. Od czasów, gdy coraz większe znaczenie zaczęły mieć urządzenia dotykowe, firmy tworzące smartfony i tablety poświęcają szczególną uwagę ekranom. Nic dziwnego, przecież to główna powierzchnia naszego urządzenia, na której wyświetlane są wszystkie informacje. Ostatnio coraz częściej możemy przeczytać o rozpoczęciu produkcji matryc z dużą rozdzielczością. Ich zastosowanie jest dla mnie jak najbardziej sensowne w wyświetlaczach tabletowych. Problem zaczyna się, gdy producent wpycha taką rozdzielczość do małej przekątnej, bez pytania, czy jest to nam – klientom, potrzebne.
Początki ekranów dotykowych
Ekrany dotykowe mają swoją długą historię i bynajmniej nie wymyślił ich Steve Jobs. Duży udział w rozwoju i rozpowszechnieniu urządzeń mobilnych miał popularny digitizer (warstwa dotykowa). Początki ekranu zaopatrzonego w dotyk sięgają przeszło 40 lat historii, a przodkiem tego rozwiązania jest Sackbut – pierwowzór dzisiejszych syntezatorów. Zaopatrzone w płytkę pojemnościową urządzenie rozpoznawało i dawało możliwość płynnej zmiany barwy dźwięku. Jej wynalazcą jest Hugh Lee Caine, kanadyjski fizyk i entuzjasta muzyki elektronicznej. Od tamtej pory minęły długie lata, by wreszcie w 1972 roku zadebiutował pierwszy komputer (edukacyjny) z ekranem dotykowym. Nazywał się PLATO IV i swoje zastosowanie znalazł w szkołach i uniwersytetach w USA. Później były jeszcze nieśmiałe próby stworzenia tego typu komputerów (HP-150), jednak popularność zdobyły dopiero laptopy zaopatrzone w płytki dotykowe (touchpad), począwszy od 1994 roku (komputery przenośne Apple). Prawdziwy „boom” nastał za sprawą tej samej firmy i wspomnianego na początku tego akapitu wizjonera. Jego iPhone i iPad zapoczątkował erę fascynacji oraz dynamicznego rozwoju urządzeń mobilnych.
Wśród ekranów dotykowych rozpoznajemy dwa rodzaje digitizerów – oporowy i pojemnościowy. Oczywiście obie możliwości niosą ze sobą pewne zalety i wady, jednak w ostatnich czasach to ekran pojemnościowy opanował świat sprzętu przenośnego. Pierwsze „dotykowce” w większości oferowały przeciętnej jakości ekrany LCD TFT i skromną rozdzielczość, co jak na tamte czasy okazało się wystarczające. Powodem tego była mała przekątna ekranu. W latach 2007-2010 nikt nie zastanawiał się nad wielkimi matrycami, które widzimy dziś w popularnych fabletach. Zatem wysokie rozdzielczości nie były nikomu potrzebne. Była to jednak, jak się później okazało, zapowiedź nadchodzących zmian…
Wykorzystanie ekranu urządzeń mobilnych w codziennym zastosowaniu
Głównym założeniem sprzętu przenośnego jest możliwość szybkiego i bezproblemowego dostarczenia informacji, prostej pracy biurowej oraz rozrywki będąc ciągle w drodze czy podróży. Jeśli chodzi o konsumpcję treści smartfony i tablety są po prostu genialne. Zastąpienie myszki i klawiatury dotykiem sprawdza się tu w 100%. Dzięki temu możemy błyskawicznie sprawdzić maila, newsy z dziedzin, jakie nas interesują, pogodę, aktualności z portali społecznościowych, a także korzystać ze stron internetowych bez potrzeby zatrzymywania się. Jak wiadomo laptop czy nawet ultrabook nie daje nam takiej możliwości. Również oglądnięcie ciekawego serialu czy filmu, słuchanie muzyki korzystając z komunikacji masowej, nie stanowi problemu. Gdy się zgubimy, wesprze nas moduł GPS. Natomiast, jeśli chcemy uwiecznić ciekawe zjawisko bądź zapierającą dech w piersiach chwilę, użyjemy aparatu. Nawet najprostsza praca z urządzeniami mobilnymi jest możliwa. W tym jednak wypadku, w grę wchodzi podpięcie myszki i klawiatury. Ale w przypadkach awaryjnych napisanie krótkiej notatki, sporządzenie arkusza kalkulacyjnego, pliku tekstowego czy stworzenie prostej prezentacji może uratować nam życie i zaoszczędzić cenny czas. Zastosowań tego typu sprzętu jest o wiele więcej. Wymieniłem te najbardziej typowe, z którymi na co dzień się spotykamy. A teraz pomyślmy, czym byłaby obsługa bez odpowiedniej jakości i ostrości wyświetlanego obrazu.
Wpływ jakości wyświetlanego obrazu na potrzeby użytkownika
Zastanówmy się teraz, jakie znaczenie mają odpowiednie parametry matrycy na wrażenia z obsługi ekranu i wykonywania podstawowych czynności, o których wspomniałem w poprzednim akapicie. Załóżmy, że jesteśmy filmowymi maniakami albo uwielbiamy mobilną fotografię. Co w takich przypadku jest dla nas najważniejsze? Oczywiście kontrast, nasycenie barw, odwzorowanie kolorów (w tym głęboka czerń) oraz odpowiedni poziom ostrości. A gdybyśmy wzięli pod uwagę elektronicznych „moli książkowych” (wiem, ta nazwa brzmi kuriozalnie). Jaki aspekt staje się dla nas priorytetem? Oczywiście ostrość czcionki, czyli spore zagęszczenie pikseli. Jeśli lubimy buszować po internecie, największe znaczenie będzie miało dla nas odpowiednie ppi (pixels per inch – piksele na cal) oraz czytelny obraz (jak najlepsza biel, widoczność w słońcu).
Jak widać, typowe zastosowania w teorii potrzebują odpowiedniego przygotowania matrycy, aby jakość prezentowanego obrazu była zadowalająca. I tu z pomocą wychodzą nam producenci sprzętu. Wśród technologii ekranu najpopularniejsze są dwa rozwiązania LCD i AMOLED, wsparte patentami poszczególnych koncernów. Samsung stawia na organiczne LED-y, Sony na kwantowe kropki, LG podbicie jasności ekranu (wysoki poziom nitów), HTC na szerokie kąty widzenia w S-LCD (rozwinięte IPS-y), a Nokia na świetną widoczność w słońcu (Pure Motion HD z ClearBack). Ciężko ocenić, kto w tym pojedynku ma rację. Każde z rozwiązań niesie ze sobą korzyści. Czasem dana matryca łączy w sobie cechy pozostałych. W dobie dzisiejszego zaawansowania technologicznego wad jest zdecydowanie mniej. Korzysta na tym użytkownik, który ma możliwość wyboru. Większość tych „nowinek” ma swoje skomplikowane nazwy, aby robiły wrażenie na kliencie końcowym.
Wysoka rozdzielczość na smartfonie, tablecie, laptopie i telewizorze
Jeśli już dochodzimy do tematu ostrości obrazu, najważniejszym parametrem będzie ilość pikseli na cal długości matrycy (ppi). Zauważmy, że wielkość stosowanych dzisiaj ekranów ma swoją rozpiętość od kilku do kilkudziesięciu cali. I tak na smartfonie odpowiednie zagęszczenie pikseli dostarcza rozdzielczość HD (1280 x 720 pikseli). Nie oferuje przesadnego ppi, maksymalnie 293 jednostki przy 5 calach. Im oczywiście mniejsza przekątna wartość ta wzrasta. Jeśli weźmiemy pod uwagę fablety, dojdziemy do wniosku, że High Definition może się okazać za mało i powinniśmy zainwestować w Full HD (1920 x 1080 pikseli), aby otrzymać najlepsze wrażenia z oglądanego obrazu. W tym momencie zagęszczenie pikseli oscyluje między 300-400 ppi. Tablety to już większe urządzenia, których przekątna rozpoczyna się od 7 cali do powiedzmy 13 (tak wiem, istnieją 20 calowe tablety, ale nie rozpatrujemy niszowych wartości). W tym wypadku najrozsądniej zaopatrzyć matrycę w rozdziałkę WQXGA (2560 x 1440 pikseli) albo WQHD (2560 x 1600 pikseli), oferującą zagęszczenie pikseli na poziomie 230-430 ppi. Idźmy jednak dalej. Do rodziny komputerów możemy zaliczyć również laptopy oraz PC-ty. Jeśli weźmiemy pod uwagę rozdzielczość Ultra HD (3840 x 2160 pikseli) uzyskamy wartość 250-330 ppi w przypadku laptopów (13-17 cali) i 150-230 ppi w przypadku monitorów PC-towych (19-29 cali). Tutaj sprawa się ma trochę inaczej, ponieważ na ekrany tych urządzeń patrzymy w pewnym oddaleniu i nie potrzebujemy tak dużej gęstości obrazu. Również czcionki nie są takie małe, także Ultra HD to ostateczna ostateczność. A co jeśli do tego grona dołożymy wielkie, kilkudziesięcio calowe telewizory? W tym wypadku możemy się pokusić o większą rozbieżność. Jeśli będzie to mniejszy telewizor w pokoju nocnym (do 30 cali) możemy wybrać rozdzielczość nieprzekraczającą 3840×2160 pikseli, a nawet niższą. Jeśli jednak jest to salonowy kolos, to w grę mogą wchodzić rozdzielczości 4K (4096×2304 pikseli). Porównanie zaowocuje zagęszczeniem na poziomie – TV do 30 cali (od około 150 ppi w górę), TV do 49 cali (od 95 ppi w górę). Istnieje także możliwość implementacji większej rozdzielczości (8K – 85 ppi przy 110 calach), ale w grę wchodzi tu zastosowanie biznesowe i konferencyjne. Taki podział uważam za najbardziej sensowny. Jeśli teraz porównamy to z obecnymi poczynaniami producentów urządzeń, dojdziemy do wniosku, że wyścig na cyferki zapędził się zbyt daleko. Ludzkie oko nie zobaczy różnicy na małym ekranie pomiędzy rozdzielczością Quad HD a Ultra HD. Wątpliwym jest też pakowanie wyświetlacza o zagęszczeniu ponad 400 pikseli na cal. Takie wartości sprawdzą się dobrze na wielkich wyświetlaczach. Pamiętajmy również, że dawniej z powodzeniem radziliśmy sobie na mniejszych rozdzielczościach, a i tak były to wartości akceptowalne. Symulacje przeze mnie sporządzone są czysto przypadkowe i dają poglądowy obraz na sprawę.
Wyścig o klienta
To, co w tym momencie obserwujemy na rynku, jest niepotrzebną wojną na patenty. Możliwości technologii mobilnej są ważne, a ekran pozostaje chyba najważniejszą ich częścią. Jednak nie można ślepo wierzyć reklamom z wiarą, że dzięki 500 czy 700 ppi będziemy widzieć ostrzejszy obraz i skorzystają na tym nasze oczy. Podczas konsumpcji treści wystarczy nam rozdzielczość HD na małym ekranie i Full HD na większym. Wprowadzenie 2K i 4K w świecie telewizorów wzbudziło w producentach nadzieje na kolejne zyski. Przenosząc takie wartości na ekrany smartfonów i tabletów zapominają o jednej ważnej rzeczy – akumulatorze. Jego rozwój i tak jest słaby, dlaczego więc wielkie koncerny pogarszają ten stan rzeczy, skazując na wieczny mariaż z gniazdkiem elektrycznym? Pewnie, dlatego że cyferki dobrze wyglądają marketingowo. W dzisiejszych czasach sami musimy odpowiadać za nasze decyzje i dokonywać słusznych wyborów, aby uniknąć jawnych „wyłudzeń”. W wypadku tak dużych rozdzielczości to jedynie przerost formy nad treścią. Zastanówmy się przecież, kiedy tak naprawdę ludzkie oko jest w stanie zobaczyć pojedynczy piksel, a kiedy obraz staje się nieostry. Dojdziemy do przykrych konkluzji. Żyjemy w świecie iluzji, gdzie reklama rządzi przeciętnym użytkownikiem. Nie dajmy się zwariować. Rozdzielczości 2K i 4K nie są nam potrzebne na pokładzie urządzeń mobilnych, ale jeśli masa ludzi będzie ślepo wierzyć temu, co twierdzi producent, proceder zwiększania ppi będzie pogłębiać się w nieskończoność. Jestem tylko ciekaw czy jeszcze za życia ujrzę ekran 32K…
Fot. by John Karakatsanis, ittechblog.pl, commons.wikipedia.org, James Whatley, Vivo.com.cn, Tcl.eu, pl.wikipedia.org